Tego dnia, 8. maja 1895 roku, niebo od rana było pochmurne i nie zachęcało do beztroskiego spędzania czasu na jeziorze. Panna Emilie wstała wczesnym rankiem i była pełna obaw co do powodzenia propozycji przedstawionej im poprzedniego dnia przy kolacji przez przystojnego angielskiego marynarza; przystojnego, ale i doskonale konwersującego w języku francuskim.
Ona, jej mama – Madame Marie Briquel i panna Simon, w towarzystwie zapraszającego je poznanego zaledwie kilka dni wcześniej owego „angielskiego marynarza”, miały cały dzień spędzić pływając po jeziorze; po wielkim Jeziorze Lemańskim, którego wody przyciągają wzrok intensywnym odcieniem błękitu.
Madame Briquel z córką i guwernantką przebywały już drugi tydzień w pensjonacie „La Roseraie” – dużym czterokondygnacyjnym domu w ogrodzie nad rzeką Arve w miejscowości Champel-les-Bains koło Genewy (zaledwie pół godziny drogi od centrum Genewy). One również, tak jak „angielski marynarz”, przyjechały do tej miejscowości znanej i chętnie odwiedzanej dla popularnych wówczas zabiegów wodoleczniczych (hydroterapie), które to zabiegi (zaaplikowane dwa razy dziennie dla „angielskiego marynarza”) wraz z górskim powietrzem miały korzystnie wpływać na układ krążenia, układ nerwowy i ogólne samopoczucie.
I właśnie przypadek zrządził, że „..do ich stołu przydzielono marynarza angielskiego, który nazywa się Conrad” zapisała w swoim dzienniku Emilie i jak to przypadek – potrafi wszystko w życiu odmienić, wprowadzić na nowe tory wydawałoby się ustabilizowaną i przewidywalną egzystencję, a marynarskie życie – pełne niepewności, rozterek przeplatanych przygnębieniem, zwątpieniem w siebie, ba nawet depresją – ożywić, nadać mu sens.
Joseph Conrad (1857-1924)
Towarzystwo, a szczególnie panna Emilie i Conrad, szybko znalazło wzajemne porozumienie, nić sympatii. Wspólna wieczorna gra w krokieta (croquet) w pięknym ogrodzie pensjonatu „La Roseraie”, rozwijała świeżo nawiązaną znajomość. Dla Conrada była to miła okazja „poruszania” się w kulturze francuskiej, w kontakcie z kulturalną francuską rodziną z wyższych sfer.
Josephe Emilie Barbe Briquel (1875-1961)
Znajomość w Champel na tyle pochłaniała „angielskiego marynarza”, że w krótkim liście do bliskiej mu (również z powiązań rodzinnych) belgijskiej pisarki – zamożnej, światowej damy Marguerite Poradowskiej, którą „opuścił” nie tak dawno, bo przed kilku tygodniami – przepraszał za tak krótki list, tłumacząc się „…ale wiesz, że to nie znaczy, że Cię nie lubię”.
Marguerite Poradowska (1848-1937)
Może marynarskie umiejętności przewidywania pogody („niebo od rana było pochmurne”), a może uskrzydlająca nadzieja na wspólną wyprawę na Lac Léman kazały Conradowi czynić stosowne przygotowania. Z samego rana udał się do pobliskiej Genewy do „łódkarzy”, jak powiedziała zaniepokojona nie najlepszą pogodą Emilie, by wypożyczyć motorówkę parową.
Szczęśliwie niebo się przejaśniło; obawy o deszcz rozwiały się, gorące słońce nie dokuczało a wiatru nie było za wiele. Conrad wrócił do pensjonatu powozem (landem), którym całe towarzystwo zabierając wikt i składany leżak dla Madame Briquel udało się nad Jezioro Lemańskie, gdzie zastali zamówioną „ładna motorówkę parową” z dwoma ludźmi, mechanikiem i kierowcą (chauffer).
Po około pięciokilometrowej żegludze zrobili postój na kotwicy w trzcinach koło La Belotta, niewielkiej miejscowości letniskowej z małą plażą, gdzie w miłym nastroju zjedli obiad, a potem Madame Briquel odpoczywała w składanym leżaku na pobliskiej plaży; towarzyszyła jej panna Simon, gdy tymczasem Conrad z Emilie wrócił na motorówkę parową i tłumaczył zachwyconej dziewczynie, jak się steruje. Jest kapitanem, gentlemanem angielskim, płynnie rozmawia po francusku i jest w towarzystwie młodej, inteligentnej panny z wyższych sfer; cóż więcej trzeba dla kurującego skołatane nerwy przystojnego mężczyzny bez zobowiązań.
Kolejny cel wyprawy to położone na drugim, północnym brzegu Jeziora Lemańskiego Versoix, odległe o cztery kilometry. Potem płyną do położonego na południowym brzegu Aquirre (Anières) i jeszcze dalej do Coppet, „przemierzając jezioro we wszystkich kierunkach, goniąc małe żaglówki” – jak zanotowała w swoim dzienniku Emilie. Gwoli ścisłości to zaledwie „Petit Lac”, ale dla młodej panny zauroczonej „angielskim marynarzem” to nieistotny szczegół.
W całej wyprawie według oceny Conrada przepłynęli około 40 kilometrów. Zainteresowanie Emilie motorówką było duże, nauka sterowania, której udzielił Conrad też przyniosła błyskawiczne postępy i to takie, że Conrad – chyba za aprobatą chauffera?! – pozwolił jej sterować wracając do przystani i przybijając do pomostu! Zapewne stał tuż obok Emilie gotów w każdej chwili z ochotą przyjść z pomocą w zapanowaniu nad motorówką.
Błyskawicznie rozwijająca się znajomość i niewątpliwie wzajemna sympatia, wspólne zainteresowania, inspirujące rozmowy skłoniły Conrada do zwierzenia się młodszej o prawie 18 lat Emilie: „… byłoby to uroczo, mieć mały domek nad brzegiem jeziora i własną łódkę, żeby spędzać całe dni na włóczęgach”. Zachwycona Emilie wczuwa się w nastrój Conrada, a nawet posuwa się dalej w swoich marzeniach: „we dwoje – to byłoby szczęście, odciąć się od świata razem z tym, kogo się kocha, być huśtaną na falach przez długie godziny. Myślę, że nigdy by się to nie znudziło”.
Czyżby przykład dużej zdolności „instruktorskiej” Conrada, albo jeszcze trudniejszej do rozbudzenia wspólnej pasji do zainteresowań, odczuć?, a może chwilowe zauroczenie, no i pewność siebie podparta niedawnym ukazaniem się w druku jego pierwszej książki Almayer’s Folly.
Książki, której egzemplarz autorski z dedykacją ledwo przed miesiącem podarował poznanej w listopadzie 1894 roku młodej Jessie George; młodszej od niego o 15 lat maszynistce (typewriter) z londyńskiego City.
Jessie Emmeline George (1873-1936)
Również w tym samym czasie (ba, dedykacja jest z tą sama datą – 2.04.1895!) kolejny egzemplarz autorski: Almayer’s Folly podarował Margeurite Poradowskiej – „Ma chère Tante”, jak tytułował ją w ponad stu listach wysłanych w ciągu pięciu lat znajomości!
Zażyłość z „wujenką” była na tyle „bliska”, że nawet wuj Tadeusz Bobrowski z dalekiej Kazimierówki, już w 1891 roku widząc „co jest na rzeczy”, musiał ostrzegać zadurzonego siostrzeńca: „…Wy oboje tego nie widzicie, że tylko flirtujecie ze sobą od śmierci tego biednego Olesia (Aleksander Poradowski – zmarły w 1890 roku mąż Marguerite Poradowskiej) – a jako stary wróbel obojgu przyjazny, radziłbym wam zaniechać tej gry, która niczym mądrym nie skończy się. Babka poddeptana, i jeżeli konwolować to chyba z Bulsem (Charles Buls – brukselski adorator M. Poradowskiej)… Dajcie spokój tej rozrywce i rozejdźcie się na sucho…”.
Tymczasem w Champel-les-Bains kolejny egzemplarz Almayer’s Folly z dedykacją autora trafił w ręce Emilie: „Pannie Emilie Briquel, której uroczy talent muzyczny i zawsze radosna obecność rozjaśniały mu nudę pobytu w Champel, książkę tę ofiarowuje jej niespokojnie wdzięczny i powolny sługa – Autor”.
Wracając do miłej przejażdżki motorówką parową po Lac Léman, wczesnym popołudniem owej środy 8. maja 1895 roku, o godzinie czwartej po południu, wrócili pełni wrażeń do pensjonatu „La Roseraie”. Kolejne dni są dalszym rozwojem zacieśniania się przyjaźni, wzajemnego oczarowania: wspólne posiłki, potem Emilie gra na pianinie albo na skrzypcach (Emilie notuje w swoim dzienniku; „..((Conrad) lubi zwłaszcza Les Pheniciennes Masseneta, Chanson Napolitaine Saint-Saënsa, Serenadę Schuberta i muzykę Chopina”); Conrad towarzyszy jej z zainteresowaniem, podarowuje nuty do Carmen. Rozmowy o literaturze („lubi, – pisze panna Emilie,- tak jak i ja, Pierre Lotiego, poezje Victora Hugo, poradził mi, żebym przeczytała Daudeta Fromont jedne et Eisler ainé i Nabob”), przypadkowe spotkania w bibliotece, w tramwaju, potem wspólne powroty do hotelu i również wspólne, zaplanowane wyjścia do miasta; długie rozmowy, spacery, gra w domino, krokiet; angielski kapitan-pisarz uczy ją gry w bilard.
Conrad nie zapomina o „wujence”. Pisze listy, obiecuje odwiedzić ją w Paryżu i w trakcie szwajcarskiej hydroterapii odwiedza ją dwukrotnie „całując w oba policzki”. Z końcem maja kończy kurację wodoleczniczą i wyjeżdża z Champel zostawiając Emilie, która pełna żalu, a może i zawiedzionych nadziei zapisuje, że „jest bardzo smutna… Uświadamiam sobie, że tracę prawdziwego przyjaciela, tak dobrego, jakiego już nie znajdę”.
Panna Emilie Briquel po otrzymaniu książki z dedykacją, przez kolejne dni doskonali swój angielski i tłumaczy Almayer’s Folly (w lipcu, po zaledwie dwóch miesiącach książka jest już przetłumaczona!).
Na początku czerwca Conrad pisze do „chère Tante” list i jest to ostatni znany list do „wujenki”; po nim w tak nad wyraz ciepłej, poufałej korespondencji następuje pięcioletnia luka; ale nie przerwa, bo wymiana listów była. Czyżby Poradowska zniszczyła korespondencję? Dlaczego?, bo coraz gorętsza znajomość rozwijała się w stronę, którą dostrzegł wuj Bobrowski?; a może dowiedziała się o Emilie?…
Korespondencja „brodatego marynarza-literata” z Emilie ożywiała się i to tak intensywnie, że panna zanotowała w swoim dzienniku: „…poznałam w tym roku w Champel p. Conrada, dużo i często o nim mówię, pisuję do niego i zdaje mi się, że go bardzo lubię (…) śnię o małym spokojnym gniazdeczku, schowanym przed światem, szczęściu we dwoje…”. Wbrew pozorom, które można by wysnuć z tak egzaltowanych zapisków, Panna Emilie – jak zauważa Zdzisław Najder – wyrosła na żywą i energiczną osobę – jeszcze w wieku osiemdziesięciu lat jeździła po rodzinnym Lunéville na rowerze!
W połowie 1895 roku Conrad nawiązuje kolejną znajomość: z siedemnastoletnią panną Idą Knight, która „przypadła mu do serca”. Conrad poznał ją w domu pani Borroughs, matki kapitana Arthura Borroughsa, z którym – jako młodym praktykantem – zetknął się na kliprze Tilkhurst w 1886 roku. Sprawa skomplikowała się przez siostrę pani Borroughs, pannę Annette – zakochała się w Conradzie i otwarcie konkurowała z Idą.
Tych romansowych rozterek i „możliwości” było chyba za wiele (tym bardziej, że według biografa „Conrad był wobec kobiet w ogóle nieśmiały”) i Conrad zapewne z radością i ulgą skorzystał z zaproszenia dawnego przyjaciela G.F.W. Hope’a na rejs żeglarski kutrem Ildegonde na przełomie lipca i sierpnia. Świeże morskie powietrze Kanału La Manche i Morza Północnego, praca przy żaglach, linach szybko wywiałyby z głowy i z serca rozterki i niezdecydowane pomysły miłosne, flirty.
Po powrocie z rejsu Conrad jednak nadal koresponduje z panną Emilie, jednocześnie z „drogą cioteczką” Poradowską wiąże nadzieje na wspólne pisanie powieści. Święta Bożego Narodzenia 1895 roku spędza w Paryżu, zapewne widuje się z „wujenką”, ale tuż przed Nowym Rokiem wraca do Londynu.
W początku lutego 1896 roku dowiaduje się o zaręczynach Emilie z dr Edmondem Lalitte. W tym samym czasie – czy wskutek wiadomości o zaręczynach Emilie? – Conrad proponuje Jessie małżeństwo; ślub – choćby za tydzień, dwa! Ostatecznie termin zostaje uzgodniony – za sześć tygodni. Spośród trzech, a może czterech romansów w ciągu roku, ten jeden – choć nic nie wskazuje by było to silne uczucie – dojrzał i zmierzał do ołtarza.
Spotkanie z Emilie to rozdział zamknięty, z Marguerite Poradowską spotka się dopiero za pięć lat, ale będzie to już inna rzeczywistość – domowe pielesze, żona, syn Borys.
Gwałtowny czas rozterek serca z okresu maj 1895 – marzec 1896 dobiegł końca. Ślub i w dzień po ślubie wyjazd na „miesiąc miodowy” do Bretanii, na Île-Grande, który to „miesiąc” trwał do połowy września (Jessie opowiadała „o długim miesiącu miodowym na kutrze żeglującym przy brzegach Bretanii”; była to łódź żaglowa La Pervenche wynajmowana od kapitana Le Bras’a). Podczas miodowych miesięcy w Bretanii Conrad kończy nowelę Idioci – o żonie, która broniąc się przed stosunkiem z mężem, zabija go nożyczkami!
„A woda, jak dawniej czysta, stoi wielka i przejrzysta” i odbija w błękitnym lustrze dalekie, zaśnieżone szczyty Alp, pobliskie winnice, pola uprawne, miasta i wsie; obmywa mury Château de Chillon, rozsławionego przez Lorda Byrona w „The Prisoner of Chillon”.
To właśnie do zamku Chillon z nieodległego Vevey (w Vevey przebywał i zmarł Henryk Sienkiewicz) wybrali się parostatkiem łamiąca konwenanse swojego środowiska podrastająca Daisy i zakochany w niej dojrzały, prawie trzydziestoletni Frederick Wintebourne z opowiadania Henry Jamesa.
Z Genewy parostatkiem Winterlied wyruszył w rejs po Lac Léman Juliusz Słowacki i tu napisał wiersz „Rozłączenie”.
Do Genewy przyjechał „własną karetą zaprzężoną w dwa potężne rumaki, z opiekunem Jakubowskim, kamerdynerem Lintnerem i zasobną kiesą” młody, siedemnastoletni hrabia Zygmunt Krasiński, a Adam Mickiewicz tu tworzył liryki lozańskie (obaj poeci pływali łódka po Jeziorze Lemańskim, razem wyruszyli w Alpy na wysokogórską wędrówkę).
M. William Turner, Lake Geneva and Mount Blanc (1802-1805; akwarela i tusz; 73,3 x 113,3 cm; Yale Center for British Art) http://collections.britishart.yale.edu/vufind/Record/1669781
Joseph Conrad czterokrotnie był nad Lac Léman i zawsze zatrzymywał się w hotelu-pensjonacie „La Roseraie” w Champel-les-Bains. Sprowadzały go tam przede wszystkim problemy zdrowotne – podagra, rozstrój nerwowy; prawie zawsze o podłożu psychosomatycznym. Tamtej wiosny 1895 roku nasilenie emocjonalnych stanów było szczególnie duże, a nałożyły się jeszcze rozterki sercowe, niezdecydowane uczucia miłosne do młodych (nawet jednej nastoletniej!) panien i dojrzałej, doświadczonej życiowo, pięknej kobiety, i wydaje się, że Lac Léman również na Conrada, wchodzącego w wiek średni miało – podobnie jak na innych poetów, prozaików, artystów – siłę „twórczego” oddziaływania.
(zs), luty 2018
____________________________________________________
Tekst w pierwotnej wersji pod tytułem „Conrad w Szwajcarii” opublikowany 6. marca 2018 w: Polska Canada Magazyn Twórczy http://www.polskacanada.com/zenon-szostak-conrad-w-szwajcarii/
i na stronie Facebook https://pl-pl.facebook.com/polskacanada/