Krótka relacja
ze spotkania towarzyskiego na okoliczność dziewięćdziesiątych urodzin Wojtka Jacobsona spisana przez uczestnika uroczystości, tak jak widział i słyszał, a i może przetworzył nieco w swojej wyobraźni (tekst pełny w wersji oryginalnej, tak jak klawiatura przyjęła).
Czas spotkania: 8. października 2019 roku.
Miejsce spotkania; Tawerna pod Zardzewiałą Kotwicą na terenie Camping Marina PTTK nad Jeziorem Dąbskim w Szczecinie.
Uczestnicy (w kolejności pojawiania się i ubierania w jednakowe koszulki z logo nawiązującym do logo z koszulek z dawnego rejsu amerykańskiego „Polonezem” ): gospodarze tawerny, pomysłodawca i główny organizator imprezy z żoną i synami (jeden z nich to chrzestny Jubilata), dalsza rodzina Jubilata (wnuki, szwagier z żoną), uczestnicy rejsu „Polonezem” do USA (prawie cała załoga, ze znanym kapitanem na czele), znany żeglarz kapitan na dużych żaglowcach zbratany z żelazną szeklą i z żoną, samotna żeglarka z niedawno ukończonego rejsu non-stop dookoła świata z partnerem, znana podróżniczka i himalaistka tegoroczna zdobywczyni czwartej co do wielkości góry świata – Lhotse, znana szczecińska dziennikarka radiowa, właściciel znanego żaglowca (brygu) z wielkim muzykiem w nazwie, żona (wdowa) znanego himalaisty, znana szczecińska fotografka, nowy właściciel „Poloneza”, obecny opiekun Ludkowej „Marii”, piszący tę relację z żoną żeglarką i wreszcie przywieziony wraz z żoną, córką i zięciem – „last but not least” – w napięciu oczekiwany i w pełni zaskoczony niespodziewanymi gośćmi i sytuacją – JUBILAT.
Więc, było tak. Słowom zachwytu nie było końca. Jeden przebijał drugiego w hymnach pochwalnych na cześć Jubilata. Nastrój ogólnej szczęśliwości i dobroci, ba może nawet lekkiego wniebowzięcia, potoczył się po stole owijając wokół głowy i umysły siedzących gości.
Jubilat poczuł się wyraźnie lekko zdezorientowany – ale z mile upajającym błogostanem w duszy – a i rzeczywistość na moment gdzieś mu odpłynęła, bo rzekł:
– Już chyba umarłem. Jestem w niebie?
Siedząca przy nim Jego córka Magda odrzucając głowę do tyłu wybuchnęła głębokim śmiechem. Rozbawienie udzieliło się wszystkim gościom przy stole.
I wtedy z lekką nutą ironii odezwała się spokojnie siedząca, z drugiej strony Jubilata, jego małżonka:
– Może zaraz będziecie Go tutaj kanonizować? Tego jeszcze tylko brakowało – powiedziała Ewa.
Wczułem się w podniosłość chwili i widząc niezwykły, ba może nawet historyczny moment, a jednocześnie świadom pewnej, że tak powiem, wady prawnej propozycji Ewy – żony Jubilata – brak procesu beatyfikacyjnego, kanonizacyjnego, wykrzyknąłem, może trochę nieśmiało, ale jednak:
– Santo subito!!!
Kilka osób może by podchwyciło zawołanie, i tylko brak w pobliżu kościoła uniemożliwił natychmiastowe wyniesieniem Jubilata na ołtarze, co w kilku chłopa – a było nas tam trochę – jak nic zrobilibyśmy.
Na szczęście sprowadziło wszystkich na ziemię zawołanie do toastu, szklanice z winem w rękach i kolejne życzenia dwustu lat dla Jubilata czyli trawestując wypowiedź klasyka: zdrowie Jubilata, gardła nasze.
Potem był tort z czekoladowym jachtem żaglowym w środku, znowu toasty i kolejne zdjęcia z Jubilatem oraz gości z sobą.
I ja tam z gośćmi byłem, tort jadłem, wino piłem, a com widział i słyszał tutaj umieściłem.
- października, 2019 roku. (zs)
____________________________________
Tekst pierwotnie – w nieco zmienionej formie – ukazał się na stronie fb periplus.pl