Alicja Farmus: North-westowe przejście zdobyte przez śmiałków z klubu „Biały Żagiel” w Toronto.

To nie pomyłka, chodzi o Northwest Passage łączący Atlantyk z Pacyfikiem – duża część trasy jest ponad kołem polarnym. Taka kanadyjska epopeja żeglarska, marzenie wielu żeglarzy. Tylko nielicznym udaje się je zrealizować.

Przekład naszej polskiej szanty jest bardziej dramatyczny, niż angielski oryginał.

Spróbuj chociaż raz north-westowe przejście zdobyć,
Znajdź miejsca gdzie zimował Franklin u Beauforta Wrót,
Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy,
Przejdź drogą Północ-Zachód poza lód.

Angielski, oryginalny tekst, kanadyjskiego szantymena Stana Rogersa (1949-1983) autora tekstu, kompozytora muzyki i oryginalnego wykonawcy:

Ah, for just one time
I would take the Northwest Passage
To find the hand of Franklin
Reaching for the Beaufort Sea
Tracing one worm line
Through a land so wild and savage
And make a Northwest Passage to the sea

Niby ta sama szanta, ale nie tak całkiem. Stan Rogers był bardzo popularnym kanadyjskim kompozytorem i wykonawcą, nie tylko szant. Kiedy Peter Gzowski (inna kanadyjska legenda, potomek Stanisława Gzowskiego – powstańca styczniowego, który przybył do Kanady uciekając przed carskimi represjami i zesłaniem na Syberię) w popularnym programie radiowym w latach 70-tych spytał słuchaczy o wybór alternatywnego hymnu Kanady, to właśnie utwór Stana Rogersa „Northwest Passage” został wybrany, zdobywając największą liczbę głosów. W tamtych czasach głosowało się dzwoniąc do radiostacji, albo wysyłając list. Takie inne czasy, nie aż tak odległe kalendarzowo, ale bardzo odległe technologicznie.

Kilka lat temu, kiedy koleżanka z klubu żaglowego „Biały Żagiel” w Toronto zaraziła mnie bakcylem „szantowania”, a o szantach wcześniej mało wiedziałam, i zaczęłam się szantami cieszyć słuchając ich, podśpiewując je sobie, chodząc na koncerty z “Morza w krainę łagodności” organizowane przez naszego lokalnego, z Kanady, ale o światowej sławie, szantymana Arka Wlizło, puszczałam sobie szanty przy każdej sposobności. Jednego dnia moje dzieci w podróży samochodem na ontaryjską wieś zaczęły rechotać przy jednej szancie.

 – Co was tak rozbawiło? – spytałam.
 – Northwestowe przejście – usłyszałam odpowiedź.

Początkowe nie wiedziałam, o co im chodzi, ale mi wytłumaczyły, że nie ma takiego polskiego słowa “westowe”, jeszcze w połączeniu z angielskim słowem “north”. Hmm! A ja myślałam, że to tylko my Polonusi tak przekręcamy half na pół, polski i angielski, żeby potem w polskich kabaretach mogli się z nas podśmiechiwać. A tu nie, akurat odwrotnie. Moje kanadyjskie dzieci robią sobie kabaret z poważnej w końcu szanty. Także polskie tłumaczenie angielskiej szanty jest tak half na pół. I tak po prawdzie nie ma w tym nic ani złego, ani śmiesznego, bo przecież główną funkcją języka jest komunikacja.

Coś zrobiłam w życiu dobrze, bo moje dzieci (już urodzone w Kanadzie) wychwyciły językowe niuanse. Sprawdziłyśmy. Szanta miała tytuł “Northwest Passage”; i ta śpiewana przez Smugglers, jak i ta wykonywana przez Ryczące Dwudziestki. Po polsku tłumaczy się to na Przejście Północno-Zachodnie, czasem przesmyk.

Szanta mówi o niezwykle trudnej drodze morskiej. Słowa przetłumaczone na język polski muszą zgadzać się z rytmem muzyki. Stąd to „northwestowe przejście”.

To nie lada wyzwanie w adaptowaniu obcojęzycznych szant do języka polskiego, o czym wiedzą żeglarze, i ci doświadczeni i zahartowani, i ci dopiero zaczynający, i tacy jak ja, tylko dopingujący śpiewaniem szant.

Przy okazji sprawdziłyśmy to „przejście northwestowe”. I dowiedzieliśmy się sporo o tragedii wyprawy Franklina, i o Norwegu Amundsenie. A potem o polonijnej ekspedycji Jerzego Kośmidera z Vancouver (2016). Wspaniali chłopcy, wspaniali żeglarze – przepłynęli.

W końcu nadszedł czas, że i wspaniali chłopcy z naszego klubu „Biały Żagiel” w Toronto przepłynęli Northwest Passage (na jachcie Hayat – przyp. red.). Dlaczego? Bo mieli marzenia i nie bali się po nie sięgnąć. Marzenia, i to nawet takie wielkie, mieć nietrudno, ale z ich realizacją to już inna sprawa. Nie zawsze i nie wszystkim wychodzi, wielu boi się ryzyka. Nie zawsze i nie wszystkim się po prostu chce. A tu proszę! Grupka odważnych – wielu moich znajomych żeglarzy z klubu.

Ależ mi zaimponowali! Wiedziałam, że pływali gdzieś na Grenlandię (kilka załóg) i to kilkakrotnie. Śledziłam wojaże kapitana Leszka Stankiewicza dookoła świata – gdyby nie ten głupi, globalny covid… Może jeszcze dokończy? Trzymam kciuki.

No i żony, córki, matki i dziewczyny wspomagające, planujące i zatroskane. Żeglarstwo to ciągle (pomimo elektroniki, GPS i innych bajerów) jest sport bardzo niebezpieczny. Szczególnie jak się przeprawia przez „Northwestowe” przejście, gdzieś powyżej koła podbiegunowego, i gdzie polarna noc a potem dzień nie kończą się przez kilka miesięcy.

Wyprawa (nie licząc przygotowań) trwała trzy miesiące. W skład załogi wchodzili:
Dariusz Krowiak (właściciel jachtu), Monika i Maya Krowiak – żona i córka Darka, Dariusz Kłys, Leszek Stankiewicz, prof. Piotr Kukliński (oceanolog z Polski), Bartek Bartonezz, Krzysztof Maciejewski (paramedic).

Nawigację (z lądu) prowadził Wojtek Wejer, który jest specjalistą od nawigacji w terenach północnych, bo tam kiedyś pracował i pływał na jednostkach komercyjnych.

Sponsorem przedsięwzięcia był m.in. polonijnych klub żeglarski „Biały Żagiel” z Toronto.

Ale cóż mi tam laikowi i jedynie żeglarskiej sympatyczce o tym gadać? Bliższe szczegóły rejsu już zostały sfilmowane i opisane – linki zamieszczam poniżej.

Ze swej strony chciałam tylko dodać, że takie wyprawy są okazją nie tylko do przygody, poznania dalekich lądów, krajów i ludzi, ale i do wymiany kulturowej.

Tak się złożyło, że jeden z uczestników wyprawy, Darek Kłys jest instruktorem Tai-Chi, który od kilku lat prowadzi zajęcia w tej dziedzinie z grupą zrzeszoną przy Gminie 1-szej Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie. Jako aktywnie praktykujący Tai-Chi, robi to wszędzie, także za kołem podbiegunowym. Tym razem dołączyła do jego ćwiczeń Tai-Chi załoga prowadząca naukowe badania lodowca pod kierownictwem Matthew Rutherforda*, będącego legendą amerykańskiego jachtingu (samotnie opłynął obie Ameryki w rejsie non stop).

Musicie przyznać, że ten obrazek jest niesamowity! Polak z Kanady przemierzający wyzwania Northwestowego Przejścia schodzi na ląd, żeby poćwiczyć Tai-Chi i dołączają do ćwiczeń naukowcy badający lodowce. A wszystko to za kręgiem polarnym.

Tak jak w tej polskiej szancie: chłopcy wykuli własny szlak przez kraj dziki i surowy.

Szczegółowe materiały o wyprawie śmiałków z Toronto.
– Facebook, 2023 Hayat- próba lodu/Przejście Północno Zachodnie

Podróż jest dobrze udokumentowana na Facebooku, gdzie armator i inicjator, a zarazem kapitan wyprawy Dariusz Krowiak dokumentował wojaż w dzienniku kapitańskim, tak jak na kapitana przystało. Czyta się jak powieść Józefa Conrada-Korzeniowskiego. Mnóstwo zdjęć.
Jest też relacja video Andrzeja Kumora ze spotkania po rejsie w Klubie „Biały Żagiel” w Toronto na portalu Goniec.net   https://www.goniec.net/2023/10/17/przeplyneli-jachtem-przejsciem-polnocno-zachodnim/    oraz opis ze spotkania ze śmiałkami Michała Bogusławskiego – żeglarza, kapitana i podróżnika, na portalu bejsment.com,  Polscy żeglarze z Kanady przepłynęli przez Northwest Passage  https://bejsment.com/index.php/2023/10/18/smialkowie-z-north-west-passage-wielka-przygoda-i-determinacja/

Pamiętajmy, żeby nie sprzedawać swych marzeń – jak poucza nas inna szanta zespołu “EKT Gdynia”.

                                                                                                                                Alicja Farmus                                                                                                                  Toronto, 29 listopada, 2023

______________________________
* Matthew Rutherford (31 l.) w latach 2011-2012 opłynął samotnie i non-stop obie Ameryki. W czerwcu 2011 roku wypłynął z Annapolis na wschodnim wybrzeżu USA kierując się na północ do Zatoki Baffina i dalej Przejściem Północno-Zachodnim na Pacyfik w kierunku równika i przylądka Horn. Po opłynięciu Hornu żeglował na północ wzdłuż wybrzeża południowoamerykańskiego i po 309 dniach powrócił do Annapolis. W trakcie rejsu trzykrotnie korzystał z pomocy technicznej z lądu. Rejs odbył na 38-letnim, niewielkim, 27. stopowym jachcie seryjnej produkcji Albin Vega.

 

___________________________________________________________________________________________________  Alicja Farmus – dziennikarka, pochodzi z Górnego Śląska, absolwentka socjologii (UJ) oraz informatyki (University of Liverpool), obecnie mieszka w Toronto (Ontario, Kanada). Pracowała jako IT project manager (pmp designation) w rządzie Ontario. Zarządza projektami szczebla federalnego Kanady. Pełniła wiele funkcji w organizacjach polonijnych, między innymi była prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej – Okręg Toronto. Regularnie pisuje do prasy polonijnej, m.in.Goniec.net. Oprócz żeglarstwa, swoje zainteresowania kieruje w stronę kajakarstwa (canoe, kanadyjki), głównie na akwenach Ontario. Członek polonijnego klubu żeglarskiego w Toronto „Biały Żagiel” oraz grupy szantowej „Szanty, szanty & all that Jazz”.