Archiwum kategorii: Korespondencje

(zs): Zdobycie Lacebony (Lizbony).

W Chronica Slavorum1 Helmolda, zwanego z łacińska Helmoldus, historyka saskiego, proboszcza chrześcijańskiego z Bozowa (niem. Bosau) w Wagrii (słowiańska kraina historyczna na obszarze dzisiejszego Holsztynu, w północnych Niemczech), w pierwszej księdze w rozdziale 61 „Zdobycie Lacebony” znajduje się taki oto zapis:

Drugie zaś wojsko morskie, zebrane z Kolonii i innych miast nadreńskich i znad brzegów rzeki Wezery, zaczęło żeglować po niezmierzonych przestrzeniach oceanu, dopóki nie przybyło do Brytanii. Tam naprawiwszy w ciągu dni kilku okręta, gdy się z nimi jeszcze niemała liczba Anglów i Brytów złączyła, rozwinęli żagle, płynąc ku Hiszpanii i przybyli do najzacniejszego miasta Portugalskiego w Galacyi, by cześć oddać S. Jakubowi (S. Jago di Conpostella).”

Owe „niezmierzone przestrzenie oceanu” chyba ponad miarę pobudzające wyobraźnię Helmolda to wody Morza Północnego, a „wojsko morskie” tworzą głównie niemieccy i frankońscy (Normanowie, Fryzowie, Flamandowie) panowie feudalni i rycerstwo ze służbą i uposażeniem. Cel przyświeca im szczytny: oto w ogłoszonej w 1145 roku bulli Divina Dispensatione papież Eugeniusz III wzywa do podjęcia kolejnej, drugiej wyprawy krzyżowej do Jerozolimy przeciw barbarzyńskim ludom Wschodu, by odzyskać Ziemię Świętą i Jerozolimę zajętą od VII wieku przez muzułmanów. Do organizacji krucjaty krzyżowej przystępuje szeroko znany w chrześcijańskim świecie cysterski opat Bernard z Clairvaux. Jego charyzma i sława znajduje duży oddźwięk wśród królów, książąt, szlachty, rycerstwa i pospólstwa chrześcijańskiej Europy.

Wojska gotowego do podjęcia papieskiego wezwania jest tak dużo, że postanowiono obrać trzy kierunki krucjaty krzyżowej („na odzieży i broni wojownicy nosili znak krzyża”, zapisuje Helmold). Jedna część wojska wyruszyła do krajów wschodnich (Jerozolima), druga do Hiszpanii opanowanej przez muzułmańskich Maurów (afrykańskich Berberów z domieszką Arabów), a trzecia do pogańskich Słowian graniczących przez Łabę z germańskimi plemionami.

I to właśnie ta druga część krzyżowców, przywołana w cytowanym fragmencie helmoldowej kroniki, wzmocniona rycerstwem „Anglów i Brytów” (łącznie około 13 tysięcy krzyżowców), z rozwiniętymi żaglami dociera do Półwyspu Iberyjskiego, pielgrzymuje do grobu św. Jakuba w Galicji (Santiago de Compostela) i za namową portugalskiego króla Alfonsa I (przydomek „Zdobywca” nadadzą mu potomni) kieruje swoje okręty ku Lizbonie zajętej od VIII wieku przez Maurów.

Tę prośbę krzyżowcy przyjęli przychylnie i odpłynęli do Lacebony z wielu okrętami; król zaś udawszy się drogą lądową, przyprowadził silne wojsko i takim sposobem miasto zostało oblężone od strony lądu i morza” – pisze kronikarz saski.

Jest rok 1147, Dom Afonso Henriques (Afonso I o Conquistador) od kilku lat sprawuje władzę jako pierwszy król Portugalii, a Lisbona jest wreszcie uwolniona od Maurów – przy wsparciu krzyżowców – po czterech miesiącach oblężenia od strony lądu i morza. Ponad wiek później, wraz z sukcesami rekonkwisty na Półwyspie Iberyjskim, stolica Królestwa Portugalii zostanie przeniesiona z Coimbry do Lizbony.

Alfredo Roque Gameiro (1864–1935), O cerco de Lisboa ( The siege of Lisbon)
(1917, akwarela)

(zs)

P.S. Tekst powstał przy pomocy stałej korespondentki Zeszytów Żeglarskich w Lizbonie, Marioli Landowskiej.

_________________________________________________________

1. Helmoldus, Kronika Słowiańska. Chronica Slavorum, wyd. Armoryka, Sandomierz 2014; reprint z: „Helmolda Kronika Sławiańska z XII wieku, przełożona z języka łacińskiego na polski przez Jana Papłońskiego, Warszawa, w drukarni K. Kowalewskiego przy Ulicy Królewskiej Nr. 1065”.

(zs): Zamiast korespondencji z Lizbony.

W listopadzie tego roku, zamiast korespondencji z Lizbony Marioli Landowskiej, dotarły do Szczecina, pieczołowicie zapakowane w Lizbonie jej obrazy, a z drugiej strony oceanu, z brazylijskiej Fortalezy prace brazylijskiego malarza Vando Figueiredo. Kolorowe obrazy polskiej malarki zamieszkałej w Portugalii i brazylijskiego malarza, inspirowane motywami amazońskiej dżungli, a także rysunkami naskalnymi z grot, jaskiń, gdzieś z odległej prehistorii, wyśmienicie prezentowały się i współgrały z sobą wystawione w przestronnych, jasnych wnętrzach nowoczesnego architektonicznie budynku Filharmonii Szczecińskiej. W pracach Figueiredo można było jeszcze dostrzec jakby echa murali z południowoamerykańskich miast ogarniętych wrzeniem rewolucyjnym.

Dla znających wcześniejsze prace artystów, nie uszło uwadze śmiałe wprowadzenie ciemnego koloru w obrazach. Czyżby nowe kierunki w artystycznym rozwoju, w artystycznych poszukiwaniach?

Wernisaż wystawy zgromadził wyjątkowo liczne grono miłośników prac Landowskiej – jest dobrze znana w środowisku szczecińskim, a obecność brazylijskiego artysty i jego prac potęgowała tylko zainteresowanie ich sztuką, tak mocno nawiązująca do egzotyki, ale i dalekiej prehistorii; do światów poza codziennym doświadczeniem większości z nas.

Całość wystawy dopełniały, jak przystało na filharmonię, muzyczne akcenty w wykonaniu duetu filharmoników szczecińskich.

Wspólna wystawa prac Landowskiej i Figueiredo nie jest ich pierwszym artystycznym spotkaniem w przestrzeni wystawienniczej. Wcześniej, niejednokrotnie wspólnie prezentowali swoją twórczość, m. in. w 2019 roku na wystawie „art3f.” w Paryżu.

A między nami ocean” – to tytuł wystawy, przygotowanej przez szczecińską Open Galery Moniki Krupowicz.

                                                                                                                                            (zs)

*  *  *

                              Fot. A. Szostak

Mariola Landowska: Marina pod mostem 25 Kwietnia w Lizbonie.

 Siedziałam w lizbońskiej kafejce „Rui dos Pregos”, mając wspaniały widok na pobliskie nabrzeża rzeki Tag, na marinę żeglarską i życie rzeki, na ikonę miasta i jej atrakcję turystyczną czyli na piękny most, na Ponte 25 de Abril. Miejscowe jachty, z przygodnymi pasażerami co rusz wypływały z przystani, by po godzinnej przejażdżce po rzece powrócić do mariny. Panie w butach na wysokim obcasie, czasem ubrane wieczorowo, inne z plecakiem, jakby prosto z turystycznej wędrówki; panowie również w strojach dalekich od ogólnie przyjętych żeglarskich zwyczajów. I ta różnorodność ludzi pragnących przepłynąć, choćby przez chwilę, po słynnej rzece Tag nie maleje. Czyżby zew przygody, czegoś nowego, innego był tak silny? A może dusza rzeki Tag – alma do Tejo, przywołana w nazwie klasycznej łodzi żaglowej jest tym magnesem ściągającym chętnych do krótkich pływań i spojrzenia na Lizbonę od strony rzeki.

Wiał świeży wiatr, zbyt dużo żagla nie podnoszono, by nie odstraszyć przygodnych pasażerów nadmiernymi przechyłami łodzi i jachtów, by bryzgi wody nie zmoczyły ich nadmiernie; ale zachód słońca chowającego się gdzieś daleko w oceanie był dodatkową nagrodą dla żądnych wrażeń turystów i pasażerów łodzi na rzece Tag.

Dzielnica Alcântara, bo w niej jest ta marina i kafejka w której zatrzymałam się na chwilę, ma również rozpostarty nad nią wielki, ikoniczny most. A pod nim, na wodzie, wre życie: delfiny powróciły, nawet orki pojawiają się od czasu do czasu. Tak dużo się zmienia, ale i coś pozostaje, trwa.

 

„Entre as Aguas do Tejo” wystawa indywidualna Mariola Landowska –      Malarstwo

Zaprezentowane w różnych galeriach i muzeach wzbudzały zainteresowanie techniką i tematyką. Kreatywne myślenie jest domeną artysty i pokazuje jego “portret” duszy.                                    Trwanie w tematach od lat zmienia spojrzenie na ten sam temat.                                                    Droga artystyczna jest drogą dla Sztuki, wiec dociekliwe szukanie nowego jest naturalną potrzebą.

Tym razem będzie to wędrówka przez wody rzeki Tag. Nowa seria, nowa narracja, którą nazwałam “Entre Aguas”.

Motyw łodzi klasycznej tzw. Canoa do Tejo, zbudowanej z drewna o pięknej linii. Będąc w stoczni w Sarilhos Pequenos, biorąc udział w remoncie jednostki “Alma do Tejo”, znalazłam temat do obrazów. Wątek wody w różnych miejscach i o różnych porach dnia przywołuje myśli związane z przeszłością i teraźniejszością. Co się zmienia, a co jest na stałe?

Kolor wody zazwyczaj jest niebieski, a jednak paleta zmienia się na kolor ochry, symbolizując ziemię. Woda opada i wznosi się, wtedy zmienia się pejzaż, zmienia się forma łodzi.                            Wszystkie luki od dziobu po rufę pokazują nam jakby nową muzykę.                                          Istnieją też postacie, to ludzie związani z wodą, z życiem na łodzi.                                                  Ludzie czujący wodę i jej własne życie podzielone na fragmenty, a jednak tworzące całość.         Balasty i pokłady co jakiś czas naprawiane aby nadal mogły trwać.                                          Pływanie na łodzi “Alma do Tejo” ze stowarzyszenia ANCORAS, którego od niedawna jestem członkiem, pozwoliło mi powrócić do dawnych chwil żeglowania. Zazwyczaj żeglowałam w Polsce: na jeziorach i na Morzu Bałtyckim.                                               

Jednak jacht to nie canoa, a właśnie canoa „Alma do Tejo” zainspirowała mnie do stworzenia nowej serii malarskiej.

Com os melhores cumprimentos.

                                                                              Tekst i foto: Mariola Landowska, sierpień 2023

                                                                                                    www.mariolalandowska-art.com

________________________________________________________________________________________________________

Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Mariola Landowska: Podróż w przeszłość

Jest takie miejsce, bardzo osobliwe, na rzece Tag, która spływa do oceanu z dalekiej Hiszpanii; miejsce nie aż tak dalekie od Lizbony, a jednak, jakże inaczej tam wszystko wygląda, jakby czas zatrzymał się w przeszłości.
Cais de Tancos (wcześniej nazywało się Cais de Francos) to takie miejsce, które było założone przez francuskich rycerzy, wspierajacych Don Afonso Henriques’a w walce z Maurami przy zdobywaniu Lizbony w XII wieku. Jedna z hipotez mówi o jeszcze starszym założeniu osady Tancos albo Tabucos – jak czasami tę nazwę historycy podają – 400 albo nawet 500 lat przed Chrystusem.

Istnieje opis z czasów króla Sancho II drogi najbardziej uczęszczanej w Portugalii, prowadzącej z Galiza (galicyjska nazwa regionu geograficznego i krainy historycznej Galicjii na półwyspie Iberyjskim) poprzez miasta Coimbre, Tomar aż do oceanu. Stary, sprzed wieków, szlak wędrowny przebiegający przez okolicę, gdzie stoi Zamek Almourol wybudowany do obrony tego szlaku. Można by pisać dużo o historii tego miejsca, więc powiem jeszcze, że od połowy XVIII wieku region Barquinha, gdzie znajduje się Cais de Tancos, funkcjonuje jako mały port, w którym czasami cumowały całkiem duże statki. Od tamtego czasu zaczęła się degradacja tego historycznego miejsca, a przyczyną były bardzo wysokie opłaty celne.

W okresie wielkanocnym tutaj odbywa się Festas da Nossa Senhora da Boa Viagem czyli święto Matki Boskiej Dobrej Podróży. Wówczas to klasyczne łodzie rzeki Tag, po poświęceniu przez księdza aby miały dobrą podróż, niezywkle barwnie udekorowane z figurką Matki Boskiej na pokładzie płyną z Cais de Tancos do miasteczka Constância; wszystkie razem, w pewnym szyku, zachowując swoisty charakter procesji religijnej na wodzie. W Portugalii jest to bardzo szanowane i ważne dla wszystkich. Ludzie zachowują i cenią ten oryginalny folklor, są dumni z tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie, z tych łodzi, które na co dzień służą do przewozu ludzi, żywności. No, ale w końcu Portugalczycy to naród żeglarzy.

Uczestniczyłam w tej wodnej procesji i całej fieście płynąc z moją grupą na drewnianej łodzi, kolorowo pomalowanej. Czasami rzeka była bardzo rwącą, a my na dodatek przecież płynęliśmy w górę rzeki, pod prąd. Dopiero gdy z Tagu wpłynęliśmy na jej dopływ, rzekę Zêzere, zrobiło się spokojniej.

Wyjechaliśmy grupą z Towarzystwa “Ancoras” z Lizbony do Cais de Tancos. Tam czekały dźwigi i łodzie do spuszczenia na wodę na rzece Tag. Cais de Tancos to nieduża miejscowość ze starą architekturą miejska, o niskiej zabudowie na niewysokich wzgórzach. Wodowanie trwało parę godzin, bo było dużo łodzi. Niektóre przybyły z odległych miejsc. Udekorowane w chorągiewki i figurki Matki Boskiej Dobrej Podróży, ustawionej na dziobie łodzi.

Płynęliśmy do miejscowości Constância, która jest położona przy ujściu rzeki Zêzere do Tagu. Tutaj żył znany, renesansowy poeta portugalski Luis de Camões. Minęliśmy Castelo de Almourol położone na prawym brzegu Tagu, na bardzo malowniczym wzgórzu. Miejsce to poznałam już wcześniej; kiedyś byłam tam na pieszej wędrówce. Kryształowe wody rzeki dodają uroku pejzażowi.

Mijając most przed miejscowością Constância widzieliśmy na wodzie i odczuwaliśmy całkiem spore zawirowania w rzece. Dzięki doświadczonym ludziom morza sterującym łodziami, bezpiecznie dotarliśmy do miasteczka. A tam, czekała na nas orkiestra, ogromny piknik ze śpiewami i tańcami, prawdziwa fiesta; wina nie brakowało, jedzenia nie brakowało, kobiety pięknie śpiewały, a ubrane były w typowe dla tego regionu spódnice, kolanówki z wełny, chociaż było bardzo gorąco. Portugalia obchodziła swoje najważniejsze święto. Constância jako miasteczko była udekorowana jak każdego roku, kwiatami i wstążkami z papieru, a spokojny, ciepły wiatr poruszał kolorowymi chorągiewkami na łodziach. Miałam duże szczęście i przyjemność, mogąc uczestniczyć w tym wydarzeniu.

                                                                                                       Tekst i foto: Mariola Landowska

                                                                                                      www.mariolalandowska-art.com

Fot. Mariola Landowska

Mariola Landowska: Korespondencja z Lizbony.

Wizyta w małej stoczni jachtowej i praca na łodzi żaglowej „Alma do Tejo” (canoa “Alma do Tejo”, pol. “Duch Tagu”, to łódź żaglowa typu canoa tipica do Tejo).

Parę dni temu miałam okazję pojechać z załogą naszego stowarzyszenia ANCORAS z Oeiras (Towarzystwo “Ancoras”; ANCORAS – Associacao Nautica Classicos de Oeiras) do małej stoczni w Sarilhos Pequenos, na południowym brzegu Tagu, w górę rzeki, w odległości kilku mil od Lizbony .

Tam nasza piękna „Alma do Tejo” jest poddawana naprawie i wymianom części (prace szkutnicze).

Panowie pracowali na pokładzie, a ja rejestrowałam – oglądałam, fotografowałam – jednostki tam leżące na rusztowaniach, jak i na rzece podczas odpływu i przypływu.

Do południa rzeka wyglądała jakby wysychała, ale to było pozorne wrażenie; po południu rzeka była pełna wody i zmieniła swój wygląd. Oto efekt odwiecznego ruchu pływowego.

Jak wszystko w przyrodzie jest zmienne, tak i tutaj to widać bardzo wyraźnie. Mogłam patrzeć na ptaki wydziobujące pożywienie z dna rzeki, podziwiać piękne faktury bardzo starych jednostek naznaczonych upływającym czasem; kolory kadłubów łodzi już mocno wyblakłe od słońca i wilgoci.

Linie jednostek żaglowych są ujmujące, prawie jak słuchanie muzyki, mają płynność, ciągłość i tworzą wypełniającą się harmonijnie całość. Spójrzcie sami.

Fot. M. Landowska

Continuam a trabalhar o mastro da Alma, que vai recuperar as dimensões do original da embarcação… 

Stary maszt, ten ciemny, kiedyś złamał się i żeglowali na krótszym. Teraz robią nowy o oryginalnych wymiarach…

Com os melhores cumprimentos.

Mariola Landowska, luty 2023

________________________________________________________________

Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Mariola Landowska: Korespondencja z Lizbony

Szukając natchnienia w pejzażu morskim, możemy wybrać widoczne detale takie jak łodzie, latarnia morska, wyraz chmur, układ fal, głębię horyzontu, czy grę światła w przestrzeni, na przedmiotach.

Mariola Landowska, Farol, olej, 70×90

Malowałam ten obraz w dwa tysiące piętnastym roku, czyli już siedem lat temu, a nadal obserwuję to miejsce, spoglądam z zaciekawieniem, może z takim pewnym twórczym niepokojem i zawsze coś bym dodała do namalowanego wówczas obrazu, np. latające mewy, psy biegające po plaży, światło i cienie układające się na łodziach o różnych porach dnia i roku. Tak naprawdę, jest to dla mnie nigdy niekończąca się historia; ta plaża, ocean, w dali latarnia morska.

Lubię również fotografować to miejsce, z nadzieją, że jednak kiedyś znowu namaluję nowe obrazy tej inspirującej przestrzeni, być może w innych „dekoracjach”, w innych kolorach.

Tekst i foto Mariola Landowska, 01.12.2022

________________________________________________________________________________________________________________

Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Mariola Landowska: Korespondencja z Lizbony

Tym razem korespondencja jest zapowiedzią ciekawej (tak przynajmniej jest to anonsowane w mediach portugalskich) wizyty w Lizbonie szwedzkiego, największego na świecie, oceanicznego, drewnianego żaglowca.


Taka informacja ukazała się na stronie: https://www.nit.pt/fora-de-casa/na-cidade/o-maior-veleiro-de-madeira-do-mundo-esta-a-caminho-de-lisboa

Oczekiwanym żaglowcem jest Gotheborg of Sweden, współczesna – z początku obecnego wieku, replika szwedzkiego żaglowca (typ East Indiaman) Gotheborg (I) zbudowanego w XVIII wieku i wówczas eksploatowanego przez Swedish East India Company (Svenska Ostindiska CompanietSOIC).

Właścicielem żaglowca/repliki jest utworzona w 1993 roku Svenska Ostindiska Companiet Aktiebolag (Swedish East India Company Limited) – SOIC Global Trading AB, kontynuującą szwedzkie tradycje rozpoczętego przed wiekami międzynarodowego handlu. SOIC jest spółką w pełni kontrolowaną przez prywatną firmę Greencarrier Group, której właścicielem jest Stefan Bjork. Armatorem żaglowca Gotheborg of Sweden jest spółka SOIC Ship Management, spółka-córka Svenska Ostindiska Companiet (SOIC).

Rejs żaglowca ze Szwecji na Daleki Wschód, którego zakończenie przewidziane jest w Szanghaju na jesieni 2023 roku, odbywa się pod szczytnymi hasłami promocji szwedzko-azjatyckiego handlu i wykreowania nowych możliwości biznesowych z ukierunkowaniem na innowacyjność, nowe idee i zrównoważony rozwój. Te piękne, idealistyczne hasła to przyszłość szwedzkiej wersji „jedwabnego szlaku”, a rozpoczęty rejs, pobyty w portach to biznesowy plan już realizowany – możliwość udziału w kolejnych etapach rejsu, zwiedzanie żaglowca w portach do których zawinie są odpłatne i ceny podane na stronie internetowej rejsu (https://www.gotheborg.se/join-us/sail-with-us/available-sailing-legs-2022/).

Pobyt Gotheborg of Sweden w Lizbonie spodziewany jest w dniach 5 – 8 września i wówczas w korespondencji doślę materiał zdjęciowy.

 

www.mariolalandowska-art.com Mariola Landowska

_______________________________________________________________________________________________________________Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Alicja Farmus: „Knaga” z Kanady

A właściwie knaga z Toronto w prowincji Ontario, w Kanadzie. Co to jest knaga to każdy żeglarz wie. Co to jest knaga każdy nie-żeglarz może sobie zobaczyć googlując słowo „knaga”. Ale to nie o knagę wyprodukowaną w Kanadzie chodzi, choć zapewne taka wyprodukowana w Kanadzie byłaby o niebo solidniejsza niż ta tania, chińskiej roboty, ogólnie dostępna. Upraszczając: knaga to coś do czego owija się liny elastyczne, aby nimi przyłączyć coś do czegoś, czyli coś przy czymś zacumować. Proste?

Mniej proste jest jeśli mieszka się w Toronto, bo to łączenie i cumowanie jest utrudnione. Szacuje się, że w Toronto i okolicy mieszka około 200 tys. Polaków i Kanadyjczyków polskiego pochodzenia. Po to aby utrzymać się na powierzchni i nie zatonąć w tyglu wielu społeczności kanadyjskich potrzebne jest utworzenie wielu punktów zaczepienia lin i połączń przerzuconych przez Atlantyk do Polski. Służą do tego solidne knagi. Są wśród nas w Polonii różni ludzie, tak jak i w Polsce. Zdarzają się też żeglarze, a wiadomo, dusza żeglarska odwiecznie ciągnie na morze. Ukształtowanie terenów w północnym Ontario jest wynikiem tych samych zlodowaceń co ukształtowanie Mazur, czyli Ontario to takie pojezierze mazurskie, tylko znacznie rozleglejsze, bo wszystko w Kanadzie jest duże. Wystarczy popatrzeć na mapę, aby dostrzec, że odległość z jednego końca Kanady z prowincji nad Atlantykiem (Nowa Funlandia i Labrador, Nowa Szkocja, Nowy Brunszwik i wyspa Świętego Edwarda) do drugiego końca Kanady (Kolumbia Brytyjska) nad Pacyfikiem jest dłuższa, niż odległość z Toronto to Polski. Tak, to przestrzeń i niezliczone akweny przypominające nasze kochane Mazury są wymarzonym placem zabaw dla żeglarzy i innych adeptów sportów wodnych. Wielu z nas wiatry zagnały do Kanady. Tęsknota za żeglowaniem, wspomnienia niezapomnianych rejsów i chęć posłuchania opowieści morskich przy kuflu dobrego piwa skrzyknęła podobnie myślących pozytywistów i ponad 25 lat temu założono w Toronto Klub Żeglarski „Biały Żagiel”. Nasi żeglarze zacumowali swoje łódki w portach południowego Ontario. Z czasem wypracowano szereg cyklicznych spotkań i regat (w tym regaty o Puchar Ambasadora RP), szkolenia żeglarskie, słynne na całą okolicę bale kapitańskie, wspólne otwarcia i zamknięcia sezonu. Sezon w Ontario jest podobny do polskiego, takiego na przykład z Mazur. Wkrótce po założeniu klubu żeglarskiego, zimą brać żeglarska schodziła się, żeby opowiadać morskie opowieści, zjeść po żeglarsku, napić się rumiku (jak ten trunek pieszczotliwie nazwano) i pośpiewać. Spotkania te przeistoczyły się w zimowe miesięczne spotkania szantowe w „Tawernie pod Wrakiem”. Kiedy plucha za oknem, śnieg prószy, dnia prawie nie ma, a początku sezonu żaglowego jeszcze nie widać, to spotkać przy szantach się chce. Te szantowe spotkania przerodziły się w 2002 roku w festiwal szantowy z przeglądem i konkursem na najlepszy zespół i wykonawcę. To właśnie ten festiwal szantowy został nazwany „Knaga” – bo łączy to co polskie z tym co polonijne, Mazury z Ontario, starych wilków morskich z młodymi adeptami sportów wodnych, całe rodziny, i wszelakiej maści chętnych do spędzenia śpiewanego wieczoru i bycia razem.

Jednym z pierwszych laureatów „Knagi” został zespół szantowy „Roztopiony Smalec”, prowadzony przez lidera ruchu szantowego w Kanadzie ś.p. Boba Sarnę, zaś jednym z pierwszcyh laureatów festiwalu został Arek Wlizło, który tym knagowym torontońskim trofeum rozpoczął swoją szantową karierę na wielu festiwalach w Polsce (między innymi słynny festival „Shanties” w Krakowie), w Kanadzie, w Stanach, oraz żeglując po wodach i oceanach niemalże całego świata. Kiedy gwiazda Arka Wlizło wznosiła się w Polsce, festiwal „Knaga” w Toronto dostał zadyszki i zwolnił biegu. Ale… Pozostali fani szantów, żeglarstwa i dobrej zabawy nie zapomnieli dobrych chwil, bo dobrych chwil się nie zapomina i tylko o takich pamięta w świecie żeglarskim. W roku 2018 festiwal Knaga został reanimowany, głównie dzięki wysiłkom organizacyjnym Lesia Bieńczyka i Krzysia Kotusa. Również sformalizował się zespół szantowy przy klubie przyjmując nazwę „Shanty, shanty & all that Jazz”. Zespół prowadzi znakomity muzyk akordeonista Jurek Janiec, poszerzając horyzonty i muzyczne umiejętności członków zespołu, muzyczną wiedzę teoretyczną. A plany zespól ma szerokie: przygotować kompilację szant kanadyjskich i je rozpropagować w świecie.

Obecnie zespół występuje w składzie:

Józef Aleksandrowicz – patronat, dostęp do sali, prezes Gminy 1-szej, Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie, przy 71 Judson, w Toronto

Lesio Bieńczyk – główny koordynator i animator

Jurek Drozdowski – gitara, śpiew

Alicja Farmus – chórek, dziennikarka

Beata Gadowska – asystentka koordynatora, PR

Jurek Janiec – akordeon, kierownik muzyczny

Janusz Jankowski – gitara, właściciel Thompson Marine

Krysia Kantor – chórek

Małgosia Kłys – solo, chórek

Krys Kotus – solo, gitara, ukulele

Kasia Karbowniczek – gitara basowa

Bogusia Łysenko – solo, gitara

Janusz Polak – solo, gitara, ukulele, komandor Klubu Biały Żagiel

Gosia Prusińska – chórek

Magda Stoch – chórek

Wiesiek Szczepaniak – instrumenty perkusyjne

Marian Ziomek – saksofon sopranowy (gościnne)

Działalność szantowa jest coroczne wzmacniana przez szantowe jamboree w przystani Thompson Marine na północ od Toronto (3.5 godz jazdy samochodem), nad zatoką św. Jerzego (Georgian Bay) jeziora Huron. Właścicielem Thompson Marine jest czołowy muzyk (gitara) zespołu Janusz Jankowski – kapitan z Polski osiadły od lat w Kanadzie i od dawna zakotwiczony nad Georgian Bay. Nie ma drugiego takiego, kto znałby każdą skałę w zatoce (a zatoka jest bardzo rozległa) lepiej od naszego kapitana. Odbywające się w przystani Thompson Marine szantowe spotkania są połączone z rejsami po niezwykle malowniczej zatoce świętego Jerzego (Georgian Bay). W zlotach biorą udział właściciele jachtów dokujących w marinie, przyjezdni żeglarze, jak i szanciści i szancistki z różnych stron Kanady, Stanów i Polski, oraz różni inni. Jeśli chcecie dołączyć to Thompson Marine jest jak knaga łącząca i przygarniająca wszystkich (oczywiście po ustaleniu z Jasiem, właścicielem, wolnych miejsc do zakotwiczenia i noclegów).

Jeśli ktoś będzie w Toronto, bądź w okolicy, to zapraszamy. Zapraszamy również po sezonie żeglarskim w 2022, na cykl posezonowych comiesięcznych spotkań w „Tawernie pod Wrakiem”, gdzie można po żeglarsku i zjeść, i wypić, posłuchać ciekawych opowieści wilków morskich, oraz posłuchać torontońskiego zespołu szantowego, a i samemu pośpiewać – wspólnie, albo zaprezentować się przy otwartym mikrofonie. Lokalna kapela szantowa przygotowuje przegląd szant kanadyjskich, bo to nie może być, aby nie chwalić swego. Zbyt często szanty kanadyjskie giną w ogólnym worku szant, tak jak na przykład szanta „I’m alone” („Jestem sam”) o przemycaniu do Stanów kanadyjskiej whiskey w czasie prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Przyjemnie też posłuchać lokalnych morsko-jeziornych opowieści, spotkać nieustraszonych żeglarzy (wielu z nich pływało po niezliczonych wodach świata, i wielu opłynęło kulę ziemską – niektórzy wielokrotnie) a przede wszystkim pośpiewać i poszantować z ludźmi o bratniej (niespokojnej i kolorowej) duszy. Lokalny zespoł szantowy robi duże postępy. Jeszcze trochę prób i lekcji teorii od maestro Jurka a wyląduje na jakimś festiwalu w Polsce – marzyć zawsze jest dobrze, nie? Marzenia otwierają horyzonty. W roku bieżącym (2022) w maju, po dwuletniej wymuszonej ciszy covidowej, odbyła się kolejna edycja festiwalu szantowego „Knaga”. Tym razem z gośćmi z Polski: zespołem „Nierobbers” z Elbląga. Takie odwiedziny szantymenów z Polski stały się już tradycją na polonijnym nieboskłonie Toronto. W ramach cyklu „Z morza w krainę łagodności” dwa razy do roku, Arek Wlizło zaprasza najlepszych z Polski na tournee po Kanadzie i Stanach.

XIII Festiwal „Knaga” 2022 bardzo się udał, pełna sala fanów morskiego śpiewania jest doskonałym dowodem na potrzebę takiej formy muzyki. Oczywiście nagrody były w postaci knagi. Organizatorzy zadbali, aby każdy z uczestników dostał wyróżnienie w formie knagi i dyplomu. Równocześnie zapoczątkowany został cykl szant kanadyjskich, bo jedna z członkiń zespołu Bogusia Łysenko z córką Kasią zaprezentowały szantę kanadyjską „Fisherman’s Son” („Syn Rybaka”) zespołu „The Rankin Family”, oraz własną kompozycję o żeglarzach z torontońskiego klubu żeglarskiego „Biały Żagiel”.

Bogusia i Kasia Łysenko Fot. z arch. A. Farmus

I tak to knaga nie tylko cumuje, ale i łączy: łódka do łódki, Mazury z jeziorami Ontario, szanty polskie z szantami kanadyjskimi. Co? Dalej nie wierzycie, że mamy szanty kanadyjskie? Jak się spotkamy to wam zaśpiewamy. A najlepiej to przyjeżdżajcie do nas, to nie tylko razem pożeglujemy, połowimy ryby, uraczymy was chlebem ze smalcem i najlepszymi na świecie ogórkami kiszonymi od Tymka. A i na ząb coś ostrzejszego się znajdzie, no i przede wszystkim pośpiewamy o radościach i tęsknotach wilków morskich zakodowanych w muzyce szantowej, którą tylko ludzie o szczególnej wrażliwości emocjonalnej są w stanie zrozumieć i pokochać. „Knaga” z Kanady jest takim narzędziem uwalniającym te łączące nas emocje. „Knaga” łączy Mazury z Ontario, Bałtyk z Wielkimi Jeziorami Kanadyjskimi, Polaków rozsianych po całym świecie. Szanty zaś pomagają nam, abyśmy się całkiem nie pogubili w nawigacji po oceanie życia.

Alicja Farmus – członek Klubu Żeglarskiego „Biały Żagiel” w Toronto.

________________________________________________________________________________________________________________

Alicja Farmus – pochodzi z Górnego Śląska, absolwentka socjologii (UJ) oraz informatyki (University of Liverpool), obecnie mieszka w Toronto (Ontario, Kanada). Pracowała jako IT project manager (pmp designation) w rządzie Ontario. Obecnie zarządza projektami szczebla federalnego Kanady. Pełniła wiele funkcji w organizacjach polonijnych, między innymi była prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej – Okręg Toronto. Oprócz żeglarstwa, swoje zainteresowania kieruje w stronę kajakarstwa (canoe, kandyjki), głównie na akwenach Ontario. Członek polonijnego klubu żeglarskiego w Toronto „Biały Żagiel” oraz grupy szantowej „Szanty, szanty & all that Jazz”.

Mariola Landowska: Korespondencja z Lizbony

Wodna pielgrzymka z Lizbony do Atalaia.

Od wieków w Portugalii, w środowisku żeglarzy, była bardzo popularna, ale i poważana, traktowana z należytym, religijnym szacunkiem i pobożnością ceremonia na wodzie zwana pielgrzymką z Círio de Oeiras do Matki Boskiej w Atalaia (Peregrinacao do Cirio de Oeiras a Senhora da Atalaia).

Figurka Matki Boskiej (Nossa Senhora da Atalaia) na dziobie klasycznej, typowej dla tutejszego szkutnictwa łodzi żaglowej, oczywiście z łacińskim ożaglowaniem, przytym kolorowe chorągiewki rozpięte na takielunku, no i niezwykle barwne wymalowania kadłuba – oto czoło wodnej pielgrzymki prowadzi dużą grupę łodzi żaglowych do Montijo (w rozlewiskach rzeki Tag na jej lewym brzegu, po drugiej stronie Lizbony). Potem żeglarze przenoszą tę figurkę w rytmie rozśpiewanej pielgrzymki, już na lądzie, do sanktuarium maryjnego.

W tym roku odnowiono tę wielowiekową tradycję. Po ponad stuletniej przerwie powrócono do tej niecodziennej, marynistycznej tradycji. Na prezentowanych fotografiach można podziwiać piękne, religijne wydarzenie, niezależnie od własnych przekonań religijnych.

Fotografie: Zelia Silva – w posiadaniu archiwum Towarzystwa “Ancoras”(ANCORAS – Associacao Nautica Classicos de Oeiras). Autoryzacja: Carlos Alpedrinha Pires.

Com os melhores cumprimentos.

Mariola Landowska, maj 2022

F O T O Zelia Silva

www.mariolalandowska-art.com

________________________________________________________________________________________________________Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Dobrava Krautschneider: Korespondencja z Nowego Jorku

Muzyczna podróż… z morza, w krainę łagodności.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Doubravka_Dobrawa_Krautschneider_2015.jpg

Zgrane trio doświadczonych muzyków wystąpiło w niedzielę 31-go stycznia 2022 roku w nowojorskim lokalu Kaskade nazwanego tak na cześć kultowej szczecińskiej restauracji Kaskada. Kilkakrotnie przekładany termin koncertu, trudne warunki śniegowe i kolejna fala pandemii, to wszystko odbiło się na frekwencji, ale kameralny klimat restauracji wypełnionej świeczkami zrobił wrażenie na każdym, kto zdecydował się uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu.

Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Jurkiewicz, Jacek Jakubowski, Arek Wlizło. Fot. Daniela Krautschneider

Muzycy wcześniej wystąpili dla Polonii amerykańskiej na Florydzie. Przed nimi zaplanowane są kolejne koncerty w Nashville, Chicago i Kanadzie. Pod koniec lutego w Polsce zaczyna się krakowski festiwal Shanties. Ten najsłynniejszy festiwal polskiej pieśni żeglarskiej reprezentował tu w Nowym Jorku, osobiście jego wieloletni organizator Krzysztof Bobrowicz. Przywiózł z sobą do „małej Polski” na Greenpoint dużo płyt szantowych, beczkę świetnego humoru i optymizmu. Gospodarzem tego miłego dla ucha wydarzenia był Polski Klub Żeglarski w Nowym Jorku.

Na koncercie wystąpił także Krzysztof„Jurkiel”Jurkiewicz grający na gitarze i instrumentach dętych z akordeonistą Jackiem Jakubowskim. Razem należą do zespołu Słodki Całus od Buby. Wprowadzali nas w gdańsko-gdyńskie klimaty.

Trzeci muszkieter Arek Wlizło z Kanady, znany z subtelnych i poetyckich ballad z akompaniamentem gitarowym, tym razem również obsługiwał instrumenty rytmiczne. Koncert był podzielony na trzy części. W przerwach można było nabyć koszulki Polskiego Klubu Żeglarskiego w Nowym Jorku upamiętniające 30-lecie klubu, które miało miejsce w 2020 roku.

Pierwsze zabrzmiały irlandzkie folkowe rytmy The Lowlands Low oraz Irlandka, a potem kilka piosenek upamiętniających legendarny zespół Stare Dzwony. Publiczność spontanicznie podchwytywała słowa piosenek, szczególnie w refrenach. Kiedy zabrzmiały popularne piosenki autorstwa niedawno zmarłego Jurka Porębskiego, dobrze znanego także amerykańskiej publiczności, nastąpił toast za jego pamięć.

Kolejna część koncertu została poświęcona solowym występom poszczególnych artystów. Pierwszy rozpoczął Krzysztof Jurkiewicz pieśnią zatytułowaną Frau Kokoshke opowiadającym o tragicznym zatonięciu statku Wilhelm Gustloff w 1945 roku z gdańskimi cywilami, w tym kobietami na pokładzie, zainspirowaną pieśnią Cztery zegary. Na fali wspomnień zaśpiewano jazzową Nostalgię autorstwa Janusza Sikorskiego. Żeby się nie dać ponieść nastrojowi smutku, nastąpiły żywe i energiczne śpiewy pieśni Face to face oraz country melodyjne Przeczucie.

Jacek Jakubowski z akordeonem ujął publiczność interpretacją Rybaczki z czasów jego współpracy artystycznej ze Zbigniewem Gachem. W tym samym momencie kelnerka otworzyła drzwi do kuchni i aromat rybny dodał wydarzeniu niezwykłej autentyczności.

Arek Wlizło dodał od siebie filozofującą piosenkę pod tytułem Dokąd i nawiązał piosenkami do twórczości czeskiego folkowego piosenkarza Jarka Nohavicy i jego piesni Gwiazda i Sarajewo. Finał koncertu, jak bywa na szantowiskach, połączył scenę i widownię w jeden krąg. Były grane bisy na życzenie i piosenki najbardziej znane do wspólnego śpiewania jak na przykład: Gdzie ta keja, Nie ma już, Aniele, Plasterek cytryny, Śmiały harpunnik, Dokąd mnie poniesie, Kiedy szliśmy przez Pacyfik i Był 59 rok. Na koniec tradycyjnie zabrzmiało Pożegnanie Liverpoolu.

Nikomu nie chciało się opuścić przyjazną muzyczną krainę łagodności, lecz zrobiło się późno i trzeba było wracać do domów mroźną nocą. Wspomnienia nagrane tego wieczoru piosenki wraz z morskimi i portowymi opowieściami zostały ułożone w wspomnieniach.

Doubrava Krautschneider, luty 2022, Nowy Jork

____________________________________________________________________________________

Doubrava Krautschneider – jest teatrologiem z wykształcenia i zamiłowania. Obecnie przebywa w USA gdzie zajmuje się animacją kultury, prowadzi warsztaty teatralne, pisze recenzje do portalu www.scena.cz i do polskich mediów. Śpiewa w polonijnym chórzeCórka Małgorzaty i Rudy Krautschneiderów.