Archiwum autora: Zenon Szostak

Marek Słodownik: „Polska Flota Narodowa” 1931 – 1932

100 lat logo.jpg

Marek SłodownikCzasopismo było owocem niezwykle wygórowanych ambicji generała Mariusza Zaruskiego, sekretarza generalnego Komitetu Floty Narodowej. Po konflikcie z redakcją pisma „Flota Narodowa” będącym tytułem niezależnym od struktur Komitetu Floty Narodowej i przegranym przez Generała procesie sądowym, ciało to zostało bez swojego organu, co uważano za wysoce niedogodne z punktu widzenia realizacji celów statutowych, czyli pozyskiwania środków na działalność i szeroko zakrojoną promocję tej działalności.

1a   1b                                        Okładka i strona redakcyjna pierwszego numeru czasopisma „Polska Flota Narodowa” z 1 marca 1931 roku.

Zdecydowano zatem o powołaniu do życia nowego tytułu wspierającego działalność rozbudowanych struktur Komitetu, ale zbudowano go w oparciu nie o komitet krajowy, a stołeczny. Zdecydowały o tym bezpośrednie wpływy Zaruskiego i większa swoboda finansowa na szczeblu regionalnym. Pismo powstało bardzo szybko, a było to wynikiem gotowej formuły, zaczerpniętej z poprzedniego periodyku Komitetu oraz dużej determinacji redaktora naczelnego, generała Mariusza ZarusP1390348 - Kopiakiego. Do pomocy włączył się drugi redaktor, Zdzisław Andrzejowski, który de facto kierował pracami redakcyjnymi, podczas gdy Zaruski pełnił rolę koordynatora i reprezentanta tytułu w kontaktach zewnętrznych.

W pierwszym numerze nowego pisma redaktor naczelny pisał: Wypuszczamy w świat pierwszy numer własnego czasopisma. Spełnia się w ten sposób marzenie ideowych przyjaciół Komitetu Floty Narodowej, ażeby donośnym głosem bezpośrednio przemówić do społeczeństwa o potrzebie budowy floty morskiej zarówno wojennej jak i handlowej.

„Flota” była czasopismem relatywnie drogim, cena egzemplarzowa wynosiła 1 złoty, a planowano wydawanie tytułu jako dwutygodnik. Pismo miało atrakcyjną szatę graficzną, stały układ kolumn z czytelnym podziałem na poszczególne działy, było redagowane spójnie i konsekwentnie, co było niewątpliwą zasługą Andrzejowskiego. Drukowane było na dobrej klasy papierze, a okładka była wykonana z grubszego papieru, co było elementem budowy prestiżu pisma. Niezmienny pozostawał podtytuł pisma, „Polska Flota Narodowa – organ Stołecznego Komitetu Floty Narodowej”, co na bardzo dynamicznym rynku prasy morskiej także było rzadkością.

Logotyp zmieniał się zależnie od ilustracji na okładce, redakcja nie przywiązywała wagi do niego nie dostrzegając ważnego aspektu identyfikacji wizualnej. Łamanie tytułu było bardzo konserwatywne, co dodawało tytułowi nieco powagi, charakterystycznym elementem pisma były również edytoriale, artykuły wstępne redaktora naczelnego, o silnym zabarwieniu patriotycznym, pisane bardzo podniosłym językiem, charakterystycznym dla Zaruskiego wypowiadającego się o sprawach morskich. Nigdy nie ograniczały się one do spraw bieżących, regułą były ogólniejsze sprawy, odniesienia historyczne i silne wątki patriotyczne.

2a 2b 2c 2d                                             Przykładowe okładki pisma z lat 1931-1932 ilustrujące zmiany logotypu.

Wydawało się, że pismo miało bardzo solidne podstawy finansowe swojej działalności dzięki umocowaniu w silnej strukturze, dzięki czemu nie musiało obawiać się o swój byt, ale wydawane było bardzo niekonsekwentnie. Pierwsze cztery numery, od początku marca do końca kwietnia wydano jako dwutygodnik, później, do listopada tegoż roku ukazywało się raz w miesiącu, by w grudniu powrócić na rynek w formule dwutygodnika. Od początku 1932 roku, do marca, kiedy ukazał się ostatni numer, „Flota” ukazywała się ponownie jako miesięcznik. Zmienna była także objętość poszczególnych numerów, wahała się ona od 20 do 36 stron uwzględniając także podwójne numery.

Brak spójności można zauważyć w numeracji poszczególnych wydań; po zmianie częstotliwości ukazywania się z dwutygodnika na miesięcznik, niektóre comiesięczne numery sygnowane były jako podwójne (8-9 z lipca 1931 roku, 10-11 z sierpnia czy też 12-13 z września  tego roku), podczas gdy inne jako pojedyncze (7 z czerwca czy 16 z listopada 1931 roku). W grudniu wydano dwa numery; pierwszy z nich sygnowano jako podwójny, 17-18, następny, 19, już jako pojedynczy. Wprowadzało to pewien bałagan w numeracji, ale redakcja nawet nie wytłumaczyła tego zamieszania przechodząc nad nim do porządku dziennego.

„Polska Flota Narodowa” była tytułem o charakterze popularyzatorskim, informacyjnym, koncentrowała się na promocji zagadnień związanych z koniecznością wspierania budowy floty morskiej. Publikowano w nim dużo tekstów o działalności organizacyjnej komitetów lokalnych koordynujących zbiórkę środków finansowych w terenie, widząc w tym przykład dla kolejnych struktur. Drukowano informacje o osiągnięciach lokalnych działaczy komitetów, deklaracjach zakładów pracy, inicjatywach lokalnych zmierzających do zintensyfikowania zbiórki środków finansowych. Zamieszczano również materiały poświęcone zagadnieniom morskim; budowie floty, rodzajom okrętów wojennych, pokazywano przykłady zagraniczne – zarówno w sferze organizacji flot jak i budowie nowych jednostek.

Bardzo wiele miejsca, co zrozumiałe, poświęcano na sprawy budowy polskiej floty, chwalono władze za jej rozbudowę, wskazywano konieczność dozbrojenia marynarki, podnoszono konieczność wzmożenia starań o zakup nowych jednostek za granicą, a także pokazywano dokonania innych krajów w tej dziedzinie. Charakterystyczne przy tym było, że w tym piśmie akcentowano przede wszystkim konieczność rozbudowy floty wojennej przy zmarginalizowaniu apeli dotyczących tworzenia zrębów marynarki handlowej. Przyczyną tego stanu rzeczy był kryzys gospodarczy początku lat trzydziestych, a także rosnące zagrożenie ze strony Niemiec, które niezwykle dynamicznie rozbudowywały nie tylko flotę wojenną, ale także armię lądową. Redakcja dostrzegała to zagrożenie i często do niego powracała na łamach pisma, ale była to publicystyka jednowymiarowa, płaska i nie mająca głębokich aspiracji intelektualnych.

Drugim filarem zawartości były zagadnienia związane z gospodarką morską, wymianą handlową z zagranicą, statkami handlowymi eksploatowanymi w Polsce, akcentowano konieczność rozwoju polskiego przemysłu stoczniowego oraz chętnie sięgano do porównań polskiej  gospodarki morskiej na tle innych krajów europejskich. To stanowiło doskonały punkt wyjścia do rozważań na temat celowości zintensyfikowania wysiłków zmierzających do budowy nowych statków i okrętów. Regularnie zamieszczano raporty na temat sytuacji gospodarczej wybranych państw bałtyckich, wskazywano na nowe inwestycje i klarowną strategię rozwoju morskiego naszych sąsiadów.

Ważnym elementem polityki redakcyjnej była publikacja reportaży morskich i opowiadań. Bardzo szybko „Polska Flota Narodowa” stała się miejscem spotkań pisarzy marynistów i dziennikarzy, którzy drukowali tu swoje utwory, co na polskim rynku prasy morskiej było ewenementem i silnym wyróżnikiem. Wokół pisma udało się redakcji zgromadzić bardzo liczny i różnorodny zespół współpracowników o zróżnicowanych poglądach, ale o wysokich aspiracjach publicystycznych.

W piśmie regularnie zamieszczał swoje teksty redaktor naczelny, Mariusz Zaruski, co nie było często spotykaną praktyką. Zaruski miał jednak ogromny temperament publicystyczny, zajmował się wieloma zagadnieniami, a przede wszystkim skupił się na działalności agitacyjnej. Publikował płomienne apele do3 narodu, epatował górnolotnymi sformułowaniami, nie stronił także od różnych form autopromocji, co później wielokrotnie mu wytykano. Pismo w swojej krótkotrwałej karierze rynkowej wykazywało dużą niestabilność tematyki. Wahania dotyczyły zwłaszcza najważniejszych zagadnień, związanych z tematyką gospodarki morskiej, której w pierwszym roku poświęcono aż 12,5% powierzchni, by w drugim zmniejszyć ją o połowę. Przyczyną była nasilająca się walka o utrzymanie tytułu, co skutkowało zwiększeniem tematyki poświęconej obronie tezy o konieczności istnienia pisma. Znikoma liczba materiałów – i idąca w ślad za nią – powierzchnia pisma poświęcona Lidze Morskiej i Kolonialnej, w tym przypadku nie dziwi. Zaruski na początku lat trzydziestych dużo starań poświęcił na włączenie Ligi w struktury Komitetu Floty Narodowej, a następnie popadł w otwarty konflikt z tą organizacją na tle likwidacji Komitetu i przekazania zebranych środków właśnie Lidze. P1390348

 

 

 

 

 

 

 

 

 Odezwa pióra generała Mariusza Zaruskiego zamieszczona w jednym z wydań pisma.

Spór w istocie dotyczył spraw ambicjonalnych pomiędzy władzami Ligi i Komitetu Floty Narodowej, każda ze stron podkreślała swoje znaczenie i jednocześnie dezawuowała poczynania rywala. Ostatecznie jednak to Liga przejęła dotychczas zebrane fundusze, a w jego miejsce powołała Fundusz Obrony Morskiej szczególnie silnie akcentując niskie koszty pozyskiwania środków i przejęcie na siebie całej procedury administracyjnej związanej z obsługą systematycznie rosnącego Funduszu. Właśnie przejęcie Funduszu przez Ligę Morską stało się  także przyczyną likwidacji pisma, które wobec zmian organizacyjnych straciło rację bytu, a które w całości opierało się na działalności Komitetu Floty Narodowej. „Polska Flota Narodowa” przestała istnieć po rozwiązaniu struktur Komitetu, a ponieważ były to działania planowe i kontrolowane przez władze, redakcja zdołała się pożegnać ze swymi czytelnikami, co nie było częstym przypadkiem na dynamicznym rynku prasy morskiej okresu międzywojennego.

4a  4b                                             Okładka i strona redakcyjna ostatniego wydania pisma z 1932 roku.

Pomimo wydania zaledwie 17 numerów pisma można stwierdzić, że odegrało ono istotną rolę w kształtowaniu świadomości morskiej czytelników, spełniło ważne zadanie informowania o pracach Komitetu Floty Narodowej oraz dokonało próby zaszczepienia czytelników zainteresowania sprawami morza. Zbyt krótko istniało na rynku by odczuwalnie zmienić świadomość czytelnika, jednak spełniało ważną rolę w dziele promowania spraw morskich.

Marek Słodownik                                                                                                                                                                                                _____________________________________________________________________________________________________  Marek Słodownik – dziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, mass media communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. kino żeglarskie, „Ratujmy Dezety”, Rok Zaruskiego, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Rok Prasy Morskiej to akcja mająca na celu uczczenie 100. rocznicy wydania pierwszego polskiego czasopisma morskiego. Jej celem jest przybliżenie zagadnień związanych z czasopiśmiennictwem morskim w odrodzonej Polsce i pokazanie współczesnemu czytelnikowi wybranych tytułów prasowych o tematyce morskiej i żeglarskiej. Pomysłodawcą akcji jest red. Marek Słodownik.

Organizator: wodnapolska.pl                                  Oficjalny Partner: Henri Lloyd Polska

Współorganizatorzy: żeglarski.info, tawernaskipperow.pl, zeszytyzeglarskie.pl, zeglujmyrazem.com, sailbook.pl, periplus.pl, port21.pl, polskieszlakiwodne.pl, marynistyka.pl, portalzeglarski.com, dobrewiatry.pl, ktz.pttk.pl, hermandaddelacosta.pl, lmir.pl, Komisja Kultury, Historii i Odznaczeń PZŻ.

  Dok1-1       POWSTANIE WARSZAWSKIE oczami jedenastoletniego chłopca.

 Warszawa, Stare Miasto.

(…) pierwszego sierpnia, około 13.00 zdarzyła się jakaś lokalna strzelanina, gdzieś dalej na Długiej. Dla nas miało to taki skutek, że ludzie przyprowadzili do Mamy jakiegoś mężczyznę i jakąś kobietę… (mężczyzna) miał przestrzelone płuco,… kobieta, okazało się, że ma kulę w biodrze i silnie krwawi… była potrzebna pomoc chirurga. (…)

Tak minęło te parę godzin do 17.00, kiedy na podwórzu rozpoczął się wielki ruch i ktoś zaczął krzyczeć, żeby wychodzić do budowy barykady na Podwalu. Oczywiście poleciałem – ale dla mnie nie było tam nic do roboty – ludzie wynosili jakieś tapczany, materace, ktoś wytoczył ręczny wózek. Barykada wyglądała nędznie, dopiero ktoś kazał wyrywać płyty chodnikowe i ustawiać z nich murek. Wróciłem do domu i poleciałem do Bujnowskich na czwarte piętro, skąd był dobry widok na plac Krasińskich. Rozległo się kilka strzałów, od Żoliborza przejechał z wielka prędkością jakiś niemiecki samochód osobowy – i ludzie zaczęli wylegać na Długą.

Po powrocie, na naszym podwórzu zastałem podniosły nastrój. Znalazł się jakiś znany artysta scen polskich, którego ludzie błagali o zaintonowanie jakiejś patriotycznej pieśni, co wykonał, śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła…” łamiącym się ze wzruszenia głosem.

W międzyczasie co przytomniejsi lokatorzy napełniali wodą wanny i wszelkie możliwe zbiorniki, co okazało się pociągnięciem jak najbardziej proroczym – pod wieczór woda przestała płynąć z kranów. Światło też zgasło, telefon – którym usiłowaliśmy się dodzwonić do Zielezińskich na Powiśle – też zamilkł.

Drugiego sierpnia w kuchni urządziliśmy produkcję butelek z benzyną do walki z czołgami, wykorzystując cały ich zapas ze spiżarki i piwnicy. Benzyny było dość z garaży pod 11-tym. Oprócz tego Mama uruchomiła punkt prania i zwijania na nowo bandaży. Po południu pobiegłem na róg Miodowej – tu barykada była już przednia, właśnie wywracano drugi wóz tramwajowy, spawacz ciął szyny, które wyginano pod kątem, ludzie żwawo wyrywali płyty chodnikowe i układali z nich boczne murki, jednym słowem tu robota szła na całego i bardzo planowo.

(…)

Ja usiłowałem stać się użyteczny dla Powstańców i trzeciego sierpnia zgłosiłem się do kwaterującego w naszym domu pana z opaską. Ten dał mi karteczkę, abym ją zaniósł na Podwale 21, co naturalnie uczyniłem z ochotą. Ale potem nikt jakoś nie chciał takiego smarkacza przyjąć na służbę.

(…)

Gdzieś też w pierwszych dniach Powstania, Tajo przypomniał sobie, że nasi starsi braciszkowie skombinowali kiedyś trochę amunicji pistoletowej i ukryli ją w grubej warstwie piasku na strychu pod 11-tym. Poszliśmy na strych – i po krótkim kopaniu Tajek odnalazł tekturowe pudełko. W tryumfie zaniósł je na dół i oddał kwaterującym Powstańcom, którzy bardzo mu dziękowali. To było nasze ostatnie wejście na strych.

(…)

13. sierpnia następnym wypadkiem był wybuch czołgu – pułapki na Kilińskiego. My akurat siedzieliśmy w piwnicy u Bujnowskich pod 11-tym i odchodziło czytanie na głos przy karbidówce „Ani z Zielonego Wzgórza”. Wybuchu nie słyszeliśmy: karbidówki i świece zgasły, potworna siła ścisnęła mi głowę, potem puściła i byliśmy wszyscy głusi przez dobrych kilka chwil. Potem było słychać tylko łomot spadających gruzów i odłamków.

(…)

W dniu w którym padł Paryż – o czym donosiły wielkimi tytułami gazety – na naszym podwórzu odbyła się zbiórka dużego oddziału: prawie stu chłopaków, w hełmach i panterkach, uzbrojonych w „Bergmanny” i „Błyskawice”. Był to widok groźny i bardzo krzepiący. Niemniej ogarnęły mnie jakieś złe przeczucia…

(…)

Potem było gorzej i gorzej, i tak jakoś stopniowo nasze domy zaczęły się rozpadać. Najpierw poszła bomba w „kuchenną” klatkę schodową obok bramy na Kilińskiego. Schody były drewniane, bomba zjechała prawie do piwnicy i tam wybuchła, a schody złożyły się na dole. Było bardzo wielu zabitych i rannych, zaczęto ich wydobywać.

(…)

Na koniec zaczęto rozstrzeliwać czwarte i trzecie piętro, tym razem od strony Placu Zamkowego. Ten ostrzał dobrze zapamiętałem, bo w dzień postanowiliśmy siedzieć w stróżówce na parterze u Feliksowej. Mury były tu grube, a doszliśmy do wniosku, że o ile chałupa zacznie się walić – to będzie łatwiej nam się wydostać, niż z piwnicy. Stąd przez okno mogłem oglądać nadlatujące w półgodzinnych odstępach cztery „Stukasy”.

(…)

W tym czasie życie przeniosło się do piwnic, które stawały się coraz bardziej zatłoczone – legowiska wypełniały korytarze i trzeba było poruszać się w nich bardzo ostrożnie, żeby kogoś nie podeptać. Do naszych domów spływało coraz więcej ludzi z obrzeży, zaciskanego wokół Starego Miasta, pierścienia.

(…)

Nie ruszając się z obrębu naszych domów, nie zdawałem sobie sprawy z rozmiarów zniszczeń dookoła nas. Kiedyś wyjrzałem kątem oka  przez nasze okienko piwniczne i ze zdumieniem zobaczyłem, że zamiast domów Podwala zamykających perspektywę Kilińskiego jest jakaś bezkształtna kupa gruzów. Jednakże dopiero po wygonieniu nas przez Niemców widok przerósł moje wszelkie rozumienie.

(…)

Dopiero grubo po wojnie dowiedziałem się, w jakim to bitewnym miejscu przypadło nam przebywać. W ciągu praktycznie dwóch tygodni na ten niewielki skrawek, jakim było Stare Miasto, spadło ponad tysiąc ton bomb i pocisków! (…)

Krzysztof Jaworski, „Życie na trójkącie”, Warszawa, 2019

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zeszyty Żeglarskie polecają

 Krzysztof Jaworski: „Życie na trójkącie”, tom 1 i 2, Warszawa 2019

scan okł t.1             scan okł t.2

Autobiograficzne wspomnienia Krzysztofa Jaworskiego, żeglarza harcerskiego i akademickiego w Szczecinie od lat czterdziestych XXw. Barwne opowieści młodego gimnazjalisty, licealisty, studenta przedstawione na tle burzliwych i nie zawsze łatwych powojennych czasów, publikowane wcześniej we fragmentach na łamach „Zeszytów Żeglarskich”, ukazują się obecnie włączone w historię, nie tylko żeglarskich, siedemdziesięciu lat życia Autora.

 

Cena 50 zł (za dwa tomy) lub dobrowolna wpłata na cel szlachetny, wpłata na konto: Fundacja Avalon (KRS0000270809) Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym                                                                           Ul. Michała Kajki 80/82/1          04-620 Warszawa                                                                                               Nr rachunku: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001                           Tytuł wpłaty: Zubczewska 10827

Książka do nabycia w Jacht Klubie AZS w Szczecinie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Trzebiez.jpg

(…) U mnie w domu (w Auckland – przyp. red.), na wejściu do mojego “study” wisi fotografia Ośrodka Żeglarskiego w Trzebieży – we mgle. Piękne zdjęcie. (…) Nie wiem kto zrobił to zdjęcie – „Trzebież we mgle”, ale dostałem je wiele lat temu od Kazika Jasicy…                                                                                                                                             e-maila od Tomka Głowackiego (New Zealand)                                                                     (…) Zdjęcie ośrodka w Trzebieży, które przysłał Tomek Głowacki, zrobił Jurek Pisz (Australia – przyp. red.) To od niego dostałem dwie fotografie wiele lat temu, jedna wisi u mnie w pokoju, a drugą dałem Tomkowi…                                                                                                                                   e-mail od Kazika Jasicy (New Zealand)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Rok Prasy Morskiej to akcja mająca na celu uczczenie 100. rocznicy wydania pierwszego polskiego czasopisma morskiego. Jej celem jest przybliżenie zagadnień związanych z czasopiśmiennictwem morskim w odrodzonej Polsce i pokazanie współczesnemu czytelnikowi wybranych tytułów prasowych o tematyce morskiej i żeglarskiej. Pomysłodawcą akcji jest red. Marek Słodownik.

Organizator: wodnapolska.pl                                                                                               Oficjalny Partner: Henri Lloyd Polska                                                                                                                                           Współorganizatorzy: żeglarski.info, tawernaskipperow.pl, zeszytyzeglarskie.pl, zeglujmyrazem.com, sailbook.pl, periplus.pl, port21.pl, polskieszlakiwodne.pl, marynistyka.pl, portalzeglarski.pl, dobrewiatry.pl, ktz.pttk.pl, hermandaddelacosta.pl, Komisja Kultury, Historii i Odznaczeń PZŻ.          100 lat logo.jpg                                                                        ___________________________________________________________________________________________________ Grzegorz Węgrzyn:                                                ARTYKUŁY

„…Po dniu spokoju wiatr zaczyna wzrastać do 6B z SW, prędkość 5,2 kn. Wszystko jest jak należy, żeby nie ta ciemność, wilgoć i padający deszcz. Teraz śpię po 2-3 godziny. Wstaję, sprawdzam pokład i z powrotem w „kimę”, w mokre żagle. Już nawet nie kładę się w koję, śpię w przejściu na żaglach…”

___________________________________________________________________________________________________  (zs):                                                                         ARTYKUŁY                                                                                                         

(…) wiatr stężał i to mocno, więc zarefowaliśmy grota, poeta przezornie ubrał się w kamizelkę, zszedł do komputera i szybko wyleciał z powrotem z przerażoną miną: „komputer siadł, nie ma komputera, nie ma mapy, nie ma pozycji – amen”. I wtedy wszyscy z nadzieją, szukając ratunku, spojrzeli na Zygmunta i jego pozycje i kursy na mapie papierowej. Wiemy gdzie jesteśmy!

____________________________________________________________                                                               Mariola Landowska:                                             KORESPONDENCJA:    z Lizbony

 „Farol do Esteiro czyli latarnię do Esteiro wybudowano i uruchomiono w 1914 roku…”

___________________________________________________________                                                                 Tomek Głowacki:                                                 KORESPONDENCJA:    z Auckland    

„W Auckland (New Zealand) w dniach 16–19 maja br. odbyła się wystawa łodzi motorowych (pod dachem). Oprócz łodzi motorowych był również rekreacyjny sprzęt wodny, modele dla modelarzy, sprzęt wędkarski i mnóstwo elektroniki. Moją uwagę zwróciły nowe modele łodzi na kółkach…”

______________________________________________________________________                                                                                        Marek Słodownik:                                                 WSPOMNIENIA100 lat logo.jpg

„…Narastał konflikt pomiędzy sekretarzem generalnym Komitetu Floty Narodowej generałem Zaruskim, a niezależnym wydawcą tytułu Krajewskim. (…) Zaruski deklarował wolę przejęcia tytułu, ale bez długów, sytuacja zmierzała więc w stronę konfliktu sądowego. (…) Sprawa znalazła swój finał w sądzie (…) O  zakończeniu procesu sądowego redakcja doniosła w lutym 1931 roku: Władze śledcze i prokuratorskie Rzeczypospolitej postanowieniem z 25 marca r.b. zarzuty wszystkie uznały za bezpodstawne, nieistotne i tem samem w całej rozciągłości przywróciły do czci wydawcę „Floty Narodowej” p. Radosława Krajewskiego…”

___________________________________________________________________________________________________  F O T O

devon postcard      (…) ich farma była przepięknie położona: przy dobrej pogodzie widziało się Kanał Angielski, wokół trawiaste wzgórza, a pomiędzy nimi wijąca się rzeka na której kotwiczyły jachty, łodzie, motorówki…    (z „ARTYKUŁY”: Zwykłe Życie)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~                                                   O B R A Z K I   z   W Y S T A W Y (o wystawie czytaj w zakładce: „Recenzje”)

dav

dav

dav

dav

________________________________________________________________________                                              N A   S Z K L E    M A L O W A N E

na szkle malowane                                                         Danuta Piotrowska, technika: obraz na szkle; 12,5cm x 15,5cm; lata 70te XXw                                         

 

 

Grzegorz Węgrzyn: Przerwany rejs. „Regina R” w Australii, Nowej Zelandii i jeszcze dalej na Pacyfiku…

Żeglarstwo przy dużej sile przyciągania do zmierzenia się z pokusą horyzontu ciągle niesie z sobą element ryzyka, niepewności osiągnięcia zamierzonego celu. Dalekie rejsy oceaniczne, a już z pewnością samotne, są dla wielu wyzwaniem, któremu trudno się oprzeć; swoistym celem życiowym  na drodze żeglarskich dokonań. I choć otwierające się za widnokręgiem bogactwo i inność świata oszałamia, wciąga to zwykłe, życiowe kłopoty i problemy nie znikają, a wręcz przeciwnie kumulując się, prawie niezauważenie potrafią przybierać coraz większe rozmiary, by w niespodziewanym momencie brutalnie przerwać cienką linię zamierzonego kursu…                                                      (zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Regina R w Australii .

Grzegorz WęgrzynAhoj przygodo!

W tej relacji zamierzam dokończyć opis pobytu w Australii, przybycie do Auckland w Nowej Zelandii, wydarzenia na Pacyfiku i zakończyć na powrocie do kraju. Będzie to trudne, ze względu na ogrom materiału i dynamiczną sytuację. Trzeba zacząć, jak to się mówi, od początku.

Widok Melbourne          Po zacumowaniu w Royal Club w Melbourne w dniu 15.11.2016r. i odpoczęciu od trudów żeglugi zacząłem robić bilans zysków i strat. Nie wyglądało to strasznie, tym bardziej, że zaczęły dzwonić telefony od miejscowej Polonii z pytaniami: gdzie stoisz?, kiedy mogę Cię odwiedzić?, jakie masz potrzeby?.

Pierwszym, który odwiedził mnie na jachcie, był o. Tadeusz Roztworowski, duszpasterz Polonii australijskiej. Wiedziałem, że jest to dla mnie dobry znak i jak wszędzie dotąd wspólnota parafialna dawała mi siłę i motywacją do dalszego płynięcia. Po zabraniu mnie na Mszę Świętą i przedstawieniu wspólnocie, zostałem już u nich pod opieką do samego końca pobytu w Melbourne.

Następną jakby grupę wsparcia zorganizowali Wojtek Zagała z żoną Basią, Daniel Łuszczak, Łukasz i Paulina, a wśród młodzieży: Magda Jaskulska i Wanda Drozdowska (ze szczecińskiego Niebuszewa!) z Tygodnika Polskiego, Tomki: Szwed i Uruski, Jurek Tanewski z żoną, (syn cioci Dziuni z Simons Town), Lucynka Dymorz z całą swoją rodziną, Darek Kowalewski, Piotrek Naimski i wielu, wielu innych; za sprawą Piotrka Naimskiego remontowałem jacht na slipie w Royal Yacht Club of Victoria. W tym klubie zamontowałem samoster, panel słoneczny,wymieniłem liny takielunku, wyremontowałem część podwodną Reginy R, wszystkie te prace wykonałem przy pomocy Polonii i miejscowych żeglarzy.

Do szczególnych gości, którzy odwiedzili mnie na jachcie uważam odwiedOwiedziny P.Lidii córki kpt.H.Jaskólyziny pani Lidii Morawskiej z domu Jaskuła; tak, tak, to córka kpt. Henryka Jaskuły, na stałe mieszkająca w Brisbane, która będąc na konferencji naukowej w Melbourne znalazła czas do odwiedzenia mnie i przekazania pozdrowień od swojego taty. Sam się dziwiłem, skąd tak duże zainteresowanie moim skromnym rejsem. Otóż wyglądało to tak: Kuba Miszewski z Simons Town przekazał wiadomość o „samotnym żeglarzu” do Perth, stąd za sprawą Wieśka Marszałka i Basi Wołoszyn (szczecinianki) info dotarło do Melbourne; dalej Wojtek Zagała przekazał wiadomość do Sydney, do Mietka Wykroty, a on wraz z całym „komitetem powitalnym” czekał już na mnie na przystani w Kiribili, gdzie potoczyło się już wszystko po staremu. Tomek Giese, menadżer placu znalazł dla mnie miejsce postojowe, później zajął się uzupełnieniem drobnego osprzętu, przetartych lin i alternatywnych żagli. Potem była pierwsza niedziela, odwiedziny w kościele i poznanie o. Marcina, urodzonego w szpitalu kolejowym w Szczecinie.

Po Mszy Świętej poznałem następnego szczecinianina Adama i górala z Limanowej – Mateusza, zajmującego się opieką nad panem Józefem mieszkającym w domu starców. Poznałem jego historię dzięki Mateuszowi, który mnie zabrał w odwiedziny. Dowiedziałem się, że jako szesnastoletni chłopak rozpoczął swój szlak bojowy z wojskiem polskim w Narwiku, potem była Afryka, Europa i obóz w Szkocji. Teraz mieszka, jak wspomniałem, w Sydney, bez obywatelstwa polskiego, a jego marzeniem jest złożyć swe kości w Polsce. Mietek we współpracy z Krzyśkiem Bajkowskim zorganizowali pod patronatem „Bumeranga” grilla,W towarzystwie ziemskich aniołów na którym opowiadałem o swoim rejsie. Poznałem tutaj kolejną grupę Polonii bardzo życzliwych, chcących mi pomagać. Wśród nich pani Ania Sadurska z Polskiego Radia, Marysia, mój ziomal z Lublina, która zabrał mnie na wycieczkę w góry, ”które się zapadły”. Poznałem Magdę Zahorską i Włodka Turoskiego – działaczy Solidarności Zbiorowe zdjęcie po grillu w Sydneyz „biletem w jedną stronę”, Jacka – żeglarza, który przybył do Australii na Dwustulecie i został, jak wielu innych. Opowiadał o tym, jak to było: przypłynęło sporo łódek z Polski, a nie miał kto wracać; przylecieli zmiennicy i też zostali. Jest co opowiadać.

 

 

Ale najważniejsze spotkanie miało się odbyćSpotkani z Jurkiem Piszem i Krzyskiem Bajkowskim tuż przed moim wypłynięcie, spotkanie z Jurkiem Piszem, autorem książki Marią przez Pacyfik. Spotkanie to zasługa Krzyśka Bajkowskiego, czującego klimaty żeglarskie. Wielkim wydarzeniem dla mnie podczas pobytu w Sydney było pływanie z załogą polsko-australijską w święto narodowe Australii. Regina R „ubrana” we flagi Australii i Polski wśród setek jachtów australijskich żeglujących po zatoce zrobiła wrażenie.

Regina R na Australia Days Opera nocą

Nie wspomniałem ani razu o znajomości, którą zawarłem z Agnieszką i Stevem, moich stałych opiekunów, jak też nie wspomniałem o wielu, wielu innych przyjaciołach, o których nie zapomniałem i będę pamiętać o nich do końca życia. Dlatego chcąc podkreślić to, mówię: POLONIO AUSTRALIJSKA, JESTEŚ WSPANIAŁA.

Dnia 11. lutego 2017r. wypłynąłem z Sydney i wziąłem kurs na Auckland w Nowej Zelandii. Tam będzie czekał na mnie przedstawiciel PŻMu i być może uda mi się spotkać z Kazikiem Jasicą, drugim żeglarzem szczecińskim mieszkającym na Wyspie Północnej. Morze Tasmana nie jest akwenem przyjaznym żeglarzom, a szczególnie gdy się chce płynąć pod wiatr i silny prąd. Po trzech tygodniach żeglugi w wiatrach wiejących z różnych kierunków i o sile od 4-7o B wpłynąłem do zatoki Gulf Harbour Marina w Whangaparaoa Peninsula. Coast Guard nie pozwala mi wejść do portu, bez odprawy celnej i kwarantanny zrobionej w Auckland. Rzucam kotwicę, łapię kontakt z przedstawicielem PŻMu Przemkiem Janasikiem. Przypływa policja i Border Force; robią odprawę, dają współrzędne do kwarantanny. Stawiam żagle przy spokojnej wodzie i baksztagiem płynę do Auckland. Cumuję przy nabrzeżu kwarantanny. Jest piąty marzec 2017r. godz. 2100, idę spać, w końcu sen na prostej wodzie.

W sobotę jedenastego marca spotykam się z Przemkiem Janasikiem i Kazikiem Jasicą, jedziemy na zakupy i obiad. Ustawiamy się na jutro: wyjazd do kościoła, do polskiego klubu i obiad. Poznaję Alicję, żonę Przemka, w kościele poznaję Anię i Krzyśka Jabłońskich. Rano w poniedziałek spotykam się z Kazikiem i jedziemy po techniczne zakupy: pomaga mi jak może. Po zakupach wracamy na jacht i zaczynamy żeglarskie opowieści. Kazik zaczyna opowiadać o Ludku Mączce, o ich wspólnym rejsie z Jurkiem Piszem. Wiele ciekawych rzeczy się dowiedziałem.

Następnego ranka Przemek zabiera mnie do lekarki, a lekarz też ze Szczecina. Dostaję leki, jedziemy na obiad po czym wracamy na jacht. Pojawiają się nowi znajomi, żałując o braku informacji na moje przypłynięcie. Ktoś nie przekazał gdzie trzeba, szkoda. Zbliża się dzień odpłynięcia, odprawa zgłoszona, jacht gotowy, przychodzą wszyscy znajomi, pożegnalna herbata. W załatwianiu formalności pomaga mi Tomek Wągrecki, jego żona przynosi ciasto; jest „gucio”.

18.marca 2017r. o godz.1300 odpływam z Bayswater, wychodzę na Pacyfik i biorę kurs na Horn.  Znowu mam w dziób, wieje SE o sile 5oB. Jak się mówi wśród żeglarzy, jak do domu, to wiatr w mordę. I tak jest przez kilka dni: wiatr z drugiej i trzeciej ćwiartki o sile od 4-6oB, płynę z prędkością 4,5-5,5 kn. Jest ciemno i bardzo wilgotno, zdaję sobie sprawę, że zaczyna się jesień. Przy wiatrach do 6oB samoster zaczyna nie dawać rady, przechodzę na samosterowność i sterowanie ręczne. Staram się utrzymać prędkość, udaje się. W nocy odpoczywam, prędkość spada do 2-3 kn. Zaczyna mnie to wszystko męczyć, myślę o ciszy, spokojnym śnie i wysuszeniu ciuchów. Jest już drugiego kwietnia, za kilka dni Święta Wielkanocne. Po dniu spokoju wiatr zaczyna wzrastać do 6oB z SW, prędkość 5,2 kn. Wszystko jest jak należy, żeby nie ta ciemność, wilgoć i padający deszcz. Teraz śpię po dwie, trzy godziny, wstaję, sprawdzam pokład i z powrotem w „kimę”, w mokre żagle. Już nawet nie kładę się w koję, śpię w przejściu na żaglach. Tak żegluję kilka dni, na szczęście przychodzi spokój i znowu mogę odpocząć w nocy, wysuszyć ciuchy, pocieszyć się pogodą.

Jest siódmego kwietnia, godzina piąta rano, płynę na foku w samosterowności przy wietrze NW 6-7, stanie morza – 6 i prędkości 4,1 kn. Zrzucam F i stawiam Fsz (foka sztormowego) i prędkość od razu prędkość spada do 3,3 kn.                                                                                 O godz. 0800 zauważyłem, że ciśnienie spadło o trzynaście kresek – coś się będzie działo. W południe wiatr słabnie do 3-4oB, ocean zostaje rozkołysany. Stawiam foka.                               O 2100 wiatr wzrasta z powrotem do 6-7oB, ale już z W idący na S, fok w dół, staję w dryf, ocean – stan 3-4, banery w strzępach.

8.04.2017r. rano okazuje się, że wywiało mnie 14 Mm, po zrobieniu porządku na pokładzie stawiam F2 (fok drugi); szkwał z gradem idzie za szkwałem. Zlikwidowałem dryf, płynę jak po śniegu, woda biała od piany, fale wchodzą na pokład.                                                                 O godz.1100 wiatr wieje z S, 6oB, ocean: 5-6.                                                                                 O godz.1830 notuję w dzienniku: wiatr S 5, morze 5-6, V 3,5 kn, niebo X, 1024 hPa, KD 112.        O godz. 2100 idę na drzemkę, jacht płynie w samosterowności w obranym kursie.                     O godz.2300 jacht robi zwrot, patrzę co się stało – awaria steru, zrzucam F, staję w dryf i czekam do rana. Pozycja:  dł.154,13 W, szer.46,24 S. Czekam na ranek w najgorszych oczekiwaniach, nie śpię, różne myśli chodzą mi po głowie. Sprawdzam zęzy, dławicę wału silnikowego,  dławicę szturwału. Niczego złego nie widzę. Dalej już chyba pisać nie będę…

Grzegorz Węgrzyn

P.S. Więcej wiadomości i dalsze szczegóły końca rejsu, można poznać na stronie: facebook.com/samotnyrejs lub obejrzeć na you tube: Regina R -Wegrzyn

_____________________________________________________________________________________________________

Grzegorz Węgrzyn – ur. 1952r. w Zwierzyńcu n/Wieprzem; żeglarstwo morskie uprawia od 1976 r. w szczecińskich klubach: HOM, LOK, Stal Stocznia; w 1983 i 1984r żegluje w załodze s/y „Karfi” pod kpt. Zbigniewem Rogowskim w Morskich Żeglarskich Mistrzostwach Polski (Mistrzostwo Polski); żeglował na Bałtyku, Morzu Północnym, Adriatyku, Morzu Czarnym; brał udział w wyprawie „Islandia 2009” na s/y „Stary”(kpt. M. Krzeptowski) w 50. rocznicę rejsu s/y „Witeż II”, w wyprawie J. Kurbiela na Grenlandię (2010) i na Svalbard (z kpt. K. Różańskim) w 2011r; w czerwcu 2015r. na jachcie „Regina R” wypłynął w rejs, z pierwotnym zamiarem samotnego, non-stop opłynięcia Ziemi, z którego to zamiaru żeglarz wycofał się na Atlantyku, a rejs przerwany został 15.04.2017r na Pacyfiku z powodu awarii steru i utraty jachtu.

Marek Słodownik: „Flota Narodowa” 1928 – 1939

100 lat logo.jpg

Marek SłodownikGeneza tego pisma jest oczywista. Powołanie do życia, uchwałą Sejmu RP z lutego 1927 roku, Komitetu Floty Narodowej mającego koordynować zbiórkę społeczną środków finansowych na rzecz zakupu okrętów dla Marynarki Wojennej, wywołało konieczność budowy struktur terenowych nowej organizacji.

Przewodniczącym Komitetu został marszałek Sejmu RP Ignacy Daszyński, na stanowisko sekretarza generalnego nowej struktury mianowano generała w stanie spoczynku Mariusza Zaruskiego, byłego adiutanta marszałka Piłsudskiego. Taka decyzja najwyższych władz RP pociągnęła za sobą konieczność tworzenia kanału komunikacji władz centralnych z tzw. terenem.

1 a  1 b

Okładka i strona redakcyjna pierwszego numeru „Floty Narodowej” z grudnia 1928 r.

2Treść apelu autorstwa generała Mariusza Zaruskiego wydanego początkowo jako ulotka o nakładzie 100.000 egzemplarzy, a następnie powtórzonego w piśmie „Flota Narodowa” nr 1/1928.

Trafnie formułowała tę potrzebę redakcja w pierwszym numerze pisma z grudnia 1928 roku: „Życie organizacyjne tak znacznej ilości kół, tak znacznego zastępu czynnych członków i powaga samej sprawy domagają się specjalnego łącznika w postaci czasopisma, któryby przynajmniej raz w miesiącu powiadamiało członków i opinję publiczną o życiu organizacyjnem Komitetu Floty Narodowej, o dokonanych przezeń czynnościach i o ewentualnych jego zamierzeniach na przyszłość. To właśnie niezmiernie ważki powód, będący nieodzownym warunkiem jak najbardziej pomyślnego rozwoju instytucji, przyczynił się do zapoczątkowania naszego czasopisma pod nazwą „Flota Narodowa”[1]

Profil nowego tytułu precyzuje redaktor naczelny: Flota Narodowa” to niezależne obecnie morskie pismo gospodarcze i polityczne, opierające swe tezy na wiadomościach statystycznych stolicy, wydawnictwo przeznaczone dla rynku wewnętrznego[2]

Pismo pozostało niezależnie od Komitetu, choć w podtytule zaznaczono, że jest jego organem. Drogą umowy tworzyli je dziennikarze wchodzący w skład Komitetu Wydawniczego[3] co stało się wkrótce przyczyną kłopotów tytułu. Na rynku wystartowało z dużym rozmachem, redakcja miała aż dwa biura w Warszawie; przy ulicach Próżnej i Elektoralnej, a wydawcą nowego tytułu został Komitet Floty Narodowej. Jako wydawca Komitet figurował w stopce zaledwie do numeru wakacyjnego, czerwcowego z roku 1929, kiedy to ówczesny redaktor naczelny przejął wydawanie tytułu zmieniając zarazem biuro redakcji na swój prywatny lokal przy Alejach Jerozolimskich 23.

Pierwszym redaktorem odpowiedzialnym został Stanisław Lech-Tomczak, inspektor w Komitecie Floty Narodowej i wielki pasjonat popularyzacji idei przybliżenia morza zwykłemu człowiekowi. Jego rola uległa wkrótce znacznemu ograniczeniu. Od numeru styczniowego z roku 1929 do stopki dopisano Radosława Krajewskiego, do niedawna redaktora magazynu „Morze”, jako równorzędnego redaktora, a już w lutym tegoż roku Krajewski zostaje redaktorem naczelnym usuwając Lecha-Tomczaka w cień. Później role się odwracały, ostatecznie nazwisko Lecha-Tomczaka znika z pisma w wakacje 1929 roku wraz z przejęciem tytułu przez Krajewskiego. Od stycznia 1933 roku do stopki redakcyjnej dopisano Tomasza ks. Lubomirskiego, który mając doskonałe koneksje w środowiskach przemysłowych przyczynił się do wielkiego rozkwitu pisma w późniejszych latach.

Podtytuł pisma brzmiał „Organ Komitetu Floty Narodowej”. Już  jednak we wrześniu 1929 roku został on zastąpiony przez „Czasopismo poświęcone polskiej ekspansji morskiej”, co pokazywało z jednej strony na uniezależnienie się pisma od dotychczasowego wydawcy i zdradzało zarazem ambicje jego twórców. Wkrótce jednak podtytuł ten został zmieniony na życzenie gen. Zaruskiego, który nie chciał, aby prywatne przedsięwzięcie edytorskie wiązano z działalnością Komitetu. Cenę nowego tytułu skalkulowano na poziomie 1,50 zł, ale członkowie Komitetu mieli możliwość uzyskania zniżki. Od roku 1930 czasopismo zdrożało do 2 złotych, ale nie zamieszczono żadnego uzasadnienia czy próby wytłumaczenia tego kroku. Ta cena została utrzymana aż do końca wydawania tytułu. Pismo wydawano na papierze gazetowym, ale miało dojrzałą szatę graficzną, zamieszczało wiele ilustracji, głównie były to fotografie z polskich portów oraz zdjęcia ilustrujące powstawanie statków i okrętów na potrzeby odradzającego się państwa. Pewnym novum w piśmie była rezygnacja z paginacji począwszy od numeru 11/1929, co utrudniało korzystanie z tytułu. Nowinką była też numeracja kolejnych wydań dokonywana w sposób ciągły, wskutek czego numer ze stycznia 1930 roku był sygnowany 13(1). Z tego pomysłu wycofano się już w kolejnym roku wskutek zamieszania, jaki ten pomysł wywołał, nie powrócono natomiast do pomysłu paginacji.

Logo nowego tytułu pozostało niezmienione do końca roku 1931. Od stycznia kolejnego roku zmienił się tytuł periodyku na „Flota Polska”, zmianie uległ również znak graficzny.

3 b  3 a                                         Okładka pisma ze stycznia 1932 po zmianie tytułu i winiety oraz okładka jednego z ostatnich  numerów  pisma z 1938 roku.

Logo pozostawało niezmienne aż do ostatniego numeru pisma, które zniknęło z rynku wydawniczego latem 1939 roku. Pismo ukazywało się nieregularnie, od początku 1930 roku najczęściej jako dwumiesięcznik, choć zdarzały się dłuższe przerwy w jego publikacji.

Tytuł miał charakter biuletynu organizacyjnego wzbogaconego o publicystykę silnie wspierającą konieczność budowy statków i okrętów. Wiele pisano o potrzebie społecznego wsparcia tej idei, pokazywano na łamach przykłady ofiarności instytucji i osób prywatnych. Bardzo silną pozycję w piśmie zyskał Dział Organizacyjny K.F.N., w którym omawiano szczegółowo kwestie organizacyjne funduszu. Prezentowano także, często niezależnie od omawianych zagadnień, fotografie wpływowych postaci związanych z morzem, sferami rządowymi i lokalnych działaczy Komitetu.

Po przejęciu tytułu przez Radosława Krajewskiego widoczna była zmiana formuły wydawniczej. Zwiększono liczbę materiałów ze świata, poświęconych światowej gospodarce morskiej, handlowi w wymiarze globalnym, ale też zmniejszyła się liczba autorów, co zazwyczaj świadczy o kłopotach finansowych pisma. Większość publicystycznych tekstów pochodziła od redaktora naczelnego, zaledwie garstka autorów zewnętrznych wspomagała tytuł swoimi materiałami. Wydawca starał się o wzrost zainteresowania tytułem poprzez działania promocyjne, ale koncentrowały się one wokół dodawania prenumeratorom jego własnej książki „Światosłowie”.[4] W tym duchu zorganizowano również „Bal Czasopisma „Flota Narodowa” oraz wydano Kalendarz Morski reklamowany agresywnie na łamach pisma.[5]

Sprawa uniezależnienia tytułu od Komitetu zyskała ciąg dalszy. Narastał konflikt pomiędzy sekretarzem generalnym Komitetu, generałem Mariuszem Zaruskim, a niezależnym wydawcą tytułu, Krajewskim. Komitet zrzekł się pisma, ponieważ dopatrzono się, że w ustawie o Komitecie Floty Narodowej nie ma zapisu o wydawaniu pisma, i tym samym nie przewiduje ona wydawania tytułu. Wymówiono zatem umowę komitetowi wydawniczemu, a ten pozostał z długami wobec drukarni i autorów. Zaruski deklarował wolę przejęcia tytułu, ale bez długów, sytuacja zmierzała więc w stronę konfliktu sądowego. Władze Komitetu zabroniły wydawać pismo o tym tytule takim samym jak nazwa komitetu, Krajewski odwołał się od tej decyzji. Zdaniem tego ostatniego, Zaruski usiłował odkupić tytuł dla Komitetu, który niecały rok wcześniej założył, a następnie dla siebie. Zarzucał także Zaruskiemu manipulowanie treścią pisma poprzez niedopuszczanie na łamy sylwetek postaci związanych z morzem oraz oszczerczą kampanią polegającą na skierowaniu do reklamodawców specjalnego pisma dyskredytującego wydawcę i jego tytuł.[6] Od numeru lutowego  w 1930 roku do podtytułu „czasopismo poświęcone polskiej ekspansji morskiej” dodano jeszcze sentencję: „jest czasopismem prywatnem i nie jest organem Komitetu Floty Narodowej”, co było kolejną odsłoną wspomnianego konfliktu z władzami Komitetu.

Sprawa znalazła swój finał w sądzie, a Krajewski, aby ratować tytuł, sprzedał udziały w  innym swoim czasopiśmie, „Żegluga – the Navigation” wydawane równolegle od roku 1927. Od stycznia 1931 roku pismo zmienia tytuł na „Flota Polska – czasopismo gospodarcze dla spraw żeglugi morskiej, powietrznej i kolonialnych” Na winiecie znalazł się także dopisek „Flota Polska” finansowo nie ma nic wspólnego z żadną instytucją zbierającą ofiary na żeglugę.”[7]

To był oczywiście wymóg wynikający z procesu sądowego, o którego zakończeniu redakcja doniosła w lutym 1931 roku. Władze śledcze i prokuratorskie Rzeczypospolitej postanowieniem z 25 marca r.b. zarzuty wszystkie uznały za bezpodstawne, nieistotne i tem samem w całej rozciągłości przywróciły do czci wydawcę „Floty Narodowej” p. Radosława Krajewskiego.[8]

W piśmie zaczęły ukazywać się informacje związane z flotą powietrzną, a w ślad za nimi od stycznia 1934 roku przyszły reklamy towarzystw lotniczych. Od roku 1933 wzrosła także znacząco liczba reklam, numer styczniowo-lutowy z roku 1934 przyniósł ich aż 19 kolumn, co stanowiło ponad połowę objętości 30-kolumnowego periodyku. Pismo zmieniło wówczas znacząco swój charakter, z periodyku o charakterze stricte morskim stało się tytułem adresowanym do kręgów przemysłowych, także z głębi kraju. Pojawiało się wiele materiałów w ogóle niezwiązanych z tematyką morską, widoczna natomiast była ich zbieżność z nowymi reklamami.[9]

W drugiej połowie lat trzydziestych wydano numery poświęcone współpracy gospodarczej polsko-francuskiej oraz zagadnieniom gospodarczym Śląska. Zmianie uległ także sposób redagowania tytułu. Zniknęły materiały popularne, adresowane do młodego czytelnika, w ich miejsce weszły poważne analizy gospodarcze i przemysłowe. Wiele miejsca poświęcano sprawom rozbudowywanej floty, ale poczesne miejsce zajmowały również materiały o charakterze patriotycznym, odwołujące się do emocji odbiorców.[10] W tym kontekście często podnoszono kwestię konieczności budowy silnej marynarki wojennej[11], co było naturalne w piśmie o tej genezie. Wskazywano na słabości naszej marynarki, postulowano zwiększenie aktywności w budowie floty wojennej, pokazywano przykłady innych flot krajów o większym potencjale gospodarczym, ale także o zbliżonych możliwościach do Polski.

4Okładka pisma „Flota Polska” z reportażem na temat uroczystości poświęconych marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu.

5Okładka wydania „Floty Polskiej” z obszernym materiałem na temat współpracy Polski i Wolnego Miasta Gdańska.

6b  6a                                           Okładka i strona redakcyjna numeru 50/1939 czasopisma „Flota Polska” z maja-czerwca 1939 roku – ostatniego wydanego przed wojną.

Wiele artykułów poświęconych było sprawom organizacyjnym związanym z działalnością terenowych kół komitetu, a zazwyczaj miały one charakter instruktażowy.[12] Bardzo często poruszano zagadnienia handlu zagranicznego, pokazywano nowe kierunki ekspansji gospodarczej oraz dokonywano także bilansów obrotów między Polską a wybranymi krajami zamorskimi.[13] Oczywiście w latach trzydziestych nie mogło zabraknąć również tematyki związanej z polską ekspansją kolonialną. W tym piśmie, które aspirowało do miana periodyku stricte gospodarczego, choć obecna, nie zdobyła znaczącej pozycji i objętości.[14]  Krajewskiego czasem ponosił temperament publicystyczny, kiedy proponował ustanowienie święta Orła Białego, najważniejszego polskiego święta państwowego czy też kiedy postulował ufortyfikować port w Gdyni, jednak zazwyczaj publicystyka w piśmie miała stonowany i wyważony charakter.[15] Pod koniec lat trzydziestych widoczny był wzrost tematyki poświęconej obronności, konieczności dokonywania zbrojenia na morzu.[16]

Pismo ukazywało się do wybuchu II wojny światowej i odegrało ważną rolę w upowszechnianiu wiedzy o gospodarce morskiej w kręgach przemysłowych. Uwagę zwraca zmiana tematyki od 1930 roku, kiedy to pismo przechodziło początkowo przeobrażenia właścicielskie, następnie w sposób otwarty prowadziło spór z władzami Komitetu Floty Narodowej, co stawiało pod znakiem zapytania fundamenty tytułu będącego organem tegoż komitetu. Formuła pisma zmieniała się systematycznie, redakcja inaczej rozkładała akcenty pilnując zarazem aby tytuł zyskiwał czytelników pozostając pismem niezależnym. Od roku 1933 widoczne jest zwiększenie zainteresowania tematyką gospodarczą, ale sprawy morskie nie były już najważniejsze. Bardzo wiele miejsca poświęcano gospodarce, transportowi, uzdrowiskom, co jednak wykracza poza ramy przyjętej analizy.

„Flota Narodowa”, późniejsza „Flota Polska” to pismo, które w przedwojennej Polsce przeszło największe wewnętrzne przemiany spośród wszystkich tytułów branży gospodarki morskiej. Stało się tak za zmianą formuły pisma wymuszoną zmianami właścicielskimi, konfliktem sądowym będącym skutkiem wrogiego przejęcia oraz ustawicznym poczuciem zagrożenia w początkowych latach istnienia „Floty”, kiedy los tytułu pozostawał niepewny. Jako jedyne pismo zmieniło nie tylko szatę graficzną czy formułę wydawniczą, ale także kategorie, przechodząc w roku 1932 z pozycji pisma popularnego na fachowe zmieniając tym samym całkowicie profil odbiorcy.

Ewolucja podtytułów:

  • „Flota Narodowa – organ Komitetu Floty Narodowej”
  • „Flota Narodowa – czasopismo poświęcone polskiej ekspansji morskiej” 1930
  • „Flota Narodowa czasopismo poświęcone polskiej ekspansji morskiej – jest czasopismem prywatnym i nie jest organem Komitetu Floty Narodowej 1930
  • „Flota Polska – czasopismo gospodarcze dla spraw żeglugi morskiej, powietrznej i kolonialnych – Flota Polska finansowo nie ma nic wspólnego z żadną instytucją zbierającą ofiary na żeglugę.” 1931
  • „Flota Polska – czasopismo gospodarcze dla spraw żeglugi morskiej, powietrznej i kolonialnych” 1932-1939

_________________________                                                                                                                   
[1]  ba, „od wydawnictwa”, „Flota Narodowa” 1928
[2] „Radosław Krajewski, „O polskich instytucjach i czasopismach morskich” „Flota Narodowa”, nr 11/1929, str. 17-18
[3] (ba), „Niesłychane wystąpienie Gen. M. Zaruskiego”, tamże, 1930
[4]   (ba), „Premja dla prenumeratorów”, „Flota Narodowa” 1929
[5]   (ba), „Bal czasopisma „Flota Narodowa”, tamże, 1929
[6]    (ba).(Radosław Krajewski) „Niesłychane wystąpienie P. Marjusza Zaruskiego”, „Flota Narodowa” 1930, (ba), Andrzej Dębski, „Krzywda wyrządzana „Flocie Narodowej”, „Flota Narodowa” 1930
[7]    „Flota Polska” 1931
[8]    (ba), „Rehabilitacja „Floty Narodowej”, „Flota Narodowa” nr 2-3/1931, str. 5, (ba), „Wyrok Sądu w sprawie Gen. w St. Sp. M. Zaruski contra red. R. Krajewski,”, „Flota Narodowa” 1932
[9]    (ba), Pomorski samorząd wojewódzki”, tamże, nr 22, str. 24, „Udoskonalenie spalania węgla w paleniskach lokomotyw kolejowych”, „Flota Narodowa” 1934 (ba), „Bezpieczeństwo ruchu na kolejach”, „Flota Narodowa” 1935, Zarząd S.A. Jurata, „Rozbudowa uzdrowisk polskich na Mierzei Helskiej”, „Flota Narodowa” 1935, „Bolesta, Jasna Góra jako twierdza”, „Flota Narodowa” 1935 Wit., „Ciechocinek i jego wskazania lecznicze”, „Flota Narodowa” 1935
[10]    (ba), „Polski okręt propagandowy dla popierania handlu zamorskiego”, „Flota  Narodowa” 1929 (ba), „Znaczenie dostępu Polski do morza”, „Flota Narodowa” 1929 (ba), „Nowe wybuchy entuzjazmu polskiego dla morza”, „Flota Narodowa” 1930
[11]    (ba), Pos. Zalewski o rozrost naszej marynarki wojennej”, „Flota Narodowa” 1929, (ba), „Dlaczego jest potrzebna Polsce marynarka wojenna”, „Flota Narodowa” 1933
[12]    (ba), Wskazówki w sprawie organizacji Kom. Fl. N. na terenie województwa”, „Flota Narodowa” 1929
[13]    (ba), „Polska ekspansja zamorska – o ekspansję polską w kierunku krajów Lewantu”, „Flota Narodowa 1929, Radosław Krajewski, „O ziemie zamorskie dla Polski”, tamże, 1929, (ba), „Polska ekspansja gospodarcza na rynki zamorskie”, „Flota Narodowa”, 1930, (ba), „Ekspansja polska w Meksyku”, „Flota Narodowa” 1930, str. 9, (ba), „Światowy Związek Polaków – organizowanie 8 miljonów Polaków na obczyźnie”, „Flota Narodowa” 1932, (ba), „Możliwości zbytu towarów polskich w Afryce”, „Flota Narodowa” 1935
[14]    (ba), „Światowy Związek Polaków – organizowanie 8 miljonów Polaków na obczyźnie”, „Flota Narodowa” 1932 (ba), Możliwości zbytu towarów polskich w Afryce”, „Flota Narodowa” 1935
[15]    Radosław Krajewski, „Budujmy silną twierdzę w Gdyni”, „Flota Narodowa” 1935
[16]    (ba), „Zbrojenia Rzeszy Niemieckiej” „Flota Narodowa” 1936, „Zabiegi polityczne Anglji”, „Flota Narodowa” 1936, (ba), „Światowa polityka morska w nowej fazie”, „Flota Narodowa” 1938

Marek Słodownik _____________________________________________________________________________________________________  Marek Słodownik – dziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, mass media communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. kino żeglarskie, „Ratujmy Dezety”, Rok Zaruskiego, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tomek Głowacki: Korespondencja z Auckland

Amfibie SEALEGS

https://www.slg-technology.com

Tomasz M. GłowackiW Auckland (New Zealand) w dniach 16–19 maja br. odbyła się wystawa łodzi motorowych (pod dachem). Oprócz łodzi motorowych był również rekreacyjny sprzęt wodny, modele dla modelarzy, sprzęt wędkarski i mnóstwo elektroniki. Moją uwagę zwróciły nowe modele łodzi na kółkach. Firma „Sealegs”, która zapoczątkowała te rozwiązanie i tę technologię, istnieje już ponad 15 lat i nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie to, że oprócz dotychczasowych pontonów zaczęli produkować całkiem spore łodzie aluminiowe, a przede wszystkim to, że zaczęli udostępniać tę technologię innym producentom łodzi.

clip_image002

Ponton firmy „Sealegs”.

Amfibie “Sealegs” zostały wymyślone jako rozwiązanie problemów związanych z wodowaniem i wyciąganiem łodzi. Używając opatentowanej technologii, łodź „Sealegs” może jeździć po lądzie i jednym naciśnięciem przycisku przekształca się w szybką łódź motorową na wodzie. A więc, nigdy więcej czekania w kolejkach na rampach, slipach; nie ma potrzeby używania przyczepy, nie ma też już czekania na odpowiedni pływ. Amfibie „Sealegs” poruszają się po lądzie bez uszczerbku dla osiągów na wodzie (może za wyjątkiem większej wagi – uwaga autora). Zastosowanie jest olbrzymie: transport, rekreacja, obrona terytorialna – by wymienić kilka. Cechy konstrukcyjne jakie posiada „Sealegs” mogą być zastosowane do ogromnej liczby konstrukcji łodzi, które już istnieją dla różnych celów i wymagań. Firma „Sealegs” opracowała system: Amphibious Enablement System (AES), aby inni konstruktorzy mogli przekształcić swoje łodzie w amfibie. Przykładem tutaj może być firma „McLay”.

clip_image003

       Łódź aluminiowa firmy McLay. https://www.mclayboats.co.nz/

Firma „Sealegs” opracowala Amphibious Enablement System (AES), aby inni konstruktorzy łodzi mogli przekształcić swoje łodzie w amfibie. Ich łodzie znajdują się w ponad pięćdziesięciu pięciu krajach, wybudowali ich ponad tysiąc. Polskie firmy mogą dołączyć do tej rewolucji tworząc nowy produkt, przenosząc w ten sposób swój biznes na kolejny poziom i kolejne rynki zbytu. „Sealegs” produkuje amfibie pomagając ludziom zrozumieć korzyści płynące z takich pojazdów-łodzi na całym świecie.

IMG_6551  IMG_6552 IMG_6553

                                                                                           Tomek Głowacki (Auckland, NZ)

___________________________________________________________________________________________________Tomek M. Głowackiurodzony i wychowany w Polsce. Jachtowy kpt.ż.w, inż. mechanik, konstruktor jachtów, certyfikowany project manager, specjalista w zakresie jakości i ciągłego usprawniania produkcji (Lean Six Sigma Black Belt), wykładowca budowy jachtów na uniwersytecie w Auckland. Pracował przy znaczących projektach w takich krajach jak Polska (m.in. jacht „Spaniel”), Nowa Zelandia, Australia, United Arab Emirates i American Samoa. Prowadzi firmę konsultingową – projektowanie statków oraz usprawnianie stoczniowych procesów produkcyjnych. Mieszka w Nowej Zelandii.

Wystawa malarza-marynisty

„Uskrzydlone marzenia” – morskie akwarele Jerzego Józefa Tyszki. Stara Rzeźnia w Szczecinie, 4.05 – 21.05.2019r.

Lwów do art. „Lwów” – bark  Maria wg J. Tyszko „Maria”

Zew do art.„Zew Morza”

dav

dav

dav

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

DSC_0306 DSC_0319 DSC_0310 DSC_0325 DSC_0408

                                                                                                                                                                                Foto. R. Tyszko

O twórczość J. Tyszki (fragment z opisu zawartego w drukowanym zaproszeniu na wernisaż wystawy).

(…)  Wykonane techniką akwarela plus pastela, w formacie A4, na papierze. Powstawały w różnych okresach twórczości (1962 – 2019). Niektóre, jak np. tryptyk z Zewem Morza w lutym br, niejako na zamówienie. Inne (Bounty, Żemczug)  pod wpływem lektur powieści historycznych, kronik morskich bądź szeregu skojarzeń wyniesionych z galerii, muzeów europejskich, wzbogacanych następnie rzetelnymi studiami z zakresu konstrukcji, takielunku i wyposażenia statków.

(…) Stosowana przez Tyszkę technika akwareli – malowania rozcieńczonymi pigmentami na papierze szybko wchłaniającym wodę, uznawana jest za jedną z trudniejszych: nie pozwala na dokonywanie poprawek, wyklucza retusze, uniemożliwia przykrycie błędów kolejną warstwa farby. Jest zatem świadectwem urealnionego zamysłu autora w pierwotnej postaci, wspartej rzetelnym rzemiosłem, bez śladu żmudnego cyzelowania szczegółów. Wszakże w akwarelach tych liczy się nastrój: od lirycznej melancholii po apokaliptyczną grozę, ich zwiewność, wyszukana kolorystyka oraz metaforyczna fabuła, a także przypisywane Jerzemu (przez Stwórcę i naturę) poczucie humoru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tyszko, autoprtr.Jerzy Józef Tyszko – ur. 1935, Warszawa; artysta-malarz, rzeźbiarz i grafik, zasłużony działacz żeglarski PZŻ, instruktor i wieloletni komandor Morskiego Klubu LOK w Węgorzewie, honorowy Obywatel Miasta Węgorzewo.

Tomek Głowacki: e-mail z Auckland (NZ)

Tomasz M. GłowackiNa antypodach jesień, ale ciągle ciepło i słonecznie. CzasDok2 na remonty i refleksje z przeszłego sezonu. Oto dwie pocztówki z południowej półkuli, a dokładniej z Auckland (NZ) z Orams Marine. Pier 21 to znana nazwa miejsca, gdzie wiele jachtów cumuje aby się odnowić i naprawić. Remontom są poddawane jachty do długości około 90 m.

Druga pocztówka to parking motorówek w tej samej marinie.Dokwnętrze Jak widać to miejsce jest z powodzeniem używane również do takich celów jak na przykład uroczyste zakończenie roku żeglarskiego. Na tego typu imprezach, których nota bene nie brakuje w Nowej Zelandii są również zwykle organizowane zbiórki funduszów na cele dobroczynne. Mówiąc dobroczynne, w tym przypadku są to tzw “fund-rising”, na przykład na wyjazd na olimpiadę, lub na żeglarskie szkolenie młodzieży albo na dodatkowe fundusze na Puchar Ameryki. Ten ostatni zbliża się milowymi krokami. Na razie Auckland “oddycha” swobodnie, ale już za kilka miesięcy nadejdzie gorączka rejsowa. Czy Nowej Zelandii uda się zatrzymać puchar? Ja mam nadzieję, że tak.

                                                                                                     Tomek Głowacki                                                                                                                 (e-mail do Zeszytów Żeglarskich z 11.05.2019)

Michał Budzyński: Jazda morska!

Dzień jasny, cichy – niebo się nagina                                                                                            Do ledwie wiatrem pomarszczonej fali,                                                                                         Morze łagodnym szemraniem się żali,                                                                                          Że statek szyby kryształu rozcina.

Z pienistych kropel muszliny napina,                                                                                            Bije go z lekka i odtrąca dalej,                                                                                                        Żeby nie przerwał igraszek delfina,                                                                                               Nie zmącił wody na łożu korali.

Szczęśliwy wieku! kiedy jeszcze dziecię                                                                                         Pływa po myśli różnobarwnej tęczy,                                                                                              Jak łódź po morza cichego błękicie.

Co nam pierś rani, jemu czoło wieńczy                                                                                         Kwiatkiem bez cierni. O! dziecinne życie,                                                                                      Do ciebie wzdycha nawet wiek młodzieńczy.

                                           Michał Budzyński

__________________________________________________________________________________________________      Michał Budzyński (1811-1864) – poeta, tłumacz dramatów F. Schillera (Lipsk 1844 i 1850) i Wędrówek Chile Harolda G. Byrona (Petersburg 1857). Uczestnik Powstania Listopadowego, po którego upadku przedostaje się do Austrii i tam w 1834 r. zostaje uwięziony za działalność w Stowarzyszeniu Ludu Polskiego. Po dwóch latach deportowany statkiem z Triestu do Anglii, po raz pierwszy styka się z morzem i pisze cykl pięknych sonetów. Na emigracji współpracuje z Adamem Czartoryskim. W 1850 r. wraca do kraju i wydaje powieść Urbi et orbi (1859).

Marek Słodownik: „Żegluga – The Navigation” 1927 – 1939

100 lat logo.jpg

Marek SłodownikTytuł założony przez redaktora Radosława Krajewskiego, który poprzednio prowadził „Morze” i „Falę”. Chociaż redakcja mieściła się w Warszawie, żył sprawami morskimi przez cały, 13-letni, okres działania na chimerycznym rynku prasowym. Przed wojną tylko dwa tytuły, Morze” i „Sport Wodny”, ukazywały się dłużej.

Po likwidacji sopockiej redakcji „Fal” Radosław Krajewski, dotychczasowy redaktor pisma, przybył do Warszawy i tu zorganizował wydawanie kolejnego czasopisma. Projekt uzgadniany był kilka miesięcy wcześniej, ale finalizacja pomysłu nastąpiła dopiero pod koniec 1927 roku, kiedy możliwym stało się samodzielne wydawanie pisma i kiedy podpisano umowy na dystrybucję tytułu. Rozmowy nie były łatwe, ponieważ władze Ministerstwa Handlu nie były temu projektowi przychylne, w związku z czym dyskusje się przeciągały, aby ostatecznie zostać zerwane latem tegoż roku. Krajewski jednak nie poddał się i doprowadził do powstania pisma zupełnie niezależnego, zorientowanego na rynek, w pełni komercyjnego. Tracąc wsparcie finansowe zyskał pełną niezależność, co wkrótce miało okazać się siłą tytułu kierowanego do wąskiego kręgu odbiorców.

1 Okładka pierwszego numeru pisma z 15 grudnia 1927 roku.

„Żegluga – The Navigation,” ukazała się na rynku 15 grudnia 1927 roku. Początkowo w podtytule umieszczono frazę „czasopismo dla handlu morskiego i żeglarstwa (a monthly of Polish commerce by sea)”, którą od lutego 1930 zmieniono na „czasopismo morskie i gospodarcze (a monthly of Polish commerce by sea”). Pierwotny podtytuł mógł sugerować żeglarstwo jako jeden z elementów składowych pisma, ale już tłumaczenie angielskie rozwiewało wszelkie wątpliwości. Tematyka żeglarska w ogóle nie pojawiała się w piśmie, było ono precyzyjnie sprofilowane i trzymało się wyznaczonych ram wydawniczych.

Redakcja mieściła się w Warszawie przy ulicy Próżnej 8, była jednoosobowa, chociaż już od pierwszego numeru posiadała swoje oddziały w Gdańsku, Gdyni i Katowicach. Pismo wyglądało bardzo atrakcyjnie; miało duży format, kolorową okł2adkę, liczyło 18 stron i wydano je na wysokiej jakości, kredowym papierze dzięki czemu jakość i czytelność fotografii była wysoka. Pismo miał przejrzysty układ, dwuszpaltowe łamanie i duże marginesy. Tytuł ukazywał się nieregularnie, pierwszy numer zwiastował, że pismo będzie miesięcznikiem, jednak już w 1928 roku ukazywał się jako dwumiesięcznik.

                                                                                                                                                                                                             Okładki pisma z 1928 roku.

W 1930 roku numer styczniowy był miesięcznikiem, jednak później redakcja ponownie przeszła na cykl dwumiesięczny.

3a  3b

Okładka pisma po zmianie logotypu w styczniu 1930 roku oraz jedna z ostatnich, z maja 1939 roku

Logotyp tytułu utrzymał się przez rok. Numer listopadowo-grudniowy miał już nowe logo, które utrzymało się do końca wydawania pisma, czyli do lata 1939 roku. Zmienna była również liczba stron. Początkowe 18 kolumn zostało w drugim roku wzbogacone do 36, w 1929 roku pismo ponownie liczyło 18 kolumn, nawet wówczas, gdy było wydawane jako dwumiesięcznik. Numer 1/1930 roku liczył sobie 40 stron, co mogło sugerować zwiększenie objętości, tym bardziej, że kolejne wydanie, lutowo-marcowe, liczyło aż 80 kolumn, lecz w następnych miesiącach tytuł wrócił do 36 stron.

„Żegluga – The Navigation” była tytułem wysoce sprofilowanym, adresowanym do kół przemysłowych związanych z gospodarką morską.

4a  4b

Okładki monograficznych  numerów specjalnych, poświęconych wybranym zagadnieniom wymiany handlowej z Holandią i USA.

W założeniu pismo miało charakter specjalistyczny, gospodarczy, zwykły czytelnik nie odnajdywał w nim treści związanej z morzem w ujęciu popularnym. Pismo koncentrowało się na tematyce związanej z gospodarką morską, prezentowało głównie materiały poświęcone rozwojowi portów morskich.[1] Pokazywało także ofertę portów polskich promując ich nowoczesność i sprawność przeładunkową z uwypukleniem sprawności działania i konkurencyjnych kosztów.[2] Śledziło ruch statków, pokazywano nowinki techniczne stosowane zarówno do napędów statków jak też do obsługi brzegowej portów. Pismo skupiało się na techniczno-handlowej stronie zagadnień, nie epatowało nowościami, ale prezentowało w sposób niezwykle rzetelny materiały koncentrując się na zagadnieniach interesujących dla bardziej technicznie wyrobionego czytelnika. Pozbawione było niemal w całości atrakcji czytelniczych w postaci wykresów, ozdobników czy atrakcyjnych fotografii, odbiorca miał skupić się na przekazie drukowanym. Dużo miejsca poświęcano również sprawom formalnym, publikowano na przykład regulaminy portowe, a także teksty poświęcone flocie handlowej jako czynnikowi rozwoju gospodarczego kraju.[3] Pismo miało wyważony charakter i było neutralne politycznie, nie angażowało się w spory natury politycznej, nie epatowało odniesieniami patriotycznymi, zachowywało linię tytułu neutralnego światopoglądowo.

W „Żegludze” znalazły się również artykuły związane z funkcjonowaniem portów zagranicznych, a nawet teksty poświęcone perspektywie budowy połączenia kanałowego pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym.[4]

Było to jedno z dwóch czasopism należące do Radosława Krajewskiego, drugim była „Flota Narodowa”. Kiedy wydawca popadł w ostry konflikt z generałem Mariuszem Zaruskim, który chciał Krajewskiemu tytuł odebrać, doszło do długotrwałego procesu sądowego zakończonego porażką generała.

5Okładka numeru majowego z 1935 roku z informacją na temat śmierci marszałka Piłsudskiego.

Dla Krajewskiego było to jednak pyrrusowe zwycięstwo, ponieważ stracił częściowo władzę nad „Flotą”, aby ratować „Żeglugę”. Był to tytuł adresowany do profesjonalistów w branży morskiej, nic zatem dziwnego, że pozostaje nieco zapomniany, jako że nakład miał niewysoki, a dystrybucja miała ograniczony zasięg. Mimo to pozostał ważnym elementem prasowej układanki XX-lecia międzywojennego.

Ewolucja podtytułów

  • Żegluga – the Navigation – czasopismo dla przemysłu morskiego i żeglarstwa (a monthly record of Polish commerce by sea”  1927
  • „Żegluga – The Navigation – czasopismo morskie i gospodarcze (a monthly record of Polish commerce by sea” 1930
  • „Żegluga – Shipping and Trade” 1935                                                                                                           Marek Słodownik              ____________________________________

[1] Tadeusz Nowacki, „Gdynia i Gdańsk w roku 1934”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1935, Bank von Danzig, „Życie gospodarcze Gdańska”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1935,  Alfred Siebeneichen, „Rola portu gdańskiego w życiu gospodarczym Polski”, „Żegluga-the Navigation” nr 5/1935, (ba), „Porty polskiego obszaru celnego na Bałtyku”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1929,  Robert Betegel, „Współpraca portów polskich”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1936, Roman Battaglia, „Rozbudowa obrotów morskich”, „Żegluga-the Navigation” nr 5-6/1937, Piotr Blitek, „Gdańsk i Gdynia – dwa uzupełniające się porty”, „Żegluga-the Navigation” nr 3-4/1939,  (ba), „Ruch portowy Gdyni i Gdańska”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1939,  (Dr W.G.) „Porty polskiego obszaru celnego na Bałtyku”, „Żegluga-the Navigation” nr 2/1939, Stanisław Łęgowski, „Rozwój i znaczenie portów w Gdyni i  Gdańsku”, „Żegluga-the Navigation”  nr 5/1939,

[2] Edmund Wojciechowski, „Gdynia jako europejski rynek bawełniany”, „Żegluga-the Navigation” nr 4/1935, Tadeusz Broczkowski, „Gdynia jako port bawełniany”, tamże, str. 4/1936,

[3] (ba), Regulamin celny w porcie Gdynia”, „Żegluga –The Navigation”, nr 7-8/1928, (ba), „Dokumenty potrzebne przy imporcie do Wielkiej Brytanji”, „Żegluga –The Navigation”, nr 5-6/1928, Tadeusz Nowacki,„Polska flota handlowa 1926-35, „Żegluga-the Navigation” nr 6/1935, Tadeusz Nowacki, „Polityka żeglugowa Polski”, tamże, nr 11-12/1936, J. Buxell,„Polityka żeglugowa na odcinku tankowym”, „Żegluga-the Navigation” nr 9/1935, Roman Battaglia, „Polski handel zamorski a sprawa statków”, „Żegluga-the Navigation” nr 1/1937,

[4] Edmund Wojciechowski, „Baltyk – Morze Czarne”, „Żegluga-the Navigation”, nr 5/1936,      

 _____________________________________________________________________________________________________ Rok Prasy Morskiej to akcja mająca na celu uczczenie 100. rocznicy wydania pierwszego polskiego czasopisma morskiego. Jej celem jest przybliżenie zagadnień związanych z czasopiśmiennictwem morskim w odrodzonej Polsce i pokazanie współczesnemu czytelnikowi wybranych tytułów prasowych o tematyce morskiej i żeglarskiej. Pomysłodawcą akcji jest red. Marek Słodownik.

Organizator: wodnapolska.pl                                Oficjalny Partner: Henri Lloyd Polska Polska                                           Współorganizatorzy: żeglarski.info, tawernaskipperow.pl, zeszytyzeglarskie.pl, zeglujmyrazem.com, sailbook.pl, periplus.pl, port21.pl, polskieszlakiwodne.pl, marynistyka.pl, portalzeglarski.com, dobrewiatry.pl, ktz.pttk.pl, hermandaddelacosta.pl, lmir.pl, Komisja Kultury, Historii i Odznaczeń PZŻ,

_____________________________________________________________________________________________________

Marek Słodownik – dziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, mass media communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. kino żeglarskie, „Ratujmy Dezety”, Rok Zaruskiego, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.

Mariola Landowska: Korespondencja z Lizbony

Mariola Landowska 2003Farol do Esteiro czyli latarnię do Esteiro wybudowano i uruchomiono w 1914 roku. Położona w lesie na małym wzgórzu w Cruz Quebrada, dzielnicy należącej do dystryktu Lizbony w kierunku na Oeiras, wskazuje drogę żeglującym po akwenie ujścia Tagu do Oceanu Atlantyckiego.

 

 

20190310_164838

Spacerując ścieżkami prowadzącymi pod latarnię, już z daleka, co rus20190310_164553z pojawiają się na widoku charakterystyczne białe mury czworokątnej wieży z czerwoną szczytową kolumną z ukrytymi wewnątrz niej światłami, soczewkami i innymi elementami, mechanizmami ważnymi dla działania latarni. Widać, że ktoś o to dba: o latarnię i jej podstawową funkcję, ale także o całe otoczenie; nawet są firanki w oknach na parterze wieży, obok stoi jakiś rower, jest taczka ogrodowa. Cały teren, z dominującym obiektem nawigacyjnym, robi bardzo sympatyczne wrażenie i choć nie można wejść do środka – bo jest obudowany siatką – to można podejrzeć to co widać z zewnątrz, wokół.

 

Latarnia służy, w20190310_164916raz z innymi rozlokowanymi na tym wybrzeżu, latarniami jednostkom morskim, które wpływają do Lizbony. Nie łatwo ją zobaczyć z lądu, bo jest schowana w gęstej zieleni parkowej drzew, krzewów. Tylko trochę czerwonej kopuły wychyla się zza wysokich świerków. Właśnie to miejsce ma dość dużo roślinności podobnej do naszej, polskiej. Wiele dróżek do zdobycia. Są szlaki oznaczone wiec nie ma jak zgubić się. Trzeba tylko dojechać  do stadionu Jamor (Estádio Nacional, Estádio do Jamor), a wszędzie będzie blisko i ciekawie.

 

Com os melhores cumprimentos      Mariola Landowska

_____________________________________________________________________________________________________   Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.            (zs)