Archiwum kategorii: ZŻ nr 58e sierpień 2023

Dominik Bac: Spotkania z „Mrówą”.

Mamy z „Mrówą” wspaniałe wspomnienia z Vancouver. W 2007 roku przez 1.5 miesiąca staliśmy, wręcz burta w burtę, w marinie na Granville Island i remontowaliśmy „Starego” po wywrotce na zatoce Alaska.

Jurek był naszym dobrym wujkiem w czasie tego remontu. Na „Pathfinderze” spędzaliśmy czas, bawiliśmy się, zdarzało nam się tam nocować.
Jak wypłynęliśmy z Vancouver po remoncie ruszyliśmy we dwa jachty – „Pathfinder III” i my, dopłynęliśmy pod dom Jurka w Victorii i spędziliśmy tam jedną noc poznając jego rodzinę.

Na zawsze zapamiętamy smak wędzonego łososia na pokładzie „Pathfindera”, „Mrówę” grającego na łyżkach i dziesiątki morskich opowieści, w tym anegdoty o przygodach z udziałem Ludka.

Dominik Bac, 2023

Impreza pożegnalna na „Pathfinder III”. Na zdjęciu zmieścili się: Claudia, Marcin i Arlo z załogi „Starego”, Wiesiek i Daniel z załogi „Nektona”, Ela i Jurek Kuśmider, Grażyna, Krzysztof. Fot.z arch D. Baca

 

Żeglarze z Vancouver – mechanik Zygmunt, Krzysztof i Jurek „Mrówa” Łubisz. Fot z arch.D. Baca

Mariola Landowska: Marina pod mostem 25 Kwietnia w Lizbonie.

 Siedziałam w lizbońskiej kafejce „Rui dos Pregos”, mając wspaniały widok na pobliskie nabrzeża rzeki Tag, na marinę żeglarską i życie rzeki, na ikonę miasta i jej atrakcję turystyczną czyli na piękny most, na Ponte 25 de Abril. Miejscowe jachty, z przygodnymi pasażerami co rusz wypływały z przystani, by po godzinnej przejażdżce po rzece powrócić do mariny. Panie w butach na wysokim obcasie, czasem ubrane wieczorowo, inne z plecakiem, jakby prosto z turystycznej wędrówki; panowie również w strojach dalekich od ogólnie przyjętych żeglarskich zwyczajów. I ta różnorodność ludzi pragnących przepłynąć, choćby przez chwilę, po słynnej rzece Tag nie maleje. Czyżby zew przygody, czegoś nowego, innego był tak silny? A może dusza rzeki Tag – alma do Tejo, przywołana w nazwie klasycznej łodzi żaglowej jest tym magnesem ściągającym chętnych do krótkich pływań i spojrzenia na Lizbonę od strony rzeki.

Wiał świeży wiatr, zbyt dużo żagla nie podnoszono, by nie odstraszyć przygodnych pasażerów nadmiernymi przechyłami łodzi i jachtów, by bryzgi wody nie zmoczyły ich nadmiernie; ale zachód słońca chowającego się gdzieś daleko w oceanie był dodatkową nagrodą dla żądnych wrażeń turystów i pasażerów łodzi na rzece Tag.

Dzielnica Alcântara, bo w niej jest ta marina i kafejka w której zatrzymałam się na chwilę, ma również rozpostarty nad nią wielki, ikoniczny most. A pod nim, na wodzie, wre życie: delfiny powróciły, nawet orki pojawiają się od czasu do czasu. Tak dużo się zmienia, ale i coś pozostaje, trwa.

 

„Entre as Aguas do Tejo” wystawa indywidualna Mariola Landowska –      Malarstwo

Zaprezentowane w różnych galeriach i muzeach wzbudzały zainteresowanie techniką i tematyką. Kreatywne myślenie jest domeną artysty i pokazuje jego “portret” duszy.                                    Trwanie w tematach od lat zmienia spojrzenie na ten sam temat.                                                    Droga artystyczna jest drogą dla Sztuki, wiec dociekliwe szukanie nowego jest naturalną potrzebą.

Tym razem będzie to wędrówka przez wody rzeki Tag. Nowa seria, nowa narracja, którą nazwałam “Entre Aguas”.

Motyw łodzi klasycznej tzw. Canoa do Tejo, zbudowanej z drewna o pięknej linii. Będąc w stoczni w Sarilhos Pequenos, biorąc udział w remoncie jednostki “Alma do Tejo”, znalazłam temat do obrazów. Wątek wody w różnych miejscach i o różnych porach dnia przywołuje myśli związane z przeszłością i teraźniejszością. Co się zmienia, a co jest na stałe?

Kolor wody zazwyczaj jest niebieski, a jednak paleta zmienia się na kolor ochry, symbolizując ziemię. Woda opada i wznosi się, wtedy zmienia się pejzaż, zmienia się forma łodzi.                            Wszystkie luki od dziobu po rufę pokazują nam jakby nową muzykę.                                          Istnieją też postacie, to ludzie związani z wodą, z życiem na łodzi.                                                  Ludzie czujący wodę i jej własne życie podzielone na fragmenty, a jednak tworzące całość.         Balasty i pokłady co jakiś czas naprawiane aby nadal mogły trwać.                                          Pływanie na łodzi “Alma do Tejo” ze stowarzyszenia ANCORAS, którego od niedawna jestem członkiem, pozwoliło mi powrócić do dawnych chwil żeglowania. Zazwyczaj żeglowałam w Polsce: na jeziorach i na Morzu Bałtyckim.                                               

Jednak jacht to nie canoa, a właśnie canoa „Alma do Tejo” zainspirowała mnie do stworzenia nowej serii malarskiej.

Com os melhores cumprimentos.

                                                                              Tekst i foto: Mariola Landowska, sierpień 2023

                                                                                                    www.mariolalandowska-art.com

________________________________________________________________________________________________________

Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Wojciech Jacobson: Spotkania z „Mrówą”.

 „Mrówa” – to przydomek Jurka Łubisza, żeglarza akademickiego a potem rybaka spod żagla na wodach Pacyfiku. Wraz z Andrzejem Kaszyńskim i Tomaszem Romerem, Jurek zakładał w latach pięćdziesiątych w Łodzi Akademicki Klub Żeglarski. Do Kanady trafił w stanie wojennym. Tam (w latach 1989 – 2023) na własnym kutrze rybackim, częściowo żaglowym, łowił łososie, tuńczyki i krewetki w Kolumbii Brytyjskiej, w okolicach Victorii.

W naszym żeglarskim środowisku, jeszcze w PRL-u był szeroko znany pod ksywą „Mrówa”. Odwiedzał nasz JK AZS w Szczecinie żeglując na jachcie „Stomil”.

W roku 1986, na wiadomość, że wraz z Ludkiem Mączką lecę via Edmonton do Arktyki kanadyjskiej dostałem od zaprzyjaźnionych osób adres i telefon do „Mrówy”. Jurek w tym czasie mieszkał w Edmonton i był tam taksówkarzem. Z kontaktu skorzystaliśmy i od tego czasu łączyły nas z „Mrówą” liczne historie i wspólne chwile. Zapraszał nas do siebie przy każdym przelocie (a było ich kilka) przy czym Ludka gościł u siebie dłuższy czas. Skuszony opowieściami o Arktyce przyleciał do nas, do osady inuickiej Gjoa Haven. Tam stał na lądzie nasz jacht „Vagabond’eux” oczekując na odpuszczenie lodów i przylot z Francji Janusza Kurbiela, szefa wyprawy i właściciela „Vagabond’eux:”. Pod nieobecność Kurbiela i jego żony Jurek spędził z nami wspaniałe kilka dni. Mieszkał z nami na jachcie, brał udział w naszym życiu, pomagał w pracy przy łódce i cieszył się kontaktami z Inuitami. Ostrzeżony przez nas, że wioska Gjoa Haven jest „dry” – bezalkoholowa, nie przywiózł ze sobą nawet najmniejszej butelki piwa. Tydzień był absolutnie bezalkoholowy. Łączę fotografię z naszego wspólnego pobytu na „Vagabond’eux” zrobioną samowyzwalaczem.

  Na „Vagabond’eux” w Gjoa Haven (Arktyka), od lewej: Wojciech Jacobson, Jerzy Łubisz „Mrówa”, Ludek Mączka). Fot. z arch. W. Jacobsona

Po naszej wyprawie arktycznej Ludek zamieszkał na stałe w Kanadzie a Jurek – „Mrówa” przeniósł się tymczasem do Victorii w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie zakupił kuter rybacki „Ella Maude” i rozpoczął połów łososi. W roku 1989 zatrudnił u siebie Ludka jako deckhand’a i pracowali we dwóch. Nie bez przygód. Dwa razy Ludek wyleciał Jurkowi za burtę. Pierwszy raz Jurek złapał w porę Ludka i wciągnął do łódki. Za drugim razem „Mrówa” był w maszynie i nie widział wypadającego Ludka. Wyłowił go inny kuter, też z Polakami, idący za nimi.

W późniejszym czasie Jurek zakupił inną łódkę, kuter żaglowy „Pathfinder III” i na nim przez 25 lat prowadził połowy! To już był kunszt żeglarski bo łódka trudna w obsłudze. Pomagały przypadkowe osoby, które szybko się wykruszały.

„Mrówa” witał z wielkim entuzjazmem polskie jachty pojawiające się na tamtych wodach: „Starego”, „Solanusa”, „ Lady Dana 44” i innych Polaków. Był bardzo popularny, otwarty towarzysko, grający na gitarze, rozmowny. Jako „George Pescador” – „Jurek Rybak”, był też popularny na wybrzeżu meksykańskim.
Na pokładzie i w połowach stale towarzyszył mu piesek okrętowy – „Skipper”. Któregoś dnia, w początkach czerwca „Skipper” wpadł do wody tuż obok „Pathfindera III”. Jurek skoczył za nim, żeby go ratować. Zginęli obaj, przynajmniej tak wyobrażamy sobie ich koniec, bo nikt dokładnie nie wie jak zginęli.

2 września 2023 r. prochy Jurka Łubisza – „Mrówy”, rodzina i przyjaciele rozsypali w Oceanie Spokojnym w pobliżu portu Tofino…

                                                                                                                     Wojciech Jacobson

_____________________________________________________________________________________________________

Wojciech Jacobson – ur. 1929 r.; jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, uczestnik wyprawy „Marią” od początku, od momentu przygotowań jachtu do rejsu. Prowadził jacht „Vagabond II” z Le Havre do Vancouver w Kanadzie – rejs został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku za 1985 rok, a kapitan prestiżową nagrodą „Srebrny Sekstant”. W latach 1985 – 1988 razem, m. in., z L. Mączką i J. Kurbielem, na jachcie „Vagabond II”, przepłynął Przejściem Północno-Zachodnim (NWP – Arktyka, płn. Kanada). Wyczyn żeglarski na miarę światową został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku 1988 i „Srebrnym Sekstantem”. Za współpracę z kanadyjską szkołą pod żaglami – Class Afloat, wyróżniony nagrodą Derek Zavitz Memorial Award – „za postawę godną naśladowania” (1998). Nagroda Conrady – 2009, Honorowy Ambasador Szczecina – 2011, członek honorowy PZŻ, AZS, członek Bractwa Wybrzeża.

 

F O T O 

Kuter rybacki „Ella Maude”. Fot. z arch Sł. Woronkowicza

 

 „Pathfinder III”. Fot. I. Zembal

 

Jerzy „Mrówa” Łubisz i Ludek Mączka. Fot. z arch. J. Łubisza

Jerzy „Mrówa” Łubisz. Fot. z arch J. Łubisza

 

Ludek Mączka na kutrze „Ella Maude”, 1989 r. Fot. J. Łubisz

 

Artur Prędski: Côte d’Azur

Morze tu jest niebieskie, jak oczy młodej dziewczyny
Niezachmurzone jeszcze przeczuciem najsłodszej winy,
Niezasmucone niczym, jak srebrna łza przeźroczyste,
Spokojne, jak rozmarzone morze ciche i czyste.
Wieczorem zmrok przychodzi całować oczy i morze,
W obydwu kryje się wielkość i płoną gwiazdy boże.

                                                                    Artur Prędski

_____________________________________

Artur Prędski poeta niezrzeszony. Wydał: „Inter Arma” (1916); „Miecz przeciw duszy” (1918); „Błękitna wyspa” (1922); „Poezje” (F. Hoesick, W-wa, 1929); kilka tomów prozy. Utwór wyjęty z tomu „Poezje”.

Wg Wikipedii: Artur Prędski (dokładnie: Adolf  Pfeffer, ur. 11 marca 1900 w Stanisławowie, zm. 1941 we Lwowie) – polski pisarz i poeta żydowskiego pochodzenia. W 1941, jako Żyd, aresztowany i zamordowany przez Niemców.

Wiersz Artura Prędskiego „Côte d’Azur” ukazał się w opracowanej przez Zbigniewa Jasińskiego (1908 – 1984; członek AZM, współredaktor „Szkwału”) antologii poezji marynistycznych „Morze w poezji polskiej” (nakładem Głównej Księgarni Wojskowej w Warszawie, 1937 rok).

Wiktor Ostrowski: List do Ludomira Mączki

W bogatej korespondencji Ludomira Mączki odnajdujemy listy od Wiktora Ostrowskiego (1905-1992), taternika, alpinisty, podróżnika, uczestnika polskiej wyprawy w Andy (1933-1934), autora książek, m.in. Na szczytach Kordylierów, W skale i lodzie, Wyżej niż kondory, Życie Wielkiej Rzeki. Znajomość Ludka z Wiktorem Ostrowskim rozpoczęta w Buenos Aires (w 1965 roku), gdy Ludek przez prawie dwa tygodnie oczekiwał (właśnie u Ostrowskiego) na przypłynięcie Śmiałego, w którego załodze miał dalej płynąć w wyprawie dookoła Ameryki Południowej przez Cieśninę Magellana, a potem – po przypłynięciu Śmiałego – jeszcze przez prawie miesiąc żeglarze remontowali jacht, trwała przez lata i prowadziła do wielu wzajemnych spotkań: w Warszawie u Ostrowskiego (powrócił do Polski w 1975 r.) i w Szczecinie, na Stojałowskiego w mieszkaniu Wojciecha Jacobsona gdzie Ludek Mączka przez wiele lat miał swój pokój. Jak wspomina Wojciech Jacobson Ludkowi Wiktor Ostrowski bardzo imponował jako człowiek, alpinista, żołnierz spod Monte Cassino, mieszkaniec Argentyny, itd. Był ważną postacią w życiu Ludka. Ludek cenił sobie wysoko jego przyjaźń.                                                                                                                                                                  (zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiktor Ostrowski: List do Ludomira Mączki

                                                                                                                                                                                                                                                                                                      16-XII-1980.

Drogi Ludojadzie,

List Twój doszedł w rekordowym czasie – 8 dni. Graniczy z cudem. Tak samo jak i rzadki fakt – podania przez Ciebie adresu w postaci czytelnej. Tego ostatniego zresztą nie jestem pewien.

Nie wiem czy masz kontakt z Edwardem1. Temu ostatnio potwierdzałem otrzymanie kasetki z Twoim głosem. Twój ostatni list przesyłam Krzysztofowi2 do Lublina. Jako … życzenie świąteczne.

Takież życzenie racz przyjąć – Wagabundo Siedmioletni (na razie – siedmioletni) od Reśki i ode mnie.

Czy czasem już niezadługo w tych morzach rozmaitych się moczysz? Czy nie czas brać kurs na Ląd Ojczysty? Znam ciekawsze sposoby zarabiania na życie niż – jak piszesz – praca „boya”. Ty … doktorze geologii3 tudzież Kapitanie Żeglugi Wielkiej …

A propos żeglugi wielkiej: trzymasztowy jacht, ponoć jakiś super, zakupiony przez byłego prezesa TV, czyli „krwawego Maciusia”, po zdetronizowaniu tego ostatniego i wielkiej burzy prasowej – płynie obecnie na Antarktydę, wioząc pod pokładem dalszych amatorów zimowania na tej naszej stacji arktycznej. A dowodzi tą łódeczką – Krzysztof Baranowski. Wyobrażam sobie jak ci naukowcy rzygają, albo jak będą rzygać na tych południowych wodach, a przeklinać piętrowe prycze w kabinkach zupełnie nieprzystosowanych do takich rejsów i do takiej klienteli.

Piszesz, że masz skąpe wiadomości z Kraju, tylko alarmową prasę zagraniczną i pełen jesteś obaw. Jestem optymistą, przeżywamy czasy nadzwyczaj ciekawe, aczkolwiek i nadzwyczaj – dosłownie – ciężkie. Byli władcy absurdalnymi decyzjami, nie słuchając rad ekonomistów (do tych ostatnich, domorosłych, też nie mam szacunku) zapędzili Kraj w takie długi, że trudno przewidzieć, kiedy z nich wyleziemy. Mania grandiosa była. W rezultacie: trudno w Warszawie ZNALEŹĆ miejsce na zaparkowanie własnego samochodu (mamy takowy) a jednocześnie DZIESIĄTKI TYSIĘCY traktorów stoją bezczynnie z powodu braku opon, akumulatorów, części zamiennych itd. Brak zwykłych pługów i przedpotopowych kos – też. Jeżeli uświadomisz jednoczesny nieurodzaj, katastrofalne żniwa – to zrozumiesz obecny brak najprostszych środków wyżywienia. W rolniczej Polsce – przepraszam, uprzemysłowionej obecnie – mięso, masło, nawet … kartofle są rarytasem. Ale wywalczono ogromne podwyżki płac, a co ważniejsze – nie poznałbyś teraz Ojczyzny: rozgadanej, krytykującej, obradującej, bez kagańca cenzury. Jutro w Gdańsku poświęcenie Pomnika – poległych Stoczniowców z roku 1970-tego. Wspaniały pomnik ufundowany i WYKONANY w rekordowym SPOŁECZNYM czynie. No i uroczystość będzie – niebywała, z prymasem, prezydentem itd. A na cokole wyryty wiersz najnowszego laureata Nobla (Czesława Miłosza). Mimo braku papieru i trudności poligraficznych książki laureata (zakazane dotąd) drukują się dzień i noc.

I niech rozwieją się Twoje obawy, co do nieproszonej pomocy bratniej. Żyjemy w innych czasach. By to zrozumieć – trzeba być tu. I nie jest to temat do listu, nawet długiego.

Czego mi naprawdę brak, a na co z pewnością nie narzekasz – to … słońca. Nie wiem co się stało z tym klimatem, ale już PARĘ miesięcy nie widziałem słońca. W listopadzie mieliśmy już mrozy poniżej -20, a teraz od szeregu dni – mżawka parszywa i temperatura w okolicy zera. Brrrr…

Ostatnio byliśmy z Reśką na „Operetce” Gombrowicza, która robi furorę i jest wspaniale wystawioną. Przedwczoraj w Krakowie, w teatrze największym, była premiera światowa sztuki Karola Wojtyły pt. „Brat naszego Boga”. Jak dopłyniesz to może już można będzie dostać bilet, bo na razie są wykupione… do kwietnia 1981. W połowie przez zagraniczniaków, turystów z Europy i USA. To też – Znak czasu. Trzeba też powiedzieć że Autor też nam się udał. Wiesz, jak On był w Polsce to Wanda Rutkiewicz, ta co to 17. października na Everest wlazła, ofiarowała Mu kamyk z tego szczytu, a On objął ją i na ucho szepnął: „…ależ tego dnia my oboje wysoko zaszli, pani Wando…” To była data też Obrania w Watykanie.

Co jeszcze napisać? Że brakuje mi trochę Twojej mordy? Często z Reśką wspominamy. I maty dobrej napijemy się. Pod tym, matowym, względem Argentyna o mnie pamięta, przysyłają.

Może byś przysłał jakieś swoje zdjęcia, Twojej „MARYSI”, coś reportażowego – aby takie „Morze” mogło wydrukować a ludziska o Tobie sobie przypomnieć? Pomyśl.

Na święta posyłamy w załączeniu kawałeczek Opłatka. Staropolskim zwyczajem, Ty…kangurze jeden…

Ściskamy mocno – Reśka i ja. Wiktor

_________________________________

  1.  Edward – ???
  2.  Krzysztof z Lublina – Krzysztof Wojciechowski z załogi jachtu „Śmiały” z wyprawy  dookoła Ameryki Południowej (1965-1966), w której to wyprawie uczestniczył również Ludek Mączka. K. Wojciechowski z wykształcenia geograf, związany z UMCS w Lublinie.
  3.  doktorze geologii – email od Wojtka Jacobsona: … To trochę żartobliwie, a trochę z niewiedzy. Ludek miał propozycję od profesora Alfreda Jahna by zostać  jego asystentem na uczelni Wrocławskiej. Widział w nim karierę naukowca. Mówił mi o tym sam Profesor dodając z żalem „Cóż, wybrał morze”. Ludek studiował równolegle geografię. Ukończył, ale nie zrobił dyplomu… (wj)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiktor Ostrowski: …………………………… L I S T Y:   do Ludomira Mączki

A propos żeglugi wielkiej: trzymasztowy jacht, ponoć jakiś super, zakupiony przez byłego prezesa TV, czyli „krwawego Maciusia”, po zdetronizowaniu tego ostatniego i wielkiej burzy prasowej – płynie obecnie na Antarktydę, wioząc pod pokładem dalszych amatorów zimowania na tej naszej stacji arktycznej…

____________________________________________________________________________________________

Artur Prędski:                                        W I E R S Z E 

Cote d”Azur

____________________________________________________________________________________________                 

Mariola Landowska: ……………………….. K O R E S P O D E N C J E:   z Lizbony

Będąc w stoczni w Sarilhos Grandes, biorąc udział w remoncie jednostki „Alma do Tejo”, znalazłam temat do obrazów. Wątek wody w różnych miejscach i o różnych porach dnia przywołuje myśli związane z przeszłością i teraźniejszośc. Co się zmienia a co jest na stałe?…

____________________________________________________________________________________________

Wojciech Jacobson: …………………………. W S P O M N I E N I A:  o Jerzym Łubiszu – „Mrówie”

W roku 1986, na wiadomość, że wraz z Ludkiem Mączką lecę via Edmonton do Arktyki kanadyjskiej dostałem od zaprzyjaźnionych osób adres i telefon do „Mrówy”. Jurek w tym czasie mieszkał w Edmonton i był tam taksówkarzem. Z kontaktu skorzystaliśmy i od tego czasu łączyły nas z „Mrówą”  liczne historie i wspólne chwile…

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

F O T O 

                                                                                       Fot. Mariola Landowska