To dzieło zrodziło się nieco z przypadku. Dziś biuro firmy szkutniczej w warszawskim Wawrze to zapewne jeden z największych księgozbiorów żeglarskich w Polsce i z pewnością największy prywatny zbiór czasopism o tematyce morskiej i żeglarskiej. Michał Kozłowski, szkutnik z Warszawy, od zaledwie dwóch lat buduje swoją bibliotekę, a dziś może pochwalić się wspaniałym dorobkiem.
Na co dzień Michał zajęty był pracą – zajmuje się wybudową jachtów śródlądowych i jest to dla niego nie tylko praca, ale i pasja. Na brak zleceń nie narzeka, co oznacza, że jego robota ma swoją markę. Żeglarstwem w rodzinie Kozłowskich zajmuje się już drugie pokolenie, ojciec przed laty pływał, ale głównie po śródlądziu. W domu rozmawiało się o żaglach, był jakiś księgozbiór, ale w zasadzie niczym się nie wyróżniał.
Któregoś dnia trafiła do Michała książka żeglarska i kilka starych czasopism. To był impuls, który silnie zaznaczył się już w niedalekiej przyszłości. Michał postanowił zacząć gromadzić stare czasopisma żeglarskie i morskie, bo – jak sam powiedział – mało wiedziałem o ich istnieniu. I tak się zaczęło, zaczął rozglądać się po znajomych, zaglądał do antykwariatów, jednym słowem wcielił w czyn postanowienie. Zbiorów przybywało, pocztą pantoflową wśród warszawskich żeglarzy szybko rozchodziła się wieść, że jest człowiek, który dużo serca wkłada w powiększanie biblioteki. Kolejne dary zaczęły napływać coraz szerszym strumykiem. Ktoś odziedziczył po rodzicach księgozbiór tematyczny i nie wie, co z nim zrobić, bo sam nie żegluje – telefon do Michała i już karton z książkami ląduje u niego w biurze. Ktoś inny pozbywał się setek czasopism – podobnie. Na hasło o bibliotece kolejny żeglarz przywiózł cały bagażnik brytyjskich czasopism żeglarskich. Kolekcja Michała rosła z dnia na dzień, z jednego regału w biurze szybko zrobiły się trzy, potem pięć, później kolekcja rozprzestrzeniła się na korytarz, a dziś zajmuje już kilkanaście regałów i wciąż rośnie. – Część musiałem zabrać do domu, w biurze mam zbyt mało miejsca, tłumaczy właściciel zasobu budzącego coraz większe zainteresowanie środowiska.
Co zawiera ta biblioteka? Michał stawia na przedwojenne czasopisma żeglarskie, w jego kolekcji jest wiele roczników „Sportu Wodnego”, „Morza”, „Szkwału”, ale nie gardzi również periodykami stricte morskimi. Z dnia na dzień poszerzał swoją wiedzę, bardzo często kolejne pisma zaskakiwały go, bo o istnieniu wielu z nich w ogóle nie słyszał. Jeden ze znajomych przywiózł mu swoją pracę magisterską traktującą o czasopiśmiennictwie żeglarskim i morskim okresu XX-lecia, co pozwoliło uporządkować wiedzę kustosza – jak sam o sobie mówi – zbiorów. Dziś, po niespełna dwóch latach, staje się powoli ekspertem w zakresie prasy przedwojennej a swą wiedzą chętnie dzieli się z innymi. Zaprasza do siebie zainteresowanych, dyskutują, wymieniają zbiorami, pasja do historii bywa zaraźliwa. Coraz więcej osób odwiedza firmę zaczytując się w archiwaliach.
Bardzo szybko okazało się, że czasopisma i książki to nie wszystko. Kolekcja powiększa się o medale okolicznościowe, dokumenty, materiały związane z życiem floty handlowej i wojennej. Jeden ze znajomych przywiózł mu kolekcję kopert z okolicznościowymi pieczęciami, inny podrzucił spory zbiór medali, kolekcja rozrasta się w imponujący sposób ku uciesze odwiedzających to miejsce w poszukiwaniu materiałów ale także właściciela tego niezwykłego zbioru.
Michał stał się rozpoznawalną postacią w tym świecie, często kolekcjonerzy sami dzwonią do niego w celu konsultacji lub wymiany materiałów. Pasja zbieracza tak go wciągnęła, że dziś sporo czasu poświęca na przeglądanie portali aukcyjnych w poszukiwaniu uzupełnień do swej kolekcji. O swoich łowach i będących ich konsekwencją zdobyczach, może opowiadać godzinami, od razu widać, że jest to dla niego pasja i swoista misja. Stara się uchronić przed wyrzuceniem na śmietnik zbiorów należących do żeglarzy i marynarzy, gromadzi skrzętnie wszystko, co morza dotyczy a jego wiedza dziś już imponuje.
Najcenniejszymi artefaktami w kolekcji są – jego zdaniem – trzy pierwsze roczniki „Morza” w oprawie z epoki oraz pierwszy rocznik „Sportu Wodnego”, który w początku swego istnienia, w 1925 roku, ukazywał się pod tytułem „Wioślarz Polski”. Czasopisma o 100-letniej historii są dokumentem epoki, w której powstawały, ale zaskakują jakością druku i papieru.
Czego życzy sobie posiadacz tak ogromnych i niezwykle ciekawych zasobów? By kolekcja się powiększała i by móc ją należycie wyeksponować. Narzeka, że dzieci w stronę żeglarstwa i jego historii nie ciągnie, ale stawia na jednego z wnuków, dziś 4-latka, w którym upatruje kontynuatora swej pasji.
Tekst i foto – Marek Słodownik
____________________________
Marek Słodownik – dziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, Mass media Communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. „Kino Żeglarskie”, „Ratujmy Dezety”, „Rok Zaruskiego”, „Rok Prasy Morskiej”, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.





