Marek Słodownik: 60-lecie „Żagli” – pierwsze 10 lat.

Marek SłodownikPrasa żeglarska w pierwszych latach po wojnie związana była ściśle z Polskim Związkiem Żeglarskim (PZŻ). Organizacja, której geneza sięga roku 1924 i konieczności stworzenia struktury firmującej start w konkurencjach żeglarskich polskich olimpijczyków na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, przetrwała II wojnę i w dniu 23 lutego 1948 doszło do zorganizowania pierwszego powojennego Sejmiku PZŻ. Wówczas to działacz z Poznania, Edward Jankowski, przedstawił w imieniu delegatów z Wielkopolski dziewięć dezyderatów przyjętych jednogłośnie przez zebranych. Czwarty z nich, w brzmieniu „należy prowadzić własne, ściśle fachowe czasopismo żeglarskie[1] zyskał szczególne zainteresowanie delegatów, jednak ówczesne środki finansowe nie pozwalały na realizację tego postulatu. Jako kompromis przyjęto porozumienie z redakcją magazynu „Morze”, w myśl którego jedna kolumna miała być przeznaczona na komunikaty związkowe. Redakcja nie chciała jednak publikować oficjalnych dokumentów związku, a w jego składzie nie było wówczas nikogo, kto pisałby materiały o charakterze publicystycznych czy choćby informacyjnym. Z początkiem stycznia 1950 roku Związek postanowił więc sam redagować i drukować komunikaty i drogą pocztową rozsyłać je do żeglarzy. 9 stycznia ówczesny prezes PZŻ, Witold Zakrzewski, na zebraniu Zarządu Związku doprowadził do przyjęcia uchwały mówiącej o powołaniu zespołu, który przygotowywać miał comiesięczne materiały zatytułowane „Komunikaty Zarządu PZŻ”. Pierwszy z nich, datowany na styczeń/luty 1950 i liczący trzy strony maszynopisu, został rozesłany do członków Związku, którymi w myśl ówczesnych regulacji prawnych były sekcje, kluby i organizacje terytorialne. Osoby prywatne mogły zaprenumerować biuletyn, a roczna opłata ustalona została na 200 złotych, co było kwotą niewysoką, zważywszy wartość złotego sprzed tzw. reformy walutowej. Późniejsza wartość tej prenumeraty wynosiła 6 złotych rocznie. W tym samym roku ukazało się siedem komunikatów, w lutym nr 1, w marcu nr 2, w maju nr 3 i 4, w lipcu nr 5 i w listopadzie nr 6-7.  „Komunikaty” zawierały najważniejsze informacje o wydarzeniach oficjalnych, wydawnictwach związkowych, imprezach sportowych i decyzjach władz żeglarskich koncentrujących się wówczas na reformie ustawodawstwa związanego z kulturą fizyczną. Nie było to pismo żeglarskie, raczej biuletyn związkowy, ale ponieważ cieszył się on dużym zainteresowaniem środowiska, uznawano powszechnie we władzach PZŻ, że istnieje potrzeba rozwijania tego typu działań i powołanie w przyszłości wydawnictwa zawierającego nie tylko informacje oficjalne, ale również materiały prasowe, takie bowiem potrzeby i oczekiwania formułowano w listach do Polskiego Związku Żeglarskiego.

Na przeszkodzie tym planom stanęła wspomniana reforma kultury fizycznej. 4 lutego 1951 roku, w myśl zapisów nowej ustawy, Polski Związek Żeglarski został przekształcony w Sekcję Żeglarską Głównego Komitetu Kultury Fizycznej (GKKF), a dokonano tej reformy na wzór rozwiązań radzieckich, odbierając przy tym znaczną część autonomii związku. Porzucono zatem myśl o rozwijaniu „Komunikatów”, ale w dotychczasowej formie nie przestały się one ukazywać. Józef Marczewski, historyk żeglarstwa, działacz żeglarski szczebla centralnego i późniejszy długoletni członek zespołu redakcyjnego „Żagli”, zgromadził dwa „Komunikaty” z 1951 roku, siedem z 1952, pięć z 1954 roku i trzy z 1956. Łącznie było ich zatem siedemnaście, z pewnością było ich jednak więcej, bo numeracja biuletynów zawiera 21 pozycji.[2] Żadne z tych „Komunikatów” nie zachowały się, po śmierci Marczewskiego jego archiwum uległo rozproszeniu, w dokumentach Związku nie ma tych publikacji, a ponieważ nie miały one charakteru periodyków w myśl kryteriów Biblioteki Narodowej, także w jej zbiorach nie zachowały się żadne „Komunikaty”. Warto wspomnieć, że wraz z przejściem Polskiego Związku Żeglarskiego do struktur Sekcji Żeglarskiej GKKF zmienił się nieco charakter tego wydawnictwa i koncentrowało się ono na publikacji suchych wyników z regat żeglarskich organizowanych w różnych rejonach Polski oraz nadawaniu tytułów Mistrzów Sportu. Publikacji materiałów problemowych nie sprzyjała także sytuacja polityczna, lata stalinowskiego terroru charakteryzujące się również skrępowaniem mediów i ograniczaniem ich swobody.

O potrzebie wydawania własnego biuletynu działacze polskiego Związku Żeglarskiego dyskutowali już od roku 1956, kiedy to dokonano reaktywacji tego związku sportowego po okresie centralizacji przeprowadzonej na wzór radziecki w latach 1951-55. W tamtym okresie związki sportowe uległy likwidacji, a ich struktury włączono do struktur Głównego Komitetu Kultury Fizycznej. W okresie tzw. odwilży reaktywowano dawne związki, wśród których poczesne miejsce zajął Polski Związek Żeglarski. Sprawami reaktywacji związku kierował Włodzimierz Głowacki, działacz żeglarski, prezes PZŻ. Z jego inicjatywy podjęto kroki zmierzające do powstania biuletynu, który zająłby się w sposób metodyczny i konsekwentny sprawami polityki informacyjnej związku, popularyzacją żeglarstwa w wybranych jego aspektach oraz uaktywniałby lokalne środowiska klubowe. Dzięki staraniom Głowackiego, przeznaczono w budżecie związku środki finansowe na działalność nowej struktury wydawniczej. Oczywiście do powołania biuletynu konieczne były środki finansowe i zezwolenie Głównego Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk czyli Cenzury. 8 grudnia 1958 roku wydano zgodę „na wydawanie na powielaczu wewnętrznego biuletynu, objętość 20 stron, formatu A4”[3]

Redakcji udostępniono niewielki pokój w biurze związku mieszczącym się przy Placu Dąbrowskiego 8 w Warszawie. Wyposażeniem były dwa biurka, linia telefoniczna ze starym bakelitowym aparatem, maszyna do pisania i czajnik elektryczny. W skład pierwszego zespołu redakcyjnego wchodzili: Włodzimierz Głowacki, Magdalena Liszewska, redaktor techniczny Donat Czerewacz jako komitet redakcyjny oraz Jerzy Kunce będący administratorem, Magdalena Jankowska i Krystyna Szloser jako sekretarka i osoba zajmująca się płatnościami. W późniejszym okresie została ona kierownikiem administracyjnym redakcji.

Biuletyn nie miał imponującej szaty graficznej, wydawany był techniką powiela1aczową, a nakład wynosił 1.400 egzemplarzy[4]. Okładka w początkowym okresie istnienia druku była taka sama dla wszystkich wydań, stylizowane łódki z numerem wydania na żaglu największej z nich. Była wyraźnie grubsza niż wnętrze numeru, nie była objęta również numeracją. Objętość tytułu to 20 kolumn, oczywiście wydane w czarno-białej tonacji.

Prenumerata roczna została skalkulowana na poziomie 48 złotych, półroczna 26 złotych, kwartalna 15 złotych, nie podawano ceny egzemplarzowej, jednak redakcja deklarowała bezpłatną dystrybucję do wybranych odbiorców. Siedemset egzemplarzy dystrybuowano odpłatnie, kolejne siedemset wysyłano bezpłatnie w formie promocji nowego wydawnictwa.

Ponieważ pismo wydawane było techniką powielaczową, nie pozwalającą na zapewnienie atrakcyjnej szaty graficznej, redakcja stosowała różne techniki podnoszące jej wartości wizualne. Wykorzystywano fotograficzne zmniejszanie maszynopisów na wybranych kolumnach, układ dwu i trzyszpaltowy, wyrównaną do prawego marginesu szpaltę oraz kreskowe ilustracje. Łamanie tytułu było oczywiście ręczne, a stosowanie różnych zabiegów podnoszących ich atrakcyjność powodowało wydłużenie tego procesu.

W pierwszym numerze „Żagli” datowanym na styczeń 1959 roku, założyciele biuletynu charakteryzowali jego formułę. „Z NOWYM ROKIEM 1959 wychodzi dla wszystkich polskich żeglarzy pierwszy biuletyn „Żagle”. Nie jesteśmy dyscypliną, o której zbyt często piszą dziennikarze 2asportowych pism – problematyką żeglarską trudno jest często zainteresować szersze rzesze Czytelników, goniących za sensacją. (…) Mierzymy zamiary na siły. A siły te, to szeroka społeczność żeglarska, od której oczekujemy pomocy w redagowaniu biuletynu. Czekamy i na krytykę i na życzenia a przede wszystkim na artykuły. (…) Oddając ten numer do Waszych rąk, Czytelnicy, apelujemy – traktujcie „Żagle” jak swoją trybunę! Naszą dewizą „wszystko, co się dzieje pod żaglami, nie jest nam obce.” Czytajcie i rozpowszechniajcie „Żagle”, będą one tym lepsze, im więcej będzie czytających” (pisownia oryginalna)[5]

„Kto finansuje „Żagle”? Jego czytelnicy, i ci, co w „Żaglach” się ogłaszają. Znaczy to, że „Żagle” utrzymują się z opłat za prenumeratę, nadsyłanych przez w s z y s t k i c h czytelników. Czy to jest dobre? Napewno tak! Dzięki temu „Żagle” są nasze własne, ż e g l a r s k i e. Budżet PZŻ nie przewiduje niestety subwencjonowania biuletynu – jest na to za szczupły, szczególnie w roku przygotowań przedolimpijskich.[6](pisownia oryginalna)

Od numeru trzeciego pojawiły się reklamy zewnętrzne, co wspomagało skromny budżet biuletynu. Reklamie oddano kolumny 19 i 20, a dominowały tam reklamy związane z działalnością PZŻ. Jednak wśród nich pojawiły się ogłoszenia zachęcające do kupna jachtu czy żagli, a nawet ozdobnych znaczków żeglarskich.[7]

Opóźnienia w druku były na tyle poważne, że na wakacje wydano numer łączony – 6-7/59, o podwójnej objętości. Podobnie było dwa miesiące później, kiedy połączono numery sierpniowy i wrześniowy, zmniejszając przy tym objętość do 36 kolumn. W tej sytuacji nie dziwił fakt, że numer łączony listopadowo-grudniowy liczył już tylko 32 kolumny.

Redakcja wysoko oceniała pierwszy rok istnienia biuletynu, a redaktor naczelny podsumował krótko ten fakt „Dziewięć zeszytów w 1959 roku, w tym 3 numery podwójne, uważaliśmy za wielki sukces wydawniczy. Na 228 stronach pierwszego rocznika „Żagli” zamieszczaliśmy wiadomości z wszystkich dziedzin żeglarskiego ruchu. „Żagle” czytano więc od pierwszej do ostatniej stronicy, nie omijając ogłoszeń, które w pierwszym roczniku zajęły 5% miejsca.[8]

Rok 1960 przyniósł istotne zmiany. Dotąd drukowano go na powielaczu, techniką, która nie pozawalała na stosowania rozwiązań edytorskich zadowalających czytelników. Techniką powielaczową wydrukowano 14 pierwszych numerów. Od numeru marcowego 1960 roku „Żagle” powstawały techniką drukarską, co oczywiście także wymagało uzyskania stosownego zezwolenia GUKPiW, co stało się 5 marca 1960 roku. Drukowane były dotąd w Stołecznych Zakładach Graficznych, a dla redakcji druk pisma nową techniką oznaczał możliwość stosowania ilustracji fotograficznych i znaczącej poprawy jakości. Druku pisma podjęła się drukarnia przy ul. Podchorążych w Warszawie, zakład nienowy, ale mający pewną swobodę w tzw. mocach przerobowych, co było decydujące w realiach gospodarczych PRL-u. Wkrótce jednak okaże się, że pismo szybko z tym zakładem będzie musiało się rozstać.

Problemów nie brakowało; drukarnie niechętnie podejmowały się druku pism niskonakładowych, a sytuacja „Żagli” była skomplikowana. Oto bowiem biuletyn związku sportowego przynależący do wydawnictwa „Sport i Turystyka” zajmującego się książkami, usiłuje zyskać stały harmonogram w przeciążonych zazwyczaj drukarniach. To powodowało częstą zmianę drukarni by w ogóle „Żagle” mogły się ukazywać. „Nie mieliśmy stałych terminów, byliśmy w każdej kolejnej drukarni piątym kołem u wozu, przyczepionym z łaski i z łaski tolerowanym. W tej sytuacji nie było żadnych szans na terminowe wydawanie pisma. Opóźnienia dochodziły do trzech miesięcy, robiło się parę razy w roku numery podwójne.”[9]

Początkowo „Żagle” miały po 16 kolumn, numer podwójny lipcowo-sierpniowy, liczył 34 kolumny, a kolejne po 18 stron. Pojawiła się również stopka redakcyjna, z adresem redakcji i z adnotacją „Do użytku wewnętrznego”, co oznaczało, że biuletyn nie wypełniał jeszcze kryteriów wyznaczonych prasie. Dopisek ten zniknął ostatecznie wraz z końcem 1961 roku.

W tym samym roku z funkcją redaktora naczelnego pożegnał się Włodzimierz Głowacki. Nowym redaktorem naczelnym zostaje Zbigniew Laskowski, działacz żeglarski szczebla centralnego. Sekretarzem redakcji została Magdalena Jankowska. Pismo rozwijało się, ale wciąż miało kłopoty z dystrybucją, a co za tym idzie, z wpływami od prenumeratorów. Nowy redaktor naczelny w płomiennym apelu do czytelników, ogłoszonym w numerze styczniowym z 1961 roku pisał: „Ukazywanie się „Żagli” jest najściślej związane z odpowiednią ilością stałych, regularnie płacących prenumeratorów. Gdy ich zabraknie, pismo straci po prostu warunki swego istnienia. „Żagle” nie są bowiem gazetą, której każdy numer można kupić w kiosku osobno – tylko prenumerata zapewnia pieniądze.[10] Autor przypomina także, że mocą uchwały Sejmiku Polskiego Związku Żeglarskiego, najwyższego organu władzy w żeglarstwie, wszystkie kluby zostały zobowiązane do prenumerowania „Żagli”. Żalił się również, że niektóre z nich traktują przesyłkę jako prezent, nie uiszczając żadnych należności.[11]

Pismo zmieniało się na lepsze z każdym miesiącem. Od numeru wrześniowego w stopce, w skaldzie komitetu redakcyjnego pojawił się Wiesław Rogala, etatowy pracownik PZ, późniejszy sekretarz generalny Związku. Publikowano coraz więcej fotografii, pojawiali się nowi współpracownicy publikujący swoje materiały z rejsów oraz artykuły teoretyczne. W numerze grudniowym ogłoszono wielki konkurs  pod hasłem „Będę korespondentem”. Ideą było pozyskanie materiałów z tzw. terenu, dokąd nie docierali redaktorzy „Żagli”, Apelowano o nadsyłanie materiałów obiecując, że z autorami najciekawszych tekstów redakcja podejmie stałą współpracę. Pierwszą nagrodą był rejs morski w sezonie 1962.[12] Powód organizacji konkursu był oczywisty. Trafnie podsumował to Leszek Błaszczyk, który od roku 1962 znalazł się w składzie kolegium redakcyjnego „Żagli”. „… byłem  nieco zaskoczony kłopotami tego szacownego ciała. Podstawowym kłopotem był bowiem chroniczny brak materiałów do numeru. Dlatego też na posiedzeniu kolegium, w którym po raz pierwszy uczestniczyłem, było nie to, co poruszyć w bieżącym numerze „Żagli”, ale co w ogóle dać, ponieważ teczki redakcyjne świeciły prawie pustkami.[13]

Błaszczyk, młody dziennikarz z Olsztyna, został włączony w skład kolegium redakcyjnego i szybko  pokazał sprawność organizacyjną. „Przychodziłem na każde zebranie kolegium mając swój „własny” plan bieżącego numeru „Żagli”. Ponieważ najczęściej nikt nie proponował innego, moje propozycje przechodziły bez większych dyskusji.(…) Drugą sprawę, to jest kontakt z terenem (…) rozpocząłem od wysłania do każdego klubu i okręgu „płomiennego” wezwania do współpracy oraz propozycji zgłoszenia korespondenta. Na około 300 wysłanych deklaracji korespondentów, nadeszło blisko 50 zgłoszeń, niektóre z pierwszymi wiadomościami o pracy klubu”[14]

W następnym roku Leszek Błaszczyk został mianowany, decyzją Zarządu Polskiego Związku Żeglarskiego, zastępcą redaktora naczelnego „Żagli” i od tej chwili rozpoczęła się jego długoletnia kariera kierownicza w tym piśmie. Już w styczniu opublikował pierwszy artykuł problemowy[15], później publikował wiele materiałów, ale skupił się także na pracy redakcyjnej. W stopce redakcyjnej pojawił się od numeru łączonego, 3-4/1963. W tym numerze rozbudowano, bardzo dotąd skromną, stopkę redakcyjną i pojawiły się w niej nazwiska Z. (Zygmunta przyp. MS) Jędrzejkiewicza i K. (Krzysztofa przyp. MS) Jaworskiego.

W maju 1963 roku następuje prawdziwa rewolucja. Redakcja rezygnuje wówczas ze stałego 3awzoru okładki, który pozostawał niezmienny od początku biuletynu, czyli od stycznia 1959 roku i na okładce publikuje zdjęcie zajmujące większość jej powierzchni. Okładka jest drukowana na papierze tej samej gramatury co pozostała część numeru, co było dużym wyłomem od tradycji tytułu. Pismo nabrało innego charakteru, swoim wyglądem zbliżyło się do innych magazynów branżowych.

Zdjęcie okładkowe na większość zadruku strony nie było jednak regułą; redakcja stosowała także rozwiązanie polegające na publikowaniu szczególnie ważnych tekstów na okładce, kosztem wielkości fotografii, działo się tak w numerach czerwcowym, w którym anonsowano Dni Morza, październikowym, w którym rozpoczęto dyskusję pod hasłem „Społeczno-wychowawcze wartości żeglarstwa[16] oraz grudniowym, w którym dokonano podsumowania pięciolecia wydawania biuletynu.[17] Strona tytułowa biuletynu została włączona do paginacji numeru, co było wówczas nowością.

Numer wakacyjny, lipcowo-sierpniowy przyniósł także ankietę dla czytelników, których pytano o kształt „Żagli” Podsumowano ją w styczniu roku następnego, wskazując na słabości biuletynu, wśród których najczęściej wymieniano małą objętość „Żagli”, słabą dostępność tytułu, i nieterminowość ukazywania się biuletynu. Podnoszono także wysoką cenę egzemplarzową oraz złą jakość rysunków technicznych[18]. Nie brakowało także ocen pozytywnych. Najczęściej wskazywano potrzebę ukazywania się pisma, dostępność w otwartej sieci sprzedaży oraz wyróżniano poszczególne rubryki zyskujące najwięcej ocen pozytywnych.[19] Sformułowano także konkretne wnioski pod adresem redakcji, z których najważniejszymi było zwiększenie liczby publikacji dotyczących szkolenia żeglarskiego, metodyce szkolenia i aspektach dydaktycznych, prezentowanie konstrukcji jachtowych, publikować teksty dla szkutników-amatorów oraz informować o krajowych i zagranicznych nowościach technicznych.[20]

Redakcja zabiegała także pozyskanie opinii na temat pisma innymi metodami. W listopadzie 1964 roku zorganizowano w Warszawie spotkanie redaktorów „Żagli”. Poświęcone ono było podsumowaniu działalności pracy redakcji, a zgromadziło aż szesnastu byłych i obecnych twórców pisma. Zebranym przygotowano wcześniej specjalnie przygotowane materiały, „Każdy otrzymał przed spotkaniem problemowy plan pracy „Żagli” na 1965 rok, miał więc możność  wcześniejszego opracowania swych wniosków.”[21]

Numer styczniowy z 1964 roku przynosi dużych rozmiarów stopkę redakcyjną, w której pojawiają się współpracownicy pisma, warunki prenumeraty i dystrybucji zagranicznej oraz ceny ogłoszeń drobnych. Dowiedzieć się z niej można, że całokolumnowa reklama kosztowała 3.000 złotych, półkolumnowa 1.800 złotych, a reklama zajmująca jedną czwartą powierzchni to wydatek rzędu tysiąca złotych. Ogłoszenie drobne skalkulowano na 5 złotych za słowo.[22] Na okładce po raz pierwszy pojawia się cena egzemplarzowa w wysokości 5 złotych, co wskazywało na możliwość zakupu pisma w otwartej sprzedaży. Okładka została wzbogacona o kolor niebieski, który wkrótce stał się ściśle związany z pismem będąc niejako jego znakiem rozpoznawczym.

W tym samym roku pojawiają się pierwsze materiały o charakterze ideologicznym. „Na wniosek Komisji Obchodów 40-lecia PZŻ, Prezydium Zarządu PZŻ w dniu 20.I.1964 r. postanowiło wydać następujące zalecenia:

  1. Połączyć w jedną całość zagadnienie obchodów 40-lecia PZŻ z obchodami 20-lecia Polski Ludowej.
  2. Jako imprezę 20-lecia Polski Ludowej uznaje się imprezę okręgu warszawskiego, która odbędzie się 11-13 września br na Zalewie Zegrzyńskim”[23]

Tego typu materiały dotąd nie pojawiały się w piśmie sportowym, jednak Leszek Błaszczyk, zastępca redaktora naczelnego, a zarazem aktywista partyjny, włączał tę tematykę na łamy pisma.

Nową postacią wśród osób tworzących „Żagle” został Jan Dominowski, żeglarz-fotoamator, który odpowiedział na apel redakcji w sprawie nawiązania współpracy. Dominowski w stopce w charakterze współpracownika po raz pierwszy pojawił się w czerwcowym numerze, z przekręconym na Jerzy imieniem[24], w późniejszych latach stał się jednym z filarów pisma i związany był z nim aż do przejścia na emeryturę.

Już w styczniu 1965 roku dokonuje się przełom w historii „Żagli”. W komunikacie 4azamieszczonym w styczniowo-lutowym numerze redakcja informuje, że od stycznia wydawcą pisma zostało Wydawnictwo „Prasa Sportowa” Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa” i opisuje to jako przełomowy moment w życiu miesięcznika. W tym samym komunikacie stwierdza także, że Leszek Błaszczyk został, decyzją Zarządu Polskiego Związku Żeglarskiego, nowym redaktorem naczelnym pisma.[25]. Dotychczasowy naczelny został szefem działu ogólnomorskiego. „Żagle” stały się pismem wydawanym przez RSW na zlecenie Polskiego Związku Sportowego. Nowy wydawca zajął się także kolportażem tytułu, także jego prenumeratą, oraz ogłoszeniami drobnymi i reklamami.[26]

Zmiany zaszły także w samym piśmie. Wyodrębniono wyraźnie poszczególne działy, którymi kierowały osoby związane z pismem będące członkami kolegium redakcyjnego, a ich kierownicy otrzymali do zagospodarowania określoną ilość miejsca na łamach.

W stopce styczniowego numeru po raz pierwszy wydrukowano nazwisko Witolda Tobisa, konstruktora jachtowego, który stał się formalnie redaktorem działu budownictwa jachtowego i który z tytułem związany był przez ponad trzydzieści lat. To właśnie za sprawą Tobisa redakcja wkrótce zaczęła w sposób skoordynowany i zunifikowany przybliżać konstrukcje polskich projektantów i ujednoliciła sposób ich prezentacji na łamach pisma. Przyczyniło się to do lawinowego wzrostu prezentacji krajowych konstrukcji na łamach miesięcznika, który stał się nieformalną trybuną krajowych projektantów jachtów[27] Jego także zasługą w późniejszych latach było pokazywanie znanych światowych konstrukcji jachtowych z punktu widzenia projektanta oraz technologii ich budowy. Inny ważny debiut publicystyczny to Leonid Teliga, który w numerze grudniowym opublikował artykuł o sekstancie i który znalazł się w gronie oficjalnych współpracowników pisma.[28] Począwszy od numeru styczniowego z 1968 roku do grona oficjalnych twórców pisma dołączył Stanisław Zakrzewski, któremu powierzono funkcję sekretarza redakcji.

W lipcu po raz pierwszy zaprezentowano rubrykę 5a. P1410437„Żagle na znaczkach”, która z pismem związana była przez wiele kolejnych lat. Doszły też nowe elementy graficzne zwiększające atrakcyjność pisma, wprowadzono krótkie notki tematyczne i newsowe, lepiej ilustrowane, odczuwalnie więcej było publikowanych rysunków, głownie były to prezentacje nowych konstrukcji jachtowych. Od numerów zimowych regularnie publikowano materiały na temat żeglarstwa w środowisku harcerskim pod zbiorczym tytułem „Pod harcerską banderą”[29], których głównym redaktorem, jak zaznaczono w apelu do harcerskich drużyn wodnych zamieszczonym na łamach pisma[30] jest Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni.

W styczniu 1966 roku dość nieoczekiwanie dokonano modyfikacji logotypu pisma, co 6a. P1410459zwiastowało proces zmian pisma zaplanowany na ten rok. Z winiety zniknęło logo Polskiego Związku Żeglarskiego (PZŻ), które teraz znalazło się na pasku dolnym, przy opisie zawartości numeru. Wydanie kwietniowo-majowe wydrukowano jako numer łączony z uwagi na trudności w dotrzymaniu harmonogramu druku miesięcznika. Sytuacja powtórzyła się jesienią, kiedy wydrukowano numer listopadowo-grudniowy. „Na skutek różnych trudności ostatnie numery naszego pisma wychodziły z pewnym opóźnieniem. Mamy nadzieję, że ten okres jest już za nami.”[31] Redakcja bardzo się jednak myliła, opóźnienia stały się nierozerwalną częścią procesu wydawniczego i dochodziły nawet do trzech miesięcy.

Rok później „Żagle” zwiększyły format, co wpłynęło na poprawę ich walorów wizualnych. Magazyn był teraz znacząco większy, powiększono także marginesy, co powodowało subiektywne wrażenie „lekkości” pisma i jego przejrzystości. Do podtytułu „Miesięcznik Polskiego Związku Żeglarskiego” dodano  „poświęcony sprawom żeglarstwa regatowego i turystycznego”, co zdaniem redakcji bardziej precyzyjnie definiowało zakres tematyczny magazynu. Bez zmian pozostał gatunek papieru, szary, gazetowy, szybko żółknący oraz terminowość ukazywania się pisma na rynku wydawniczym. Bez zmian także pozostała objętość „Żagli” – 16 kolumn, choć w nowym formacie materiałów redakcyjnych mieściło się więcej.

Redakcja borykała się z niedostatkiem materiałów z tzw. terenu, czyli klubów i okręgów żeglarskich. Wysyłanie dziennikarzy „Żagli” na lokalne imprezy było niemożliwe z uwagi na koszty tej operacji, duży nacisk kładziono na pozyskanie lokalnych korespondentów kusząc potencjalnych kandydatów stosownymi legitymacjami. W grudniu 1966 roku ogłoszono nabór na korespondentów terenowych, jesienią roku następnego przyszła pora na podsumowanie akcji. W obszernym artykule redakcja przypomina zasady naboru do grona korespondentów, przywileje dla wybranych oraz podpowiada jak pisać interesujące redakcję materiały. Zakres tematyczny to 21 zagadnień z życia klubów i środowiska żeglarskiego, do tego praktyczne wskazówki na temat zwięzłego pisania i zasad nadsyłania materiałów tekstowych i fotograficznych.[32] Konkretnym plonem akcji była rubryka „Na wodach Polski” zamieszczana od numeru grudniowego, której integralną częścią były notki zebrane pod hasłem „Krótko o wszystkim”[33]

Niezależnie od akcyjności związanej z pozyskiwaniem współpracowników, redakcja ściągała do swego grona osoby wyspecjalizowane w wybranych wąskich zagadnieniach związanych z profilem tytułu. W czerwcu debiutuje na łamach rubryka „Wodna moda” przygotowywana następnie przez wiele lat przez Irenę Petrusewicz, współpracowniczkę pisma. W grudniu po raz pierwszy opublikowano rubrykę „Sławne i ciekawe jachty” przygotowaną przez Witoldsa Tobisa, w której przybliżał on interesujące jachty ze świata koncentrując się na ich technicznych aspektach.

Czerwcowy numer z 1967 roku był setnym w dziewięcioletnich dziejach pisma co uwypuklono na okładce i okolicznościowym materiale pióra Magdaleny Jankowskiej.[34]

Redakcja nie stroniła, niestety, od polityki i to polityki w wydaniu PZPR-owskim. W numerze lipcowym z 1968 roku zamieszczono tekst rezolucji „aktywu dziennikarzy prasy sportowej i turystycznej” pod symptomatycznym tytułem „Pełne poparcie linii politycznej Partii deklarują dziennikarze sportowi i turystyczni”[35] Sama rezolucja to odpowiedź środowiska dziennikarskiego na wydarzenia marcowe, które szerokim echem odbiły się w kraju burząc ustalony porządek społeczny. Niezwykle charakterystyczny był język tego dokumentu wpisującego się w pejzaż gorących nastrojów społecznych wiosny 1968 roku (pisownia oryginalna). „Warszawski aktyw partyjny dziennikarzy, zajmujących się problemami sportu i turystyki (…) w pełni popiera polityczną linię określoną w referacie I Sekretarza KC PZPR towarzysza Władysława Gomułki; ujawnienie się wichrzycielskich, reakcyjnych, rewizjonistycznych elementów usiłujących siać zamieszanie i rozbić jedność polskiego społeczeństwa, próbuje zyskać dla swych brudnych celów młodzież akademicką, spotkało się z powszechnym i zdecydowanym potępieniem naszego środowiska. Z niepokojem stwierdzono, że praca ideowo-wychowawcza wśród sportowców, trenerów i działaczy jest niedostateczna. Nie przeciwdziała się skutecznie wypadkom postaw sprzecznych z zasadami patriotyzmu internacjonalizmu. (…) W dziedzinie turystyki i krajoznawstwa często biorą górę mieszczańskie wzory obyczajowe. Ludzie odpowiedzialni za turystykę w kraju niedostatecznie uwzględniają zapotrzebowanie środowiska robotniczego i pracowniczego. Aktyw partyjny dziennikarzy z oburzeniem stwierdził, że ludzie pokroju  m.in. dyrektora Instytutu Naukowego Kultury Fizycznej – Aleksandra Gutowskiego, lub radcy przewodniczącego GKKFiT – Tomasza Lemparta odpowiedzialni za wiele niedostatków naszego życia sportowego, nadal działają w polskiej kulturze fizycznej i turystyce, mimo wielokrotnej społecznej krytyki ich postaw i działalności. Aktyw partyjny warszawskich dziennikarzy sportowych samokrytycznie stwierdził, że w dotychczasowych publikacjach prasowych, radiowych i telewizyjnych niedostatecznie uwzględniane było społeczne uwarunkowanie ruchu sportowego i turystycznego. Kierując się więc linią polityczną Partii, zebrani na naradzie postanowili w większym niż dotychczas stopniu zwrócić uwagę na postawę ideową ludzi, piszących o sporcie i turystyce. Większa odpowiedzialność dziennikarzy w dziele krzewienia kultury fizycznej i turystyki będzie niewątpliwie ważkim elementem w socjalistycznym wychowaniu społeczeństwa.”[36]

Tekst rezolucji opublikowany w piśmie o sportowo-turystycznym charakterze dowodził, że nastroje społeczne wiosną tego roku były prawdziwie wybuchowe, a po wydarzeniach z marca nie zostały jeszcze wygaszone. Nie bez znaczenia była także postawa redaktora naczelnego, Leszka Błaszczyka, partyjnego aktywisty w strukturach Wydawnictwa „Prasa Sportowa”, który publikacją wspomnianego materiału wykazywał niebywałą gorliwość w realizacji zadań tamtejszej Podstawowej Organizacji Partyjnej (POP). Publikacja tego dokumentu stanowi dowód zaangażowanej politycznie postawy  redaktora naczelnego, który nie dość, że nie bronił swojej gazety przed mieszaniem się do polityki, to wręcz stał na pierwszej linii frontu ideologicznego branżowego tytułu udostępniając jego łamy na potrzeby bieżącej walki politycznej. Kampania antysemicka 1968 roku, której skutkiem była emigracja tysięcy obywateli polskich, pozbawianie obywatelstwa i zmuszanie do emigracji niewinnych ludzi, szykany w miejscu pracy i wzbudzanie niechęci do osób innej narodowości, była jedną z najczarniejszych kart w dziejach PRL-u, a jej zakres i skala zachowań władz różnego szczebla dowiodła słabości systemu obnażając przy tym jego prawdziwe oblicze. Uwagę zwraca również fakt, że w rezolucji o charakterze ideologicznym pojawiają się nazwiska dwóch urzędników średniego szczebla, z którymi aktyw rozprawia się w dokumencie w sposób bezwzględny czyniąc z nich czarne owce środowiskowe i obarczając ich za niedostatki życia sportowego.[37] Takie praktyki w mediach nie należały do rzadkości w okresie Marca ’68, jednak na łamach prasy specjalistycznej pojawiały się okazjonalnie i dowodziły nie tyle potwierdzeniu słuszności linii partii, a bardziej służyły budowaniu pozycji ich redaktorów naczelnych.

Ta rezolucja odbiła się jednak dużym echem w prasie sportowej i turystycznej włączając się w nurt antysemityzmu obecnego wówczas w życiu społecznym i politycznym. Przedrukowały ją w całości lub we fragmentach niemal wszystkie gazety i czasopisma, co dowodzi, że miała duże znaczenie dla ówczesnej władzy, osłabionej wydarzeniami marcowymi i starającej się o odzyskanie traconych wpływów. Był to niebywale mocny akcent w kampanii antysemickiej wywołanej pamiętnym wystąpieniem Gomułki w Sali Kongresowej w dniu 19 marca tegoż roku.[38] I Sekretarz KC PZPR wystąpił z niespotykanym atakiem na obywateli polskich pochodzenia żydowskiego a zarazem na wybranych przedstawicieli inteligencji w osobach Pawła Jasienicy i Antoniego Słonimskiego.[39]

Oczywiście sprawa nie miała dalszego ciągu, nie publikowano żadnych materiałów 7a. P1410726polemicznych czy dyskusji. Jednorazowa publikacja tekstu rezolucji wypełniała swoje zadania potwierdzenia pryncypialności szefostwa redakcji oraz zaakcentowania swojej ideologicznej postawy.

Podobna sytuacja zaistniała w listopadzie tego samego roku, kiedy to w „Żaglach” opublikowano tekst poświęcony konsekwencjom V Zjazdu PZPR.[40] Autor szeroko omawia tezy na zjazd partii w kontekście wypoczynku ludzi pracy, przekonuje do zapisów zawartych w partyjnych dokumentach i interpretuje na swój sposób materiały zjazdowe. W konkluzji stwierdza: „Toteż jesteśmy przekonani, że V Zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wytyczając kierunek rozwoju naszego kraju na przyszłość dla każdego z nas będzie tym czynnikiem, którego decyzje będą zgodne z naszymi własnymi pragnieniami, zarówno w pracy zawodowej, jak i społecznej, na terenie żeglarstwa.”[41]

Błaszczyk potwierdza tym tekstem swoje zaangażowanie ideologiczne posuwając się nie po raz pierwszy do indoktrynacji czytelników, a zarazem bardzo zdecydowanie krytykuje działaczy PZŻ za bezczynność w rozwoju turystyki żeglarskiej. Bezkompromisowo obnaża słabość struktur żeglarskich i PTTK-owskich, które nie służą realnym działaniom społecznym, ale czyni to w materiale poświęconym zjazdowi partii, co –jak się wydaje- ma powodować wrażenie u czytelników doniosłości tez redaktora naczelnego i ich uniwersalności, choć drukowane były w magazynie o nakładzie ledwo przekraczającym 9 tysięcy egzemplarzy.

Sytuacja powtórzyła się w następnym roku, kiedy w Polsce uroczyście obchodzono 25-lecie PRL. Redakcja zamieściła fotoreportaż ilustrujący Defiladę 25-lecia, na której wystąpili także żeglarze na jachtach transportowanych ciężarówkami. „Młodzież znakomicie prezentowała się tysiącom widzów na ulicach stolicy oraz milionom telewidzów. Demonstracja tężyzny fizycznej, hartu i piękna młodzieży wypadła imponująco.[42]

W powakacyjnych numerach opublikowano natomiast ankietę, która w zamyśle miała podpowiedzieć redakcji jakie tematy ważne są z punktu widzenia czytelników. Pytano w niej o działy i tematykę pisma, o stopień wykorzystania tytułu w pracy klubowej, o pozytywne i negatywne strony magazynu.[43] Wyniki ankiety nie zostały jednak upublicznione.

 

Nakład pisma

W początkowym okresie tytuł ukazywał się w niewielkim nakładzie, zaledwie 1.400 egzemplarzy, z czego połowa była rozsyłana do okręgów i klubów. Z czasem pismo zwiększało zasięg, aby po 10 latach, w 1968 roku, uzyskać 9.500 egzemplarzy. W późniejszym okresie dane na temat nakładu i sprzedaży nie były ujawniane, ale począwszy od 1999 roku można było je znaleźć w materiałach ogólnodostępnych na stronach ZKDP (Związek Kontroli i Dystrybucji Prasy).

Dok1-page-001

 

 

Nakład „Żagli” w latach 1959-69 (źródło: Leszek Błaszczyk, „O „Żaglach” mówią ich redaktorzy”, Żagle” nr 1/1969, str. 4-5)

____________________________________________

[1] Włodzimierz Głowacki, „Zanim doszło do „Żagli”, „Żagle”, nr 1/1984, str. 6-7

[2] Włodzimierz Głowacki, „Zanim doszło do „Żagli”, „Żagle”, nr 1/1984, str. 6-7

[3] Włodzimierz Głowacki, „O ”Żaglach” mówią ich redaktorzy”, „Żagle” nr 1/1969, str. 4-5

 [4] tamże

[5] (ba) „Żagle nr 1/1959, str. 3

[6] (ba) Sytuacja „Żagli”, „Żagle” nr 3/1959, str. 2

[7] „Żagle” nr 3/1959, str. 19-20

[8] Włodzimierz Głowacki, „O ”Żaglach” mówią ich redaktorzy”, „Żagle” nr 1/1969, str. 4-5

[9] Magdalena Jankowska, „O „Żaglach” mówią ich redaktorzy”, „Żagle” nr 1/1969, str. 4-5

[10] Redakcja „Bez Was „Żagle” nie popłyną, „Żagle”, nr 1/1961, str. 6

[11] tamże

[12] konkurs „Będę korespondentem”, „Żagle” nr 12/1961, str. 2

[13] Leszek Błaszczyk „O ”Żaglach” mówią ich redaktorzy”, „Żagle” nr 1/1969, str. 4-5

[14] tamże

[15] Leszek Błaszczyk, „”Nowy” w klubie”, „Żagle” nr 1/1963. Str. 3

[16] Tadeusz Olchowy, „Społeczno-wychowawcze wartości żeglarstwa”, „Żagle” nr 10/1963, str. 1-3 i 14

[17] „To już 5 lat”, „Żagle” nr 12/1963, str. 1

[18] (ba) „Jakie mają być „Żagle?”, „Żagle” nr 1/1964, str. 5

[19] tamże

[20] tamże

[21] (ba) „Zjazd  redaktorów „Żagli”, „Żagle” nr 11-12/1964, str. 27-28

[22] „ Żagle” nr 1/1964, str. 2

[23] „Jak będziemy obchodzić 20-lecie Polski Ludowej i 40-ecie PZŻ”, „Żagle”, nr 3/1964, str. 7

[24]  Stopka redakcyjna, „Żagle” nr 6/1964, str. 3

[25] Kolegium „Żagli”, Komunikat, „Żagle” nr 1-2/1965, str. 2

[26] (ba), „Uwaga czytelnicy i prenumeratorzy”, „Żagle” nr 1-2/1965, str. 2

[27] (ba), „Do kolegów konstruktorów”, „Żagle” nr 5/1965, str. 2

[28] Leonid Teliga, „O rodzinie sekstansu słów kilkoro”, „Żagle” nr 12/1965, str. 9

[29] „Pod harcerską banderą”, „żagle” nr 1/1968, str. 11

[30] tamże

[31] (ba), „Do czytelników „Żagli”, „Żagle” nr 11-12/1966

[32] (ba), „Uwagi dla przyszłych korespondentów”, „Żagle” nr 10-11/1967, str. 14

[33] „Na wodach Polski”, „Żagle” nr 10-11/1967, str. 30

[34] Magdalena Jankowska, „Setka już za nami”, „Żagle” nr 6/1967, str. 3

[35] (ba) „Pełne poparcie linii politycznej Partii deklarują Dziennikarze sportowi i turystyczni”, „Żagle” nr 5/1968, str. 3

[36] tamże

[37] tamże

[38] 19 marca 1968 r. w Sali Kongresowej doszło do osławionego ogólnopolskiego zebrania aktywu partyjnego PZPR. To tu padały haniebne słowa Władysława Gomułki o syjonizmie, stąd atakował inscenizację „Dziadów”, Pawła Jasienicę, Antoniego Słonimskiego i Stefana Kisielewskiego. Przemówienia Gomułki oznaczało bankructwo zaufania, jakiego udzielili mu Polacy 12 lat wcześniej

[39] TOWARZYSZE! W wydarzeniach, jakie miały miejsce, aktywny udział wzięła część młodzieży akademickiej pochodzenia lub narodowości żydowskiej. Rodziny wielu z tych studentów zajmują mniej lub bardziej odpowiedzialne, a także wysokie stanowiska w naszym państwie. Ta przede wszystkim okoliczność spowodowała, iż na fali tych wydarzeń wypłynęło, opacznie nieraz pojmowane hasło walki z syjonizmem. Czy w Polsce są żydowscy nacjonaliści, wyznawcy ideologii syjonistycznej? Na pewno tak. Byłoby jednak nieporozumieniem, gdyby ktoś chciał dopatrywać się w syjonizmie niebezpieczeństwa dla socjalizmu w Polsce, dla jej ustroju społeczno-politycznego […]. Nie oznacza to jednak, że w Polsce nie ma w ogóle problemu, który nazwałbym samookreśleniem się części Żydów — obywateli naszego państwa. O co mi chodzi, przedstawię na przykładach. Chodzi tu o protesty studenckie w marcu 1968 r.  W roku ubiegłym podczas czerwcowej agresji Izraela przeciw państwom arabskim określona liczba Żydów w różnych formach objawiała chęć wyjazdu do Izraela celem wzięcia udziału w wojnie z Arabami. Nie ulega wątpliwości, że ta kategoria Żydów obywateli polskich uczuciowo i rozumowo nie jest związana z Polską, lecz z państwem Izrael. Są to na pewno nacjonaliści żydowscy. Czy można mieć do nich za to pretensje? Tylko takie, jakie żywią komuniści do wszystkich nacjonalistów, bez względu na ich narodowość. Przypuszczam, że ta kategoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj. W swoim czasie otworzyliśmy szeroko nasze granice dla wszystkich, którzy nie chcieli być obywatelami naszego państwa i postanowili udać się do Izraela. Również i dziś tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać emigracyjne paszporty […]. Nie ulega wątpliwości, że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni jednak unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną. Jest wreszcie trzecia, najliczniejsza grupa naszych obywateli pochodzenia żydowskiego, którzy wszystkimi korzeniami wrośli w ziemię, na której się urodzili i dla których Polska jest jedyną ojczyzną. Wielu z nich zajmuje odpowiedzialne stanowiska państwowe i partyjne, pracując na kierowniczych stanowiskach, w różnych dziedzinach naszego życia. Wielu z nich swą pracą i walką rzetelnie zasłużyło się Polsce Ludowej, sprawie budowy socjalizmu w naszym kraju. Partia ceni ich za to wysoko. Niezależnie jednak od tego, jakie uczucia nurtują obywateli naszego kraju pochodzenia żydowskiego, partia nasza przeciwstawia się z całą stanowczością wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy, jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski — i to jest słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że są Żydami. Syjonizm i antysemityzm — to dwie strony tego samego nacjonalistycznego medalu […].  Warszawa, 19 marca  Przemówienie tow. Wł. Gomułki do aktywu partyjnego, „Trybuna Ludu”, nr 79, Warszawa 1968,

[40] Leszek Błaszczyk, „V ZJAZD PARTII CAŁEGO NARODU”, „Żagle” nr 11/1968, str. 3

[41] tamże

[42] (ba), „Żeglarze w Defiladzie 25-lecia”, „Żagle” nr 9/1969, str. 2

[43] „Jubileuszowa ankieta pod hasłem „Weź udział w ocenie „Żagli”, „Żagle” nr 9/1968,   str. 10

Marek Słodownik

Zamieszczone scany okładek czasopism żeglarskich pochodzą z prywatnego archiwum Autora artykułu.

_______________________________________________________________________________________________________

Marek Słodownikdziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, mass media communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. kino żeglarskie, „Ratujmy Dezety”, Rok Zaruskiego, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.