Archiwum kategorii: Listy

Ludomir Mączka: Zapiski-notatki z rejsu „Marią”. Australia, Wielka Rafa Koralowa, 1977 r.

Ludomir Mączka, wbrew powszechnej opinii, pisał dużo i systematycznie: były to listy do przyjaciół i znajomych; z wyjazdów zawodowych, z rejsów, listy z Afryki do kolegi geologa. Wysyłał widokówki z wypraw, rejsów gęsto zapisane na odwrocie, ba nawet napisał artykuł – głos w dyskusji na temat walorów estetycznych, wychowawczych żeglarstwa. Pozostawił po sobie skrupulatnie prowadzone, niemalże dzień po dniu, zapiski – notatki z rejsu „Marią”.  

Wyłania się z nich postać żeglarza zatroskanego o sprawy rejsu, jachtu, załogi, ale też obserwatora zafascynowanego otoczeniem, przyrodą, ludźmi; człowieka z egzystencjalnymi rozterkami, który, niczym literacki „niespieszny przechodzień”, wplata rozmaite dygresje wydobyte z głębi własnego intelektu. Dzięki uprzejmości Wojciecha Jacobsona, który olbrzymim zaangażowaniem i wytrwałością gromadził i zachował spuściznę po Przyjacielu, przedstawiamy kolejne fragmenty ludkowych notatek z rejsu „Marią” (poprzednie,  patrz: „Zeszyty Żeglarskie” nr 20, 21, 22e 23e), tym razem z okresu żeglugi australijskiej, przez Wielką Rafę Koralową, w drugiej połowie 1977 roku. W większości prezentowanych zapisków, pozostawiono nie poprawiony, pisany na gorąco tekst, bez nadmiernej ingerencji w charakter i styl Autora.

                                                                                                                                                                                                                            (zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

19.07.1977 Mooloolaba

 Wczoraj weszliśmy do Mooloolaba. Pogoda piękna. Wiatr ten sam, ale że szliśmy tym razem półwiatrem to było bardzo miłe. Weszliśmy ok. południa. Zaczęliśmy się kręcić szukając miejsca. Ciasno – rzeka niewielka. Stoją pale do których się cumuje – kupa krewetkowców. No i tak kręcąc się wleźliśmy na piasek – tuż przy palu. Woda opadła i tak na boczku przeleżeliśmy do ok. 17tej. Zeszliśmy gładko. Można było spokojnie poczekać. No, ale trochę popracowaliśmy windą i linami. Potem odeszliśmy na pale i tu zaczął się trochę niefart – po prostu spieprzyłem. Przedobrzyłem – nie złapałem pala z przodu tylko ten tylny a przedniego nie dosięgnąłem, no i na prądzie obróciło. Było już ciemno. Wreszcie obróciliśmy się na windzie. Nie było to ładne. Fakt, że muszę się nauczyć manewrować. Kaziu robił to ładniej. Dobrze, że było ciemno bo było mało świadków…

 

Wtorek 23.08.1977 Midlle Percy I.

 Stoimy tutaj od soboty. Z Pearl Bay wyszliśmy w wieczór w piątek, Można było iść wprost na Percy, kurs był czysty – trochę wysepek po drodze, ale na kursie czysto, + 2-3 Mm. Ponieważ obawiałem się poprzecznych prądów pływowych poszliśmy na E potem na N aby iść na latarnię High Peak I. I potem już za jasnego na Percy. Nałożyliśmy ok. 15 Mm ale żegluga czysta i bezpieczna. Mimo to miałem przez chwilę niemiłe uczucie zagubienia zanim złapałem latarnię. Pogoda była piękna. Ok. 15tej kotwiczymy przy Midlle Percy I, naprzeciw wejścia do „laguny”. Zatoczka otoczona mangrowcami, można tam wejść przy wysokiej wodzie. Skok pływu coś 3m. Stoją tam na piasku dwa trimarany. Jest też „Jolly Swagman”. W sobotę rano wizyta u Andrew Martina, który tu siedzi już kilkanaście lat. Przeważnie sam. Ma tu duży stary dom, ogród warzywny, kozy, kury. Poluje na kozy. Ma 50 lat, ale wygląda na 30-40. Ciekawy gość, trochę romantyk, idealista, bardzo miły i gościnny. Wczoraj byliśmy z nim na polowaniu na kozy, ale nie zdałem egzaminu ze strzelania i doradził aby karabin zostawić pod drzewem, będzie lżej chodzić. Sam chodzi lekko i szybko. Ma semi eutruite 22 i strzela pięknie, no a kozy obrabia w ciągu 5-10 minut. Wyspa jest piękna i bardzo urozmaicona. W sobotę wieczór obchodziłem 4 tą rocznicę wypłynięcia (trochę przed czasem), ale takiego miejsca jak tu trudno znaleźć. Trochę przepijaliśmy Johny Walkera którego dostałem od Leifa, ryby z rusztu. Były Swagmany, Andrew i kilku jeszcze żeglarzy. Bg (Bogdan – przyp. red.) trochę brzdąkał na gitarze przy ognisku. Pogoda bardzo ładna, upału nie ma. Andrew przypomina trochę A. Drapellę. Wyspę dzierżawi po White’ach, którzy tu mieli owczą farmę. Do niego jest jakieś ca 3 mile. Nie odwiedza go zbyt wielu żeglarzy, bo trochę daleko. Na brzegu jest woda doprowadzona rurą plastikową, …… Szopa gdzie można biwakować. Wisi tam mapa wyspy z krótką historią od Flindersa począwszy. Ogłoszenie, że „dogs are friendly” i „snakes are harmless”…

                                                                                                                                    Ludomir Mączka

________________________________

Andy_Martin's_ Homestead_Middle_Percy _I._fot._Dave_Walsh_czerwiec_1981_Scan1684                                    Andy Martin’s Homestead, Midlle Percy I, czerwiec 1981r. Fot. David Walsh

Pearl_Bay_N.Queensland_fot.Dave_Walsh_28.6.1981                                                    Pearl Bay, North Queensland, 06.1981r. Fot. David Walsh

Henryk Jaskuła – córka Aleksandra: Korespondencja mailowa

E-mail z 24 Feb 2016 15:21:47+0100

Nadawca: Henryk Jaskuła

Moja córka Oleńka była na Kubie w bieżącym miesiącu, lutym 2016. Odwiedziła miejsce gdzie padł Dar Przemyśla. Oto jej relacja z tego co tam zobaczyła i sfotografowała…

Hen

*   *   *

Cześć Jim,

Kilka dni temu wysłałam ogólną relację z podróży po Kubie. Oprócz turystyki i jazdy rowerem miałam jeszcze jednak inny powód do wyjazdu na Kubę. Kiedy jechałam tam w 2007, zapytałeś mnie, czy będę miała możliwość odwiedzić miejsce, w którym rozbity został Dar Przemyśla. Byłoby mi to wtedy bardzo trudne, ponieważ przemieszczałam się komunikacją publiczną, a miejsce to jest na odludziu.

Pozostała we mnie jednak na zawsze myśl, żeby zorganizować wyprawę rowerowa po Kubie i mieć wtedy możliwość dotrzeć tam. Wyprawę tę trochę odkładałam przez kilka lat z uwagi na inne wyjazdy, ale wreszcie w zeszłym roku zdecydowałam: „Teraz”.

Nie chciałam jednak mówić Tobie o swoim zamiarze, bo gdyby się to z takiej czy innej przyczyny nie udało, nie chciałam Cię rozczarować. Po objechaniu południowego wybrzeża Kuby (Uvero, Pilón, Manzanillo) pojechałam do Bayamo i dalej na północ do Las Tunas i Manatí. Ponieważ jacht nie rozbił się w żadnej miejscowości, tylko na odosobnionej plaży, miejsca tego nie było na mapie drogowej. Posługiwałam się wiec dokładną mapą morską, którą mi wtedy przysłałeś. Według niej miejsce katastrofy było miedzy Punta Brava, a Punta Nuevitas. Miejsce to musiałam przenieść na mapę drogową, żeby znaleźć drogę dojazdową.

Ponieważ w terenie nie było drogowskazów, pytałam ludzi o drogę. Od Manatí było 18 km, droga nie bita, piaszczysta; żadnych wiosek. Ludzie zaczęli mnie przestrzegać, żebym tam absolutnie sama nie jechała, bo jest tam bardzo niebezpiecznie. Włóczą się tam mianowicie sfory dzikich, bezpańskich psów, które są agresywne i mogą mnie zaatakować. Oprócz tego można tam napotkać mężczyzn, którzy także mogą być niebezpieczni.
– Ale ja już jeżdżę przez jakiś czas po Kubie i nigdzie nie spotkałam agresywnych mężczyzn – powiedziałam.
– Zgadza się; to jest jednak teren odludny, poinformowano mnie, i nie ma tu kontroli społecznej. Dlatego też wszystko może się tutaj wydarzyć.

Zaczęłam się wahać. Wiem, że bezpańskie psy mogą być bardzo niebezpieczne; znam przypadki, ze zagryzały ludzi na śmierć. A mężczyzn boję się jeszcze bardziej…

– Ale zrobiłam tyle kilometrów, żeby tutaj dotrzeć (miejsce to nie było mi po drodze z Santiago do Hawany) i mam teraz wracać, tak blisko celu?
Do obrony miałam tylko gaz pieprzowy, z którym wożę się na swoje wszelkie wyprawy. Nigdy nie używany, już kilka lat przeterminowany. Co to znaczy? Że może zaszkodzić??? W chwilach zagrożenia jest on jednak dla mnie dużym wsparciem; ładuję go wtedy z kosmetyczki do kieszeni. Czasem nawet wkładam rękę do kieszeni i kładę palec na spuście.

– Nie, ja jestem córka Jaskuły; nie cofnę się. Jak coś się będzie działo, to obronię się gazem.

I tak zrobiłam. Trochę się bałam, ale po drodze nie poczułam ani cienia zagrożenia. A do tego okazało się, że nad morzem jest kemping, wiec wcale nie było to miejsce zupełnie odludne. Rozmawiałam z zarządcą kempingu. Chciałam dokładnie zlokalizować miejsce i zapytałam go, czy może przypomina sobie rozbicie tego jachtu.
– Tak, polski statek, rzeczywiście rozbił się tutaj. Ale to już bardzo dawno.
– Że bardzo dawno, to się zgadza. Ale to nie był statek, tylko jacht, żaglowy, niewielki: 13 metrów.
– A to nie, to był duży statek handlowy.

W tym rejonie rozmawiałam z wieloma ludźmi, ale nikt nie przypominał sobie tego wydarzenia.

Poszłam na plażę. Miejsce wyglądało tak, jak je sobie wyobrażałam. Piaszczysta plaża, otaczający teren – płaski, bez żadnych górek, czy skał. W morzu, w odległości około dwustu metrów od brzegu, równa linia przyboju (widać na zdjęciach). Poszłam do morza. Można było iść dziesiątki metrów, woda cały czas trochę powyżej połowy łydki; na dnie piasek i ostre muszle. Nie doszłam do rafy koralowej, która ciągnęła się równą linią wzdłuż brzegu, dokąd tylko było widać, bo rower ze wszystkim (paszport, karta kredytowa, pieniądze) zostawiłam bez opieki na plaży, a zaczęli się tam kręcić ludzie.

Napisałam list w Twoim imieniu. Włożyłam go do butelki po winie i wypełniłam piaskiem. Butelkę zakręciłam. Załączam zdjęcia. Byłam bardzo emocjonalna; tak jakby to był pogrzeb. Tak też to przeżywałam: pogrzeb zaoczny, bez zwłok. Butelkę rzuciłam do morza.

W moim poczuciu jacht został pogrzebany. Przez osobę bliską, rodzinę, córkę. Wiec się liczy.

Jim, czy też tak do tego podchodzisz?

Czy gdybym Ci była wcześniej powiedziała o swoim zamiarze, zrobiłbyś coś zupełnie innego niż ja?

Całuję bardzo mocno,

Oleńka

M-ce katastofy Daru Przemyśla_1  M-ce katastrofy Daru Przemysla_luty 2016_2  P1090271    M-ce katastrofy Daru Przemysla_luty 2016_3  M-ce katastrofy Daru Przemysla_luty 2016_4

P1090267b  P1090268b

 

*   *   *

From: Henryk Jaskuła
To: Oleńka
Sent: Wednesday, February 24, 2016 1:20 PM
Subject: Wrak „Daru Przemyśla”

Oleńka
Podziwiam Twój wyczyn – dotarcie na plażę gdzie leżał wrak Daru Przemyśla. I nie ma tam nic, żadnego śladu po jachcie? Nie wiem czy to bardziej smutne, czy mniej smutne. Jeżeli wraki jachtów należy grzebać, jak grzebie się ludzkie zwłoki, to może lepiej, że nic nie zostało na plaży.
A co napisałaś – w moim imieniu – w akcie pogrzebowym, we flaszce rzuconej do wody?

Jim

P.S. W załączeniu mapa miejsca katastrofy na Kubie. Od tego miejsca do Puerto Manati jest w prostej linii 8,3 km. Katastrofa nastąpiła 20 grudnia 1987 roku, ok. godz. 20-tej czasu lokalnego, już po ciemku.

 

*   *   *

From: Henryk Jaskuła
To: Oleńka
Sent: Wednesday, February 24, 2016 11:20 AM
Subject: Raport z Kuby

Oleńka,
Twoją relację z wizyty na kubańskiej plaży, gdzie zabity został jacht Dar Przemyśla, traktuję jak raport, który ma być zanotowany w archiwach Historii.
Wysłałem go w Polskę i w pozostałe cztery strony świata.
Poprzedni dokument z oględzin tego miejsca jest ze stycznia 1988 roku, autorstwa nieżyjącego już Antka Pasicha. Na jego zdjęciach wrak leżał jeszcze na plaży, bez masztów, rozbebeszony, poodkrawane wszystko co metalowe, sam okaleczony kadłub z pokładem, niczym skóra – może szkielet – żyjącej kiedyś szczęśliwej istoty. Jacht, który w swym krótkim dziewięcioletnim życiu zdołał się wpisać do Historii.

Con los de siempre besos y abrazos,

Jim

*   *   *

 

From: Jaskula, Aleksandra (ZN)                                                                                                                 To: Henryk Jaskuła                                                                                                                                       Sent: Thursday, February 25, 2016 1:40 PM                                                                                Subject: RE: Wrak Daru Przemyśla

Cześć Jim,

Miło mi, że poważnie podchodzisz do mojej relacji. Zrobiłam to z serca i sama to bardzo mocno przeżyłam; to była prawdziwa misja. To zupełnie co innego czytać informacje o wydarzeniu, a zobaczyć naocznie to miejsce. Jedno i drugie jest potrzebne do pełnego przeżycia…

To, że w tej chwili nie ma już na plaży żadnego śladu jachtu, nie jest istotne. Nawet nie szukałam już śladów: jest zupełnie niemożliwe, żeby cokolwiek pozostało. Morze tam nie zawsze jest tak spokojne jak wtedy, kiedy tam byłam (choć wiała wtedy dobra czwórka z północy), czy kiedy doszło do katastrofy: Kubę nawiedzają niejednokrotnie silne cyklony, które niszczą nawet solidne zabudowania.

Myślę, że fakt, że nie ma już wraku, nie jest smutny. Taki wrak na plaży to jak otwarta rana, to wzywanie o pomoc. Teraz nie pozostało już żadnego materialnego śladu po katastrofie: wszystko co było, zostało wchłonięte przez naturę i cykl się zamknął. Ciało Daru Przemyśla stało się pożywieniem dla ryb i budulcem nowych drzew. Tak jest dobrze.

Nie szukałam żadnych deseczek, ale – nie szukając – czułam tam obecność jachtu: jego dusza błąkała się tam przez 28 lat, jak porzucony pies. A teraz została poświęcona, wszystko zrozumiała i będzie spokojnie czekać na Ciebie, nie ważne jak długo.

Mapę, którą załączasz, miałam ze sobą. Z Puerto Manatí jest rzeczywiście bliżej niż z Manatí, ale nie ma tam drogi, dlatego też jechałam z Manatí. Do Puerto Manatí mogłam była także pojechać, ale to nie było istotne…

Całuję,

Oleńka

U.+F. Klee: List do Ludka i „Popofa”.

U.+F.KLEE                                                                                                                                                           D-4770 Soest/Westf.                                                                                                                                        G e r m a n y                                                                                                          November 2nd, 1991

Dear Ludek, dear Popof,

what a surprise! As you see we are in Germany at the moment, without boat, however. VAGANT is on the yard in Bellingham, USA (not far from Vancouver, Kanada), and we had to fly home for the first time after 9 years of cruising. Since we last met you resp. Popof we sailed a while in Brazil, for a short visit across to St. Helena, then south via Montevideo – Cape Horn – Chileean Channels – Juan Fernandez – Easter Island – all the Pitcairn Islands – Gambiera – Kermadeca – New Zealand. Then twice back and forth between Tonga and NZ and on to the north. Samoa – Tuvalu – Kiribati – Carolines – Marshalls – Guam – Marianas – Ogadawara/Bonin Islands – Japan. Then along the Aleutian Chain to the Shumagins and Kodiak and across the Alaska Gulf to Sitka. On the way south from there we capsized in October 1987 just outside Dixon Entrance. We stayed upside down for a while, came up with a broken mast and limped into Masset, a rather remote fishing village in the north coast of the Queen Charlotte Islands. There we spent 8 wonderful months and sailed on with a wodden made from a hundred years old spruce out of the woods there and equipped with the fittings and parts of the old mast which we could safe. Then north to Glacier Bay in SE-Alaska and south to Vancouver Island for the long due overhaul. The next voyage went from there via the Charlottes and SE-Alaska again to Kodiak, south to Mexican Islands, left Hawaii soon (too expensive, too touristified) for the Aleutians. From Unalaska through the Shumagins to Kodiak again and back to British Columbia where we spent the winter. This summer’s voyage was only from Vancouver Island via Charlottes – SE-Alaska to Kodiak and back to Bellingham.

Well, friends these are our where abouts, but since this a very small world we have heard about both of you on the way, of course. In Victoria we met Sven who had sailed the Northwest Passage, where he met a Polish guy called “Ludek”, who had his boat MARIA in Le Havre and somewhere on several stops during our voyage we hard that somebody had taken Popof from Rio to the Caribbean which was seen as a great loss for the French Yachtie Community in Rio.

It is really a pity that we did not get your letter earlier, but the address you used is indeed, no good at all. We got your letter only by chance. The one on this letter is better. Well, what can we do now? It would really be most interesting to meet you again. We intend to be in Germany until about January 1992. Our schedule is very right, however. We had to press too many things into this expedition ashore. Especially December is reserved for an eye operation. We are, however, always ready and eager to travel. So why not fit in a visit to Szczecin? Let’s see.

Best wishes,   Ursel + Friedel

P.S.: We wondered about the picture of a yacht in the brochure of the “World Polonia Sailing Jamboree”. It is of an “Optima 101” which is developed from the ”Optima 92”, of which we sail the prototype, the very first one. Friedel worked for 10 years with the manufacturer Dehler, Freienohl, Germany/Zaandam, Holland.

Sirijos Gira Vytautas: Widokówki do Ludomira Mączki.

 

widok wilno                        Wilno, Ostra Brama.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           Wilno,91.02.14/15                Drogi Ludomirze,                                                                                                                                              Dziękuję za list z 14 stycznia, wysłany 15-go, w Wilnie – 3 lutego. Od Wojciecha też otrzymałem list z Jamajki, odpowiedziałem do Szczecina. Myślę, że Polska wypłynie na spokojną wodę. Kanadyjskie obywatelstwo – to już coś. Myślę, że ten list trafi do Ciebie zanim wyruszysz do Francji. Byłem tam tydzień (czy 10 dni?) przed tamtą wojną i jeszcze jeden dzień (!) w roku 1978. Z Polski nie będzie chyba dużych kłopotów zahaczyć o Wilno, i Kowno (I Kłajpedę?)… Stosunki między Polską i Litwą wyraźnie się polepszyły, chociaż i tak pół setki lat nie są złe…

Wiele serdeczności – Witold SG

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

widok. wilno 2                                Wilno, kościół p.w. św. Anny, kościół p.w. św. Michała, klasztor Bernardyński.  

                                                                                                    Wilno, 92.01.20                                          Drogi Ludomirze,                                                                                                                                     Dziękuję za list z 10 grudnia, wysłany 2 stycznia (!), w Wilnie był 10-go. I za ładne foto dzięki. Dzień przed Twoim listem przyszedł list od Wojtka z Durbanu. Ciekawe Wasze życie ….. Twój przyjazd do Polski oglądałem przez TV – łapiemy to Warszawę; troszkę dziwiłem się Twoim zaciekłym milczeniem. Z przyjazdem do Litwy zaczekaj, zanim u nas uporządkuje się ekonomika – i ceny (nawet na przyjazd) nie będą takie niebotyczne. Sprawy polsko-litewskie w Polsce wyolbrzymione, żaden Litwin jeszcze nie zabił żadnego Polaka. Ale te  niechęci obustronne mają już za sobą setki lat, jak to bywa u najbliższych sąsiadów i nie łatwo to będzie wykorzenić u Twoich i moich rodaków.                                                                                                                            Pisz!                                                                                                                                                    Serdecznie – Witold Sirijos Gira

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

widok. wilno 3                                     Wilno, kościół p.w. św. Rafała.     

                                                                                             Wilno, 92.03.15/16, noc                                 Drogi Ludomirze,                                                                                                                                     Dziękuję za list pisany 4 lutego, wysłany 7-go, w Wilnie był 6 marca. Długa podróż! No i na kopercie było wykreślone moje nazwisko, ale list dotarł. Jesteś ze Lwowa, więc pamiętaj, że Polacy we Lwowie nie mają ani cząstki tej wolności co na Litwie! Język litewski nie jest trudniejszy od polskiego i jeśli Litwin (ja) Ci jako tako piszę po polsku, czemu nie może być vice –versa (mowa oczywiście nie o Tobie). Ale Polacy na Litwie najspokojniej posługują się polskim językiem! A może będziesz brał udział w regacie transatlantyckiej? Litwini – nawet i ci wybierają się. Z adresu jakbyś zmienił miejsce pobytu. Piszesz o szoku jaki doznałeś, że wielu Twoich przyjaciół zmarło. To co mówić o moje! Jestem grubo starszy od Ciebie, urodzony w kwietniu 1911 roku. W kościele na I planie byłem chrzczony, a trzymał niemowlę Antanas Smetona, ojciec chrzestny. Jeszcze dziwniej, że moja pierwsza (zmarła) żona była spokrewniona z marszałkiem Piłsudskim. Nieznane są drogi człowieka.

Uściskam – Witold

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sirijos Gira Vytautas, ur. 12. kwietnia 1911 w Wilnie, zm. 14. lutego 1997 w Wilnie – syn Liudasa Giry (litewski poeta, dramatopisarz i krytyk literacki), powieściopisarz i poeta litewski; liryka intymna; opowiadania i powieści psychol. (m.in. „Babie lato” 1960, wyd. pol. 1973, „Nakties muzika” (nocna muzyka) 1986); sztuki teatr., utwory dla dzieci, artykuły o literaturze i kulturze litew.; przekłady, m.in. „Grażyny” A. Mickiewicza; pol. przekł. utworów Sirjosa Giry w antologiach: „Pieśni i gwiazdy” (1971), „Tam gdzie malwy lśnią czerwone…” (1973).                                                                               (Internet: Encyklopedia PWN)

Antanas Smetona, ur. 10. sierpnia 1874 w Użułanach koło Wiłkomierza, zm. 9. stycznia 1944 w Cleveland – litewski działacz społeczny i polityk, założyciel/współzałożyciel odrodzonej Litwy, wieloletni prezydent Republiki Litewskiej (1919–1920; 1926–1940).                                                                                                                                                                    (Internet: wikipedia)

Tomek Głowacki: e-mail z Auckland (NZ)

Tomasz M. GłowackiNa antypodach jesień, ale ciągle ciepło i słonecznie. CzasDok2 na remonty i refleksje z przeszłego sezonu. Oto dwie pocztówki z południowej półkuli, a dokładniej z Auckland (NZ) z Orams Marine. Pier 21 to znana nazwa miejsca, gdzie wiele jachtów cumuje aby się odnowić i naprawić. Remontom są poddawane jachty do długości około 90 m.

Druga pocztówka to parking motorówek w tej samej marinie.Dokwnętrze Jak widać to miejsce jest z powodzeniem używane również do takich celów jak na przykład uroczyste zakończenie roku żeglarskiego. Na tego typu imprezach, których nota bene nie brakuje w Nowej Zelandii są również zwykle organizowane zbiórki funduszów na cele dobroczynne. Mówiąc dobroczynne, w tym przypadku są to tzw “fund-rising”, na przykład na wyjazd na olimpiadę, lub na żeglarskie szkolenie młodzieży albo na dodatkowe fundusze na Puchar Ameryki. Ten ostatni zbliża się milowymi krokami. Na razie Auckland “oddycha” swobodnie, ale już za kilka miesięcy nadejdzie gorączka rejsowa. Czy Nowej Zelandii uda się zatrzymać puchar? Ja mam nadzieję, że tak.

                                                                                                     Tomek Głowacki                                                                                                                 (e-mail do Zeszytów Żeglarskich z 11.05.2019)

List królowej Anglii Elżbiety do księcia szczecińskiego Jana Fryderyka.

AGAD_List_Elżbiety_do_Jana_Fryderyka_w_sprawie_zatrzymania_okrętów_pomorskichDo Ernesta Ludwika Jana Fryderyka, Księcia i Pana Szczecina i Pomorza, Księcia Wandalów i Kaszubów, Księcia Rugii, Komesa Gützkowa, naszego umiłowanego Przyjaciela i Kuzyna.

Elżbieta, z Bożej Łaski Królowa Anglii, Francji i Irlandii, Obrończyni Wiary, etc.

Najznakomitszemu Władcy i Panu Ernestowi Ludwikowi, z tej samej Łaski Księciu Szczecinian, Pomorzan, Kaszubów i Wandalów, Księciu Rugii, Komesowi Gützkow, etc. Naszemu umiłowanemu Przyjacielowi i Kuzynowi pozdrowienia przesyłamy. Umiłowany Książę, Przyjacielu i Kuzynie! Zgodnie z panującym zwyczajem, że w czasie konfliktów wojennych wszyscy władcy mają w zwyczaju odcinać wrogom zaopatrzenie do wszelkich miejsc warownych w wydanej przez nas właśnie deklaracji podaliśmy wszystkim do wiadomości, że na statkach zajętych przed rokiem przez naszych marynarzy pod Lizboną, wszystko odbyło się zgodnie z prawem i według najlepszych zwyczajów władców. Ponieważ jednak dowiadujemy się, że Hanzeaci wszędzie się skarżą z tego powodu, postanowiliśmy wysłać listy do książąt, którzy mają jakąś władzę w miastach hanzeatyckich. Ponieważ Miasto Szczecin w Związku Hanzeatyckim odgrywa niepoślednią rolę, a jak się dowiadujemy, niektóre jego statki zostały zajęte wraz z innymi, było rzeczą właściwą napisać także do Waszej Wysokości i przedstawić sprawę. Dlatego nakazaliśmy Krzysztofowi Perehingowi, wiernemu i zaufanemu poddanemu naszemu, którego wysłaliśmy do Króla Polskiego celem prowadzenia rozmów udanie się do Waszej Wysokości i przedstawienie naszych uwag. Prosimy, aby Wasza Wysokość go przyjął, tymczasem pragniemy, by wywiązał się z zadań jak najlepiej.

Wystawiono w Gr.. dnia 12 maja Roku Pańskiego 1590, panowania naszego roku 32.AGAD_List_Elżbiety_do_Jana_Fryderyka_w_sprawie_zatrzymania_okrętów_pomorskicha

 

 

Tłumaczenie z łaciny – kpt. Bogdan Sobiło

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zamieszczony w poprzednich Zeszytach Żeglarskich ( 36e luty 2018) scan listu królowej Anglii Elżbiety I z maja 1590 roku do księcia pomorskiego Jana Fryderyka (oryginał w Archiwum Państwowym w Szczecinie) został przetłumaczony z łaciny przez kpt. Bogdana Sobiło i udostępniony Zeszytom.

Okazuje się, a wynika to z treści listu, że statki szczecińskie (i nie tylko) zostały zajęte rok wcześniej pod Lizboną podczas trwającej blokady portów sprzyjających Hiszpanom. Być może pod Lizbonę statki dotarły nie przez strzeżoną Cieśninę Kaletańską, ale żeglując z Bałtyku przez Sund, Kattegat i dalej wokół Wysp Brytyjskich?; droga dłuższa, ale pewniejsza w ówczesnej sytuacji, dla realizacji handlowych interesów.

Klęska Wielkiej Armady w sierpniu – wrześniu 1588 roku u wybrzeży Anglii i wprowadzona przez Anglików blokada służyły ograniczeniu a nawet złamaniu potęgi hiszpańskiej i portugalskiej na morzu. List powyższy był jednym z elementów szeroko zakrojonej akcji dyplomatycznej na dworach książęcych i królewskich w Europie wyjaśniających przyczyny i cele działań angielskich wobec Hiszpanów. Do księcia pomorskiego, ale również i do króla polskiego Zygmunta III Wazy wysłany został poseł angielski Krzysztof Perehing (wymieniony w liście). Królowa tłumacząc się ze swoich posunięć, powołuje się na panujące powszechnie zwyczaje i prawo w przypadku konfliktów. Wyraźnie widać, ze pragnie uspokoić panujących, szczególnie z miast hanzeatyckich i zyskać ich zrozumienie, a może nawet przychylność.

Zastanawiającym, ba nawet wysoce zadziwiającym, jest w oficjalnym liście królewskim sygnowanym pieczęcią i podpisem królowej…. skreślenie, i to skreślenie imienia i nazwiska adresata listu i nadpisanie innego!

bez tytułu

Adresat „wykreślony” to Ernest Ludwik (1545 – 1592), urodzony w Wołogoszczy (obecnie Wolgast), książę wołogoski od 1569 roku, młodszy brat Jana Fryderyka (1542 – 1600). W roku 1590, a więc w czasie pisania listu, księciem Szczecina, miasta hanzeatyckiego z którego pochodziły zatrzymane statki był Jan Fryderyk, i to już od roku 1569.

Czyżby nie wiedział o tym dwór królewski w Londynie i popełnił taką gafę a w konsekwencji niechlujstwo przekreślając jedno nazwisko i nadpisując drugie. Może pomyłkę zauważono gdy poseł był już w drodze i nie było możliwości napisania i opieczętowania listu poprawnie na nowo?

Obaj bracia – Ernest Ludwik i Jan Fryderyk – należeli do panującej od wieków na Pomorzu słowiańskiej dynastii Gryfitów, mocno skoligaconej z władcami Polski (ich pradziadowie ze strony ojca to książę pomorski Bogusław X i Anna Jagiellonka, córka Kazimierza Jagiellończyka, króla Polski).

(zs)

 

 

(zs): List królowej Anglii w sprawie zatrzymania żeglarzy szczecińskich

Po klęsce Wielkiej Armady (07-09.1588r.) w starciach z flotą angielską działania zwycięzców nasiliły się, mając na celu ostateczne złamanie potęgi hiszpańskiej i portugalskiej na morzu i w nowo odkrytych ziemiach. Oprócz operacji morskich u wybrzeży europejskich i w odległych krajach (Panama, Puerto Rico) przeprowadzanych przez żeglarzy i korsarzy angielskich w służbie królowej Elżbiety, istotna dla ostatecznego zwycięstwa była wprowadzona przez Anglię blokada portów półwyspu iberyjskiego.

Z pewnością fakt ten (blokada portów) znany był w krajach europejskich, a jednak statki żaglowe kupców szczecińskich załadowane towarami handlowymi wyruszyły z zamiarem dotarcia do Lizbony. Wąskie wody Cieśniny Kaletańskiej, dobrze strzeżone przez Anglików nie pozwoliły na „ciche” dotarcie do rynków hiszpańskich. Szczecińscy żeglarze zostali zatrzymani przez flotę angielską. O fakcie tym królowa Elżbieta powiadomiła listem z 15. maja 1590 roku księcia pomorskiego Jana Fryderyka (dynastia Gryfitów – książąt pomorskich pochodzenia słowiańskiego).

AGAD_List_Elżbiety_do_Jana_Fryderyka_w_sprawie_zatrzymania_okrętów_pomorskich

Źródło: pl.wikipedia, (ze zbiorów Archiwum Państwowego w Szczecinie)

 

 

Victor Wejer: E-maile

O szykujących się zmianach legislacyjnych dotyczących żeglugi jachtowej przez Przejście Północno-Zachodnie w Arktyce kanadyjskiej pisze w mailu do Zeszytów Żeglarskich Wojtek Vejer, który od lat aktywnie wspomaga żeglarzy podejmujących to jedno z najtrudniejszych żeglarskich wyzwań.

E-mail od Wojtka Wejera z 30 XI 2017.

(…)
Temat ten wpierw został zapoczątkowany przez Senatora Parlamentu Kanadyjskiego (Dennis Patterson – przyp. red.) na początku listopada 2017. Facet ten przez wiele lat był poprzednio premierem Northwest Territories, największej terytorialnie „Prowincji” Kanady. W 1999 roku Northwest Territories zostało podzielone na Northwest Territories i Nunavut. Jedynie Yukon nie został ruszony. Te trzy „województwa” w Kanadzie nie mają statusu „Prowincji”, lecz tylko „Terytorium”. To wszystko jest pod opieką rządu federalnego Kanady: finansowo i politycznie, i rządy tych „terytorii” nie mają nic do powiedzenia na te tematy.
Tak więc ta cała historia żeglowania w Arktyce leży w rękach rządu federalnego.northwest-passage-map

Piszę to wszystko tylko dlatego abyś zrozumiał polityczne implikacje i wzajemności w Kanadzie. Dodatkowo sama Kanada ma wielki problem z „własnością” terytorialną Arktyki. Gdy chiński czy rosyjski statek chce wpłynąć do kanadyjskiej Arktyki to grzecznie proszą Kanadę o zezwolenie. Natomiast Amerykanie absolutnie nie, bo twierdzą, że wody Kanadyjskiej Arktyki to tylko cieśniny wolne do żeglugi dla każdego. Kanada jakoś dziwnie od wielu lat nie przykłada się aby to uregulować. W latach 50-tych jedyne mapy morskie kanadyjskiej Arktyki to były właśnie mapy Amerykańskie. Teraz ekonomicznie nikt nie chce ustąpić, bo jak się okazało w ostatnich latach, zasoby energetyczne i mineralne Arktyki są potężne.

Przejdę teraz do tego co jest niby proponowane przez Pana Senatora, który chyba najbardziej się zna na problemie, jak również Ministra Transportu rządu federalnego (Marc Garneau – przyp. red.), który z kolei jest teoretykiem i nowicjuszem.

Pan Senator proponuje:
• Konieczność rejestracji wszystkich łodzi żaglowych które życzą sobie płynąć przez NWP.
• Przedstawienie planu żeglugi, podmiot otrzymania zezwolenia.
• Inspekcja jachtu.
• Monitorowanie trasy jachtu.
• Obowiązkowe ubezpieczenie aby pokryć koszty awarii lub wzywania pomocy.

Pan Minister Transportu natomiast proponuje cała gamę usprawnień.
Z tej gamy – to jest dość długa lista  – aby usprawnić wzywanie pomocy i monitorowanie zanieczyszczenia środowiska kosztem ok. $175 milionów. Ponadto chce usprawnić zaopatrzenie lokalnych miejscowości drogą morską i wybudować jakieś porty, których prawie wcale nie ma tam. Chce aby lokalni Inuici byli zaangażowani w akcje ratownicze, ale oni nie są żadnymi żeglarzami, jedynie wiedzą jak kogoś odratować w sezonie zimowym który trwa ok. 10 miesięcy.
Jedyne co się zgadza z motywacją Pana Senatora to monitorowanie wszystkich statków, okrętów i jachtów.

Ja z Peter’em Semotiukiem mamy wystąpić do Pana Senatora z listem regulującym bardziej praktycznie jego sugestie, bo takie jak inspekcja jachtu to jest niemalże niemożliwe bo ani Grenlandia ani USA tego nie będzie robić dla Kanady bo jak jacht wyląduje już w Kanadzie to Policja się wcale nie zna od czego zaczynać. Rejestracja jachtu to jest tylko papierkowa sprawa, jak i plan żeglugi. Monitorowanie oczywiście i dzisiaj może się odbywać, ale ktoś w centrali musi siedzieć i to robić. A z ubezpieczeniem to tylko rząd Kanady to,może dać bo żadna inna kompania ubezpieczeniowa nie ubezpiecza jachtów na NWP, oprócz Warty; Stary i Nekton miał ubezpieczenie z Wartą; chyba nie wiedzieli co ubezpieczali. Ponadto – nowy pomiar jachtu musi być wykonany przez mierniczego z certyfikatem międzynarodowym, który musiałby stwierdzić pozytywne walory żeglugi jachtu w warunkach Arktycznych, a takich mierniczych to można policzyć na palcach jednej ręki na całym świecie, bo żegluga na Morze Barentsa i Antarktydę to „inna para kaloszy”. Z Antarktydą sprawy się kończą i tak, i to głównie z Patagonią, gdzie uzyskanie zezwolenia to jest sprawa pokonania Muru Berlińskiego. Aż ręce opadają.

Z tym Szwajcarem (Yvan Bourgnon, szwajcarski żeglarz, który w tym roku żeglował w NWP odkrytopokładowym katamaranem – przyp. red) to główna historia polega na tym, że nie zgłosił swojego wejścia do Kanady, za co grozi kara więzienia. Teraz Kanada drapie się po głowie jak to się mogło zdarzyć !!!. Inna historia z nim to jego katamaran ( 6.3 m długości), który w ogóle nie nadawał się do żeglugi na NWP. Facet był ostatecznie wycieńczony w połowie drogi i tylko dzięki pomocy żeglarzy z innych jachtów jakoś doszedł do siebie aby trochę później być holowanym dwukrotnie. Żeglujący w  NWP tego nie  chcą akceptować, bo to. W pewnym sensie, ujmuje ich własny wkład w bezpieczną żeglugę.

Na koniec muszę podkreślić, że te wszystkie obostrzenia na pewno nie wejdą w życie przez następne przynajmniej dwa lata dopóki następne wybory federalne w Kanadzie nastąpią i nowy rząd przejmie władzę bardziej sprawną. Na razie parlament nawet nie myśli o dyskusji.
Dodatkowo chciałbym dopowiedzieć, że Niemiecki Klub Trans Ocean nagrodził cztery jachty żeglujące w NWP, w tym na pierwszym miejscu pierwszą kobietę, która pokonała samotnie tę trasę nawet pomagając Szwajcarowi, a te wszystkie jachty ja wspomagałem.
http://www.trans-ocean.eu/
(…)
Trzymaj się ciepło i
Cheers,
Wojtek Wejer

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W e-mailu do Wojciecha Jacobsona Victor Wejer podaje przyczyny dla których żegluga Ivana Bourgnone’a przez NWP wywołała tak wiele nieprzychylnych mu reakcji.

Wojtek Wejer aWojtek,

lista „przewinień” Yvan Bourgnon jest dosyć długa. Podstawowym jest sam katamaran którego użył. Kompletnie zamknięte kadłuby i dwa łóżka zamontowane nad kadłubami. Byle fala zalewała cały „pojazd” łącznie ze sternikiem. Wyposażony w dwa pionowe miecze i zanurzenie 2 metry. Nie miał odpowiedniego ubrania i zapasów jedzenia a ponadto płynął sam. Miał ze sobą I-Phone z błędnymi mapami  Navionics. Używał GPS choć oficjalnie podawał używanie sekstantu. W lodach typu 2/10 zatykał się bez możliwości posunięcia się do przodu. Każdej nocy stawał w jakimś tam miejscu szukając piaskowych plaż. Gdy dopłynął do Spence Bay, przemoczony był już; na wykończeniu. Tam spotkał jacht Plum który wymienił mu ubranie i mógł spędzić kilka dni właściwie się odżywiając. To właśnie w Spence Bay skontaktował się ze mną. I ja jemu zarekomendowałem przeczekanie o przynajmniej następny tydzień aż lody w Larsen ustąpią. Ale on zdecydował inaczej i natychmiast ruszył dalej. Stanął w Oscar Bay na jeden dzień i przesunął się trochę dalej do Cape Gloucester aby wkrótce powrócić z powrotem do Oscar Bay. Tam stracił ok. 4 dni. Po tym jakoś się turlał aż do Pasley Bay gdzie spotkał dwa jachty. Tam Susanne Huber-Curphey pożyczyła jemu łańcuch kotwiczny, bo zgubił gdzieś swój. Tego łańcucha on nigdy nie oddal pomimo, że na samym końcu spotkali się w Nuuk i ona wysłała jemu pocztę na ten temat a on wcale nawet nie odpowiedział. Po Pasley Bay, wylądował w Weld Harbour, gdzie stał 10 dni na plaży. Tam spędził wiele dni na pokładzie Tranquilo (NED) dochodząc do siebie. Po tym został holowany z Weld Harbour do Bellot Strait przez ok. 200 km. Gdy podałem jemu czas wejścia do Bellot St., on to zignorował i od połowy Bellot walczył z przeciwnym prądem pomimo że, wybrałem jemu czas mając właściwe baksztagowe wiatry (on nie miał silnika). Niedaleko Pond Inlet wpadł w sztorm i stanął w małej zatoce w Eclipse Sound i znowu na pokładzie innego jachtu – Abel Tasman gdzie sternikiem był mój kolega Roger Wallis. Tam siedział na Abel Tasman przez następne 3 dni. W końcu ruszył przez Baffin Bay  do Nuuk bez odprawy paszportowej w Kanadzie. Ostatnie 100-150 mil był holowany do Nuuk. Nie jest to cała historia, bo inaczej to chyba byłaby cała książka. Holowanie to nie pływanie samodzielne i w rezultacie pod naporem Petera Semotiuka i moim Headland skreślił jego z listy. Obecnie straż graniczna Kanady mocno się drapie po głowie jak to Yvan ich „wyrolował” z nie zameldowaniem się w Kanadzie. Za coś takiego to może być kara ok. $2000,-  ale jak widać to miedzy innymi według biurokratów lepiej skarcić w następnych latach innych żeglarzy wprowadzając drakońskie nowe przepisy co już widać w posunięciach Rządu. Tak więc, to tak wygląda.

Cheers,   Wojtek

 

Wojciech Wejer: E-mail z Kanady

Wojtek Wejer a

 

E-mail do Zeszytów Żeglarskich od Wojtka Wejera, z dn. 6. kwietnia 2017r:

 

 

… Akurat dzisiaj powróciłem z uroczystości rozdania nagród i mam kilka zdjęć. Pełny ilustrowany raport jest na:
https://www.oceancruisingclub.org/8-home/latest-news/2775-the-occ-agm-and-awards-weekend-delights-attendees.html
Ten cały dokument możesz ściągnąć właśnie stamtąd.
Dinner_crowd_adj

Atmosfera uroczystości była czysto rodzinna jednakże z pełnym wzajemnym szacunkiem a jednocześnie według zasad Angielskich.
Rozpoczęto uroczystość modlitwą i toastem ku czci Królowej.

 

 

VictorWejer_adj

 

Podczas swojej przemowy za otrzymanie nagrody niemal ledwo trzymałem okulary na końcu nosa.

 

 

Poznałem tam wielu znanych żeglarzy z niemal całego świata a z lotniska zostałem odebrany samochodem przez ex. Komandora Klubu.
Taki honor to tylko chyba raz w życiu.
P1010420

 

Miejsce uroczystości odbyło się w Greenlands wybudowane w XVII wieku gdzie w 2012 Królowa Elżbieta II celebrowała swój jubileusz zaraz obok miasteczka regatowego Henley-on-Thames.

 

OCC-scan_Victor

 

 

To co o mnie tam napisano to spróbuje przetłumaczyć dla ciebie w przeciągu kilku następnych dni.

 

 

Cheers, Wojtek Wejer.

————————————————

Tłumaczenie (W. Wejer) uzasadnienia nagrody:

Ocean Cruising Club Nagroda Zasługi jest przyznana dla Victora Wejera za jego wybitny serwis, obszerną radę dla międzynarodowych Arktycznych żeglarzy i jego odległe wspomaganie jachtów na Northwest Passage.

Kanadyjczyk Victor Wejer był instrumentem sukcesu i bezpieczeństwa wielu przejść Northwest Passage. Victor dostarczał darmowe informacje pogody, lodów i udzielał porad odnośnie trasy wielu jachtom (42 jachty od 2006r do 2016r), włączywszy pierwszy jacht który przepłynął Cieśninę Fury & Hecla (2016r). Wejer dostarczał krytyczne informacje jako rzeczoznawca bez rekompensaty dla tych którzy zwracali się o poradę, jak również ostrzegając marzycieli i niedowiarków w sprawach dotyczących niebezpiecznego przedsięwzięcia. On również jest zainteresowany wyprawami NW Passage które odbyły się w XIX wieku. Dla wielu, jest przyjacielem jak również doradcą, biorąc pod uwagę załogę i wytrzymałość jachtu.

Przykład Victora, jego bezcenne rady, jest cytowany od wczesnej informacji od członka OCC:

„Ja otrzymywałem wiele zapytań od różnych poszukiwaczy przygód którzy chcieli pokonać NW Passage. Dla większości mocno radziłem aby się trzymać od tego z daleka. Każdy musi mieć właściwą świadomość. To nie jest przygoda, to jest niebezpieczna wyprawa dla nieprzygotowanego jachtu i załogi. Doskonałe przejście nie powinno mieć historii do opowiadania. Bez problemu.  Bez kwestii. Bez klęski. Wszystkie lodowe wejścia zostały wykorzystane. Jak jeden z Arktycznych odkrywców powiedział „przygoda is symbolem braku kompetencji”.

Poprzez lata Victor Wejer zbierał informacje dotyczące metody, schronienia, kotwicowisk, warunków lodowych i wyposażenia od żeglarzy, którzy z powodzeniem zakończyli wyprawę jak i od tych którzy nie zdołali tego dokonać w swoich zmaganiach, aby żeglować w tym unikalnym i często nie do przewidzenia akwenie.

Victor zebrał różne informacje i stworzył bardzo wartościowy zestaw, który jest wznawiany z nowymi informacjami. Jego Przewodnik dla Jachtów Northwest Passage można ściągnąć z witryny Royal Cruising Club Pilot Foundation.

_____________________________________________________________________________________________________Wojciech Wiktor Wejerur. 1942r, w Warszawie, inżynier mechanik (University of Alberta, Edmonton, Kanada), z Polski wyjechał w 1967r, od 1969r w Kanadzie; żeglował w Szczecinie w klubie Pogoń i w JK AZS; z powodzeniem startował w regatach – Cadet, Finn; w Kanadzie praca w Arktyce w przemyśle naftowym; od wielu lat wspomaga w nawigacji żeglarzy pływających w Arktyce, przez Northwest Passage; autor locji żeglarskich rejonów arktycznych; w 2015 nominowany do nagrody Ocean Cruising Club: Merit Award i nagrodzony.

E-mail z Kanady (Toronto) od Wojciecha Wejera.

 

Temat: Od Wejera Fwd: Re: Zeszyty
Data: Tue, 28 Feb 2017 17:13:54 +0100

 

(…) OCC uzupełniła detale nagród na swojej stronie. Zobacz na:

https://www.oceancruisingclub.org/about-the-occ/occ-awards.html?layout=edit&id=2770

(…) Klub ten powstał w 1954 roku w Anglii  i obecnie liczy ok. 1800 członków z całego świata. Aby uzyskać członkostwo tego klubu należy przepłynąć 1000 mil non-stop na jachcie nie większym jak 70 ft. (21.3 m LOA z jednego portu do drugiego po najkrótszej linii (great circle). Tylko członkowie klubu mogą wystawić kandydaturę do Nagrody corocznej i nazwisko wystawiającego kandydaturę jest znane tylko komisji orzekającej.

Cruising Kluby na świecie powstały na wzór Royal Cruising Club (GBR) który powstał w 1902 roku. Następnym takim jest Cruising Club of America (CCA 1921) i tam jednym z motorów tego klubu był Alexander Bell (ten od telefonów). To ten Klub nagradza najbardziej prestiżową nagrodę Blue Water Medal i uroczystości zawsze są w siedzibie New York Yacht Club i nagrodzeni mają opłacone wszystkie wydatki związane z przybyciem tam (all expenses paid). Członkostwo do tego klubu jest tylko „za zaproszeniem”. Jest jeszcze jeden, inny Klub o tej niby formie: World Cruising Club ale to jest prywatna amerykańska instytucja, która kupiła ARC Jimmy Cornella za kilka $$ milionów.

W tym roku ten młody Szkot, Gavin Reid, jest najbardziej nagrodzonym żeglarzem. Otrzymał już najwyższą nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy w Anglii i teraz CCA i OCC. Spotkam jego w Henley. 

Trochę wcześniej,  jak wiesz, w styczniu otrzymałem medal Franklin’s Lost Expedition fundowany prywatnie przez Royal Canadian Yacht Club.Jest to srebrny medal z czystego srebra o wadze jednej uncji (30 gr.)wybity przez Mennicę Kanadyjską na okoliczność odnalezienia okrętu MHS Erebus Franklina. Mentorem tej nagrody jest Jack Nye Esq, który jeszcze jako chłopak służył w Royal Navy w czasie II Wojny Światowej. Później przepłynął swoim jachtem Atlantyk 19 razy, jak również żeglował z Afryki przez Horn do Australii ze złamanym sterem i bez silnika.(…)

Cheers,  Wojtek