(zs): Ostrowisko. Podróż z Wincentym Polem.

Odra zaś jest to najbogatsza rzeka w kraju sławiańskim…
Elba (…) oddziela Sławian od Sasów…

Helmold, Chronica Slavorum, XIIw.

 

(…) trans Oddaram sunt Polanos …

Adam z Bremy, Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum, XIw.

Wyspy zawsze budzą zainteresowanie, ciekawość. To jakby inny świat, czasami mniej lub bardziej hermetyczny, izolowany w swej odrębności przyrodniczej, kulturowej, odporny na wpływy z zewnątrz. Wyspa – to całość, pisze Wincenty Pol w szkicu „Na wyspie” (Obrazy z życia i natury, „Tygodnik Ilustrowany” (1866-1868), plon podróży badawczej z 1847 roku). Wyspa jest całością określoną, zamkniętą w sobie, samowystarczalną w swoim istnieniu i w egzystencji na niej człowieka, całej przyrody.

Wincenty Pol, Na lodach. Na wyspie. Na Groblach. Trzy obrazki znad Bałtyku, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk, 1989.

Kilka wysp to ostrowisko – określenie od Wincentego Pola – czyli mówiąc współcześnie, archipelag, a to już pachnie egzotyką, odległymi miejscami. Tymczasem rzecz dotyczy miejsc bardzo nam bliskich, znajomych.

(…)Całe ostrowisko rujańskie było niegdyś połączone ze stałym lądem Pomorza. Świadczą o tym tradycje i świadczy miejscowość, że wyspa łączyła się niegdyś ze stałym lądem; ale północno-wschodnie i wschodnie burze morskie, które kry znoszą z Botnickiej i Fińskiej Zatoki, pokrywających się lodem corocznie – burze, mówię, morskie biją taranami kry o ten wyskok stałego lądu i zamieniły z wiekami półwysep na wyspę, a raczej na ostrowisko (…) 1

Archipelag leży u ujścia dużej rzeki niosącej swe wody – „odzierającej brzegi, przedzierającej się przez kraj” – z odległych, bo z prawie tysiąca kilometrów Sudetów. Rzeka Odra, bo o niej tu mowa – w Dagome iudex z czasów Mieszka I nazywa się Oddera, w dokumentach pomorskich – Odora, a u Galla Anonima i Długosza – Odra. Więc rzeka i owo ostrowisko czyli wyspy:

(…)Szlaki handlowe przypierały do Odry w mieście, które stąd Brzegiem nazwano, a odtąd szła już dalej żegluga wzdłuż Odry, łącząc sadyby zaodrzańskich Słowian z obszarem Odry, Wisły i Noteci z Pomorzem, gdzie gęsto nasiadłe miasta utrzymywały nieprzerwane stosunki z małym ostrowiskiem, leżącym na ujściu Odry, w którym jest Rujana najznaczniejszy ostrów, mniejsze Wolin i Ujściedom, a najmniejszy z nich leżący naprzeciw nadbrzeżnego Podbórza ostrów Wilm (…), – notuje Wincenty Pol.

Tak jak wielu żeglarzy, wodniaków, pływam Odrą do jej ujścia i dalej ku owym wyspom, wyraźnie wypiętrzonym ponad poziom morza, z urozmaiconą linią brzegową, pofałdowanym uroczymi pagórkami, wzgórzami, dolinami, parowami – ukształtowane w całości przez ostatnie plejstoceńskie zlodowacenie; albo płynę w górę rzeki, w jej liczne odnogi, kanały, rozlewiska.

Tym razem żegluję z Wincentym Polem, geografem przesiąkniętym duchem romantyzmu z jego zafascynowaniem historią, tradycją, przeszłością narodową, plemienną, mową, obyczajem, „starożytnościami” słowiańskimi. A był przecież Wincenty Pol synem Niemca, mocno osadzonym w kulturze niemieckiej (nauka w języku niemieckim w galicyjskich gimnazjach i na Uniwersytecie we Lwowie, potem nauczanie języka i literatury niemieckiej na Uniwersytecie w Wilnie), ale jednocześnie w pełni duchowo związanym z polską kulturą, literaturą, poezją, historią. Obraz jaki zobaczył płynąc statkiem parowym „Podbórz” w dół Odry i dalej na wyspy, nazwy miejscowe, mowę prostych ludzi, ubiory, obyczaje – to wszystko wołało do niego z oddali wieków, przenosząc dawne słowiańskie, polskie ślady ziemi utraconej.

Pomocna dla Pola w poznawaniu przeszłości była Chorografia Królestwa Polskiego Jana Długosza – miał ją z sobą w owej podróży – opisująca geografię tego obszaru z użyciem nazw słowiańskich.

(…)Chciawszy dojść właściwych i pierwotnych  nazw miejscowych, wypada się tu uciec do Długosza, bo on umiał jeszcze nazwać to wszystko po staremu, to jest po słowiańsku.

Jakoż z Długoszem w ręku płynęliśmy na parowym statku, pytając ziemię o stare jej nazwy i pierwotnych mieszkańców (…)

Pol geograf dostrzega charakterystyczne ukształtowanie terenów nadodrzańskich „poniżej Fidychowej” (Widuchowej): rzekę płynącą odnogami, kanałami (Odra, Wielka Ryglica, dalej Mała Ryglica, Parnica, Duńczyca i wreszcie Jezioro Damskie), wzgórza nad doliną Odry rozlewającej się coraz szerzej.

W wielu zniemczonych nazwach brzmi wyraźnie słowiańska przeszłość. Po II wojnie światowej rozporządzeniem Ministra Administracji Publicznej przywracano i ustalano nazwy miejscowe. Pracowała Komisja Ustalania Nazw Miejscowych w skład której wchodzili uznani profesorowie językoznawstwa. Jeszcze, tuż przed 1939 rokiem, Niemcy w ramach germanizacyjnego naporu nasilili akcję wymiany nazw choćby tylko brzmiących słowiańsko na czysto germańskie. Nie wszystkie udało im się wymienić; pozostał np. kanał Swante, niewielka odnoga rzeczna łącząca Odrę z Jeziorem Dąbskim na północ od obecnie stoczniowej wyspy Gryfia. Stara słowiańska nazwa, pobrzmiewająca również w nazwie bóstwa słowiańskiego Swanatewita (połabskie: Svątevit), została zmieniona przez powojenną komisję ostatecznie na „Święta”, choć jeszcze krótko po wojnie funkcjonowała nazwa „kanał Swantowita”. Dziś kanał Święta i jej odnogi to ulubione miejsca żeglarzy do kotwiczenia, nierzadko z postojem na całą noc. Bujna flora i fauna, dzika, pozostawiona sobie przyroda niczym w amazońskiej dżungli – to często używane przez przyjezdnych porównanie – pozostawia niezapomniane wrażenia.

Żeglujemy dalej, może nie z Długoszem pod ręką, ale z Wincentym Polem i jego opisami:

(…)W okolicy miasta Pelic, przebrnąwszy Jezioro Damskie, zbiera Odra swe wody na chwilę z wodami jeziora pospołu w szerokiej szyi, a następnie, po Wielkiej i Małej Zatoce Szczecińskiej rozlana, styka się ona między Ujściedomem i Wolinem trzema szerokimi strzałami z morzem.

Z tych pierwsza Dziwno (Diwenau) zwana; kierunek tej odnogi na miasto Wolin, ujście jej pod Dziwnowem. Środkową strzałę nazywają Świnią (Swine), a trzecia, której ujście poniżej miasta Wołgorza leży, zwana jest Pianą (Penne) (…)

Dzisiejszych Polic Pol zapewne by nie poznał, oczywiście za sprawą Zakładów Chemicznych Police – dymiące wysokie kominy – ale głównie zadziwiłby się potężnymi, wypiętrzonymi na czterdzieści metrów hałdami – i jeszcze „rosną”!, każdej doby przybywa ok. dziesięć tysięcy ton odpadów poprodukcyjnych z tych zakładów – fosfogipsów, produkt uboczny z produkcji kwasu fosforowego. Jak zapewnia dyrekcja zakładów, wszystko jest bezpieczne, pod kontrolą, choć czasami płynąc, nos trzeba zatykać. Ale i przyroda nie daje za wygraną: stoki hałd porastają trawy, krzewy, drzewa, między nimi przemknie zwierz drobny, a nawet sarna, ba orły bieliki też namnożyły się w okolicy i zapuszczają na białe hałdy.

Mała Zatoka Szczecińska u Pola to dzisiejsza Roztoka Odrzańska, dawniej przez żeglarzy nazywana Cichymi Wodami, a wcześniej, „za Niemców”, Papen-Wasser. Przed żeglującymi rozpościera się coraz większy akwen, więc i żegluga staje się swobodniejsza. Tylko rozstawione sieci rybackie i zmniejszone głębokości na znanych żeglarzom wodach nakazują zachować czujność i uwagę. Po minięciu wyspy Chełminek i Wyspy Refulacyjnej otwiera się szeroko rozlany akwen Wielkiego Zalewu Szczecińskiego. Daleko na widnokręgu przykuwają wzrok wysokie wzgórza wyspy Wolin i na lewo niższe pagórki wyspy Uznam. Według Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (wydanie z roku 1880-1902, pod redakcją główną Filipa Sulimierskiego – matematyka i geografa, a po jego śmierci Józef Krzywickiego i Bronisława Chlebowskiego) dawna nazwa wyspy Ujściedom (niem. Uznam) to Orzna, u Antoniego Rehmana w Niżowa Polska opisana pod względem fizyczno-geograficznym, wydanie: Lwów 1904r, widnieje nazwa Uzna, a na mapie wydanej w 1938 roku przez Wojskowy Instytut Geograficzny – Orzna. Poza wyspami na północy rozpościera się Morze Bałtyckie, do którego Odra zmierza, powtórzmy za Polem: trzema szerokimi strzałami: Dziwno, Świnia i Piana.

Ta pierwsza – dzisiejsza Dziwna – prowadzi wprost do Wolina, miasta starego, bo osadnictwo istniało tu już w epoce neolitu (ok. cztery tysiące lat p.n.e.) i potem przez wszystkie wieki teren był nieustannie zasiedlony. O potężnym mieście słowiańskim, ba nawet największym w ówczesnej Europie piszą, m.in: Geograf Bawarski (poł. IXw.), święty Ansgar (ok. 870r.), Ibrahim ibn Jakub (ok. 966r.), Thietmar von Merseburg (1000r.). Inny ówczesny kronikarz, Adam z Bremy (1074r.) pisze o bogactwie miasta, o zamieszkiwaniu w nim również „Greków i barbarzyńców”, a także ludzi innych narodowości. Dzisiaj miasto przyciąga, znanym również poza granicami kraju festiwalem – rekonstrukcją historyczną Słowian i Wikingów.

Warto odwiedzić Wolin, płynąc Dziwną do miasta. Żegluga od strony Zalewu Szczecińskiego, ze względu na znaczne spłycenia nie jest łatwa nawigacyjnie, wymaga uwagi w sterowaniu, utrzymaniu kursu w oznakowanym torze wodnym, w kierunkach wyznaczonych nabieżnikami. Po kilku zmianach kursu na meandrującej rzece otwiera się widok na rozłożone na wzgórzu na lewym brzegu miasto, z dominującą bryłą XII-wiecznej kolegiaty św. Mikołaja. To zapewne tu, gdzieś w tej okolicy po kilkudniowym wyczekiwaniu, niepewności spotkał się z mieszkańcami miasta niemiecki biskup Otton z Bambergu i jego świta, przybyli do Wolina w 1124 roku z misją chrystianizacyjną, przysłani przez polskiego władcę Bolesława Krzywoustego.

Niełatwa to była misja, choć biskup znał język polski – długie lata w młodości wychowywał się na dworze polskim – Wolinianie początkowo nie wpuścili go do miasta; nie chcieli odrzucić swojej wiary i swoich bóstw. Historia przekazała, że doszło do obelg i znieważenia majestatu biskupa, pomimo że miał bogate podarki dla wpływowych, pogańskich mieszkańców. Sytuacja stawała się podobna do tej sprzed dwóch lat, kiedy to z misją chrystianizacyjną (a właściwie rechrystianizacyjną, z pełnomocnictwem misyjnym papieża) – również z polecenia polskiego władcy – przybył biskup Bernard Hiszpan. Jako były pustelnik pojawił się przed Wolinianami boso i w ubogich szatach, co wywołało zupełny brak zrozumienia i szacunku wśród ludzi nawracanych na nową wiarę; pobito go i wyrzucono.

Udokumentowane historycznie związki Wolina z Polską były dużo wcześniejsze niż misje chrystianizacyjne z początku XII wieku. Już Mieszko I przyłączył na początku swojego panowania Pomorze z Wolinem do tworzonego państwa. Potem Chrobry w 1000 roku utworzył biskupstwo w Kołobrzegu, przynależne do metropolii gnieźnieńskiej, a terytorialnie oddziałujące na Pomorze. Na ile te działania były trwałe i skuteczne, historia niebawem pokazała (nieskuteczne – tzw. reakcja pogańska).

Wracamy do Pola i jego podróży na Rugię, gdzie:

(…) gdyśmy pomiędzy wyspami Wolinem i Ujściedomem wypłynęli na Zalew Rujański – gdy piękna, zielona wyspa leżała przed nami w szumie fal znacznie wyższych, które tu z otwartego morza biły, podnosząc urok nowego dla nas widoku (…)

Pol w swojej podróży pominął miasto Wolin i dzisiejszą Świną wpłynął wprost na Zatokę Pomorską, a dalej przez Zalew Rujański, dotarł do wyspy Rujany (Roja, Rana; dziś Rugia).

(…)Cała atmosfera tej okolicy jest, że się tak wyrażę, starożytniczą i tradycyjną – i kiedy na morzu człowiek chcąc nie chcąc musi się wcielić i wdrożyć w życie majtka, kiedy w górach musi żyć z pasterzami, śród puszcz z myśliwymi, w stepach na koniu i z chartem – to na Roi zostaje każdy badaczem starożytności, nabywa znajomości nieznanych dotąd rzeczy i obudza w sobie interes badacza dziejowych pomników.
Takie usposobienie zawładnęło wszystkimi na pokładzie parowego statku „Podbórz”, który nas niósł na ujście Odry
(…)

Tak więc, autor szkicu „Na wyspie” dopłynął do Podbórza (dziś niem. Puttbus), siedziby książąt podbóskich, dynastii wywodzącej się ze słowiańskich Gryfitów Pomorskich, panującej na ziemiach pomorskich od czasów przedchrześcijańskich. Pol dobrze orientuje się w topografii wyspy – wymienia charakterystyczne miejsca nazywając je po słowiańsku; półwyspy: Mnichów, Jasmund, Witów, Wałów, Chełm, Zudar (obecne niemieckie nazwy: Monchgut, Jasmund, Wittow, Ummanz, Zudar).

(…)Główniejsze półwyspy są wszystkie na otwarte morze rzucone, a mianowicie Mnichów, Jasmund, Witów, Wałów, Chełm, Zudar, oprócz dwudziestu wysp i ostrowów drobnych, które do tego ostrowiska należą.
Pomiędzy nimi leżą zatoki i zalewy morskie, a każdy półwysep ma mnóstwo drobnych przystani i przepraw, tak, iż na małych statkach od każdego punktu rybak na otwarte wypływa morze
(…)

Dostrzega najwyższe wzgórze wyspy z potężnymi okopami i wałami ziemnymi, miejsca, gdzie stała świątynia słowiańskiego boga Rojwida (Rugiwida), „domowego boga Roi”, i Rajgród – siedziba władców Rujany (obecnie dzielnica niemieckiego miasta Bergen); rozpoznaje różne rodzaje pomników nagrobnych plemienia Ranów: grobowce kamienne, mogiły ziemne, olbrzymie kamienne łożyska; dziś wyspa nadal jest wielkim „cmentarzyskiem słowiańskich starożytności”. Zachwyca się widokiem kredowych klifów we wschodniej części wyspy na półwyspie Jasmund – Stopnice Kamienne (niem. Stubbenkammer).

Także współcześnie widok tej części wyspy od strony morza jest dla żeglarzy zachwycający, a przy rym łatwo rozpoznawalny i dzięki temu pomocny w żegludze przy prowadzeniu nawigacji: charakterystyczne białe urwiska klifowe spadające do morza, od góry przykryte czapą bukowego lasu. I tak jak Pol my również możemy dostrzec w nagich kredowych ścianach gniazda ptaków obszarów nadmorskich: mew, rybitw, jaskółek, wron morskich, kaczek, orłów.

Pol jedzie dalej. Z łodzi, którą płynął wzdłuż klifowego wybrzeża Stopnicy Kamiennej do Głowy (niem. Glowe), przesiada się do powozu konnego o wdzięcznej nazwie „kabriolet”. Jedzie na północ, ku przylądkowi Witowo do Arkony. Z miejscowymi ludźmi rozmawia o „starożytnościach słowiańskich”, o świątyni słowiańskiej Ranów; o jej ostatecznym zniszczeniu – spaleniu przez najeźdźców z Północy, Duńczyków, w 1168 roku (historia przekazała nazwiska najeźdźców: król Danii Waldemar I jako dowodzący, biskup Roskilde Absalon jako aktywny uczestnik, a także rycerze Esbernus i Suno osobiście rozłupujący toporami drewniany posąg czczonego boga Świętowita); bez trudności nawiązuje przyjazną znajomość. Podziwia rozległe perspektywy:

(…)Wzrok przenosi całą wyspę, ku południowi zwrócony, i opiera dopiero na sinym pasie pomorskich wyżyn, a na wschód, na zachód i ku północy morze… I nie było chwili, w której by nie można było policzyć kilkanaście łodzi rybackich i żaglowych kupieckich okrętów, które się w różnych kierunkach i w różnym oddaleniu przesuwały po morzu…
Dziwnie odbijały czarne parostatki od białych żagli i barwistych flag okrętów – długi ogon dymu przeciągał się po morzu, gdy je na nowo podsycano paliwem – a poza każdym statkiem przeciągała się smuga morza innego koloru(…)

Wielka to gra ta żegluga – wielki to widok ten widok na morze – i nie dziwno mi zupełnie, że jakaś niewysłowiona nadzieja pędzi wyspiarzy i nadmorskich mieszkańców na morze i za morze!(…)

Potem Wincenty Pol powraca na południowo-wschodnią część wyspy, na półwysep Mnichów. Zajrzyjmy do Pola:

(…)zostawiliśmy sobie półwysep Mnichowa na ostatek, pomijając go w podróży naszej z Podbórza do Arkony.
Tu malują się najlepiej historyczne losy ludności miejscowej (…) bo od czasu zawojowania nadelbiańskich Słowian, wskutek czego i Słowianie na dolnej Odrze niepodległość swoją stracili, kroniki niemieckie, duńskie i nasze zapisują już te same fakta historyczne, czyli właściwiej mówiąc, te same źródła ma odtąd historia plemion podbitych. Księża wprowadzali chrześcijaństwo, a dookoła biskupstw i opactw osadzano w miastach, na podzamczach i uroczyskach osadników niemieckich sprowadzonych z Westfalii, z Holandii, i Saksonii. Za tym wyłomem Połabian wynarodawiano okolice dolnej Odry i cały pas ziemi Zajerzierza Pomorskiego, co tym łatwiej poszło, że ujście Wisły osiedli Krzyżacy. Do końca XII wieku trwało krwawe prześladowanie Słowian, a z końcem XIII wieku wszystkie te kraje już w większości osiadłe są przez Niemców, tak w grodach jak i na roli. (…) Uczony pastor mówił nam, że resztki pierwotnego zaludnienia Roi pozostały tylko na półwyspie Mnichowie; są tego po dziś dzień ślady, lubo bardzo już niezrozumiałe, w języku(
…)

Upadek Rzymu (V w.), wędrówki ludów powodują powstanie nowej politycznej rzeczywistości – w Europie kształtują się państwowości. Karol Wielki, król Franków, władca Cesarstwa Rzymskiego tworzy zręby nowożytnego państwa, dążąc, jak pisze francuski historyk Jacques Bainville do:

(…)wielkim planem Karola Wielkiego było dążenie do uporanie się z Germanami, do ucywilizowania tych barbarzyńców i narzucenie im pokoju rzymskiego(…)

Karol Wielki mając duże kłopoty natury wojskowej i politycznej z Germanami, walczy z nimi, trzyma ich między Renem a Łabą. W 810 roku ustanawia system umocnień granicznych między Sasami, Germanami a Słowianami: w części południowej od Adriatyku brzegiem Dunaju wzdłuż rzeki Soławy to Limes Sorabicus, a dalej na północ wzdłuż Łaby do jej ujścia – Limes Saxoniae.

Ale pogranicze nie jest spokojne, podobnie jak pogranicze z Frankami. Ówczesne kroniki w sposób niepozostawiający wątpliwości co do zamiarów Germanów, bez krycia prawdziwych intencji im przyświecających, opisują bezwzględną, krwawą krucjatę. Przywołajmy zapisy w Chronica Slavorum niemieckiego historyka Helmolda, proboszcza chrześcijańskiego z Bozowa w Wagrii, uczestnika wypraw chrystianizacyjnych na Połabiu i Pomorzu Zachodnim:

(…)więc rozesłał gońców do wszystkich krajów, do Flandryi, Hollandyi, Utrechtu, Westfalii i Fryzyi, wzywając wszystkich, którym ziemi do uprawy brakowało, żeby przybywali ze swemi rodzinami, i obiecał im dać ziemię wyborną, rozległą urodzajną, obfitującą w ryby i mięso i dogodne pastwiska. Holzatom zaś i Sturmarom powiedział: „czyście to nie wy podbili ziemię Sławian i nie kupili jej krwią braci i ojców waszych? Bądźcie więc pierwsi, przesiedlajcie się do tej ziemi pożądanej, zamieszkajcie ją, używajcie jej rozkoszy, wam bowiem należy się to, co w niej jest najlepszego, bo wy ją wyrwaliście z rąk nieprzyjaciół(…) 2

Helmoldus, Kronika słowiańska. Chronica Slavorum, Wydawnictwo Armoryka, Sandomierz, 2014.

Pol dobrze orientował się w historii tych ziem, w historii całego Połabia, ziem pomorskich, po obu stronach Odry. Z „uczonym pastorem” rozmawiał o wprowadzeniu chrześcijaństwa, o zasiedlaniu tych terenów osadnikami niemieckimi z Westfalii, Holandii, Saksonii, o krwawych prześladowaniach Słowian, o walce języka słowiańskiego z niemieckim. Skala wielowiekowych mordów, gwałtów, wynarodowienia pod złowieszczym zawołaniem „Ostsiedlung” i „Drang nach Osten”, dokonywanych z zaciętością, bezdusznością i bezwzględnością na wielkim obszarze słowiańszczyzny i dziś jest porażająca. Prócz zbrojnej eksterminacji mieszkańców tych ziem prowadzona była równolegle brutalna dyskryminacja, wynarodowienie, spychanie w niebyt, również ekonomiczny. Służyły temu m.in. przepisy zabraniające przyjmowania do cechów rzemieślniczych Słowian i trzeba było by „przybysz musiał się wywieść metryką urodzenia, iż nie był słowiańskiego rodu”. Niemiecka historiografia, publicystyka, czasopiśmiennictwo przez cały czas i dziś także, widzą w tym swoją „misję cywilizacyjną” (sic!).

W 1108 roku duchowni i możnowładcy niemieccy, z arcybiskupem magdeburskim Adelgozem na czele, wzywają do podboju Słowiańszczyzny zachodniej;

(…)O Sasi, Frankowie, Lotaryńczycy, Flandryjczycy najsławniejsi i poskromiciele świata, tutaj będziecie mogli i dusze wasze zbawić i jeżeli się tak spodoba, pozyskać najlepszą ziemię do zamieszkania (…) Poganie ci są najgorsi, lecz ziemia ich najobfitsza w mięso, miód, mąkę, ptactwo, a jeśli się ją uprawi, obfitością wszelkich ziemiopłodów tak się odwzajemni, że żadnej nie można z nią porównać(…) 3

Sytuacja polityczna pogarsza się dla Słowian Połabskich, w tym również dla rujańskich Ranów.

W 1147 roku pod sztandarami wyprawy krzyżowej niemieccy feudałowie i rycerze podejmują wojenne działania przeciw Słowianom Połabskim, znane w literaturze jako krucjata połabska. Krzyżowcy niszczą nawet słowiańskie Księstwo Kopanickie, choć było ono już wtedy chrześcijańskie i podlegało biskupstwu w Gnieźnie; oblegają chrześcijański Szczecin – na szczęście bezskutecznie. Zwycięsko walczy z nimi obodrzycki książę Niklot, ale tylko chwilowo; wygrywa bitwy, ale wojna nie cichnie. Zmasowany napór germanizacyjny – zbrojny, ekonomiczny, kulturowy – ogarnia całe Połabie, Pomorze, obszary na wschód od Łaby i Soławy, od Limes Saxoniae, na której Karol Wielki już przed wiekami próbował utrzymać w ryzach zaborczy żywioł germański. Rujana, wydawałoby się wyspa w pewnej mierze izolowana, a więc bezpieczniejsza, naturalnie broniona, podzieliła los całej Słowiańszczyzny Zachodniej; również od strony morza, od północy nie była bezpieczniejsza – uległa naporowi Duńczyków.

Dwadzieścia jeden lat po podróży Wincentego Pola, na Rugię wybrał się pisarz Józef Ignacy Kraszewski, zafascynowany Słowiańszczyzną, studiujący jej pradzieje, także poprzez źródła historyczne: kroniki Thietmara, Adama z Bremy, Saxo Gramatyka. Było w tym romantyczne zaciekawienie dziejami przeszłymi, przyrodą, starymi wierzeniami. Kraszewski płynął z Gryfii (dzisiejszy Greifswald) do Podbórza na Rujanie statkiem parowym „Anclam” i stamtąd pojechał na cypel Arkona. Słowiańskie „starożytności”, które widział również i jego utwierdzały o przeszłości tych ziem, o wspólnym rodowodzie.

Na Zicker See (południowo wschodnie krańce Rugii, półwysep Mnichów) jest bardzo blisko: ze Świnoujścia tylko trzydzieści mil morskich, a z Trzebieży przez Wołogoszcz – 62 mile morskie, malowniczo wijącym się wśród sosnowych lasów i łagodnych pagórków ujściem Piany. To jeden powód by tam popłynąć, a drugi – wspaniała sceneria i piękne krajobrazy Zickersche Alpen: miejscami plaża – czysta z żółtym piaskiem, w innym miejscu jasne ściany klifu i woda przejrzysta, spokojna, bo osłonięta ze wszystkich stron, od wiatru i fal.

Zicker See, Zickersche Alpen, Gross Zicker, Klein Zicker to germańskie kalki słowiańskich nazw. Niemieckie foldery reklamowe podają pochodzenie tego słowa od słowiańskiego słowa „sikora”. Na wzgórzu Klein Zicker pozostałości po słowiańskim grodzisku, miejsce przedchrześcijańskiego kultu. Jesteśmy na „cmentarzysku słowiańskich starożytności”.

Widok stąd – ze wzgórz – wspaniały, daleki na wszystkie strony świata: na wschodzie ukazują się wyspy Greifswalder Oie i Ruden, a dalej, aż po widnokrąg, Bałtyk ze statkami na torze wodnym do Świnoujścia; na zachodzie daleko, daleko, ponad wzgórzami Rugii, wieże kościołów w Stralsundzie (słowiańskim Strzałowie); na południu rozległe akweny Greifswalder Bodden. W dole, u końca rozlewiska, niewielka wieś Thiessow – dawny słowiański Cisów. Jeszcze kilka lat temu można było przycumować do prowizorycznych drewnianych pomostów, przymocowanych do cienkich rur stalowych wbitych w dno. Obok slip, na lądzie niewielka, wiatrem podszyta wiata do remontu kutrów. I rybacy – „reboken”, jak nazywa ich Wincenty Pol, przywołując lokalne określenie – sennie krzątający się przy sieciach w chwili wolnej od połowu. Tak było jeszcze kilka lat temu. Dziś zamiast rybaków jest duża marina żeglarska, wybudowana za pieniądze unijne.

(…)Spokojnie i uroczo zapadło słońce na morzu. Cała wioska poprowadziła rybaków do brzegu, a że morze było zupełnie spokojne, opłynąwszy przylądek wpłynęliśmy za zatokę, która głęboko w lądy wchodziła…
Cicho stały nie zmarszczone wody, a gdy się ściemniło, rozpalili rybacy nocne kagańce i łódki ciągnęły rozjazdem, opiąwszy w półkole w pewnych odstępach zatokę.
Kagańce gorzały jasno, na dzióbie łodzi zawieszone na długiej tyce – i pięknie łamały i odbijały się te światła czerwone smolnego łuczywa na wodach… […]
Było już około drugiej godziny z północy, gdy się podniosły fale na wysokim morzu i łodzie poczęły się ściągać do małej, zacisznej przystani pomiędzy skałami. Powoli dogorywały tu i gasły kagańce… […]
Wtem ozwało się wesołe pianie kurów, niby gdzieś tuż nad nami na wysokim brzegu – ochoczo podawały sobie głos z pobliża i z dala po całej wsi. Rybacy zasnęli po łodziach… Jutrzenka podbiegła na wschodzie, a po chwili pobladło i niebo – i brzask świtu przesunął się po wpółsennych skałach…
Gwiazdo morza, raz tylko w życiu widziałem cię wychodzącą z kąpieli morskich!(…)

Czasami w małych wioskach, portach, spotykam bliskie, znajome mi zachowania wśród miejscowych ludzi: otwarte dusze, życzliwe, pomocne w potrzebie. Badania genetyczne wskazują na duży udział wśród badanej populacji zamieszkałej na wschód od Łaby – czyli na historycznym Połabiu – genów typu słowiańskiego. Więc nie tylko archeologia, językoznawstwo – toponimia, ale również współczesna medycyna – genetyka (antropogenetyka) odkrywa ślady tych, co tu żyli, pracowali przed wiekami, a którzy w barbarzyńskich zamysłach najeźdźców mieli ulec wynarodowieniu, zniknięciu.

Zachęcam do odwiedzenia, do żeglowania na wyspy archipelagu: na Wolin, Uznam, Rugię i wiele pomniejszych wysp, gdzie ziemia, ludzie, historia przypominają o przeszłości, a przyroda – wzgórza, morze – dostarczają niezapomnianych wrażeń.

_______________________
1. Wincenty Pol, Na lodach. Na wyspie. Na groblach. Trzy obrazki znad Bałtyku, Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1989. Pozostałe cytaty również z tego wydania.
2. Helmoldus, Chronica Slavorum, XII w.   Z: Helmolda Kronika Sławiańska z XII wieku, ze str. 135-136, dostępnej na:      http://bc.wimbp.lodz.pl/Content/12337/Paplonski_Helmolda_kronika_a.pdf

3. Cytat z arcybiskupa Adelgoza („O Sasi, Frankowie…”) za: W. Myślenicki, „Piastowski nurt Odry”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1972 r.

(zs)