Henryk Jaskuła: Dziennik osobisty z rejsu solo non-stop dookoła świata 1979-1980, jachtem „Dar Przemyśla”.

W latach 1979 – 1980 Henryk Jaskuła na jachcie Dar Przemyśla, jako trzeci na świecie po Anglikach Robinie Knox-Johnstonie na jachcie Suahili i Chay Blythu na jachcie British Steel, samotnie opłynął Ziemię bez zawijania do portów. Rejs trwał 344 dni (12 VI 1979 – 20 V 1980), rozpoczął i zakończył się w Gdyni. Pomimo upływu 37. lat, mimo podejmowanych prób przez polskich żeglarzy rejs taki nie został powtórzony i ciągle stanowi rozpalające wyobraźnię wyzwanie…                                             (zs)                        ____________________________________________________________________________________________________

Jaskula_Henryk

(fragmenty)

Dzień 1.   12 VI 1979, wtorek

12.07 (GMT 10.07)  Start.  Główki Basenu Jachtowego w Gdyni.

14.20.  Hel w zasięgu ręki. Morze uczy tęsknić i kochać. Wszystkich kocham, absolutnie wszystkich. Jestem szczęśliwy, bo nie ma w moim sercu ani krzty nienawiści. Jeżeli jeszcze wczoraj, czy przedwczoraj odgrażałem się, że kogoś obsmaruję, tak dziś, dwie godziny po wyjściu z Gdyni, wszystko poszło w niepamięć, wszystko poszło za burtę serca i jachtu.

Jestem szczęśliwy bo mam tak bardzo dużo prawdziwych przyjaźni, chyba nie ma w tym kraju drugiego takiego zwykłego człowieka, który by miał tyle serc do konsumpcji…

22.00. Rozewie, kiedy cię zobaczę znów? Ty najmilsza polska latarnio, stojąca na najpiękniejszym wzgórzu, zawsze łatwo rozpoznawalna z morza…

Po 22-giej wiatr zamarł do zera, na silniku odskoczyłem dalej od Rozewia, stanąłem w dryfie pod samym bezanem i poszedłem spać, zapaliwszy przedtem białe światło na topie…

(…)

Dzień 344.   19 V 1980, poniedziałek 

…O 18.45 trawers Helu (gdy zobaczyłem Rozewie na trawersie , łzy stanęły mi w oczach). Jest jeszcze dzień, pod genuą, bezanem i silnikiem pruję prosto do Gdyni i postanawiam wejść do portu. Konstelacja za Helem poszła gdzieś w kierunku Jastarni. Minąłem stojącego Zenita. Okręt wojenny , patrolowiec, podszedł na pełnym gazie; wymiana salutów.

Syreną woła mnie Konstelacja. Nic nie słyszę w słuchawce bo silnik warczy, ale mówię, że będę wchodził do Gdyni zaraz. Dogania mnie Konstelacja, Józek Werstler i Staszek Ląg krzyczą przez tubę, że nie wolno wchodzić.

– Chcecie trzymać mnie tu przez całą noc, przed portem? Wejdę, a jutro wyjdę żeby wejść do powitania – proponuję.

– Nie, nie można, jest ustalone, że masz wchodzić jutro o 11-tej.

Zerwałem wszelkie rozmowy, wyłączyłem UKF-ke. Stałem za sterem i widziałem tylko Gdynię przed sobą, dokąd ciągnęła mnie nieprzeparta siła. Nie reagowałem na sygnały syreną Konstelacji.

Dogonili mnie, zbliżyli się na odległość głosową. Józek przez tubę krzyczy do mnie:

– Heniu, wytrzymałeś tyle, wytrzymaj jeszcze tę ostatnią noc.

To mi przemówiło. Zwolniłem. Poddałem się. Odeszliśmy milę w kierunku Jastarni, aby zejść z toru, Konstelacja stanęła na kotwicy, ja za nią, w dryfie. Zrzuciłem żagle, ale silnik chodził całą noc na biegu jałowym.

 

Dzień 345.    20 V 1980, wtorek

   Tego zapisu nie ma w Dzienniku Osobistym, który urywa się na dniu 344.

Całą noc, za rufą Konstelacji nieco z boku, żeby mi nie zasłaniała widoku, przesiedziałem w kopicie, wpatrzony w światła Gdyni, tego portu, z którego wyszedłem przed rokiem, a do którego gnałem ze wszystkich sił najdłuższą istniejącą drogą, dookoła całego świata. A teraz nie pozwalają mi wejść z marszu, bo taki jest program powitania. Jasne, rozumiem to, nie mam pretensji ani żalu.

Przed zapadnięciem zmroku Mietek Nyczek, z rufy Konstelacji udzielał mi obszernych informacji o planowanym przyjęciu, z telewizją i oficjelami na czele. Słuchałem cierpliwie, nic mi to nie przeszkadzało. Wszelako było to coś jak dalsza część locji, z którą trzeba się zapoznać przed wejściem do poru. Do mojej Gdyni wchodzę bez locji o każdej porze i w każdych warunkach, w głowie i w sercu mam locję Gdyni, ale teraz wejście obramowane jest nieistniejącymi w nawigacji znakami i mieliznami. Więc słuchałem uważnie. Absolutnie spokojny. Ja już byłem w Gdyni, tylko moja skóra, w kokpicie, i jacht czekaliśmy na zielone światło.

O godzinie 13.20 na kliwrze II i bezanie jacht wszedł w główki portu jachtowego w Gdyni, o 13.25 podałem cumy do rąk dwóm przygotowanym marynarzom i stanęliśmy przy kei naprzeciw Szkoły Morskiej.  W „Dzienniku Jachtowym” figurowało, że był to 345 dzień, ale kalendarzowych było 344.

Henryk Jaskuła

_____________________________________________________________________________________________________

Henryk Jaskuła – ur. 22.10.1923r., w Radziszewie; wsławił się pierwszym polskim rejsem dookoła świata bez zawijania do portów na trasie Gdynia – Gdynia  (1979-1980), na jachcie Dar Przemyśla.

________________________

F O T O (z arch H. Jaskuły)

clip_image002 Powrót Henryka Jaskuły Darem Przemyśla z rejsu solo non-stop dookoła

                                                                     świata.

24 V 1980-crop  Powitanie w rodzinnym Przemyślu.