Archiwum kategorii: Wiersze

Kazimierz Robak: Ludomir Mączka – chińska poezja po hiszpańsku.

Ludomir Mączka dwa swoje listy – pisane 1 i 27 kwietnia 1994 roku z Toronto do Wojciecha Jacobsona, który w tym czasie płynął Concordią z Jokohamy w kierunku Wyspy Wielkanocnej – zaczął mniej więcej tak samo: od zacytowania dwóch wierszy. Duże musiały wywrzeć na nim wrażenie, skoro przytoczył je dwukrotnie, a za drugim razem jeden z wersów opatrzył nawet komentarzem. Najciekawsze było to, że Ludomir wiersze cytował po hiszpańsku, a ich autorem był chiński poeta Bai Juyi, żyjący na przełomie VIII i IX wieku naszej ery.

 

   
Pierwsze strony listów Ludomira Mączki do Wojciecha Jacobsona, pisanych z Toronto 1 i 27 kwietnia 1994 r.

List drugi zaczynał się tak:

      Toronto, 27.04 [1994]

      Wojtek!
      Na początek coś dla Starszych Panów. Przysłała mi Irena Karpowicz (z Hiszp.)

     ……Mirándome en el espejo de lago,
………..No veo mejillas sonrosadas,
………..Sino mi cabellera blanca
(ja już nawet bez)
      …..¿Dónde está el joven de antaño?
……….¿Para qué enturbiar las aguas?

i

       …..Noche avanzada – Cobija fría,
……….. Solitaria, ella no concilia el sueño,
…………Se ha extinguido el incienso,
……….. Y las lágrimas se han congelado en el pañuelo.
……….. No apaga la lámpara en toda la noche,
……….. para no perder la compañía de su propia sombra.

…..Bai Juyi. To z chińskiego, z okresu dynastii Tang (618-907).
…..Poza tym to jakoś leci. […]

Listy Mączki to jednocześnie kopalnia informacji i plątawisko zagadek, bo Ludomir, pisząc do znajomych (najczęściej do Wojciecha Jacobsona i do siostry), którzy znali realia i osoby, ludzi ukrywał za inicjałami, a miejsca – za pierwszymi literami z kropką. Rozplątywaniem tego od wielu lat zajmuje się Zenon Szostak, twórca i redaktor Zeszytów Żeglarskich, który listy Ludomira utrwala w druku i z detektywistyczną dokładnością opatruje przypisami i komentarzami, bez których treść główna często byłaby niemożliwa do zrozumienia dla postronnych Czytelników.

Spotkałem się z Wojtkiem Jacobsonem tuż po tym, jak odkrył te dwa listy w swoim archiwum. Zenek ich jeszcze nie widział, postanowiłem więc – za jego zgodą – mu pomóc. Odcyfrowałem je z niemałym trudem i przepisałem, a później zająłem się egzegezą.

Etap pierwszy. Informacje Wojtka:
       Irena Karpowicz mieszkała w Szwecji, ale rezydowała też w Hiszpanii, w Alicante. Karpowicz to jej panieńskie nazwisko, po mężu – Balcerkiewicz. Balcerkiewiczowie mieli w Polsce jacht, Krzyż Południa, znany w środowiskowej gwarze jako „Majtki Blaszane”. Ludek miał popłynąć z nimi, jako skipper, do USA w końcu lat 1960. Nie popłynął, bo trafiła mu się Zambia (1969). Tymczasem Balcerkiewiczowie dopłynęli tylko do Szwecji i tam zostali. Później się rozwiedli. Irena była architektką, miała córkę Ewę, która zmarła w Szwecji (Göteborg) w r. 2007. Irena zmarła krótko po niej (2008?). Znaliśmy ją osobiście: odwiedzała nas kiedyś w Szczecinie razem ze swoją znajomą Szwedką.

      Irena miała cały czas kontakt z Ludkiem. Po Zambii Ludek pojechał do Szwecji, do Ireny, szukając jachtu do kupienia. Nie znalazł. W Polsce kupił Marię.

      W czasie rejsu Ludka Irena spotkała go dwukrotnie. Raz na Teneryfie (1973), gdzie była ze szwedzką grupą. Fundnęła nam wtedy wycieczkę na Pico de Teide. Potem w Durbanie (1979), gdzie Ludek i Jurek  Boehm stali długo Marią. W czasie stanu wojennego Ludek wysyłał całą korespondencję do niej do Szwecji, a ona robiła kopie i oryginały wysyłała do Polski. Głównie do siostry Ludka i do mnie.

      Po roku 1990 Ludek odwiedzał Irenę w Alicante. Irena wiedziała, że Ludek lubi język hiszpański i że czytuje poezję, dlatego podesłała mu te wiersze chińskie po hiszpańsku. Ludek pisze o wymianie kulturalnej: on do Ireny wysłał wiersz portugalski, w rewanżu otrzymał dwa chińskie. Był to rok 1994, kiedy byłem na Tahiti, a potem na Wyspie Wielkanocnej.

Etap drugi. Bai Juyi w liście Ludomira.
Filologiczny przekład z języka hiszpańskiego1 na polski dał rezultat następujący:

      Mirándome en el espejo de lago,
……No veo mejillas sonrosadas,
……Sino mi cabellera blanca
……¿Dónde está el joven de antaño?
……¿Para qué enturbiar las aguas?

       Patrzę na siebie w lustrze jeziora,
…… Nie widzę różanych policzków,
…… Tylko me białe włosy.
…… Gdzież jest młodzieniec z przeszłości?
…… Po co zmącać wody?

To właśnie przy „Sino mi cabellera blanca” ([widzę] tylko me białe włosy) Ludomir dopisał „ja już nawet bez”. Nie bez powodu zaczął list od stwierdzenia „coś dla Starszych Panów”.

       Noche avanzada – Cobija fría,
…….Solitaria, ella no concilia el sueño,
…….Se ha extinguido el incienso,
…….Y las lágrimas se han congelado en el pañuelo.
…….No apaga la lámpara en toda la noche,
…….para no perder la compañía de su propia sombra.

        Późna noc – zimny koc,
…….Samotna, nie może zasnąć,
…….Wypaliło się kadzidło
…….I łzy zamarzły na chusteczce.
…….Nie gasi lampy przez całą noc,
…….by nie stracić towarzystwa własnego cienia.

Życiorys Bai Juyi (772-846), wysokiego urzędnika i poety z czasów dynastii Tang (618-907) – złotej ery chińskiej poezji, łatwo wyśledzić w Internecie. Był jednym z najważniejszych twórców swoich czasów: uważał, że poezja powinna opisywać rzeczywistość. Krytycy podkreślają, że pisał językiem jednocześnie prostym i eleganckim, a w jego utworach brzmią echa poezji ludowej. Napisał blisko trzy tysiące wierszy, które do dziś są czytane, wydawane drukiem i powielane w Sieci.

Wiersze cytowane przez Ludomira są rzeczywiście zadziwiająco proste i głębokie.

Pierwszy jest refleksją nad przemijaniem, bezlitosnym działaniem czasu i bezpowrotnie utraconą młodością. Emocjonalna glosa Ludomira jest dowodem, że te przemyślenia są mu bliskie, że czas naznacza również jego.

Wiersz drugi opisuje sytuację, do której łatwo znaleźć odniesienia w życiu poety. Biografowie piszą, że mając (prawdopodobnie) lat osiemnaście Bai Juyi spotkał Xiang Ling. Młodzi zakochali się w sobie i pobrali – bez zgody rodziców i pośrednictwa swata, co w ich czasach było czynem niesłychanym. Bai Juyi spędził u boku Xiang Ling najszczęśliwszy okres swego życia i był niepocieszony, gdy obowiązki urzędnicze skazywały go na nieobecność w domu. Taka interpretacja byłaby jednak uproszczeniem, bowiem wiersz drugi jest krzykiem samotności. Jego bohaterką jest kobieta, ale ani poczucie opuszczenia, ani tęsknota, ani łzy w osamotnieniu – gdy jedynym towarzyszem jest cień rzucany przez nocną lampę – nie mają płci.

W tym miejscu kluczowe stają się dwie kwestie: kto tłumaczył wiersze Bai Juyi na hiszpański i jak mają się one do oryginału.

 

Etap trzeci. Szukając autora przekładu.
W roku 2003 oficyna Pre-Textos z hiszpańskiej Valencii wydała tom zatytułowany 111 Cuartetos de Bai Juyi, zawierający 111 tetrastychów autorstwa Bai Juyi. Wybrała je i przetłumaczyła prof. Anne-Hélène Suárez Girard (ur. 1960) – sinolożka, tłumaczka i pisarka hiszpańska, z katedry sinologii Universitat Autònoma de Barcelona. Autor został potraktowany z szacunkiem: wydanie jest dwujęzyczne – oryginalnym wersjom na stronach parzystych towarzyszą przekłady na stronach nieparzystych, ze stosownymi objaśnieniami. Do tego jest obszerny (29 stron liczący) wstęp i bibliografia.

111 Cuartetos de Bai Juyi – wybór i tłumaczenie Anne-Hélène Suárez Girard (Valencia: Pre-Textos, 2003)

Wśród stu jedenastu utworów tylko jeden pasował do listu Ludomira – ale jedynie treścią, bo słowa przekładu były różne:

          REFLEJÁNDOME EN EL LAGO
………Me reflejo una y otra vez contemplándome rostro y sienes,
………ya no veo encendidas mejillas, sólo veo seda blanca.
………Perdida la lozanía, ya no tengo donde ir a buscarla,
………de nada serviría enturbiar las aguas de los demás lagos.2

          PRZEGLĄDAJĄC SIĘ W JEZIORZE
………Przeglądam się wciąż i wciąż, kontemplując swoją twarz i skronie,
………Nie widzę już zarumienionych policzków, widzę tylko biały jedwab.
………Straciłem świeżość, nie mam już gdzie jej szukać,
………Nie ma sensu mącić wód innych jezior.

Poszukiwania zakończyły się więc połowicznym sukcesem: z dwóch wierszy odnalazł się tylko jeden, w dodatku z tłumaczeniem w innej wersji. Napisałem do Wojtka:

          Wojtku, czy być może, że na wiersze Bai Juyi p. Irena Karpowicz natrafiła na przykład w Szwecji, po  szwedzku, i sama przetłumaczyła je na hiszpański? Albo znalazła je w kąciku poetyckim jakiegoś hiszpańskiego dziennika lub tygodnika?
          – Być może – odpisał Wojtek.

Etap czwarty. Oryginały.
Tu wszystkie laury i zaszczyty zbiera p. Martyna Szoja, mająca sinologiczny licencjat Uniwersytetu Warszawskiego, pisząca pracę magisterską na wydziale sinologii uniwersytetu w Würzburgu, aktualnie studiująca na Uniwersytecie Pekińskim.

Oryginały wierszy otrzymałem natychmiast, a wraz z nimi filologiczne przekłady:

    湖中自照

     重重照影看容鬓,不见朱颜见白丝。
     失却少年无处觅,泥池湖水欲何为。

        Moje odbicie w jeziorze

        Raz po raz przyglądam się memu odbiciu, patrzę na twarz i włosy,
…….Nie widzę rumianej twarzy, widzę biały jedwab włosów
…….Straciłem lata młodości, nie ma gdzie [ich] szukać.
…….Błotnisty staw, woda w jeziorze – cóż mogą na to poradzić
                                                       (wiersz napisany w 823 r.; miejsce powstania: miasto Hangzhou, prowincja Zhejiang)

    寒闺夜

     夜半衾裯冷,孤眠懒未能。
     笼香销尽火,巾泪滴成冰。
     为惜影相伴,通宵不灭灯。

         Chłód w buduarze nocą

         Północ, mimo kołder i pościeli jest zimno.
……..Samotna – nie śpi, chciałaby usnąć, lecz nie może.
……..W klatce na kadzidełko doszczętnie wypalił się płomień.
……..Łzy na chustce zamieniły się w lód.
……..By cieszyć się towarzystwem swego cienia,
……..przez całą noc nie gasi lampy.3

P. Martyna pisze:

  • Z przypisu, dodanego przez edytora do wiersza pierwszego, wynika, że pisząc go Bai Juyi miał 51 lat,
    zatem żyć będzie jeszcze lat 23.
  • W wierszu drugim: [guī] to komnata kobieca, buduar, 衾裯 [qīn chóu] to kołdra lub nawet damska
    koszula nocna (często wykonane z jedwabiu),
    [jīn] to chustka bądź szal – również damskie
  • Bai Juyi – wymowa: Baj Dziu-i, przy czym Baj jest nazwiskiem, zgodnie z chińską tradycją pisanym na pierwszym miejscu.

Podsumowanie

Wojciech Jacobson, przyjaciel Ludomira Mączki i przez wiele lat wspólnie z nim żeglujący, pisał swego czasu:
         Zżymam się stale na klasyfikację Ludka pod hasłem „czosnek, czerwone wino, yerba mate” – i ani   słowa o jego połykaniu książek, wrażliwości na poezję (w wielu językach) i ogromnej pamięci! W    zapiskach Ludek stale podkreślał gorycz przemijania. […]4

         … nigdy dość przypominania, że Ludomir był zupełnie inny, niż przekazywany dziś jego obraz.          Najczęściej mówi się o nim i pisze jako o starym żeglarzu, którego głównymi atrybutami są czosnek, yerba mate i czerwone wino. Nawet przy wręczaniu nagrody „imienia Ludomira Mączki” laureaci     dostają czosnek, yerba mate i butelkę wina… Zbyt rzadko pamięta się, że Ludek był człowiekiem wrażliwym na piękno, wszechstronnie wykształconym, oczytanym, obytym z poezją i prozą, i to w wielu językach.5

Nic dodać, nic ująć.

_________________________________
1 Za te tłumaczenia dziękuję prof. Grażynie Walczak.

2 111 Cuartetos de Bai Juyi. Edición y traducción de Anne-Hélène Suárez Girard. Colección La Cruz Del Sur. Valencia: Pre-Textos, 2003; str. 187.

3 Teksty wierszy pochodzą z:
„Moje odbicie w jeziorze”. Portal Guangdong [Kanton] Poezja <https://sou-yun.cn/Query.aspx?type=poem1&id=13027>
„Chłód w buduarze nocą”. Portal baike.baidu.com zwanego Baidu Encyclopedia (rodzaj chińskiej Wikipedii) <https://baike.baidu.com/item/%E5%AF%92%E9%97%BA%E5%A4%9C/18473497>
Także: portal
Gushiwen z klasyką chińskej poezji i prozy <https://so.gushiwen.cn/shiwenv_41f8ca3a4011.aspx>

4 Robak, Kazimierz. Żeglarskie Kto jest kim: Wojciech Jacobson. Warszawa : Dobry Noe Press, 2022; str. 133, 134.

5 Jacobson, Wojciech. Od równika do bieguna, czyli „Marią” do Hawru… i dalej. Szczecin : Estimark, 2022; str. 125.

Kazimierz Robak
21 lutego 2024

O wspólnej żegludze Wojciecha Jacobsona i Ludomira Mączki przeczytać można w antologii opowiadań i reportaży Wojciecha Jacobsona Od równika do bieguna, czyli „Marią” do Hawru… i dalej, wydanej przez oficynę Estimark w roku 2022, pod patronatem Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego, Prezydenta Miasta Szczecin, Jacht Klubu AZS Szczecin oraz Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.

Można ją jeszcze kupić u Wydawcy (tel. 604-555-115; kontakt.estimark@gmail.com), na Allegro <https://allegro.pl/oferta/ksiazka-wojciecha-jacobsona-od-rownika-do-bieguna-13032408748> lub w księgarni Wydawnictwa Nautica <https://wydawnictwonautica.pl/pl/p/Od-rownika-do-bieguna-czyli-Maria-do-Hawru…-i-dalej/322>

Żeglarski życiorys kpt. Wojciecha Jacobsona przedstawia książka Kazimierz Robaka Żeglarskie ‘kto jest kim’: Wojciech Jacobson, wydana nakładem oficyny Dobry Noe Press. Jej drugie wydanie jest jeszcze do nabycia u Wydawcy <https://swiatloczule.com/product/zeglarskie-kto-jest-kim-w-jacobson-k-robak/> i w kilku księgarniach internetowych (m.in. Wydawnictwa Nautica <https://wydawnictwonautica.pl/wojciechjacobson.pl>).

Książka była nominowana do literackiej nagrody im. Teligi za rok 2022 i do Nagrody Żeglarskiej Szczecina. Jej recenzję przeczytacie TU <https://zeglarski.info/artykuly/zeglarskie-kto-jest-kim-wojciech-jacobson/>.

<https://swiatloczule.com/product/zeglarskie-kto-jest-kim-w-jacobson-k-robak/>

Obie książki uzupełniają się jak dwie części dużej całości. Bo gdy dwóch pisze o tym samym, to na pewno nie tak samo i niekoniecznie to samo.
                                                                                                                                   Kazimierz Robak

________________________________________________________________________________________________________Kazimierz Robak – filolog, historyk, dziennikarz, żeglarz, obecnie wykładowca akademicki w USA; uczestnik antarktycznego rejsu „Pogorii” (1980/1981), organizator i uczestnik pierwszej Szkoły pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego 1983/1984 na „Pogorii” (kierownik sekretariatu i nauczyciel); dyrektor i nauczyciel SzPŻ KB na „Pogorii” 2013, 2015 i 2016; założyciel portalu Periplus.pl <https://periplus.pl/> i współautor portalu Żeglujmy Razem <https://zeglujmyrazem.com/>; autor książek, m.in. „Pogorią na koniec świata” (1983), „Szkoła” (1986), „Gibraltar: Cieśnina – Skała – Państwo” (2012), „Żeglarskie 'kto jest kim’: Krzysztof Baranowski” (2018),”Żeglarskie 'kto jest kim’: Wojciech Jacobson” (2022), „Co za kot!” (2022), „Z Pogorią na śpiew i życie” (2023).

 

 

Adam Asnyk: Pointe de Raz

(fragment)

W podartych chmur zgęszczonej ćmie
    Tonie widnokrąg ciemnych fal,
Zacina deszcz i wicher dmie,
    Zniknęła morza dal.

Z wściekłością bije wzdęta toń
    O głazów próg, o ścianę skał,
I na granitów ostrą skroń
    Spieniony rzuca wał.

O poszarpany tłukąc brzeg,
     Przeciągły, z sobą toczy grzmot,
I wlewa swój kipiący ściek
    W czeluści czarnych grot.

Na kształt ruchomych, płynnych gór
    Spiętrzone pędzą fale wód,
A piana pryska aż do chmur!
    Wiruje głębi spód.

I w wydrążonych słupów rząd,
    Co pod naporem fali drga,
Podwodny z rykiem wpada prąd
    I dziką pieśń gra …

Słychać huk bębnów, brzmienia trąb,
    Organów hymny i dźwięk lir:
To wre i huczy morska głąb,
     Kipiący syczy wir.

Ten szum siekących deszczu rózg
     Ten jęk piskliwych mew,
Ten wichru świst, ten fali plusk:
     To Oceanu śpiew.

Adam Asnyk

___________________________

Adam Asnyk (psed.: El… Y, 1838 – 1897) ostatni poeta z okresu romantyzmu. Wydał: „Poezje”, I (1869); – II (1872); – III (1881); – IV (1894); szereg utworów teatralnych. (wiersz i nota o autorze z: „Morze w poezji polskiej” w opracowaniu Zb. Jasińskiego, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1937).

„Góry i morze – pisał Asnyk, w liście do ojca, 28 maja 1874 – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości; tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”.

* * *


fot. S. Moeller, domena publiczna

Klifowy przyladek Pointe du Raz i Pointe du Van stanowią francuski „koniec świata” (podobnie jak angielski Land’s End), są jednymi z najdalej na zachód wysuniętymi punktami stałego lądu Francji. Nazwa skalistego przylądka odnosi się do bretońskiego określenia szybkiego nurtu – raz.. Pointe du Raz to w języku bretońskim Beg ar Raz.

Artur Prędski: Côte d’Azur

Morze tu jest niebieskie, jak oczy młodej dziewczyny
Niezachmurzone jeszcze przeczuciem najsłodszej winy,
Niezasmucone niczym, jak srebrna łza przeźroczyste,
Spokojne, jak rozmarzone morze ciche i czyste.
Wieczorem zmrok przychodzi całować oczy i morze,
W obydwu kryje się wielkość i płoną gwiazdy boże.

                                                                    Artur Prędski

_____________________________________

Artur Prędski poeta niezrzeszony. Wydał: „Inter Arma” (1916); „Miecz przeciw duszy” (1918); „Błękitna wyspa” (1922); „Poezje” (F. Hoesick, W-wa, 1929); kilka tomów prozy. Utwór wyjęty z tomu „Poezje”.

Wg Wikipedii: Artur Prędski (dokładnie: Adolf  Pfeffer, ur. 11 marca 1900 w Stanisławowie, zm. 1941 we Lwowie) – polski pisarz i poeta żydowskiego pochodzenia. W 1941, jako Żyd, aresztowany i zamordowany przez Niemców.

Wiersz Artura Prędskiego „Côte d’Azur” ukazał się w opracowanej przez Zbigniewa Jasińskiego (1908 – 1984; członek AZM, współredaktor „Szkwału”) antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji polskiej” (nakładem Głównej Księgarni Wojskowej w Warszawie, 1937 rok).

Janina Rybińska: Żaglówka

 

Kształt jej we śnie wytoczył
i jak puste skrzypce
wyrzucił na morza srebrną pięciolinię.
Niechaj wiatr gra na maszcie
skrzydłami łopocze
i w burzliwy horyzont
zaniesie przychylnie.

              Życie śmierć nieskończoność
              jak ryż nadmuchany
              puchnie w głowach
              stojących na brzegu kibiców
              a tamci na morzu
              biorą żywioł w ramiona
              i ze szczęścia w puste niebo
              krzyczą.

                                                     Janina Rybińska

______________________________________

Janina Rybińska, z d. Kapuścińska, secundo voto Łozowska, (1901 – 1986) – malarka związana ze środowiskiem lubelskim.

 

W pozostawionym przez Autorkę wiersza bogatym zbiorze jej obrazów, rysunków, szkiców przypadkowo natknąłem się na różnorodne zapiski, w tym również jej wierszy pisanych częściowo odręcznie, częściowo w maszynopisach. Uwagę zwrócił, zapewne ze względu na marynistyczny temat, wiersz „Żaglówka”. Pod wierszem, jeszcze większe zaciekawienie – zamieszczony przez Autorkę, w nawiasie, dopisek: (Wiersz napisany dla Krzysztofa Baranowskiego kiedy był w Lublinie. Zrobiłam wtedy jego szkic, który mi podpisał).

Kiedy to było? W znalezionych zapiskach nie ma żadnej daty, ale wskazanie okoliczności powstania wiersza – pobyt Krzysztofa Baranowskiego w Lublinie, być może po jego pierwszym rejsie dookoła świata? – pozwala snuć przypuszczenia. Szkicu (portretu?) o którym wspomina Janina Rybińska – z podpisem kapitana – nie odnalazłem. Czy okoliczności tamtego spotkania, podpis na rysunku – portrecie, zachowały się w pamięci kapitana, który w dalekim od morza Lublinie, zapewne swoją osobowością, morskimi opowieściami wywołał w artystycznej duszy obecnej na spotkaniu przypływ twórczego natchnienia; i w rysunku, i w wierszu.

(zs)

Jerzy Czyżewicz: Powrót

________

Spuszczone sztaksle, topsle, groty,
Osztagowane obie burty:
Dziś kres wędrówki. – Znów, roboty,
Wracamy w mechaniczne jutro.

Znów zaknagują nas na ziemi,
Zwiążą – nie liny, ale sznury
I, mózgi maszyn, tkwić będziemy
Na posterunkach zach-kultury.

Okopci nas fabryczna sadza,
Ogłuszyt skowyt saksofonów,
Oślepi neonowa blaga,
Łuną na niebie rozjarzona.

W niedorzeczności zatraconym,
Gdzieś zabłąkanym na ulicy –
Uśmiechnie się nam oddalony
Tylko blask Wielkiej Niedżwiedzicy.

Jerzy Czyżewicz

_______________________________________________________________

Jerzy Czyżewicz – w antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji Polskiej” Zbigniewa Jasińskiego, z której pochodzi powyższy wiersz, w części podającej krótkie biogramy autorów zamieszczonych wierszy o Czyżewiczu nie ma żadnej wzmianki. Poszukiwania w internecie również niewiele wnoszą.

Jedynym śladem na jaki trafiłem wpisując imię, nazwisko autora powyżej zamieszczonego wiersza i pobieżnie przeszukując zasoby internetu to krótka wzmianka Zbigniewa Jasinskiego, autora owej antologii w jego tekście „O poezji marynistycznej” zamieszczonym w numerze 10. miesięcznika literackiego „Kamena” z czerwca 1936 roku.

Zbigniew Jasiński pisze: „…Przykładem dobrego wiersza współczesnego wydaje mi się utwór Jerzego Czyżewicza, p.t. „Powrót”. Niestety, ten właśnie wiersz dla większości jest niezrozumiały wskutek wielu tajemniczych – jak mówią – terminów żeglarskich: „Spuszczone sztaksle, topsle, groty, osztagowane obie burty…” – Oczywiście trudno wymagać, aby miłośnicy poezji wykuwali na pamięć słownik żeglarski, toteż nikogo nie dziwi, że tego rodzaju utwory są zazwyczaj zjeżdżane przez krytyków.

A jednak – i w naszej literaturze, związanej z górami, mamy takie wyrazy, jak: watra, smrek, ciupaga, perć, ceper, baca, juhas – wyrazy, które już w literaturze zyskały prawo obywatelstwa.

Boć i przeciw Mickiewiczowi swego czasu rozpętano burzę za wprowadzenie do języka polskiego najrozmaitszych muzułmanizmów. A jednak – dzisiaj każdy wie, co znaczy: muślemin, mirza, minaret, drogman, giaur i t.d. – tak, jak nie wie co znaczy: braszpil, saling, bukszpryt, trap, juta i t.p.

Nieznajomość terminów żeglarskich przez poetów, piszących o morzu, nie zawsze jest błędem nie do darowania. Jeżeli poeta nie sili się na wykazanie prawdziwego lub pozornego znawstwa tych terminów, umiejętnie je omijając, to na tym jego utwór może tylko zyskać. Nie znaczy to jednak, że wszystkie utwory, które dla większości czytelników są niezrozumiałe – z powodu, jak mówią, naładowania owymi tajemniczymi terminami – są kiepskie. Aby tego rodzaju utwory były dobre, o ile autor posiadł tajniki zarówno kunsztu poetyckiego, jak i morskiego słownictwa. Aby tego rodzaju utwory były dobre dla wszystkich, aby amatorzy prawdziwej poezji morza nie tracili wielu smacznych, choć na pozór niestrawnych kąsków, trzeba jednak, aby sami zapoznali się bliżej z morzem i jego słownictwem…”

Tyle Zbigniew Jasiński o Jerzym Czyżewiczu i jego wierszu „Powrót”, wierszu który i dziś, opisując powrót z rejsu żeglarskiego do szarej, codziennej rzeczywistości jest nadal zadziwiająco aktualny.

(zs)

Jan Kochanowski: „Pamiątka”

Krótkie, ale niezwykle barwne życie Jana Baptysty Tęczyńskiego to gotowy scenariusz filmu łączącego gatunki „płaszcza i szpady” i „love story”. Młody hrabia Jan Baptysta, z możnej i wpływowej rodziny magnackiej Tęczyńskich, dobrze wykształcony (Akademia Krakowska, nauki w Paryżu), bywały na europejskich dworach (Francja, Austria, Szwajcaria, Hiszpania – „przygody” z inkwizycją kościelną) zostaje wysłany przez króla Zygmunta II Augusta z poselstwem do Szwecji (wiezie propozycję układu polsko-szwedzkiego w sprawie Inflant i przymierza polsko-szwedzkiego, które mogłoby być przypieczętowane … małżeństwem króla szwedzkiego Eryka XIV z polską królewną Katarzyną Jagiellonką, siostrą króla Zygmunta II Augusta; ostatecznie polską królewnę poślubił brat króla szwedzkiego Jan, późniejszy król Szwecji Jan III Waza). Na szwedzkim dworze przystojny i rycerski, dobrze wykształcony, majętny i bogato prezentujący się polski poseł ulega czarowi niezwykłej urody młodszej siostry króla, królewnie Cecylii.

Jan Baptysta Tęczyński w stroju hiszpańskim.
Cecylia Waza

Zabiegi o jej rękę przynoszą zrozumienie i akceptację u króla i jego dworu, a i sama wybranka jego serca odwzajemnia miłość i zaloty młodego polskiego magnata. Hrabia wraca do kraju, czyni stosowne przygotowania (finanse!) i ponownie wybiera się w podróż morską do Szwecji dla sfinalizowania starań o rękę Cecylii, tym bardziej, że dochodzą go słuchy o politycznych zwrotach króla szwedzkiego, również w planach w stosunku do małżeństwa swojej siostry Cecylii. Na morzu okręt polskiego posła zostaje zaatakowany („kula armatnia strzaskała maszt okrętu”) i zatrzymany w pobliżu Gotlandii przez będących w stanie wojny ze Szwedami Duńczyków. Pojmany i osadzony w więzieniu w Kopenhadze oczekuje na uwolnienie. Wstawiennictwo polskiego króla u króla Danii o zwolnienie hrabiego przynosi pozytywny skutek. Z Polski do Danii jedzie poselstwo po Jana Baptystę Tęczyńskiego. Niestety, z „tęsknoty za ukochaną”, ale i wskutek epidemii, hrabia umiera w kopenhaskim więzieniu, mając zaledwie 23 lata. Jego ciało przywiezione do Polski spoczęło w rodzinnej kaplicy kościoła w Kraśniku. Wiele lat później, dojrzała już Cecylia będąca w związku małżeńskim z margrabią badeńskim, przybywa do Polski, do Krakowa na ślub jej bratanka, króla Polski Zygmunta III Wazy. I wtedy odżywa w niej pamięć o dawnej niespełnionej miłości i jedzie na grób ukochanego Jana Baptysty Tęczyńskiego do Kraśnika („padła na kolana z głosnym płaczem, gorące wznosząc modły za jego duszę”).

Historia musiała poruszyć wiele osób na dworze króla Zygmunta III Wazy, w otoczeniu znanej i szanowanej rodziny Tęczyńskich. Już w rok po śmierci hrabiego Jan Kochanowski, wówczas sekretarz królewski, napisał poświęcony hrabiemu wiersz, o wyraźnie żałobnym nastroju. W utworze poetyckim zwraca uwagę rozbudowany opis żeglugi statkiem, walki z żywiołem morskim, z burzą. I właśnie ten fragment, w istocie bardzo marynistyczny i jako taki zdaje się być jednym z pierwszych w literaturze polskiej, przytaczamy poniżej.

(zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

JANA KOCHANOWSKIEGO

PAMIĄTKA

WSZYTKIEMI CNOTAMI HOJNIE OBDARZONEMU JA-
NOWI BAPTIŚCIE, HRABI NA TĘCZYNIE, BEŁSKIEMU

WOJEWODZIE I LUBELSKIEMU STAROŚCIE ETC.

(…)

Zwyciężył wieczny wyrok i nieszczęście twoje,
  Żeś ty, o zacny Hrabia, nie pomniąc na swoje
Nieprzezpieczeństwo, przedsięś wsiadł w okręt wysoki:
  Miłość rządziła, która nie cierpi odwłoki.
Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła,
  Trzykroć zasię do brzegu nazad się wróciła;
Poszła potem przezdzięki [38], ryjąc morskie wały,
  A żagle roztoczone pochop [39] z wiatru brały.
Jeszcze były wieczorne nie zagasły zorze,
  Kiedy nieuśmierzony wicher wpadł na morze.
Szum powstał i gwałtowna z wierzchu niepogoda,
  Wały za wałmi pędzi poruszona woda;
Krzyk w okręcie, a chmury nocy przydawają,
  Świata nie znać, wiatry się sobie sprzeciwiają,
Usiłuje Zachodny przeciwko Wschodnemu,
  Usiłuje Południ przeciw Północnemu.
Morze huczy, a nawę miecą nawałności,
  Raz się zda, jako w przepaść pojźrzeć z wysokości,
A kiedy się zaś wały rozstępują, ani
  Miasta widać wielkiego[40] z głębokiej otchłani.
Piasek z wodą się miesza, a w poboczne ławy
  Bije szturm niebezpieczny, nawa żadnej sprawy

Nie słucha, ale w morskiem rozgniewaniu pływa
  Samopas, a mokra śmierć zewsząd się dobywa.
Całą noc ta okrutna niepogoda trwała.
  Nazajutrz, kiedy zorza z wody powstawała,
Rozchodziły się chmury, wiatry ucichały,
  A pieniste znienagła[41] wały upadały.
Już było Słońce wzeszło, już żagiel rozpięty
  Nawy znowu prowadził, kędy [42] dwa okręty
Z boku się okazały. Hej, panowie moi,
  Szyper[43] głosem[44] zawoła, miejmy się ku zbroi;

(…)

38. przemocą, gwałtem.

39. pęd, bieg.

40. Gdańska.

41. powoli.

42. gdy.

43. kapitan okrętu.

44. na głos.

___________________________________________

Pełny tekst wiersza Jana Kochanowskiego „Pamiątka” w książce „Jana Kochanowskiego Dzieła wszystkie”, wydanie kompletne opracowane przez Jana Lorentowicza, nakład i druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów, Warszawa 1919.

Dostępne na:

https://pl.wikisource.org/wiki/Jana_Kochanowskiego_Dzieła_polskie_(1919)/Pamiątka

(zs)

Lucjan Rydel: Syreny

Morze, zielone morze w niezmiernej przestrzeni,

A nad nim księżyc mleczny w błękitnej przeźroczy;

Świetlisty nurt za nurtem z daleka się toczy

Śnieżny pianą, iskrzący błyskami promieni …

AAAA

Od czarnych skał ku niebu wionął śpiew syreni –

Leżą na głazach, w księżyc wbiwszy łzawe oczy,

Na pierś dziewczęcą woda ścieka im z warkoczy,

Od bioder łuska rybia tęczowo się mieni.

AAA

Śpiewają. I pieśń leci, omdlewa i gnie się

Dziwna, smętna, cudowna, podobna ich ciałom,

Na dnie mórz urodzona w koralowym lesie …

AAA

Nagle jedna wskazała poza skalny załom:

Żagiel, w dali, na mętnym srebrnym widnokresie –

Śpiewają … Żagiel płynie … płynie wprost – ku skałom!

AAA

Lucjan Rydel

_____________________________________________

Lucjan Rydel – (1870-1918) poeta z okresu Młodej Polski. Wydał: „Poezje” (1899; nakł. L. Idzikowskiego, Kijów, 1909); kilkanaście utworów dramatycznych wierszem; baśnie poetyckie dla młodzieży. (wg Zb. Jasiński, „Morze w poezji polskiej”)

* * *

Wiersz Lucjana Rydla „Syreny” ukazał się w opracowanej przez Zbigniewa Jasińskiego (1908 – 1984; członek AZM,współredaktor „Szkwału”) antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji polskiej”, wydanej nakładem Głównej Księgarni Wojskowej w Warszawie, 1937 rok.

Jan Lechoń: Na śmierć Conrada

Twój ojciec też miał pogrzeb wspaniały i chmurny,

Szli za nim mrocznym miastem dostojni i prości,

O bruk stukały buty jak greckie koturny,

I wiedli go z niewoli do wiecznej wolności.

…….

Mową twardą i prostą, chropowatą mową,

Mówili doń Polacy i cicho płakali,

Nakryli go ojczyzną, jak czapką wojskową,

A później się rozeszli i bili się dalej!

….

A teraz ciebie wicher zaświatów ogarnia,

I ten tułacz bezsenny, zorany przez blizny,

Twój ojciec tam cię woła językiem Ojczyzny,

Gdzie wszystkim świeci morzom ta sama latarnia.

….

Z tomiku wierszy Jana Lechonia: Lutnia po Bekwarku, Londyn, 1942.

____________________________________________________________________

Jan Lechoń – ur. 1899, Warszawa – zm. 1956, Nowy Jork; poeta, prozaik, współtwórca grupy „Skamander”.

Adam Asnyk: Noc na morzu

(w drodze z Malty do Goletty)

Srebrzyste blaski toń przesiewa modra,
W miliony drżących rozprasza iskierek,
I snopy światła na okrętu biodra
Kolejno rzuca na ruchliwy szereg …
Noc księżycowa tak jasnością szczodra
Perłową siatkę wód błękity muszcze;
Cisza: zaledwie łagodny wiaterek
Podnosi falę, która miękko pluszcze.
Jak cienie mkniemy przez te płynne puszcze.

Pogodnej nocy majestat królewski
Zawisł nad całą spokojną głębiną;
Wzrok ściga drżące świateł arabeski
I płynie z nimi w nieskończoność siną …
W ślad za nim myśli w ten obszar niebieski
Lecą bez końca, roztopione w ciszę
I poza światem gdzieś omdlałym giną.
A księżyc dalej srebrne znaki pisze
Na fali, która jak do snu kołysze.

Mijają chwile, może całe wieki,
W tym rozmarzeniu, co godzin nie liczy;
Świat dotykalny cofa się daleki,
A sen srebrzysty, nieznanej słodyczy,
Przez pół otwarte wciska się powieki,
I płynie w duszę z cichym szumem fali,
Coraz to więcej dziwny … tajemniczy …
Aż go chłód rosy, co się w mgłach krystali,
I świeży powiew poranku oddali.

Na wschodzie niebo zdaje się różowieć
I od ciemniejszej odbija się toni:
To pierwsza bliskiej jutrzenki zapowiedź.
Świt mleczny z blaskiem miesięcznym się goni,
Zmącone fale zaczynają płowieć.
Gwiazdy pobladły; senne oczy mrużą;
Tylko poranna, jak brylant na skroni
Młodziutkiej jutrzni, nad obłoczków różą
Staje się mocniej błyszczącą i dużą.

Przed nami w morze czarny klin się wciska,
Brzeg wyniesiony, skalisty i dziki!
Piętrzą się groźne bazaltów urwiska …
To wysunięty przylądek Afryki!
Na jego szczycie jeszcze światło błyska
Rozsiane w morzu oświecając skały;
Ze skał dochodzą morskich ptaków krzyki,
Które noc w głazów szczelinach przespały,
A teraz wrzaskiem witają dzień biały.

Adam Asnyk

____________________________________________________________________________________________________________________________Adam Asnyk – 1838 – 1897, poeta, dramatopisarz; w antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji Polskiej” Zbigniewa Jasińskiego, z której pochodzi powyższy wiersz, Asnyk jest przedstawiony jako ostatni poeta okresu romantyzmu.

 

* * *

 

Adam Asnyk był jednym z pierwszych członków Towarzystwa Tatrzańskiego i mieszkając w Krakowie i Zakopanem odbywał wędrówki w Tatry Wysokie. Ale nie tylko góry były natchnieniem dla jego twórczości; również morze wywarło znaczący wpływ. Wiersz „Noc na morzu” jest poetyckim zapisem wrażeń doznanych podczas podróży do Włoch, na Maltę i do Tunisu. Goletta do której dopłynął z Malty to dzisiejsze tunezyjskie miasto portowe La Goulette (arab. Halq al-Wadi). Asnyk w wielu swoich utworach opisuje krajobraz górski, tatrzański i morski. „Góry i morze” – pisał w liście do ojca – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości, tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury, można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”.

Twórczość Adama Asnyka – jeszcze z romantyzmu i już z pozytywizmu – i wpływ na nią podróży morskiej jaką odbył pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku, „pod latyńskich żagli cieniem” z Malty do Goletty oraz powstały, przytoczony wyżej wiersz, przypominają – a być może nieśmiało uzupełniają – ogłoszony niedawno w Periplus.pl interesujący czteroczęściowy cykl eseistycznych opowieści o morskich doświadczeniach czołowych polskich romantyków, właśnie na akwenach śródziemnomorskich, choć nie tylko. „Cień latyńskich żagli”, bo taki tytuł nosi ów zajmujący, pełen ciekawostek, celnych spostrzeżeń, skojarzeń i ocen cykl autorstwa Kazimierza Robaka dostępny jest na www. periplus.pl https://periplus.pl/archiwa/11424

(zs)

Mariusz Zaruski: U brzegów Lizbony

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

W miesiącu, pomnę, lutym (u nas zima jeszcze)

Za rufą nam została cieśnina Kanału.

Ocean był burzliwy, na przemian szły deszcze,

Więc czas się wlókł w podróży mozolnie, pomału.

aaaZabłysły wraz ze słońcem wieżyce Lizbony,

A gdyśmy ominęli przylądek La-Rocka,

Zabłysły wraz ze słońcem wieżyce Lizbony,

Ogromna, jaśniejąca od blasków zatoka,

A wokół traw i zboża kobierzec zielony.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Ach, wtedy… Boże wielki! tych wonnych łąk kwiecie,

Zapach roli, co płynął z wiosennym podmuchem,

Przypomniał mi wieś polską, mój wiek pacholęcy…

aaa

Stałem długo bez ruchu, nie pomnąc o świecie…

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Aż głos przez tubę z góry zagrzmiał mi na uchem:

„Hej tam, baczyć u steru, do kroćset tysięcy”!

aaa

Mariusz Zaruski

Tekst wiersza według Mariusz Zaruski, Sonety Morskie, Wydawnictwo Morskie, 1977.

________________________________________________________________________________

Mariusz Zaruski – ur. 1867, zm. 1941, działalność tatrzańska (organizował TOPR), żeglarska (komandor Yacht Klubu Polski, kapitan harcerskiego żaglowca „Zawisza Czarny”), generał Wojska Polskiego.