Chcieliśmy się wybrać na parę godzin do Tokio, ale nam odradzono: „Lepiej pojedźcie do Kamakury – to piękne miejsce, pełne świątyń i wielka atrakcja turystyczna. Poza tym to blisko Jokohamy!”
Staliśmy wtedy naszym żaglowcem Concordia w porcie Jokohama. W połowie grudnia 1993 roku przyprowadził ją tam z Kanady kapitan Andrzej Marczak w ramach Class Afloat – kanadyjskiej Szkoły pod żaglami. W Jokohamie kończył się semestr letni Szkoły i uczniowie rozjechali się do domów. W tym czasie przyleciałem na Concordię z Polski, wraz z dwoma mechanikami, jako podmiana załogi.
Następny rejs miał zacząć się szóstego stycznia 1994 roku i dla szkieletowej załogi czas upływał na wachtach portowych i przygotowaniach do dalszej żeglugi. Wolnych chwil do zobaczenia Japonii było niewiele. Taką wolną chwilą dla Andrzeja Marczaka i dla mnie miał być wypad do Kamakury.
Tak więc noworocznym porankiem pierwszego stycznia 1994 roku jechaliśmy przepełnionym pociągiem w tamtą stronę. Wiedzieliśmy, że Kamakura jest ośrodkiem religijnym i celem pielgrzymek, ale nie spodziewaliśmy się tak wielkiej masy odwiedzających. Wszyscy pasażerowie wysiedli w Kamakurze i szybko rozeszli się w znajome sobie miejsca. My, mając dla informacji zaledwie turystyczny folderek, błąkaliśmy się trochę szukając ciekawych obiektów. Świątyń i chramów, położonych przeważnie na pagórkach i wzgórzach, było bez liku. Darowaliśmy sobie zwiedzanie tych najpopularniejszych, bo kolejki przed nimi były kilometrowe. Japońscy pielgrzymi stali karnie pod okiem straży porządkowej, w grupach oddzielonych linami jedna od drugiej. Zwiedzaliśmy więc miejsca mniej eksponowane. Wkrótce nauczyliśmy się rozróżniać chramy szintoistyczne od świątyń buddyjskich. Te pierwsze miały przed wejściem charakterystyczne bramy, malowane na czerwono lub pomarańczowo, ciekawą architekturę i bogate wnętrza.
Wielu mijanych pielgrzymów nosiło ze sobą dziwne białe strzałki wyglądające jak dość grube strzały do łuku, z lotkami z piór, tępo zakończone, bez grotów. Ciekawiło mnie, jakie znaczenie miały te strzałki? Czy to był symbol religijny, czy też lokalna pamiątka? Zauważyliśmy, że kioski przy świątyniach miały je w sprzedaży. Od razu narzuciła się myśl: czy nie kupić strzałki jako prezent dla drugiego oficera Concordii? Glen Williams z Nowej Zelandii właśnie świeżo dołączył do załogi – tego dnia były jego 41. urodziny i strzałka byłaby ciekawym upominkiem. Zakup odłożyliśmy na później.
Ku naszemu zdziwieniu w środku miasta, przy jednej z głównych ulic, znajdował się kościół katolicki! Właśnie trwała msza św, a kościół był pełen wiernych i to Japończyków, a nie turystów spoza Japonii.
Na skrzyżowaniu uliczek położonych blisko odwiedzanych miejsc rozłożyły się budki i stragany z lokalnymi potrawami. Smakowanie egzotycznych kulinariów było hobby Andrzeja i jego wyborowi mogłem zaufać. Nie chodziliśmy głodni.
Do obowiązkowego zobaczenia pozostawał jeszcze Kamakura Daibutsu – ogromny posąg Buddy, słynny na całą Japonię. Posąg stał na otwartym terenie, a otaczający go budynek zmyła w XV wieku fala tsunami. Fala musiała być potężna, gdyż posąg jest położony mniej więcej trzy kilometry od wybrzeża.
Powoli zapadał zmierzch i zorientowaliśmy się, że miejsca sprzedaży strzałek są już pozamykane. Wracałem przygnębiony do dworca, że pomysł z prezentem nie wypalił. Na peronie stacji przesiadkowej był otwarty kiosk z gazetami. Na obrzeżu kiosku, tuż przy okienku sprzedawcy, zauważyłem duży kosz, a w nim tkwiącą nowiutką strzałkę! Zapytałem kioskarkę, nie wiem w jakim języku, czy mogę tę strzałkę zakupić. Odpowiedź, na migi, ale z uśmiechem, była prosta: „weź ją sobie”! Był prezent dla Glena!
Glen był bardzo uradowany, że pamiętaliśmy o jego birthday. Strzałka zawisła w naszej wspólnej kabinie.
Wkrótce opuściliśmy Japonię. Dla mnie zaczął się długi rejs i najdłuższy ciągły pobyt na Concordii: od grudnia 1993 do grudnia 1994 roku. Trasa była ogromna. Obejmowała pełne okrążenie Pacyfiku i potem jeszcze trzykrotne jego przemierzanie na trasie Hawaje – kontynent amerykański, przejście na Ocean Indyjski i dalej do Afryki. Strzałka z Kamakury towarzyszyła nam w drodze.
Concordię i Glena pożegnałem w Mombasie. Mieliśmy spotkać się ponownie w następnym roku szkolnym. Gdy w grudniu 1995 roku zjawiłem się Durbanie, gdzie Concordia miała postój międzysemestralny, nie zastałem Glena. Na półce w kabinie nadal stały jego książki. Nad półką, ku mojej radości, tkwiła strzałka! Tymczasem z biura Class Afloat nadeszła wiadomość, że Glen nie zjawi się, zrezygnował ze współpracy i z tego co zostawił na statku. Książki powędrowały do okrętowej biblioteki, a strzałka… Strzałka wróciła do mnie! Czy było to mi pisane?
W domu, po powrocie, strzałka znalazła miejsce przy dużej mapie świata. Nadal intrygowało mnie jej znaczenie. Przeglądałem internet, pytałem osoby, które wróciły z Japonii – nikt nie znał dobrej odpowiedzi. Informacji trzeba było zasięgnąć u źródła. Zrobiłem kilka zdjęć strzałki wyróżniając miejsce z napisami i wysłałem wraz z listem do Ambasady Japonii w Warszawie.
Dość szybko otrzymałem odpowiedź. Cytuję ją w całości:
„Szanowny Panie,
Dziękujemy za wiadomość. Ta „strzałka” to tzw. hamaya, czyli dosłownie „strzała przebijająca demona”. Jest to rodzaj amuletu mający za zadanie odstraszać pecha i złe moce, popularny szczególnie w okresie Nowego Roku. Hamaya można spotkać w chramach szintoistycznych, a napis na tej ze zdjęcia sugeruje, że pochodzi ona z chramu Tsurugaoka Hachimangu.
Z poważaniem
Wydział Informacji i Kultury Ambasady Japonii”
Hamaya z Kamakury odstraszała pecha i złe moce w czasie rejsu na Concordii. Czy doczekam, że odstraszy również demony grasujące teraz na lądzie?
Wojciech Jacobson, październik 2021
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Opowiadanie z przygotowywanej do druku antologii: Wojciech Jacobson – Od równika do bieguna, czyli „Marią” do Hawru i… dalej (szczegóły wkrótce).
Więcej informacji (i szczegółów) o tej książce Wojciecha Jacobsona, redagowanej i przygotowywanej do druku przez Kazimierza Robaka, pojawi się wkrótce na stronach: https://periplus.pl/ , https://zeglujmyrazem.com/ , https://www.facebook.com/peripluspl , https://www.facebook.com/Żeglujmy-Razem-389823967873704
_____________________________________________________________________________________________________________________________Wojciech Jacobson – ur. 1929 r.; jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, uczestnik wyprawy „Marią” od początku, od momentu przygotowań jachtu do rejsu. Prowadził jacht „Vagabond II” z Le Havre do Vancouver w Kanadzie – rejs został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku za 1985 rok, a kapitan prestiżową nagrodą „Srebrny Sekstant”. W latach 1985 – 1988 razem, m. in., z L. Mączką i J. Kurbielem, na jachcie „Vagabond II”, przepłynął Przejściem Północno-Zachodnim (NWP – Arktyka, płn. Kanada). Wyczyn żeglarski na miarę światową został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku 1988 i „Srebrnym Sekstantem”. Za współpracę z kanadyjską szkołą pod żaglami – Class Afloat, wyróżniony nagrodą Derek Zavitz Memorial Award – „za postawę godną naśladowania” (1998). Nagroda Conrady – 2009, Honorowy Ambasador Szczecina – 2011, członek honorowy PZŻ, AZS, członek Bractwa Wybrzeża.