Archiwum kategorii: Wiersze

Jerzy Czyżewicz: Powrót

________

Spuszczone sztaksle, topsle, groty,

Osztagowane obie burty:

Dziś kres wędrówki. – Znów, roboty,

Wracamy w mechaniczne jutro.

_______

Znów zaknagują nas na ziemi,

Zwiążą – nie liny, ale sznury

I, mózgi maszyn, tkwić będziemy

Na posterunkach zach-kultury.

___________

Okopci nas fabryczna sadza,

Ogłuszyt skowyt saksofonów,

Oślepi neonowa blaga,

Łuną na niebie rozjarzona.

———-

W niedorzeczności zatraconym,

Gdzieś zabłąkanym na ulicy –

Uśmiechnie się nam oddalony

Tylko blask Wielkiej Niedżwiedzicy.

_______

Jerzy Czyżewicz

_______________________________________________________________

Jerzy Czyżewicz – w antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji Polskiej” Zbigniewa Jasińskiego, z której pochodzi powyższy wiersz, w części podającej krótkie biogramy autorów zamieszczonych wierszy o Czyżewiczu nie ma żadnej wzmianki. Poszukiwania w internecie również niewiele wnoszą.

Jedynym śladem na jaki trafiłem wpisując imię, nazwisko autora powyżej zamieszczonego wiersza i pobieżnie przeszukując zasoby internetu to krótka wzmianka Zbigniewa Jasinskiego, autora owej antologii w jego tekście „O poezji marynistycznej” zamieszczonym w numerze 10. miesięcznika literackiego „Kamena” z czerwca 1936 roku.

Zbigniew Jasiński pisze: „…Przykładem dobrego wiersza współczesnego wydaje mi się utwór Jerzego Czyżewicza, p.t. „Powrót”. Niestety, ten właśnie wiersz dla większości jest niezrozumiały wskutek wielu tajemniczych – jak mówią – terminów żeglarskich: „Spuszczone sztaksle, topsle, groty, osztagowane obie burty…” – Oczywiście trudno wymagać, aby miłośnicy poezji wykuwali na pamięć słownik żeglarski, toteż nikogo nie dziwi, że tego rodzaju utwory są zazwyczaj zjeżdżane przez krytyków.

A jednak – i w naszej literaturze, związanej z górami, mamy takie wyrazy, jak: watra, smrek, ciupaga, perć, ceper, baca, juhas – wyrazy, które już w literaturze zyskały prawo obywatelstwa.

Boć i przeciw Mickiewiczowi swego czasu rozpętano burzę za wprowadzenie do języka polskiego najrozmaitszych muzułmanizmów. A jednak – dzisiaj każdy wie, co znaczy: muślemin, mirza, minaret, drogman, giaur i t.d. – tak, jak nie wie co znaczy: braszpil, saling, bukszpryt, trap, juta i t.p.

Nieznajomość terminów żeglarskich przez poetów, piszących o morzu, nie zawsze jest błędem nie do darowania. Jeżeli poeta nie sili się na wykazanie prawdziwego lub pozornego znawstwa tych terminów, umiejętnie je omijając, to na tym jego utwór może tylko zyskać. Nie znaczy to jednak, że wszystkie utwory, które dla większości czytelników są niezrozumiałe – z powodu, jak mówią, naładowania owymi tajemniczymi terminami – są kiepskie. Aby tego rodzaju utwory były dobre, o ile autor posiadł tajniki zarówno kunsztu poetyckiego, jak i morskiego słownictwa. Aby tego rodzaju utwory były dobre dla wszystkich, aby amatorzy prawdziwej poezji morza nie tracili wielu smacznych, choć na pozór niestrawnych kąsków, trzeba jednak, aby sami zapoznali się bliżej z morzem i jego słownictwem…”

Tyle Zbigniew Jasiński o Jerzym Czyżewiczu i jego wierszu „Powrót”, wierszu który i dziś, opisując powrót z rejsu żeglarskiego do szarej, codziennej rzeczywistości jest nadal zadziwiająco aktualny.

(zs)

Jan Kochanowski: „Pamiątka”

Krótkie, ale niezwykle barwne życie Jana Baptysty Tęczyńskiego to gotowy scenariusz filmu łączącego gatunki „płaszcza i szpady” i „love story”. Młody hrabia Jan Baptysta, z możnej i wpływowej rodziny magnackiej Tęczyńskich, dobrze wykształcony (Akademia Krakowska, nauki w Paryżu), bywały na europejskich dworach (Francja, Austria, Szwajcaria, Hiszpania – „przygody” z inkwizycją kościelną) zostaje wysłany przez króla Zygmunta II Augusta z poselstwem do Szwecji (wiezie propozycję układu polsko-szwedzkiego w sprawie Inflant i przymierza polsko-szwedzkiego, które mogłoby być przypieczętowane … małżeństwem króla szwedzkiego Eryka XIV z polską królewną Katarzyną Jagiellonką, siostrą króla Zygmunta II Augusta; ostatecznie polską królewnę poślubił brat króla szwedzkiego Jan, późniejszy król Szwecji Jan III Waza). Na szwedzkim dworze przystojny i rycerski, dobrze wykształcony, majętny i bogato prezentujący się polski poseł ulega czarowi niezwykłej urody młodszej siostry króla, królewnie Cecylii.

Jan Baptysta Tęczyński w stroju hiszpańskim.
Cecylia Waza

Zabiegi o jej rękę przynoszą zrozumienie i akceptację u króla i jego dworu, a i sama wybranka jego serca odwzajemnia miłość i zaloty młodego polskiego magnata. Hrabia wraca do kraju, czyni stosowne przygotowania (finanse!) i ponownie wybiera się w podróż morską do Szwecji dla sfinalizowania starań o rękę Cecylii, tym bardziej, że dochodzą go słuchy o politycznych zwrotach króla szwedzkiego, również w planach w stosunku do małżeństwa swojej siostry Cecylii. Na morzu okręt polskiego posła zostaje zaatakowany („kula armatnia strzaskała maszt okrętu”) i zatrzymany w pobliżu Gotlandii przez będących w stanie wojny ze Szwedami Duńczyków. Pojmany i osadzony w więzieniu w Kopenhadze oczekuje na uwolnienie. Wstawiennictwo polskiego króla u króla Danii o zwolnienie hrabiego przynosi pozytywny skutek. Z Polski do Danii jedzie poselstwo po Jana Baptystę Tęczyńskiego. Niestety, z „tęsknoty za ukochaną”, ale i wskutek epidemii, hrabia umiera w kopenhaskim więzieniu, mając zaledwie 23 lata. Jego ciało przywiezione do Polski spoczęło w rodzinnej kaplicy kościoła w Kraśniku. Wiele lat później, dojrzała już Cecylia będąca w związku małżeńskim z margrabią badeńskim, przybywa do Polski, do Krakowa na ślub jej bratanka, króla Polski Zygmunta III Wazy. I wtedy odżywa w niej pamięć o dawnej niespełnionej miłości i jedzie na grób ukochanego Jana Baptysty Tęczyńskiego do Kraśnika („padła na kolana z głosnym płaczem, gorące wznosząc modły za jego duszę”).

Historia musiała poruszyć wiele osób na dworze króla Zygmunta III Wazy, w otoczeniu znanej i szanowanej rodziny Tęczyńskich. Już w rok po śmierci hrabiego Jan Kochanowski, wówczas sekretarz królewski, napisał poświęcony hrabiemu wiersz, o wyraźnie żałobnym nastroju. W utworze poetyckim zwraca uwagę rozbudowany opis żeglugi statkiem, walki z żywiołem morskim, z burzą. I właśnie ten fragment, w istocie bardzo marynistyczny i jako taki zdaje się być jednym z pierwszych w literaturze polskiej, przytaczamy poniżej.

(zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

JANA KOCHANOWSKIEGO

PAMIĄTKA

WSZYTKIEMI CNOTAMI HOJNIE OBDARZONEMU JA-
NOWI BAPTIŚCIE, HRABI NA TĘCZYNIE, BEŁSKIEMU

WOJEWODZIE I LUBELSKIEMU STAROŚCIE ETC.

(…)

Zwyciężył wieczny wyrok i nieszczęście twoje,
  Żeś ty, o zacny Hrabia, nie pomniąc na swoje
Nieprzezpieczeństwo, przedsięś wsiadł w okręt wysoki:
  Miłość rządziła, która nie cierpi odwłoki.
Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła,
  Trzykroć zasię do brzegu nazad się wróciła;
Poszła potem przezdzięki [38], ryjąc morskie wały,
  A żagle roztoczone pochop [39] z wiatru brały.
Jeszcze były wieczorne nie zagasły zorze,
  Kiedy nieuśmierzony wicher wpadł na morze.
Szum powstał i gwałtowna z wierzchu niepogoda,
  Wały za wałmi pędzi poruszona woda;
Krzyk w okręcie, a chmury nocy przydawają,
  Świata nie znać, wiatry się sobie sprzeciwiają,
Usiłuje Zachodny przeciwko Wschodnemu,
  Usiłuje Południ przeciw Północnemu.
Morze huczy, a nawę miecą nawałności,
  Raz się zda, jako w przepaść pojźrzeć z wysokości,
A kiedy się zaś wały rozstępują, ani
  Miasta widać wielkiego[40] z głębokiej otchłani.
Piasek z wodą się miesza, a w poboczne ławy
  Bije szturm niebezpieczny, nawa żadnej sprawy

Nie słucha, ale w morskiem rozgniewaniu pływa
  Samopas, a mokra śmierć zewsząd się dobywa.
Całą noc ta okrutna niepogoda trwała.
  Nazajutrz, kiedy zorza z wody powstawała,
Rozchodziły się chmury, wiatry ucichały,
  A pieniste znienagła[41] wały upadały.
Już było Słońce wzeszło, już żagiel rozpięty
  Nawy znowu prowadził, kędy [42] dwa okręty
Z boku się okazały. Hej, panowie moi,
  Szyper[43] głosem[44] zawoła, miejmy się ku zbroi;

(…)

38. przemocą, gwałtem.

39. pęd, bieg.

40. Gdańska.

41. powoli.

42. gdy.

43. kapitan okrętu.

44. na głos.

___________________________________________

Pełny tekst wiersza Jana Kochanowskiego „Pamiątka” w książce „Jana Kochanowskiego Dzieła wszystkie”, wydanie kompletne opracowane przez Jana Lorentowicza, nakład i druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów, Warszawa 1919.

Dostępne na:

https://pl.wikisource.org/wiki/Jana_Kochanowskiego_Dzieła_polskie_(1919)/Pamiątka

(zs)

Lucjan Rydel: Syreny

Morze, zielone morze w niezmiernej przestrzeni,

A nad nim księżyc mleczny w błękitnej przeźroczy;

Świetlisty nurt za nurtem z daleka się toczy

Śnieżny pianą, iskrzący błyskami promieni …

AAAA

Od czarnych skał ku niebu wionął śpiew syreni –

Leżą na głazach, w księżyc wbiwszy łzawe oczy,

Na pierś dziewczęcą woda ścieka im z warkoczy,

Od bioder łuska rybia tęczowo się mieni.

AAA

Śpiewają. I pieśń leci, omdlewa i gnie się

Dziwna, smętna, cudowna, podobna ich ciałom,

Na dnie mórz urodzona w koralowym lesie …

AAA

Nagle jedna wskazała poza skalny załom:

Żagiel, w dali, na mętnym srebrnym widnokresie –

Śpiewają … Żagiel płynie … płynie wprost – ku skałom!

AAA

Lucjan Rydel

_____________________________________________

Lucjan Rydel – (1870-1918) poeta z okresu Młodej Polski. Wydał: „Poezje” (1899; nakł. L. Idzikowskiego, Kijów, 1909); kilkanaście utworów dramatycznych wierszem; baśnie poetyckie dla młodzieży. (wg Zb. Jasiński, „Morze w poezji polskiej”)

* * *

Wiersz Lucjana Rydla „Syreny” ukazał się w opracowanej przez Zbigniewa Jasińskiego (1908 – 1984; członek AZM,współredaktor „Szkwału”) antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji polskiej”, wydanej nakładem Głównej Księgarni Wojskowej w Warszawie, 1937 rok.

Jan Lechoń: Na śmierć Conrada

Twój ojciec też miał pogrzeb wspaniały i chmurny,

Szli za nim mrocznym miastem dostojni i prości,

O bruk stukały buty jak greckie koturny,

I wiedli go z niewoli do wiecznej wolności.

…….

Mową twardą i prostą, chropowatą mową,

Mówili doń Polacy i cicho płakali,

Nakryli go ojczyzną, jak czapką wojskową,

A później się rozeszli i bili się dalej!

….

A teraz ciebie wicher zaświatów ogarnia,

I ten tułacz bezsenny, zorany przez blizny,

Twój ojciec tam cię woła językiem Ojczyzny,

Gdzie wszystkim świeci morzom ta sama latarnia.

….

Z tomiku wierszy Jana Lechonia: Lutnia po Bekwarku, Londyn, 1942.

____________________________________________________________________

Jan Lechoń – ur. 1899, Warszawa – zm. 1956, Nowy Jork; poeta, prozaik, współtwórca grupy „Skamander”.

Adam Asnyk: Noc na morzu

(w drodze z Malty do Goletty)

Srebrzyste blaski toń przesiewa modra,

W miliony drżących rozprasza iskierek,

I snopy światła na okrętu biodra

Kolejno rzuca na ruchliwy szereg …

Noc księżycowa tak jasnością szczodra

Perłową siatkę wód błekity muszcze;

Cisza: zaledwie łagodny wiaterek

Podnosi falę, która miękko pluszcze.

Jak cienie mkniemy przez te płynne puszcze.

Pogodnej nocy majestat królewski

Zawisł nad całą spokojną głębiną;

Wzrok ściga drżące świateł arabeski

I płynie z nimi w nieskończoność siną …

W ślad za nim myśli w ten obszar niebieski

Lecą bez końca, roztopione w ciszę

I poza światem gdzieś omdlałym giną.

A księżyc dalej srebrne znaki pisze

Na fali, która jak do snu kołysze.

Mijają chwile, może całe wieki,

W tym rozmarzeniu, co godzin nie liczy;

Świat dotykalny cofa się daleki,

A sen srebrzysty, nieznanej słodyczy,

Przez pół otwarte wciska się powieki,

I płynie w duszę z cichym szumem fali,

Coraz to więcej dziwny … tajemniczy …

Aż go chłód rosy, co się w mgłach krysztali,

I świeży powiew poranku oddali.

Na wschodzie niebo zdaje się różowieć

I od ciemniejszej odbija się toni:

To pierwsza bliskiej jutrzenki zapowiedź.

Świt mleczny z blaskiem miesięcznym się goni,

Zmącone fale zaczynają płowieć.

Gwiazdy pobladły; senne oczy mrużą;

Tylko poranna, jak brylant na skroni

Młodziutkiej jutrzni, nad obłoczków różą

Staje się mocniej błyszczącą i dużą.

Przed nami w morze czarny klin się wciska,

Brzeg wyniesiony, skalisty i dziki!

Piętrzą się groźne bazaltów urwiska …

To wysunięty przylądek Afryki!

Na jego szczycie jeszcze światło błyska

Rozsiane w morzu oświecając skały;

Ze skał dochodzą morskich ptaków krzyki,

Które noc w głazów szczelinach przespały,

A teraz wrzaskiem witają dzień biały.

Adam Asnyk

____________________________________________________________________________________________________________________________Adam Asnyk – 1838 – 1897, poeta, dramatopisarz; w antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji Polskiej” Zbigniewa Jasińskiego, z której pochodzi powyższy wiersz, Asnyk jest przedstawiony jako ostatni poeta okresu romantyzmu.

* * *

Adam Asnyk był jednym z pierwszych członków Towarzystwa Tatrzańskiego i mieszkając w Krakowie i Zakopanem odbywał wędrówki w Tatry Wysokie. Ale nie tylko góry były natchnieniem dla jego twórczości; również morze wywarło znaczący wpływ. Wiersz „Noc na morzu” jest poetyckim zapisem wrażeń doznanych podczas podróży do Włoch, na Maltę i do Tunisu. Goletta do której dopłynął z Malty to dzisiejsze tunezyjskie miasto portowe La Goulette (arab. Halq al-Wadi). Asnyk w wielu swoich utworach opisuje krajobraz górski, tatrzański i morski. „Góry i morze” – pisał w liście do ojca – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości, tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury, można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”.

Twórczość Adama Asnyka – jeszcze z romantyzmu i już z pozytywizmu – i wpływ na nią podróży morskiej jaką odbył pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku, „pod latyńskich żagli cieniem” z Malty do Goletty oraz powstały, przytoczony wyżej wiersz, przypominają – a być może nieśmiało uzupełniają – ogłoszony niedawno w Periplus.pl interesujący czteroczęściowy cykl eseistycznych opowieści o morskich doświadczeniach czołowych polskich romantyków, właśnie na akwenach śródziemnomorskich, choć nie tylko. „Cień latyńskich żagli”, bo taki tytuł nosi ów zajmujący, pełen ciekawostek, celnych spostrzeżeń, skojarzeń i ocen cykl autorstwa Kazimierza Robaka dostępny jest na www. periplus.pl https://periplus.pl/archiwa/11424

(zs)

Mariusz Zaruski: U brzegów Lizbony

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

W miesiącu, pomnę, lutym (u nas zima jeszcze)

Za rufą nam została cieśnina Kanału.

Ocean był burzliwy, na przemian szły deszcze,

Więc czas się wlókł w podróży mozolnie, pomału.

aaaZabłysły wraz ze słońcem wieżyce Lizbony,

A gdyśmy ominęli przylądek La-Rocka,

Zabłysły wraz ze słońcem wieżyce Lizbony,

Ogromna, jaśniejąca od blasków zatoka,

A wokół traw i zboża kobierzec zielony.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Ach, wtedy… Boże wielki! tych wonnych łąk kwiecie,

Zapach roli, co płynął z wiosennym podmuchem,

Przypomniał mi wieś polską, mój wiek pacholęcy…

aaa

Stałem długo bez ruchu, nie pomnąc o świecie…

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Aż głos przez tubę z góry zagrzmiał mi na uchem:

„Hej tam, baczyć u steru, do kroćset tysięcy”!

aaa

Mariusz Zaruski

Tekst wiersza według Mariusz Zaruski, Sonety Morskie, Wydawnictwo Morskie, 1977.

________________________________________________________________________________

Mariusz Zaruski – ur. 1867, zm. 1941, działalność tatrzańska (organizował TOPR), żeglarska (komandor Yacht Klubu Polski, kapitan harcerskiego żaglowca „Zawisza Czarny”), generał Wojska Polskiego.

Cyprian Kamil Norwid: „Z pokładu Marguerity wypływającej dziś do New-York”

Londyn, 1852, decembra, godzina 10 rano

I

Cokolwiek słońca w żaglach się prześwieca,

Omuska maszty lub na fale spryska:

Mgły nikną niby zasłona kobieca,

Obłoki widać za nią jak zwaliska!…

II

„Czemu zwaliska? i czemu zasłona?

Czemu niewieścia…?” – krytyk niech już pyta,

I niech oskarżą muzę, że zmącona

W harmonii – pojęć – swoich ta kobiéta –

III

Ja, nie wiem … widzę i rzecz kreślę smutno,

Jakbym był jednym z ciągnących żurawi,

Co cień swój wiodą przez masztowe-płótno,

Nie myśląc, czy stąd obraz się zostawi!…

IV

Ja nie wiem… końca, nigdy nie wiem może,

Lecz…

(tu mi przerwał sternik)

… szczęścić wam Boże…

Cyprian Kamil Norwid

___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________Cyprian Kamil Norwid – 1821 – 1883 – poeta, prozaik, grafik, malarz, rzeźbiarz. 12 grudnia 1852r Norwid w Londynie wsiadł na żaglowiec (full rigged packet ship) „Margaret Evans” i wyruszył w podróż do Ameryki. Do Nowego Jorku żaglowiec dopłynął 11 lutego 1853 roku. Ponad roczny pobyt w Ameryce upłynął artyście wśród problemów zdrowotnych i w narastającej tęsknocie za krajem, ale też spełnił się w dobrze płatnej, stałej pracy jako rysownik; odbył też wycieczkę w interior do rezerwatu Indian i do pierwotnych lasów. Podróż powrotną do Europy odbył poeta wraz z księciem Lubomirskim – i dzięki jego finansowej pomocy – na pokładzie statku żaglowo-parowego „Pacific”, wyruszając z Nowego Jorku 24. czerwca 1854r i przypływając 5. lipca do Liverpoolu.

Jerzy Czyżewicz: Powrót

 

Spuszczone sztaksle, topsle, groty,

Osztagowane obie burty:

Dziś kres wędrówki. – Znów, roboty,

Wracamy w mechaniczne jutro.

 

Znów zaknagują nas na ziemi,

Zwiążą – nie liny, ale sznury

I, mózgi maszyn, tkwić będziemy

Na posterunkach zach-kultury.

 

Okopci nas fabryczna sadza,

Ogłuszy skowyt saksofonów,

Oślepi neonowa blaga,

Łuną na niebie rozjarzona.

 

W niedorzeczności zatraconym,

Gdzieś zabłąkanym na ulicy –

Uśmiechnie się nam oddalony

Tylko blask Wielkiej Niedźwiedzicy.

 

Jerzy Czyżewicz

___________________________________________________________________________________________________ Jerzy Czyżewicz poeta. Wiersz z: „Morze w poezji Polskiej. Antologia poezyj marynistycznych” w opracowaniu Zbigniewa Jasińskiego, Warszawa 1937 rok.

Julian Tuwim, fragmenty z: „Kwiaty polskie”.

W rozbudowanym poemacie epickim, dygresyjnym Juliana Tuwima Kwiaty polskie pojawia się wśród wielu dygresji – jak to w poemacie dygresyjnym – dygresja, odejście od tematu głównego utworu w stronę tematyki morskiej, marynistycznej.

Sprawdziło się przysłowie stare,                                                                                                                  Że vivere non est necesse,                                                                                                                           Sed est necesse navigare.                                                                                                                                 Żeglujcie tedy, przyjaciele:                                                                                                                             Okrętem, gdy wam okręt przypadł,                                                                                                               A jeśli nie – jest barka, krypa,                                                                                                                         Bat, nawa, szkuta, łódź, komiega,                                                                                                                 Prom albo tratwa – co kto woli…                                                                                                                   Wsiadać i jazda!….

 Julian Tuwim, Kwiaty polskie, cz. druga, rozdz. II

Kto dziś z wodniaków, żeglarzy wie co to bat albo komiega? Ale, mając internet pod palcem…  A Julian Tuwim pisał Kwiaty polskie w czasie wojny, na emigracji w Brazylii, potem w Nowym Jorku i w powojennej, zniszczonej Polsce, z ograniczonym dostępem do specjalistycznego słownictwa i wiedzy. 

W kolejnej części poematu, w części trzeciej zaraz na początku pojawia się rozbudowana dygresja, tym razem o wietrze, i to o wietrze oceanicznym.

Wiatr Tobie, Boże, huczał pieśni,
Gdyś z mroków wykrzesywał świat.
Chaosu świadek i rówieśnik,
Wiatr Tobie, Boże, huczał pieśni,
Wodami wstrząsający wiatr.
Wiatr – gniew otchłani zbuntowanej,
Potęgi Twojej pierwszy bard,
Homer Genezis opętany,
Co w chwiejbę wprawił oceany
Rytmicznym rykiem swoich skarg.
I taki był ów zryw stworzenny,
Taki prawichru Tobie hymn,
Że wód wzburzonych ogrom pienny
Do dziś w kołysie trwa bezsennym,
Pomrukiem w brzegi bije złym.
Do dziś – bylinnik, rapsod, epik,
Początku chmurobrody dziad,
Pierwotnej wojny wiarus ślepy –
Wspomnienia szumne lubi wiatr …

  Julian Tuwim, Kwiaty polskie, cz. trzecia, rozdz. I

(zs)

___________________________________________                                                                                                  Julian Tuwim (1894-1953) – poeta.

Fernando Pessoa: Mar Português

Ó mar salgado, quanto do teu sal
São lágrimas de Portugal!
Por te cruzarmos, quantas mães choraram,
Quantos filhos em vão rezaram!
Quantas noivas ficaram por casar
Para que fosses nosso, ó mar!

Valeu a pena? Tudo vale a pena
Se a alma não é pequena.
Quem quer passar além do Bojador
Tem que passar além da dor.
Deus ao mar o perigo e o abismo deu,
Mas nele é que espelhou o céu.

Fernando Pessoa

___________________________________________________________________________________________________Fernando Pessoa1888-1935, wybity poeta portugalski XX w.

Tłumaczenia wiersza na język polski można łatwo znaleźć w internecie, ale ciekawym przeżyciem może być wsłuchanie się w melodię języka oryginału. Pod poniższymi linkami jest do odsłuchania wiersz czytany w języku portugalskim. Pierwszy, przez aktora teatralnego Silvio Matos.

https://www.youtube.com/watch?v=E-_lMcdBUJE

https://www.youtube.com/watch?v=WH6cR4qe-T8