(fragmenty artykułu „Rok rzeki Wisły 2017” autor Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski w Gospodarka Wodna nr 1/2015, 2/2015 i 3/2015)
Dlaczego 2017? Dlaczego teraz?
W 1466r. – w wyniku zwycięskiej wojny z Krzyżakami – cała Wisła stała się żeglowna od ujścia Przemszy do ujścia Wisły do Zatoki Gdańskiej. Do tamtego czasu państwo zakonne ściągało od transportu towarów Wisłą niemiłosiernie wysokie cła. Czyniło to wiślany spływ nieopłacalnym. W 1467r., 550 lat temu, ruszył wielki wiślany handel z miastem Gdańskiem, a przez to z Europą zachodnią. To zapoczątkowało wielki rozwój gospodarki, przede wszystkim opartej na własności polskiej szlachty i potęgi szlacheckiej Rzeczypospolitej….
Jaka Wisła do końca XXI wieku?
…W świadomości społecznej utrwalił się (…) model „betonowania Wisły” przez szalonych hydrotechników. Ludzie profesjonalnie związani z Wisłą i kochający rzekę traktują ją jako element gospodarki narodowej, należący do skarbu państwa na równi z obiektem NATURY; obiektem aktywnym, w ciągu tysiącleci rzeźbiącym tereny, przez które przepływa. Uczestniczy w erozji gór, z których wycieka ona i jej dopływy, a materiałem wleczonym, inaczej zwanym rumoszem dennym (rumosz denny – materiał skalny odrywany przez szybko spływające z gór wody), buduje nowe połacie lądu, zasypując piaskiem Zatokę Gdańską. Płynąca woda nie znosi linii prostych. Fizyka płynącej wody powoduje, że jej nurt odbija się od brzegu do brzegu. Mało tego. Również w niektórych, dość regularnych odstępach prąd rzeki uderza w dno i rzeźbi w nim głęboczki, a wymyty z dna piasek usypuje w plaże i mielizny. Powstają przykosy, odsypiska, przymuliska, wreszcie kępy. Podczas wielkich wezbrań potęga płynącej wody jest tak wielka, że zdarzają się zmiany koryta i rzeka rzeźbi nowe, zaś stare pozostają często odcięte usypanymi ławicami piaszczystymi, potem zarośniętymi roślinnością. Powstają w ten sposób starorzecza, albo inaczej zwane wiśliska. (…) Kto nie umie „czytać” jej nurtu, nie zna się na znakach nawigacyjnych, niechybnie wjedzie na przykosę, nieraz ciągnącą się w poprzek koryta niemal od brzegu do brzegu. To zdradziecka pułapka i zepchnięcie jednostki przez kant przykosy jest bardzo trudne. A nurt sobie płynie pod którymś z brzegów wąziutkim przejściem….
…Zakotwiczyliśmy tuż przy Wyspie Krowiej obficie zarośniętej młodą wikliną. … Tuż za burtą szczególnie namiętnie kląskał słowik. Słychać było głośny gwizd kosa i gwar innych ptaków. – Oto dzika Wisła! – Zachwycali się „ptakoluby”. I jak to można zabetonować. Przecież tu znajduje się jedyne w Polsce stanowisko ostrygojada. (…) Wyspa powstała w trakcie przeprowadzania regulacji środkowej Wisły w latach 1970-1973. Jest ona jednym z fragmentów wielkiego dzieła regulacji Wisły na tym odcinku od ujścia Sanny w okolicach Annopola do Puław. Te regulacje zostały wykonane za pomocą materiałów przyjaznych środowisku – z naturalnego kamienia z tutejszych kamieniołomów i faszyny pozyskiwanej z miejscowych plantacji wikliny… …Przestrzenie między ostrogami, opaską i brzegiem nazwano klatkami kolmatacyjnymi (kolmatacja – osadzanie się rumoszu dennego). Zalewane są one w czasie wiosennych wezbrań. Kiedy woda schodzi na poziom SNW (Średnia Niska Woda), klatka się zamyka, zaś woda w niej stojąca nabiera charakteru starorzecza, w miarę podsychania zmieniającego się w mokradło. Jest to wspaniały biotop. Tu legną się liczne gatunki całej palety biosu ziemskiego od narybku i kijanek począwszy, piskląt ptactwa wodnego aż do drapieżników, kręgowców i bezkręgowców. Akustycznie ujmując, w wodzie biotopu rechoczą i kumkają żaby, zaś w krzakach wikliny wtórują wielcy muzykanci – słowiki….
Przykład Rospuda
64 słupów posadowionych w podmokłych łąkach doliny Rospudy miało zniszczyć jej przyrodę, przegonić ptaki i inne stworzenia. Zrobiono z tego show na całą Europę. Protest był rzeczywiście wspaniały. Jechały wręcz grupy szturmowe dla obrony Rospudy. No i – naciskany tą gorączką rząd machnął ręką i budowy zaniechano. O czym nie powiedziano „Rozpudnikom”? O drobiazgu, że te mokradła, które i tak nie byłyby zepsute, powstały dzięki pracy hydrotechników budujących spiętrzenia o 244 cm rzeki Netty, która przejmuje wody Rospudy. Spiętrzenie to wykonano podczas budowy Kanału Augustowskiego. Przedtem łąki nad Rospudą były suche, zaś rzeka płynęła wciętym o dwa metry korytem. Podniesienie poziomu wody nasyciło wilgocią łąki, dawniej koszone i wypasane, i zamieniło roślinność na mokradłową. I tym mokradłom, dziełu ludzkiemu, miały przeszkodzić słupy pod estakadą mostu, przez który szła ta rzeka TIR-ów, zamiast rozjeżdżać piękny Augustów i jego umęczonych mieszkańców. A szosę S8 puszczono przez kilka wsi z krzywdą dla ich mieszkańców. (…) To ma także przełożenie na Wisłę. A na Wiśle – na Jezioro Włocławskie. Że tak bardzo zniszczyło przyrodę Wisły i krajobraz, i okolicę. (…) Jezioro Włocławskie, czyli spiętrzona Wisła, od samego początku było monitorowane… Szczątkowe laski (Lasy Gostynińskie) na suchych piaskach dostały wodę przez cofki na dopływach do Wisły, strumykach i rzekach. Ich to korytami Wisła weszła do lasu. Teraz jest to wspaniały mieszany las, który zdobył tytuł Parku Krajobrazowego. Zagnieździły się tam orły bieliki, kormorany w wielkich ilościach. No bo ryb jest pod dostatkiem. I co jest niezwykle cenne, to przemysł czasu wolnego: przystanie, plaże, hotele, pensjonaty. Dawne utrapienie – ścieki – zostało ujarzmione. Woda jest czysta. I taki dobytek rozbierać, wodę spuszczać ? ….
Jezioro Włocławskie
…Przygoda przyszła wraz z niepogodą dopiero w Solcu Kujawskim. Stanęliśmy przy palu, do którego miejscowi rybacy przywiązywali swoje łódki. Rzuciłem kotwicę z rufy. Na czas zdążyłem postawić namiot. Dmuchnęło. Deszcz zabębnił po namiocie. Byliśmy schowani za sporą łodzią rybacką, ale huśtało nieźle. Grunt, że było sucho. Nagle ktoś zastukał w burtę. – Jest tu kto? – Wychyliłem głowę. Nad „Grażyną” stało chłopisko z wielką, kudłatą chyrą czarnych włosów. Przypomniał mi obrazek z okładki książki „Melikles Grek”. Zupełnie jakby nasz – chyba rybak – mu pozował. – – No my jesteśmy. A co nie wolno? – Dobra, dobra, za pół godziny będę wracał. Czekajcie – nie brzmiało to zbyt przyjaźnie. A „Melikles Grek” postawił szybciutko rozprzowy żagiel i śmignął na drugi brzeg drewniana łodzią. Zresztą zniknął w mroku, mgle i deszczu. No i za pół godziny wrócił. Niósł wielkiego sandacza. – No, wychodźcie z tego jachtynka – niedobrze to zabrzmiało, ale wyjaśnił – będziecie spać u mnie. Żona właśnie obchodzi czterdziestkę. A ja jej taki prezent. Oprócz sandacza, dwoje z Warszawy. – Nie wolno odmówić na takie dictum. Oboje gospodarze to Bergowie. Ona Anna, on – Zdzichu. Nie lada kto. Król Bractwa Kurkowego i wiceprezes kółka łowieckiego w powiecie. Oprócz tego znakomity rybak. Pan tutejszych wód, o czym choćby świadczył ten ogromny sandacz. Smaczny ogromnie, doskonały pod bimberek też oczywiście własnej roboty. Doskonały myśliwy (przecież Król Bractwa) umiał sprawić każdą zwierzynę, zrobić wszelkie przetwory. I w tym przypominał mi Witka Minczuka z Minczuków nad Mamrami. No i znał się na wszelkiej budowlance. Żeby zarobić prawdziwy pieniądz – marki (to były wczesne lata osiemdziesiąte), jeździł do Niemiec. Tam postawił gospodarzowi dom, stodołę. Kiedy się Niemczysko dowiedział o myślistwie Zdzicha, okazało się, że jest myśliwym ze związku łowieckiego w Bawarii. No i Zdzichu u niego polował. I Niemiec przyjechał na św. Huberta do Bydgoskiego Związku Łowieckiego. No, nasz „Melikles Grek” okazał się być niezłym ludzkim kombajnem wieloczynnościowym. Wyspani pod prawdziwa, wielką pierzyną, nakarmieni tym pysznym sandaczem popitym bimberkiem własnego pędzenia, polecieliśmy do naszej „Grażyny”. Dzielnie sobie sama bez nas tej nocy poradziła. A że lekko nie było, zaświadczyły ślady fal do połowy namiotu podwieszonego na bomie…..
Trąby nad jeziorem
Słońce zaczęło przygasać. A jako że żeglarz ma „oczy dookoła głowy” obejrzałem się i stwierdziłem, że za naszymi plecami, gdzieś nad zaporą, wypiętrzyła się olbrzymia chmura cumulonimbus. Zaczęliśmy kombinować czym to grozi. Za moment wyjaśniło się. A raczej ściemniło się. Chmura pożarła słonce i nad jeziorem sunie ku nam, przez całą szerokość jeziora, spod czarnej nisko opuszczonej chmury, biała ściana. Kiedy ja spostrzegliśmy, oceniłem, że na żaglach nie zdołamy schronić się przy brzegu. Postanowiliśmy zrzucić żagle i na silniku dojść nieco bliżej południowego brzegu. Odpaliłem silnik. Podpłynęliśmy bliżej brzegu. Stanęliśmy. Rzuciłem kotwicę z dziobu i stanęliśmy pod wiatr. Biała ściana szybko mknęła ku nam. Włożyliśmy sztormiaki. Zostaliśmy w kokpicie. Grube krople zabębniły staccato po pokładzie i za moment lunęły z nieba potoki w ukos ustawione z wiatrem. Kotwica mocno trzymała. Łódź ładnie się ustawiła. Brała fale pod siebie, a większość opływała nam burty. Widok był przepyszny. Chmura leciała nad nami na wysokości na pewno mniej niż sto metrów. Nagle spod chmury wykręcił się lejek i szybko spadł na jezioro. Wciągnął wodę z jeziora. Oszołomieni gapiliśmy się na ten mknący kilkadziesiąt metrów od nas lej. Żeby dodać nam trwogi, lej ten buczał w niesłychanie niskiej tonacji. To trwało dużo szybciej, niż się o tym pisze. Lej zwany trąbą przeleciał dalej, ale jakieś sto metrów za nim zaatakował następny. I też przeleciał. Świetnie się ustawiliśmy. Ale byśmy wyglądali, gdyby te trąby przeleciały się po nas! Po ich przejściu deszcz lał jeszcze przez kwadrans, następnie tylko padał, potem siąpił. Nagle błysnęło słońce i na chmurze stanęła tęcza. Jeszcze długo tak siedzieliśmy i schliśmy. Fala się ustatkowała, wiatr ucichł. Bez problemów postawiliśmy żagle, wyrwaliśmy kotwicę i radzi, że coś takiego widzieliśmy, stanęliśmy na gościnnej kei „Morki” w Płocku, pod Wzgórzem Tumskim.
Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski
(fragmenty; całość w Gospodarka Wodna nr 1, 2, 3 z 2015r.)
_____________________________________________________________________________________________________
Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski – ur. 1930r., żeglarz, pisarz, reportażysta, harcmistrz, ekolog, działacz turystyczny,
krajoznawca. Autor mapy hydronawigacyjnej Polskie śródlądowe szlaki żeglowne.