Niebiosa się rozpogadzają, więc żeglarzu – żegluj!
Dwieście lat temu, we wrześniu 1818 roku, młody niespełna dwudziestoletni student Uniwersytetu Wileńskiego napisał swój drugi (?) wiersz. Mocno osadzony w atmosferze tajnych, filomackich spotkań wiersz „Już się z pogodnych niebios…” traktując o ważnych, dydaktycznych zadaniach na przyszłość rozpoczyna się nawiązaniem do trudów żeglarza na morzu, do wielkich przestrzeni morskich i śmiałych wyzwań, które przynoszą korzyści i pożytki, niczym złote runo Argonautom.
Adam Mickiewicz – bo on to był owym studentem – niejednokrotnie w swojej twórczości będzie powracał do motywów morskich, ale będą to strofy oparte o własne obserwacje, doznania morskie na Krymie, w Odessie. Pisząc „Już się z pogodnych niebios…” morza nie widział; okrętu i żeglarza zapewne też nie, a jednak wyczuwał „przestrzenne oceany” i tkwiący w nich powiew wolności, śmiałe wyzwania, możliwości działań, ale poprzez trudy, pracę gdzieś daleko, na nieznanych mu jeszcze wodach…
Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna.
Żeglarzu! ciągnij rudel, wiatrom podaj płótna,
Zmocnioną wczasem dłonią słone krajaj piany,
Otworem ci przestrzenne leżą oceany.
Niech umysłów nie chwieje burzliwość powodzi,
Towarzystwo nieliczne, kruchej słabość łodzi.
Wszak nie miał barki z dębu ni serca ze stali
Frygijczyk, co się pierwszy chytrej zwierzał fali,
A w zawody na złomnem puściwszy się drewnie,
Choć nań piekła i nieba dąsały się gniewnie,
W własnych dzielnościach ufny, śmiałych żądań pełny,
Nieba i piekła zwalczył, złotej dostał wełny.
(…)
(Adam Mickiewicz „Już się z pogodnych niebios…”, wrzesień 1818r.)
Młodość wileńsko-kowieńska, filomackie spotkania zostały brutalnie przerwane przez carską tajną policję i zesłaniem w głąb Rosji z łaskawie przyznanym prawem wyboru miejsca pobytu; wybór ten padł, m. in. na Odessę i Krym. Mickiewicz zobaczył morze, które w „Sonetach krymskich” znalazło swoje miejsce w „Ciszy Morskiej”, „Żegludze” i w „Burzy”.
Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.
(…)
(Adam Mickiewicz „Burza”, 1826r.)
(zs)