Archiwum kategorii: ARCHIWUM

(zs): Goodwin Sands

Na internetowym portalu Forecast („No.1 for marine. Direct to Your inbox” – jak piszą twórcy portalu o sobie w dopisku do tytułu, tuż przy swoim logo) w jednym z artykułów omawiających bezpieczeństwo żeglugi jachtów na wodach pływowych, których załogi pozostają w bezgranicznym zaufaniu do współczesnych, elektronicznych systemów nawigacyjnych, głównie elektronicznych map morskich, znalazłem opisany przypadek okoliczności wejścia jachtu żaglowego na mieliznę Goodwin Sands. Niby nic niezwykłego, zdarza się, nawet najlepszym żeglarzom, na różnych płyciznach świata, ale problem w tym, że na elektronicznej mapie w chwili dotknięcia balastem dna wyświetlana była pozycja jachtu na wodzie! – pozycja prawidłowa – na wodzie o głębokości … kilkunastu metrów!

Zdziwienie załogi było tym większe, bo przecież najnowszej generacji urządzenia z aktualną mapą miały gwarantować bezpieczne prowadzenie jachtu po wodach żeglownych. Powypadkowa analiza sytuacji wskazała na bardzo istotną zmianę położenia płycizny Goodwin Sands, spowodowaną między innymi ostatnimi sztormami, a także prądami pływowymi, a że jacht płynął „po mapie” tuż przy płyciźnie, ale bezpiecznie (wg mapy), więc załoga w pełni zawierzyła prowadzenie nawigacji elektronicznym urządzeniom; a alarm na sondzie? jeśli był ustawiony – nie zadziałał, lub uruchomił się za późno, więc o „potknięcie” nie było trudno. Tides and currents are constantly shifting the shoals – tę uwagę warto zapamiętać.

Czytając w Forecast o zdarzeniu na Goodwin Sands przypomniał się inny wypadek morski, właśnie na tych „piachach”, którego skutki były tragiczne dla okrętu, ale również i dla armatora przebywającego z dala od morza, na lądzie, pogrążonego w swoich interesach handlowych, a przyniosły mu bolesne konsekwencje i to takie, które zagrażały jego życiu. Mam na myśli, znany miłośnikom sztuk Szekspira – a jest to na szczęście tylko fikcja literacka, choć w części inspirowana ówczesnymi wydarzeniami, sytuacją społeczną – wpisany w fabułę sztuki Kupiec wenecki, wypadek wejścia na mieliznę Goodwin Sands statków niejakiego Antonia, weneckiego kupca.

Obwoluta książki W. Szekspira Kupiec wenecki, w przekładzie P. Kamińskiego, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2021

Całe to morskie zdarzenie jest dla sztuki tylko dalekim tłem, epizodem, swoistą dekoracją i to tylko opowiedzianą, nie przedstawioną w komedii (?!), której akcja rozgrywa się głównie na ulicach miasta (Wenecja), w bankierskich kantorach, wreszcie w apogeum wydarzeń na sali sądowej. Przed majestatem władzy weneckiego doży i całym trybunałem sędziowskim staje kupiec Antonio (bo nie spłacił poręczonej pożyczki) i jego wierzyciel bankier Shylock.

Ostrożny w interesach żydowski bankier znał sytuację materialną kupca nim przyjął jego poręczenie za pożyczone pieniądze i rozważał ryzyko takiej transakcji:

Shylock
Kiedy ja mówię, że jest dobry, to chcę powiedzieć, że jest wypłacalny. Tylko że te jego pieniądze niepewne. Jeden galeon w drodze do Trypolisu, drugi do Indii. Słyszałem na Rialto, że trzeci w Meksyku, czwarty płynie do Anglii, a reszta rozproszona gdzieś. Tymczasem okręt to tylko deski, marynarze tylko ludzie; a tu lądowy szczur i wodny, złodziej wodny i lądowy – mówię o piratach i jeszcze wodne niebezpieczeństwa, wichury, skały. Ale jest dobry. Trzy tysiące dukatów. Myślę, że mogę przyjąć jego poręczenie.1

                                                                                   (William Shakespeare, Kupiec wenecki, akt I, scena, 3, w. 13-23)

Wątpliwości Shylocka ustępują przed okazją innej natury niż finansowa, którą bankier dostrzega w warunkach udzielonej pożyczki. Nie chce procentu, by nie być oskarżonym o lichwę, która zgodnie z prawem była nielegalna (odsetki od pożyczek były prawnie bardzo ograniczone), ale niespotykane zabezpieczenie notarialnie poświadczonego weksla wpisuje, a warunki są iście szatańskie…

W weneckiej dzielnicy Rialto przy Canal Grande życie toczy się wokół handlu i pieniądza. To tam najszybciej docierają wieści ze świata: dobre i złe. Przyjaciele Antonia; Salanio i Salarino są pełni niepokoju o bezpieczeństwo przedsięwzięć handlowych ich kompana.

Salarino
Krąży pogłoska, jakoby jeden z okrętów Antonia z bogatym ładunkiem osiadł w angielskiej cieśninie, na piaskach Goodwina jak zwą to miejsce. Mówią, że to zabójcza mielizna, cmentarzysko wielkich okrętów, o ile można wierzyć plotce.

(akt III, scena 1, w. 2-6)

W kolejnej scenie pogłoska o katastrofie morskiej niestety potwierdza się. Bassanio, dla którego jego bliski przyjaciel, wenecki kupiec Antonio, poręczył pożyczone pieniądze od bogatego Żyda Shylocka, otrzymuje dramatyczny list od Antonia.

Bassanio
Czyta
Mój drogi Bassanio, wszystkie okręty poszły na dno, wierzyciele dławią, pieniędzy brak, termin żydowskiego weksla już minął…

(akt III, scena 2, w. 314-316)

Działalność handlowa Antonia budzi podziw wśród jego weneckich przyjaciół; tytułują go księciem kupców, zachwycają się jego zmysłem handlowym, przewagą nad konkurencją, a jednocześnie okazują mu współczucie, gdyby miały nastąpić niepowodzenia wynikłe z ryzyka morskich przedsięwzięć weneckiego kupca.

Salarino
Twymi myślami wiatr szasta po morzach,
Gdzie twoja flota, wydymając żagle,
Sunie jak poczet dumnych patrycjuszy
Lub jak morska parada na Lido,
Gromiąc spojrzeniem kupiecką hołotę,
Która z atencją dyga, kiedy przed nią
Twe statki fruną na utkanych skrzydłach.

Salanio
Gdybym to ja grał o tak wielką stawkę,
Moje uczucia gnałyby po świecie
W ślad za nadzieją. Zrywałbym źdźbła trawy
I na wiatr rzucał, by sprawdzić, skąd wieje.
Szukał po mapach zatok i przystani,
Gnębiąc się myślą o wszystkich nieszczęściach
Zdolnych obrócić wniwecz moje plany.

Salarino
Dmuchając w talerz, by zupę ostudzić,
Drżałbym na myśl, ile by szkód narobił
Na oceanie podmuch zbyt potężny.
Nie mógłbym patrzeć na piasek w klepsydrze,
Nie widząc, jak mój zasobny „Andrea”
Grzęźnie powoli w piasku na mieliźnie,
Maszty schylając niżej burty, jakby
Swój grób całował….

(akt I, scena 1, w. 8-29)

W rozmowie przyjaciół Antonia pada nazwa statku Andrea. Badacze twórczości Szekspira przypuszczają, że jest to aluzja do prawdziwych wydarzeń z tamtych czasów. Hiszpański galeon San Andres z ładunkiem towarów, w lipcu 1596 roku, osiadł na mieliźnie w pobliżu Kadyksu. Między Anglią a Hiszpanią, pomimo klęski hiszpańskiej „Niezwyciężonej Armady” w kampanii 1588 roku, trwała wojna o wpływy w koloniach; szczególnie w tych po drugiej stronie oceanu. Angielskie okręty prowadziły blokadę portów hiszpańskich, atakowały okręty hiszpańskie na morzach. I właśnie taką blokadą objęty był port w Kadyksie. Anglicy przejęli unieruchomiony galeon San Andres, ściągnęli go z mielizny i z łupem wracali do Londynu. Pech chciał, że zdobyczny okręt ponownie osiadł na mieliźnie, tym razem u brzegów Anglii, być może właśnie na płyciźnie Goodwin Sands. I raz jeszcze udało się uratować statek, uwolnić go z niebezpiecznej płycizny i powrócić na żeglowną wodę.

Goodwin Sands to znane miejsce na Morzu Północnym, na południe od ujścia Tamizy (około 15 mil morskich od North Edinburgh Channel), w pobliżu wybrzeży hrabstwa Kent, pomiędzy dobrze widocznymi z morza, białymi, kredowymi klifami przylądków North Foreland i South Foreland, tuż przy wschodnim wejściu w cieśninę Dover. Piaszczysta płycizna, długa na 10 mil morskich jest dobrze znana żeglarzom, wyraźnie oznakowana: statki latarniowce, boje systemu kardynalnego. Pomimo tego ponad dwa tysiące wraków pogrążonych w jej piaskach świadczy o skali problemów nawigacyjnych.

Szekspir raz jeszcze umieścił Goodwin Sands w swojej sztuce, w kronice Król Jan. Zdradziecka płycizna pojawiła się w powieści Hermana Melville’a Moby Dick, w poemacie W. H. Audena In Sickness and in Health, w poemacie G. K. Chestertona i w innych utworach literackich. „Zagrała” także w filmach, m.in. w filmie na podstawie szpiegowskiej powieści Iana Fleminga o przygodach James’a Bonda (Moonraker).

Są miejsca, które przez wieki trwają w świadomości ludzi, narodów, wpisując się w historię. I takim obszarem niewątpliwie jest płycizna Goodwin Sands.

Dziesięć mil na północ od Goodwin Sands, w stronę ujścia Tamizy, znajduje się kolejna duża płycizna – Margate Sand, na której w sierpniu 1998 roku osiadł, stracony bezpowrotnie jacht szczecińskich żeglarzy akademickich.

(zs)

_____________________________________

1. wszystkie cytaty z: William Shakespeare, Kupiec wenecki, w przekładzie Piotra Kamińskiego, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2021.

 

Alicja Farmus: North-westowe przejście zdobyte przez śmiałków z klubu „Biały Żagiel” w Toronto.

To nie pomyłka, chodzi o Northwest Passage łączący Atlantyk z Pacyfikiem – duża część trasy jest ponad kołem polarnym. Taka kanadyjska epopeja żeglarska, marzenie wielu żeglarzy. Tylko nielicznym udaje się je zrealizować.

Przekład naszej polskiej szanty jest bardziej dramatyczny, niż angielski oryginał.

Spróbuj chociaż raz north-westowe przejście zdobyć,
Znajdź miejsca gdzie zimował Franklin u Beauforta Wrót,
Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy,
Przejdź drogą Północ-Zachód poza lód.

Angielski, oryginalny tekst, kanadyjskiego szantymena Stana Rogersa (1949-1983) autora tekstu, kompozytora muzyki i oryginalnego wykonawcy:

Ah, for just one time
I would take the Northwest Passage
To find the hand of Franklin
Reaching for the Beaufort Sea
Tracing one worm line
Through a land so wild and savage
And make a Northwest Passage to the sea

Niby ta sama szanta, ale nie tak całkiem. Stan Rogers był bardzo popularnym kanadyjskim kompozytorem i wykonawcą, nie tylko szant. Kiedy Peter Gzowski (inna kanadyjska legenda, potomek Stanisława Gzowskiego – powstańca styczniowego, który przybył do Kanady uciekając przed carskimi represjami i zesłaniem na Syberię) w popularnym programie radiowym w latach 70-tych spytał słuchaczy o wybór alternatywnego hymnu Kanady, to właśnie utwór Stana Rogersa „Northwest Passage” został wybrany, zdobywając największą liczbę głosów. W tamtych czasach głosowało się dzwoniąc do radiostacji, albo wysyłając list. Takie inne czasy, nie aż tak odległe kalendarzowo, ale bardzo odległe technologicznie.

Kilka lat temu, kiedy koleżanka z klubu żaglowego „Biały Żagiel” w Toronto zaraziła mnie bakcylem „szantowania”, a o szantach wcześniej mało wiedziałam, i zaczęłam się szantami cieszyć słuchając ich, podśpiewując je sobie, chodząc na koncerty z “Morza w krainę łagodności” organizowane przez naszego lokalnego, z Kanady, ale o światowej sławie, szantymana Arka Wlizło, puszczałam sobie szanty przy każdej sposobności. Jednego dnia moje dzieci w podróży samochodem na ontaryjską wieś zaczęły rechotać przy jednej szancie.

 – Co was tak rozbawiło? – spytałam.
 – Northwestowe przejście – usłyszałam odpowiedź.

Początkowe nie wiedziałam, o co im chodzi, ale mi wytłumaczyły, że nie ma takiego polskiego słowa “westowe”, jeszcze w połączeniu z angielskim słowem “north”. Hmm! A ja myślałam, że to tylko my Polonusi tak przekręcamy half na pół, polski i angielski, żeby potem w polskich kabaretach mogli się z nas podśmiechiwać. A tu nie, akurat odwrotnie. Moje kanadyjskie dzieci robią sobie kabaret z poważnej w końcu szanty. Także polskie tłumaczenie angielskiej szanty jest tak half na pół. I tak po prawdzie nie ma w tym nic ani złego, ani śmiesznego, bo przecież główną funkcją języka jest komunikacja.

Coś zrobiłam w życiu dobrze, bo moje dzieci (już urodzone w Kanadzie) wychwyciły językowe niuanse. Sprawdziłyśmy. Szanta miała tytuł “Northwest Passage”; i ta śpiewana przez Smugglers, jak i ta wykonywana przez Ryczące Dwudziestki. Po polsku tłumaczy się to na Przejście Północno-Zachodnie, czasem przesmyk.

Szanta mówi o niezwykle trudnej drodze morskiej. Słowa przetłumaczone na język polski muszą zgadzać się z rytmem muzyki. Stąd to „northwestowe przejście”.

To nie lada wyzwanie w adaptowaniu obcojęzycznych szant do języka polskiego, o czym wiedzą żeglarze, i ci doświadczeni i zahartowani, i ci dopiero zaczynający, i tacy jak ja, tylko dopingujący śpiewaniem szant.

Przy okazji sprawdziłyśmy to „przejście northwestowe”. I dowiedzieliśmy się sporo o tragedii wyprawy Franklina, i o Norwegu Amundsenie. A potem o polonijnej ekspedycji Jerzego Kośmidera z Vancouver (2016). Wspaniali chłopcy, wspaniali żeglarze – przepłynęli.

W końcu nadszedł czas, że i wspaniali chłopcy z naszego klubu „Biały Żagiel” w Toronto przepłynęli Northwest Passage (na jachcie Hayat – przyp. red.). Dlaczego? Bo mieli marzenia i nie bali się po nie sięgnąć. Marzenia, i to nawet takie wielkie, mieć nietrudno, ale z ich realizacją to już inna sprawa. Nie zawsze i nie wszystkim wychodzi, wielu boi się ryzyka. Nie zawsze i nie wszystkim się po prostu chce. A tu proszę! Grupka odważnych – wielu moich znajomych żeglarzy z klubu.

Ależ mi zaimponowali! Wiedziałam, że pływali gdzieś na Grenlandię (kilka załóg) i to kilkakrotnie. Śledziłam wojaże kapitana Leszka Stankiewicza dookoła świata – gdyby nie ten głupi, globalny covid… Może jeszcze dokończy? Trzymam kciuki.

No i żony, córki, matki i dziewczyny wspomagające, planujące i zatroskane. Żeglarstwo to ciągle (pomimo elektroniki, GPS i innych bajerów) jest sport bardzo niebezpieczny. Szczególnie jak się przeprawia przez „Northwestowe” przejście, gdzieś powyżej koła podbiegunowego, i gdzie polarna noc a potem dzień nie kończą się przez kilka miesięcy.

Wyprawa (nie licząc przygotowań) trwała trzy miesiące. W skład załogi wchodzili:
Dariusz Krowiak (właściciel jachtu), Monika i Maya Krowiak – żona i córka Darka, Dariusz Kłys, Leszek Stankiewicz, prof. Piotr Kukliński (oceanolog z Polski), Bartek Bartonezz, Krzysztof Maciejewski (paramedic).

Nawigację (z lądu) prowadził Wojtek Wejer, który jest specjalistą od nawigacji w terenach północnych, bo tam kiedyś pracował i pływał na jednostkach komercyjnych.

Sponsorem przedsięwzięcia był m.in. polonijnych klub żeglarski „Biały Żagiel” z Toronto.

Ale cóż mi tam laikowi i jedynie żeglarskiej sympatyczce o tym gadać? Bliższe szczegóły rejsu już zostały sfilmowane i opisane – linki zamieszczam poniżej.

Ze swej strony chciałam tylko dodać, że takie wyprawy są okazją nie tylko do przygody, poznania dalekich lądów, krajów i ludzi, ale i do wymiany kulturowej.

Tak się złożyło, że jeden z uczestników wyprawy, Darek Kłys jest instruktorem Tai-Chi, który od kilku lat prowadzi zajęcia w tej dziedzinie z grupą zrzeszoną przy Gminie 1-szej Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie. Jako aktywnie praktykujący Tai-Chi, robi to wszędzie, także za kołem podbiegunowym. Tym razem dołączyła do jego ćwiczeń Tai-Chi załoga prowadząca naukowe badania lodowca pod kierownictwem Matthew Rutherforda*, będącego legendą amerykańskiego jachtingu (samotnie opłynął obie Ameryki w rejsie non stop).

Musicie przyznać, że ten obrazek jest niesamowity! Polak z Kanady przemierzający wyzwania Northwestowego Przejścia schodzi na ląd, żeby poćwiczyć Tai-Chi i dołączają do ćwiczeń naukowcy badający lodowce. A wszystko to za kręgiem polarnym.

Tak jak w tej polskiej szancie: chłopcy wykuli własny szlak przez kraj dziki i surowy.

Szczegółowe materiały o wyprawie śmiałków z Toronto.
– Facebook, 2023 Hayat- próba lodu/Przejście Północno Zachodnie

Podróż jest dobrze udokumentowana na Facebooku, gdzie armator i inicjator, a zarazem kapitan wyprawy Dariusz Krowiak dokumentował wojaż w dzienniku kapitańskim, tak jak na kapitana przystało. Czyta się jak powieść Józefa Conrada-Korzeniowskiego. Mnóstwo zdjęć.
Jest też relacja video Andrzeja Kumora ze spotkania po rejsie w Klubie „Biały Żagiel” w Toronto na portalu Goniec.net   https://www.goniec.net/2023/10/17/przeplyneli-jachtem-przejsciem-polnocno-zachodnim/    oraz opis ze spotkania ze śmiałkami Michała Bogusławskiego – żeglarza, kapitana i podróżnika, na portalu bejsment.com,  Polscy żeglarze z Kanady przepłynęli przez Northwest Passage  https://bejsment.com/index.php/2023/10/18/smialkowie-z-north-west-passage-wielka-przygoda-i-determinacja/

Pamiętajmy, żeby nie sprzedawać swych marzeń – jak poucza nas inna szanta zespołu “EKT Gdynia”.

                                                                                                                                Alicja Farmus                                                                                                                  Toronto, 29 listopada, 2023

______________________________
* Matthew Rutherford (31 l.) w latach 2011-2012 opłynął samotnie i non-stop obie Ameryki. W czerwcu 2011 roku wypłynął z Annapolis na wschodnim wybrzeżu USA kierując się na północ do Zatoki Baffina i dalej Przejściem Północno-Zachodnim na Pacyfik w kierunku równika i przylądka Horn. Po opłynięciu Hornu żeglował na północ wzdłuż wybrzeża południowoamerykańskiego i po 309 dniach powrócił do Annapolis. W trakcie rejsu trzykrotnie korzystał z pomocy technicznej z lądu. Rejs odbył na 38-letnim, niewielkim, 27. stopowym jachcie seryjnej produkcji Albin Vega.

 

___________________________________________________________________________________________________  Alicja Farmus – dziennikarka, pochodzi z Górnego Śląska, absolwentka socjologii (UJ) oraz informatyki (University of Liverpool), obecnie mieszka w Toronto (Ontario, Kanada). Pracowała jako IT project manager (pmp designation) w rządzie Ontario. Zarządza projektami szczebla federalnego Kanady. Pełniła wiele funkcji w organizacjach polonijnych, między innymi była prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej – Okręg Toronto. Regularnie pisuje do prasy polonijnej, m.in.Goniec.net. Oprócz żeglarstwa, swoje zainteresowania kieruje w stronę kajakarstwa (canoe, kanadyjki), głównie na akwenach Ontario. Członek polonijnego klubu żeglarskiego w Toronto „Biały Żagiel” oraz grupy szantowej „Szanty, szanty & all that Jazz”.

(zs): Zamiast korespondencji z Lizbony.

W listopadzie tego roku, zamiast korespondencji z Lizbony Marioli Landowskiej, dotarły do Szczecina, pieczołowicie zapakowane w Lizbonie jej obrazy, a z drugiej strony oceanu, z brazylijskiej Fortalezy prace brazylijskiego malarza Vando Figueiredo. Kolorowe obrazy polskiej malarki zamieszkałej w Portugalii i brazylijskiego malarza, inspirowane motywami amazońskiej dżungli, a także rysunkami naskalnymi z grot, jaskiń, gdzieś z odległej prehistorii, wyśmienicie prezentowały się i współgrały z sobą wystawione w przestronnych, jasnych wnętrzach nowoczesnego architektonicznie budynku Filharmonii Szczecińskiej. W pracach Figueiredo można było jeszcze dostrzec jakby echa murali z południowoamerykańskich miast ogarniętych wrzeniem rewolucyjnym.

Dla znających wcześniejsze prace artystów, nie uszło uwadze śmiałe wprowadzenie ciemnego koloru w obrazach. Czyżby nowe kierunki w artystycznym rozwoju, w artystycznych poszukiwaniach?

Wernisaż wystawy zgromadził wyjątkowo liczne grono miłośników prac Landowskiej – jest dobrze znana w środowisku szczecińskim, a obecność brazylijskiego artysty i jego prac potęgowała tylko zainteresowanie ich sztuką, tak mocno nawiązująca do egzotyki, ale i dalekiej prehistorii; do światów poza codziennym doświadczeniem większości z nas.

Całość wystawy dopełniały, jak przystało na filharmonię, muzyczne akcenty w wykonaniu duetu filharmoników szczecińskich.

Wspólna wystawa prac Landowskiej i Figueiredo nie jest ich pierwszym artystycznym spotkaniem w przestrzeni wystawienniczej. Wcześniej, niejednokrotnie wspólnie prezentowali swoją twórczość, m. in. w 2019 roku na wystawie „art3f.” w Paryżu.

A między nami ocean” – to tytuł wystawy, przygotowanej przez szczecińską Open Galery Moniki Krupowicz.

                                                                                                                                            (zs)

*  *  *

                              Fot. A. Szostak

Adam Asnyk: Pointe de Raz

(fragment)

W podartych chmur zgęszczonej ćmie
    Tonie widnokrąg ciemnych fal,
Zacina deszcz i wicher dmie,
    Zniknęła morza dal.

Z wściekłością bije wzdęta toń
    O głazów próg, o ścianę skał,
I na granitów ostrą skroń
    Spieniony rzuca wał.

O poszarpany tłukąc brzeg,
     Przeciągły, z sobą toczy grzmot,
I wlewa swój kipiący ściek
    W czeluści czarnych grot.

Na kształt ruchomych, płynnych gór
    Spiętrzone pędzą fale wód,
A piana pryska aż do chmur!
    Wiruje głębi spód.

I w wydrążonych słupów rząd,
    Co pod naporem fali drga,
Podwodny z rykiem wpada prąd
    I dziką pieśń gra …

Słychać huk bębnów, brzmienia trąb,
    Organów hymny i dźwięk lir:
To wre i huczy morska głąb,
     Kipiący syczy wir.

Ten szum siekących deszczu rózg
     Ten jęk piskliwych mew,
Ten wichru świst, ten fali plusk:
     To Oceanu śpiew.

Adam Asnyk

___________________________

Adam Asnyk (psed.: El… Y, 1838 – 1897) ostatni poeta z okresu romantyzmu. Wydał: „Poezje”, I (1869); – II (1872); – III (1881); – IV (1894); szereg utworów teatralnych. (wiersz i nota o autorze z: „Morze w poezji polskiej” w opracowaniu Zb. Jasińskiego, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1937).

„Góry i morze – pisał Asnyk, w liście do ojca, 28 maja 1874 – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości; tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”.

* * *


fot. S. Moeller, domena publiczna

Klifowy przyladek Pointe du Raz i Pointe du Van stanowią francuski „koniec świata” (podobnie jak angielski Land’s End), są jednymi z najdalej na zachód wysuniętymi punktami stałego lądu Francji. Nazwa skalistego przylądka odnosi się do bretońskiego określenia szybkiego nurtu – raz.. Pointe du Raz to w języku bretońskim Beg ar Raz.

Maciej Rutkowski: List do Ludomira Mączki.

W pierwszym rejsie dookoła świata Ludomira Mączki na jachcie Maria, przy powtórnym okrążeniu Australii, przez Wielką Rafę Koralową, na trasie z Airlie Beach (Queensland) do Nhulunbuy (North Territory) płynęli z Ludojadem Maciej Rutkowski, Derek Breggaley i Wendy Morroni. Rutkowski przebywał już od pewnego czasu w Australii, u rodziny w  Australii Południowej a po rejsie na Marii pozostał w Nhulunbuy, pracował tam i realizował swoje marzenia o własnym jachcie.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         (zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Drogi Ludku! ~                                                                                                      14.IV.1982,  Gove

Dziękuję mocno za kartę i miłą ofertę koi.
Na razie życie mocno mi się gmatwa i możliwe że gdy mi to wszystko dostatecznie zbrzydnie to zwinę manatki i pójdę prosić Ciebie o miejsce na „Marii”.
Spróbuję opowiedzieć Ci wszystko mniej więcej chronologicznie.
W grudniu pojechałem na dwutygodniowy urlop szukać jachtu. Nic gotowego nie znalazłem, ale za to spotkałem człowieka z doświadczeniem, który zbudował już zawodowo jakieś szesnaście jachtów ze stali i który właściwie skończył dla siebie coś co ja sobie wymarzyłem, niestety nie do sprzedania i natychmiast wybierał się w podróż do Tahiti. No nic, szkoda, ale na wszelki wypadek wziąłem jego adres. Dalej nic nie znalazłem, ale za to zainwestowałem forsę w chałupę w Cairns. Po powrocie do Gove napisałem do Tony’ego (to jest ten budowniczy) list oferując forsę i warunki, żeby przypłynął do Gove i zespawał mi jacht, i o dziwo Tony się zgodził. Więc jestem w trakcie przygotowywania się do budowy jachtu.
W międzyczasie zmieniłem stanowisko w Nabalco (North Australian Bouxite and Alumina Company – przyp. red), więcej forsy, ale i więcej roboty. I żeby tego nie było dość to w tym samym czasie zakochałem się w dziewczynie i możliwe że będę się żenił.
Jak widzisz nie na próżno ktoś pisał „Life wasn’t meant to be sneezy”. Wszystko to stało się w przeciągu ostatnich trzech miesięcy. Żyję w przyspieszonym tempie.

Jacht jest 36′ długi, 11’3” szeroki i 5’3” zanurzenia. Okrągłodenny i doubleender. Prawie że flushdeck, sloop. Buchanan design.

Pozdrowienia pomyślnych wiatrów i pisz!
Maciek

Jerzy Kuśmider: Polscy żeglarze w Arktyce. NWP 2023 – „Magnus Zaremba” i „Hayat”.

Spośród obszarów wodnych eksplorowanych przez żeglarzy to właśnie Northwest Passage – Przejście Północno-Zachodnie, w Arktyce,
nad kontynentem amerykańskim zalicza się, niewątpliwie, do jednego z trudniejszych i to zarówno z powodów nawigacyjnych jak i meteorologicznych. O skali trudności świadczy fakt pierwszego przepłynięcia ludzi ta trasą dopiero w latach 1903-1906 (kuter rybacki Gjoa, 21 m długości, kpt. Roald Amundsen z załogą), choć poszukiwania przejścia wodnego trwały od kilku wieków i to nierzadko kończąc się bardzo dramatycznie. Trasa wodna między Atlantykiem a Pacyfikiem znana była wcześniej tylko wielorybom, o czym interesująco pisał w swojej powieści Moby Dick, Herman Melville.

Pierwsi Polacy przepłynęli Przejściem Północno-Zachodnim w latach 1985-1988. Wyprawę zorganizował i prowadził Janusz Kurbiel, Polak mieszkający wówczas we Francji a załogę stanowili Wojciech Jacobson i Ludomir Mączka oraz Joelle Kurbiel – żona Kurbiela a na trasie Tuktoyaktuk – Gjoa Haven, kanadyjski filmowiec Jerome del Santo. Płynęli z zachodu na wschód, z Pacyfiku na Atlantyk, jachtem Vagabond’eux pod banderą francuską. Trudne warunki żeglugowe – zatory lodowe w cieśninach przejścia, akweny pokryte lodem bez śladu żeglownej wody, zmusiły żeglarzy do trzykrotnego opuszczania jachtu, pozostawiania go w osadach Innuitów i ponawiania prób dalszej żeglugi w kolejnym roku. Dopiero czwarty sezon, przy poprawiających się chwilowo warunkach lodowych, pozwolił na osiągnięcie atlantyckiej strony przejścia, na przepłynięcie całego Northwest Passage i to jako pierwszy jacht żaglowy płynący z zachodu na wschód.

Całą trasę Northwest Passage na jachcie Vagabond’eux przepłynęli Wojciech Jacobson i Ludomir Mączka. Janusz Kurbiel wraz z żoną, w ostatnim sezonie działalności wyprawy w Arktyce, podjęli próbę żeglugi ich nowym jachtem, Vagabond III, od strony wschodniej.

W kolejnych latach, zapewne również wskutek korzystnych dla żeglugi na tamtych akwenach zmian klimatycznych, nastąpił wzrost zainteresowania Przejściem Północno-Zachodnim. Także jachty z Polski i polonijne zmierzały się z trudami – a jednak, mimo ocieplenia klimatu – żeglugi w Arktyce. Nie wszystkim szczęście sprzyjało, czasami trzeba było wycofać się, bo tak nakazywał realny ogląd sytuacji, zdrowy rozsądek.

W tym roku dwa  jachty z polskimi żeglarzami przepłynęły Przejściem Północno-Zachodnim: Hayat (stalowy Colin Archer) pod kanadyjską banderą i z Polski Magnus Zaremba z kpt. E. Moczydłowskim, który na części trasy żeglował samotnie. Poniższy i kolejny artykuł opowiadają o tych wyprawach.

                                                                                                                                                                                                    (zs)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

26.11.2023
Dwa jachty z polskimi żeglarzami przepłynęły w tym roku niezwykle trudne do żeglugi arktyczne Przejście Północno-Zachodnie z Atlantyku do Pacyfiku, Northwest Passage. Pomimo tzw. globalnego ocieplenia Arktyka cały czas jest wielkim wyzwaniem dla żeglarzy. Trudność polega na tym, że w krytycznym punkcie, lody ustępują na bardzo krótko i tylko w drugiej połowie sierpnia. Bywają lata, że droga jest zamknięta i jachty nie mogą przepłynąć. Czasami zimują w Arktyce i w kolejnym sezonie kontynuują wyprawę.

W zeszłym roku jedyny polski jacht, który chciał zdobyć NWP wycofał się ze względu na awarie silnika i od Cieśniny Bellotta kapitan Grzegorz Węgrzyn samotnie płynął na żaglach, zimował na Grenlandii i wiosną wrócił do Polski: https://zeglarski.info/artykuly/grzegorz-wegrzyn-wrocil-z-arktycznej-wyprawy/

Jacht „Hayat” z polonijną załogą z Ontario, pod dowództwem Kapitana Darka Krowiaka przepłynął w tym roku NWP jako pierwszy. Informacje o tej wyprawie można oglądać na Facebooku: 2023 Hayat- próba lodu/Przejście Północno Zachodnie

Są tam prawie codziennie wpisy ze zdjęciami i filmikami z całego rejsu. Po wypłynięciu na Pacyfik jacht ten zostaje na wyspie Kodiak na Alasce. Kapitan wraz z załogą wraca do domu, żeby w późniejszym terminie kontynuować rejs do Vancouver.

Jacht „Magnus Zaremba” pod polską banderą, kapitan Eugeniusz Moczydłowski przypłynął do Victorii samotnie. Informacje o tym jachcie czytaj na stronie: https://periplus.pl/kto-jest-kim-r-y-magnus-zaremba

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Kto jest kim: r/y Magnus Zaremba

Kiedy kapitan dr Eugeniusz Moczydłowski zadzwonił do mnie i poprosił o przybycie na pokład, nie miałem pojęcia, że w basenie jachtowym zobaczę coś, co będzie przypominało jakby zacumowany okręt podwodny. [Iceland News.is] koncepcja:                     Eugeniusz Moczydłowski projekt:                      … Czytaj dalej Kto jest kim: r/y Magnus Zaremba

 

Ta jego arktyczna wyprawa jest w cieniu informacji medialnych, bo kapitan nie zabiega o to. Obecnie jestem z nim w stałym kontakcie łączności satelitarnej i zgodził się on na opublikowanie bardzo ogólnych informacji. Resztę opowie i opisze sam po dopłynięciu do celu. Tymczasem pomagam mu dopłynąć do Kanady, tzn. wysyłam informacje nawigacyjne i lokalne, potrzebne do żeglugi po kanadyjskim wybrzeżu Pacyfiku.

Kalendarz wyprawy:

Ilustracje zdjęciowe kpt. Moczydłowski i archiwum autora: JerzyKusmider.com – NWP 2014

Po wypłynięciu z Gdańska (15 lipca) jacht „Magnus Zaremba” 30 lipca dopłynął do Reykjavíku na Islandii.

02 sierpnia – Wypłynął w kierunku Grenlandii.

12 sierpnia – Przekroczył Krąg Polarny od strony Atlantyku, czyli umowną granicę rozpoczęcia wyprawy przez Przejście Północno-Zachodnie, Nortwest Passage.

Magnus Zaremba” -traking jachtu InReach.com

13-14 sierpnia – Odwiedził Ilulissat na Grenlandii i wraz z jednym członkiem załogi wypłynął w kierunku Kanady.

19 sierpnia – Najbardziej wysunięta na północ pozycja w przejściu NWP: Szerokość geograficzna północna 74.203248 i długości zachodnia: 86.369468
                                                               Zatoka Fort Ross

Kultowy domek Hudson’s Bay Company w Fort Ross

Wpis do książki pamiątkowej w domku Hudson Bay Company w Fort Ross

Wyjście z Cieśniny Bellota

21 sierpniaFort Ross i Cieśnina Bellota. Krytyczny odcinek żeglugi przez NWP.

24-26 sierpnia – Cambridge Bay Odprawa graniczna wpłynięcia do Kanady

02-05 września – Tuktoyaktuk.  Od tego portu kapitan Moczydłowski płynie samotnie.

Herschel Island

06-09 września – Herschel Island Ostatnie odwiedzone miejsce w Kanadzie.

15 września – „Magnus Zaremba” osiągnął na Oceanie Arktycznym pozycje najbardziej wysuniętą na północ: 77 30 N i zachód: 172 26 E

Po minięciu tego ekstremalnego punktu wyprawy nawiązaliśmy stały kontakt za pośrednictwem systemu satelitarnego InRech. Tą drogą możemy do siebie wysyłać SMS maksymalnie do 160 znaków, wliczając w to odstępy. Trochę to ogranicza pełną wymianę informacji, ale jest to wystarczająco dużo, żeby wymienić niezbędne informacje.

W jednym z pierwszych SMS kapitan Moczydłowski pisał: „Chciałbym zostać w Vancouver na zimę. Mam jedzenie i paliwo. … Najtańszy bezpieczny postój to na boi. Mógłbyś poszukać?. Mam tylko Open CPN. Nie mam nazw, nie wiem, dokąd płynąć. Mógłbyś podać mi pozycje punktów zwrotnych wejścia południowego do Vancouver? I celu?”

Na moje pytanie, czy zamierzał z marszu, albo z zimowaniem popłynąć przez Arktykę Rosyjską do Europy, odpowiedział: NEP jest zamknięte dlatego był NWP. Próba dryfu jak „Fram” i „Tara” zakończyła technika…. Nie wiem, czemu balast nie dał się podnieść. Kiedy zamarzliśmy kiedyś pod Grenlandią, 5 ton kila nie chciało się grawitacyjnie opuścić. Przymarzł. Nie dotarło, że może tak być przed podniesieniem! Wolę nie myśleć, co by było gdybym nie sprawdził”.

Później, na moje następne pytanie, czy decyzja niezimowania w Arktyce była związana z podnoszeniem kila? Odpowiedział: Tak. Niepodniesiony kil=los Jeanette, Endurance, Terror, Erebus i bardzo wielu innych”.

Wyraziłem też zdziwienie, że nie ma on dokładnych map i informacji nawigacyjnych zachodniej Kanady. Na co odpowiedział: opłynięcie „świata nie było w planie”. Zrozumiałem, że muszę mu pomóc, o ile to będzie możliwe. Tak jak zagubionemu „rozbitkowi” na oceanie nie można odmówić pomocy. Gienia znam jeszcze z dawnych czasów studenckiego żeglarstwa w Warszawie w latach siedemdziesiątych ubiegłego już wieku, ale przez wiele lat nie miałem z nim żadnego kontaktu.

18 września, zobaczyłem na trackingu, że „Magnus” zmienił kurs w prawo, Napisałem mu: trzymaj się daleko od Wrangel Isl, żeby Ruscy nie wsadzili cię, tak jak Monikę Witkowską, która żeglowała tam na szwedzkim jachcie „Anna”. On na to: „Za co? Płynę z wiatrem na tę małą Heral’d, ale zostaje 12 mil po prawej”. Ja: Lepiej więcej niż 12 mil, bo Ruskie mogą mieć radziecką miarkę, „samoje balszoje”, jak wszystko było w ZSRR,

20 września – zaczęła się akcja na morzu, którą tak opisywał:

13:24 Rosyjski Coast Guard zażądał inspekcji. Staję w dryf. Odezwę się po.”

15:09 Nie zdecydowali się podejść. Fala. Mam płynąć zachodnią częścią cieśniny i przy lepszej pogodzie ponowią probę.

16:14 Ja odpowiedziałem: Będą już Ciebie pilnować. Wiatrowo to gorszy wariant. Jutro będzie tam słabo wiać. Odpowiedział: O to im chodzi”.

23.09 Bieregowaja Ochrona 262 płynie po lewej burcie, żebym nie uciekł na wschód”. (to znaczy w tym miejscu na Alaskę, USA. Przypis autora) „Czekają na ciszę. Ma być za 12 h, czyli rano. I inspekcja”.

21 września.
11.01 -„Spokojna noc z 262 po lewej burcie. Nie sądzę by próbowali desantu. Metr rozkołysu. Może za 24 h przy lądzie. Czyli 2 doba asysty”

15.41 – Wylądowali. Bez incydentów. Wiem, jak wygląda porządne przeszukanie i przesłuchanie. 1 z papierami wysiada, 2 zostaje na jakiś czas”

17.30 – Po 6 h inspekcji jestem całkowicie wolny. Reszta później”.

Następnego dnia rano 22 września po wyspaniu się i odpoczynku po tych wrażeniach opisał, co było: Weszło 3 uprzejmych młodych. Wręczyli świeży chleb. 1 rył, 2 przesłuchiwał, 3 chorował. Gdy opcja 007 padła na wstępie, realizowano wersje: Analiza aberracji. Nie może okręt prowadzić 1,5 doby działań operacyjnych po nic. Nie może ktoś kwestionować, że rosyjska strefa to 200 mil nawet jeśli obejmuje inne państwa. Jak się to przyjmie, powiedzą, jak z tego wyjść: nie wiedziałeś, nie planowałeś. 5 formularzy dziesiątki pytań i 6 h nieustannego rycia i fotografowania, kilka wyjazdów na statek po dalsze instrukcje. Pełny profesjonalny sukces. Czyli normalna głupawka”.„Po wrażeniach ze spotkania 262 zobaczyłem śnieżne sopki Czukotki z 40 mil. I zamiast prognozowego SE 5 kn dostałem 9 kn SW a więc 5 kn po trasie”.

22 września – Ponowne przecięcie Kręgu Polarnego, tym razem na Pacyfiku, czyli umownej granicy zakończenia wyprawy przez Przejście Północno-Zachodnie, Northwest Passage. Wysłałem mu kolejne gratulacje, po wcześniej wysłanych po osiągnięciu rekordowej pozycji na Oceanie Arktycznym. Tego samego dnia przepłynął też Cieśninę Beringa.

Następnego dnia 23 września pisał: „Morze Beringa. Na liczniku od 15 lipca Gdańsk 6601 Nm. Do Tuktoyaktuk we dwóch z Norbertem. Z Tuktoyaktuk po oceanie Arktycznym do dziś 2092 Nm sam”. … ”Magnus to pierwszy jacht ever, który przepłynął wschodni Ocean Arktyczny. Dokładnie na zachód żeglował w 2020 r jacht Nanuq. Trochę jaśniej Nanuq płynął z zachodu do 80 28 N, 144 03 E w 2020 r. Magnus płynął od wschodu do 77 30 N, 172 26 E.

27 września napisał bardzo niepokojącą wiadomość: Uwaga! InReach może przestać działać. Wtedy mogę przesłać, że OK tylko przez spotkany statek do Adama +48…..” (nr. tel. w Polsce). Okazało się, że były tylko problemy ze wskazaniami ładowania prądu i jak na razie jest wszystko OK. Trochę odetchnąłem.

Niedługo po tym napisał: Nowy wielki brat zarządził inspekcje CG Kimbal USA…”. Trochę później: Inspekcja tylko przez radio zakończona. Pytali, czemu unikam USA. Mówię: za drogo. A ile Kanada? 25 CAD. Zrozumieli”.

Dla wyjaśnienia dodam, że ruch bezwizowy do USA dla obywateli polskich nie dotyczy przekraczania granicy jachtem niekomercyjnym (pleasure). Pewnie jest jakaś luka w interpretacji przepisów, o czym przekonał się, jeden żeglarz z polskim paszportem, płacąc za wizę w porcie Nome na Alasce, prawie 600 USD.

Przed zbliżaniem się do wysp Aleutów na Alasce zapytałem, czy ma dokładne informacje prądowe w Ciśnienie Unimak. Poprosił o przekazanie i od razu wysłałem mu. Tego dnia były prądy do 5 węzłów w jedną i drugą stronę zmieniające kierunek jak zwykle co 6 godzin. Na pewno pomogło mu to optymalnie rozplanować przejście w tej dość szerokiej cieśninie, ale 30 września po przejściu Unimak Strait napisał: „Chyba przedarłem się na Pacyfik. Nic gorszego niż ta cieśnina, trudno sobie wyobrazić”. Na co ja nie chcąc go zbytnio straszyć, napisałem: Welcome to Pacific. To początek. W BC prądy będziesz miał silniejsze, tylko mniejsza fala. Teraz w nagrodę będziesz miał silny NW, ale niezbyt długo.

Opis dalszego etapu rejsu, powitanie w Victorii BC, spotkanie i prelekcja kpt. E. Moczydłowskiego w Polish Veterans Association in BC w Vancouver na stronie: www.jerzykusmider.com

https://jerzykusmider.com/2023/10/17/polski-jacht-magnus-zaremba-plynie-do-vancouver/

https://jerzykusmider.com/2023/10/24/powitanie-w-victorii-jachtu-z-polski-kpt-eugeniusz-moczydlowski-przeplynal-nwp-i-ocean-arktyczny/

https://polishveteransassociationinbc.org/2023/11/24/spotkanie-i-prelekcja-kpt-eugeniusz-moczydolowski-o-arktycznej-wyprawie/

Polski jacht „Magnus Zaremba” płynie do Vancouver

Powitanie w Victorii jachtu z Polski. Kpt. Eugeniusz Moczydłowski przepłynął NWP i Ocean Arktyczny

                       

Spotkanie i prelekcja. Kpt. Eugeniusz Moczydłowski o arktycznej wyprawie

   https://jerzykusmider.com/                                                            Jerzy Kuśmider, Vancouver BC

                                                                                   * * *

Podsumowanie rejsu „MAGNUS ZAREMBA” – ARKTYKA 2023

Celem rejsu „Magnusa Zaremby” do Arktyki w 2023 r było dopłynięcie do granicy lodu na północ od Wysp Nowosyberyjskich, wmarznięcie w pole lodowe i dryf wraz z lodem przez Basen Centralny do Cieśniny Frama śladem statku Fram, i jachtów Tara i Nanuq. Załogę stanowili Eugeniusz Moczydłowski – kapitan i Norbert Pokorski – załogant. Na etapie z Gdańska do Helgeroa w Norwegii i od Reykiaviku do Illulissat na Grenlandii wspomagał załogę instruktor nurkowania Piotr Stanisławski. Od Tuktoyaktuk do Victorii w Kanadzie, kapitan żeglował samotnie.

Jacht wypłynął z Gdańska 13 lipca 2023, dopłynął do Port San Juan na wyspie Vancouver 17 października 2023, a do Victorii – stolicy Kolumbii Brytyjskiej – 21 października 2023.

Łączna długość trasy wyniosła – 7150 mil w tym:
z załogantem do llulissat na Grenlandii – 2100 mil
z załogantem przez przejście Północno-Zachodnie – 882 mile
samotnie – 4177 mil w tym: 2192 mile po wschodniej części Oceanu Arktycznego.

Przebieg rejsu:

Przejście Północno-Zachodnie nie było celem tylko środkiem do osiągnięcia głównego celu rejsu. Z powodu wojny na Ukrainie, Rosja zamknęła przejście Północno-Wschodnie dla międzynarodowej żeglugi. Dotarcie do granicy lodu na północ od wysp Nowosyberyjskich, miejsca początku dryfu z lodem przez Basen Centralny, było możliwe tylko od wschodu, a więc przez Przejście Północno- Zachodnie.

Do Cambridge Bay jacht dotarł przez Cieśninę Bellota 24 sierpnia 2023 r. Zatankowano niezamarzające paliwo lotnicze Jet A i benzynę do agregatu prądotwórczego. Załogant oświadczył, że ze względów zdrowotnych rezygnuje z udziału w rejsie i zmustruje w ostatnim porcie t.j. Tuktoyaktuk.

Z Tuktoyaktuk kapitan żegluje samotnie do granicy lodów Oceanu Arktycznego z przystankiem na wyspie Herschel.

Po pokonaniu 1300 mil na pozycji 77º30’ N i 172º27’ E, w dniu 16 września 2023 r dokonano nieudanej próby podniesienia balastu. Schowany balast jest warunkiem podstawowym przetrwania jachtu w lodach otwartego oceanu jak pokazują doświadczenia wszystkich wcześniej podejmowanych prób takiego dryfu. Magnus Zaremba przechodził takie testy w lodach prądu Wschodnio-Grenlandzkiego. Przyczyną awarii było zamarznięcie balastu w skrzynce kilowej.

Wobec perspektywy nieuchronnej zagłady jachtu, kapitan zrezygnował z głównego celu wyprawy i obrał kurs do Cieśniny Beringa. Zupełnie przypadkowo rezygnacja z głównego celu wyprawy Magnusa Zaremby nastąpiła 15 mil bardziej na północ od miejsca w którym został zmiażdżony i zatonął USS Jeannette.

Żegluga po Oceanie Arktycznym do cieśniny Beringa stanowiła poważne wyzwanie ze względu na rozległe pola paku lodowego i niską temperaturę. Następnie trasa wiodła przez Cieśninę Unimak w łańcuchu Aleutówi i jacht dopłynął szczęśliwie do wyspy Vancouver. Wyjątkowo dramatyczne chwile rejsu z powodu sztormowej pogody w połączeniu z silnymi prądami miały miejsce w wąskiej cieśninie Unimak. W swojej ponad 50 leniej historii żeglarskiej kapitan nigdy nie doświadczył tak dzikiej furii morza. Zgodnie z oczekiwaniami Zatoka Alaskańska potwierdziła swoja złą sławę . W Victorii zakończył się arktyczny etap rejsu.

Uwagi o rejsie

Mimo całkowitej porażki głównego celu wyprawy, rejs „Magnusa Zaremby” można uznać za udany. W ciągu trzech miesięcy jacht przepłynął trude akweny Arktyki i sztormowe wody jesiennego północnego Pacyfiku.

Według posiadanych informacji, „Magnus Zaremba” był pierwszym w historii żaglowcem, który przepłynął wschodni Ocean Arktyczny. Poprzednia próba żeglugi żaglowca na tym akwenie narodowej wyprawy amerykańskiej na USS „Jeannette” pod dowództwem porucznika Georga de Longa zakończyła się zmiażdżeniem i zatonięciem statku. Nie jest to oczywiście wyłączna zasługa zalet jachtu i sprawności załogi „Magnusa Zaremby”, tylko wynik oczywistych zmian stanu zalodzenia Arktyki, co wraz międzynarodową sytuacją polityczną umożliwiło i wymusiło wybór trasy rejsu.

Tom Zydler ( kto to jest: patrz aneks 2 i 3 książki do pobrania na: https://periplus.pl/wp-content/uploads/2018/03/Moczydlowski-Eugeniusz-Pod-zaglami-i-na-cumach.pdf) tak ocenił rejs Magnusa Zaremby:

I think you have surpassed anything I could have taught you these years ago. A rich museum could be the solution and I’m sure you would  find some gifted sculptors in Poland to carve you full size or larger than life as they say here in long lasting varnished and colored te wood. A Marine Academy should love to have your boat for training young and future Polish maritime heroes, no?

Myślę, że przekroczyłeś wszystko, czego mogłem cię nauczyć te lata temu. Bogate muzeum mogłoby być rozwiązaniem i jestem pewien, że w Polsce znalazłbyś kilku utalentowanych rzeźbiarzy, którzy wyrzeźbiliby Cię w pełnym rozmiarze lub większym niż na żywo, jak to mówią, w trwałym lakierowanym i kolorowym drewnie. Akademia Morska powinna mieć Twoją łódź do szkolenia młodych i przyszłych polskich bohaterów morskich, prawda?

Eugeniusz Moczydłowski jest pod wrażeniem autorytetów oceniających dokonania „Magnusa Zaremby” w Arktyce, ale propozycje swojego kapitana z s/y „Konstanty Maciejewicz” postrzega raczej jako przejaw entuzjastycznego poczucia humoru. Naprawdę wielką satysfakcją byłoby wykorzystanie doświadczeń tego rejsu w ambitnych, niepowielanych wyprawach po złote, lodowe runo.

Jerzy Kuśmider, Vancouver BC

Ilustracje zdjęciowe kpt. Moczydłowski i archiwum autora: JerzyKusmider.com – NWP 2014

___________________________________________________________________________________________________
Jerzy Kuśmiderur. 1950 r, podróżnik, publicysta, kapitan jachtowy (1975 r), działacz polonijny. Wyjechał z Polski w roku 1977. Od 1981 roku mieszka w Kanadzie w Vancouver. Właściciel i budowniczy jachtu „Varsovia”. Od 1985 roku, na swoim jachcie odbył liczne rejsy, głównie samotne po Pacyfiku (samotnie ponad 60 tyś. Mm). Żeglował też na innych jachtach morskich po trzech oceanach. Między innymi Northwest Passage (2014 r.), Cape Horn (2016 r.) i Svalbard powyżej 80 stopnia North (2019 r.). (w sumie ponad 150 tyś. Mm). Autor książki: „Samotnie przez Pacyfik – „Varsovią” na Hawaje”, oraz licznych publikacji w Kanadzie, USA i Polsce. Inżynier Budownictwa Lądowego, absolwent Politechniki Warszawskiej (1976 r.). Od 1986 r. broker ubezpieczeń majątkowych w Vancouver.

 

                                                                 Przystań w Miadziole nad jez. Miastro.                                                                        (Cykl monografii poświęconych krajoznawstwu ziem i miast Rzeczypospolitej „Cuda Polski”; Tadeusz Łopalewski,
„Między Niemnem a Dźwiną: ziemia wileńska i nowogrodzka”, Wyd. Polskie (R. Wegner), Poznań, 1935/1938, str. 94)


Jezioro Miastro, a tuż obok największe i jedno z najpiękniejszych jezior II Rzeczypospolitej – jezioro Narocz, nad którym swój ośrodek wodny mieli harcerze (Centralny Ośrodek Żeglarstwa Śródlądowego ZHP); było schronisko Kuratorium Szkolnego, Ośrodek Wodny Ligi Morskiej i Kolonialnej, schronisko turystyczne z pensjonatem Towarzystwa Miłośników Jeziora Narocz; rozwijał się sport bojerowy. Z Wilna nad jez. Narocz – 100 km, – podróż koleją z przesiadką, trwała aż pięć godzin.

O wiele bliżej – niespełna 28 km – było do Trok, nad jeziora trockie, gdzie nad jeziorem Gawle, w okazałym budynku miała swój ośrodek wodny Liga Morska i Kolonialna, a na przystani cumowała spora flotylla jachtów mieczowych i wśród nich flagowy jacht trockiej flotylli Mewa – kuter o ożaglowaniu gaflowym, sławny również i z tego, że dwukrotnie podnosił proporzec Prezydenta Rzeczypospolitej: podczas przebywania na nim prezydenta Stanisława Wojciechowskiego – i drugi raz gdy jacht zaszczycił swoją obecnością prezydent Ignacy Mościcki.

Na północno-wschodnim krańcu Polski, przy granicy z Łotwą, znajdował się kolejny duży ośrodek żeglarsko – kajakowy, miasto Brasław nad jeziorem Drywiaty i pobliskie jezioro Dryświaty …

                                                                     *   *   *

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jerzy Kuśmider:                                                                                 ARTYKUŁY:    Magnus Zaremba w NWP Bieregowaja Ochrona 262 płynie po lewej burcie, żebym nie uciekł na wschód” (to znaczy w tym miejscu na Alaskę, USA.- przypis autora). „Czekają na ciszę. Ma być za 12 h, czyli rano. I inspekcja”…

__________________________________________________________________________________________                                                                                    Alicja Farmus:                                                                                   ARTYKUŁY:     Hayat w NWP                                        Kiedy Peter Gzowski w popularnym programie radiowym w latach 70-tych spytał słuchaczy o wybór alternatywnego hymnu Kanady, to właśnie utwór Stana Rogersa „Northwest Passage” został wybrany, zdobywając największą liczbę głosów…

__________________________________________________________________________________________                                                                                        Maciej Rutkowski:                                                                            LISTY:    do Ludomira Mączki                                        Więc jestem w trakcie przygotowywania się do budowy jachtu. (…) W międzyczasie zmieniłem stanowisko w Nabalco, więcej forsy, ale i więcej roboty. I żeby tego nie było dość to w tym samym czasie zakochałem się w dziewczynie i możliwe że będę się żenił…

___________________________________________________________________________                                            (zs):                                                                                                       KORESPONDENCJA                                                          W  listopadzie tego roku, zamiast korespondencji z Lizbony Marioli Landowskiej, dotarły do Szczecina, pieczołowicie zapakowane w Lizbonie jej obrazy, a z brazylijskiej Fortalezy prace  brazylijskiego malarza Vando Figueiredo...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

POCZTÓWKA ŚWIĄTECZNA DO LUDOMIRA MĄCZKI.

Maciej Rutkowski (załogant z Marii w rejsie przez Wielką Rafę Koralową) pisze z życzeniami Bożonarodzeniowymi z Australii.

     

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z ALBUMU MARYLI GROCHOWSKIEJ (wczesne lata 50te XX w.).

               

      Przystań żeglarzy akademickich w Szczecinie Dąbiu.

                                   

   Maryla Grochowska i Krzysztof Jaworski, gdzieś na Jeziorze Dąbskim.

___________________________
Maryla Grochowska-Thomsen – ur. w 1933 r. w Tczewie; żeglarstwo uprawiała od końca lat czterdziestych w Szczecinie, odnosząc znaczące sukcesy w regatach – w 1953 r. zdobyła I miejsce – Mistrzostwo Polski w Żeglarskich Mistrzostwach Polski Jachtów Kilowych w Sopocie (w barwach LPŻ Szczecin); pod koniec lat pięćdziesiątych wyjechała do Niemiec, nadal żeglując po morzach i Atlantyku.

 

 

Dominik Bac: Spotkania z „Mrówą”.

Mamy z „Mrówą” wspaniałe wspomnienia z Vancouver. W 2007 roku przez 1.5 miesiąca staliśmy, wręcz burta w burtę, w marinie na Granville Island i remontowaliśmy „Starego” po wywrotce na zatoce Alaska.

Jurek był naszym dobrym wujkiem w czasie tego remontu. Na „Pathfinderze” spędzaliśmy czas, bawiliśmy się, zdarzało nam się tam nocować.
Jak wypłynęliśmy z Vancouver po remoncie ruszyliśmy we dwa jachty – „Pathfinder III” i my, dopłynęliśmy pod dom Jurka w Victorii i spędziliśmy tam jedną noc poznając jego rodzinę.

Na zawsze zapamiętamy smak wędzonego łososia na pokładzie „Pathfindera”, „Mrówę” grającego na łyżkach i dziesiątki morskich opowieści, w tym anegdoty o przygodach z udziałem Ludka.

Dominik Bac, 2023

Impreza pożegnalna na „Pathfinder III”. Na zdjęciu zmieścili się: Claudia, Marcin i Arlo z załogi „Starego”, Wiesiek i Daniel z załogi „Nektona”, Ela i Jurek Kuśmider, Grażyna, Krzysztof. Fot.z arch D. Baca

 

Żeglarze z Vancouver – mechanik Zygmunt, Krzysztof i Jurek „Mrówa” Łubisz. Fot z arch.D. Baca

Mariola Landowska: Marina pod mostem 25 Kwietnia w Lizbonie.

 Siedziałam w lizbońskiej kafejce „Rui dos Pregos”, mając wspaniały widok na pobliskie nabrzeża rzeki Tag, na marinę żeglarską i życie rzeki, na ikonę miasta i jej atrakcję turystyczną czyli na piękny most, na Ponte 25 de Abril. Miejscowe jachty, z przygodnymi pasażerami co rusz wypływały z przystani, by po godzinnej przejażdżce po rzece powrócić do mariny. Panie w butach na wysokim obcasie, czasem ubrane wieczorowo, inne z plecakiem, jakby prosto z turystycznej wędrówki; panowie również w strojach dalekich od ogólnie przyjętych żeglarskich zwyczajów. I ta różnorodność ludzi pragnących przepłynąć, choćby przez chwilę, po słynnej rzece Tag nie maleje. Czyżby zew przygody, czegoś nowego, innego był tak silny? A może dusza rzeki Tag – alma do Tejo, przywołana w nazwie klasycznej łodzi żaglowej jest tym magnesem ściągającym chętnych do krótkich pływań i spojrzenia na Lizbonę od strony rzeki.

Wiał świeży wiatr, zbyt dużo żagla nie podnoszono, by nie odstraszyć przygodnych pasażerów nadmiernymi przechyłami łodzi i jachtów, by bryzgi wody nie zmoczyły ich nadmiernie; ale zachód słońca chowającego się gdzieś daleko w oceanie był dodatkową nagrodą dla żądnych wrażeń turystów i pasażerów łodzi na rzece Tag.

Dzielnica Alcântara, bo w niej jest ta marina i kafejka w której zatrzymałam się na chwilę, ma również rozpostarty nad nią wielki, ikoniczny most. A pod nim, na wodzie, wre życie: delfiny powróciły, nawet orki pojawiają się od czasu do czasu. Tak dużo się zmienia, ale i coś pozostaje, trwa.

 

„Entre as Aguas do Tejo” wystawa indywidualna Mariola Landowska –      Malarstwo

Zaprezentowane w różnych galeriach i muzeach wzbudzały zainteresowanie techniką i tematyką. Kreatywne myślenie jest domeną artysty i pokazuje jego “portret” duszy.                                    Trwanie w tematach od lat zmienia spojrzenie na ten sam temat.                                                    Droga artystyczna jest drogą dla Sztuki, wiec dociekliwe szukanie nowego jest naturalną potrzebą.

Tym razem będzie to wędrówka przez wody rzeki Tag. Nowa seria, nowa narracja, którą nazwałam “Entre Aguas”.

Motyw łodzi klasycznej tzw. Canoa do Tejo, zbudowanej z drewna o pięknej linii. Będąc w stoczni w Sarilhos Pequenos, biorąc udział w remoncie jednostki “Alma do Tejo”, znalazłam temat do obrazów. Wątek wody w różnych miejscach i o różnych porach dnia przywołuje myśli związane z przeszłością i teraźniejszością. Co się zmienia, a co jest na stałe?

Kolor wody zazwyczaj jest niebieski, a jednak paleta zmienia się na kolor ochry, symbolizując ziemię. Woda opada i wznosi się, wtedy zmienia się pejzaż, zmienia się forma łodzi.                            Wszystkie luki od dziobu po rufę pokazują nam jakby nową muzykę.                                          Istnieją też postacie, to ludzie związani z wodą, z życiem na łodzi.                                                  Ludzie czujący wodę i jej własne życie podzielone na fragmenty, a jednak tworzące całość.         Balasty i pokłady co jakiś czas naprawiane aby nadal mogły trwać.                                          Pływanie na łodzi “Alma do Tejo” ze stowarzyszenia ANCORAS, którego od niedawna jestem członkiem, pozwoliło mi powrócić do dawnych chwil żeglowania. Zazwyczaj żeglowałam w Polsce: na jeziorach i na Morzu Bałtyckim.                                               

Jednak jacht to nie canoa, a właśnie canoa „Alma do Tejo” zainspirowała mnie do stworzenia nowej serii malarskiej.

Com os melhores cumprimentos.

                                                                              Tekst i foto: Mariola Landowska, sierpień 2023

                                                                                                    www.mariolalandowska-art.com

________________________________________________________________________________________________________

Mariola Landowska – żeglowała w Jacht Klubie AZS w Szczecinie w latach osiemdziesiątych XX w. Z pasją oddaje się malowaniu i podróżom. Wystawy malarskie w Szczecinie, we Włoszech, w Portugalii, w Hiszpanii. Od kilku lat mieszka w Oeiras koło Lizbony.

Wojciech Jacobson: Spotkania z „Mrówą”.

 „Mrówa” – to przydomek Jurka Łubisza, żeglarza akademickiego a potem rybaka spod żagla na wodach Pacyfiku. Wraz z Andrzejem Kaszyńskim i Tomaszem Romerem, Jurek zakładał w latach pięćdziesiątych w Łodzi Akademicki Klub Żeglarski. Do Kanady trafił w stanie wojennym. Tam (w latach 1989 – 2023) na własnym kutrze rybackim, częściowo żaglowym, łowił łososie, tuńczyki i krewetki w Kolumbii Brytyjskiej, w okolicach Victorii.

W naszym żeglarskim środowisku, jeszcze w PRL-u był szeroko znany pod ksywą „Mrówa”. Odwiedzał nasz JK AZS w Szczecinie żeglując na jachcie „Stomil”.

W roku 1986, na wiadomość, że wraz z Ludkiem Mączką lecę via Edmonton do Arktyki kanadyjskiej dostałem od zaprzyjaźnionych osób adres i telefon do „Mrówy”. Jurek w tym czasie mieszkał w Edmonton i był tam taksówkarzem. Z kontaktu skorzystaliśmy i od tego czasu łączyły nas z „Mrówą” liczne historie i wspólne chwile. Zapraszał nas do siebie przy każdym przelocie (a było ich kilka) przy czym Ludka gościł u siebie dłuższy czas. Skuszony opowieściami o Arktyce przyleciał do nas, do osady inuickiej Gjoa Haven. Tam stał na lądzie nasz jacht „Vagabond’eux” oczekując na odpuszczenie lodów i przylot z Francji Janusza Kurbiela, szefa wyprawy i właściciela „Vagabond’eux:”. Pod nieobecność Kurbiela i jego żony Jurek spędził z nami wspaniałe kilka dni. Mieszkał z nami na jachcie, brał udział w naszym życiu, pomagał w pracy przy łódce i cieszył się kontaktami z Inuitami. Ostrzeżony przez nas, że wioska Gjoa Haven jest „dry” – bezalkoholowa, nie przywiózł ze sobą nawet najmniejszej butelki piwa. Tydzień był absolutnie bezalkoholowy. Łączę fotografię z naszego wspólnego pobytu na „Vagabond’eux” zrobioną samowyzwalaczem.

  Na „Vagabond’eux” w Gjoa Haven (Arktyka), od lewej: Wojciech Jacobson, Jerzy Łubisz „Mrówa”, Ludek Mączka). Fot. z arch. W. Jacobsona

Po naszej wyprawie arktycznej Ludek zamieszkał na stałe w Kanadzie a Jurek – „Mrówa” przeniósł się tymczasem do Victorii w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie zakupił kuter rybacki „Ella Maude” i rozpoczął połów łososi. W roku 1989 zatrudnił u siebie Ludka jako deckhand’a i pracowali we dwóch. Nie bez przygód. Dwa razy Ludek wyleciał Jurkowi za burtę. Pierwszy raz Jurek złapał w porę Ludka i wciągnął do łódki. Za drugim razem „Mrówa” był w maszynie i nie widział wypadającego Ludka. Wyłowił go inny kuter, też z Polakami, idący za nimi.

W późniejszym czasie Jurek zakupił inną łódkę, kuter żaglowy „Pathfinder III” i na nim przez 25 lat prowadził połowy! To już był kunszt żeglarski bo łódka trudna w obsłudze. Pomagały przypadkowe osoby, które szybko się wykruszały.

„Mrówa” witał z wielkim entuzjazmem polskie jachty pojawiające się na tamtych wodach: „Starego”, „Solanusa”, „ Lady Dana 44” i innych Polaków. Był bardzo popularny, otwarty towarzysko, grający na gitarze, rozmowny. Jako „George Pescador” – „Jurek Rybak”, był też popularny na wybrzeżu meksykańskim.
Na pokładzie i w połowach stale towarzyszył mu piesek okrętowy – „Skipper”. Któregoś dnia, w początkach czerwca „Skipper” wpadł do wody tuż obok „Pathfindera III”. Jurek skoczył za nim, żeby go ratować. Zginęli obaj, przynajmniej tak wyobrażamy sobie ich koniec, bo nikt dokładnie nie wie jak zginęli.

2 września 2023 r. prochy Jurka Łubisza – „Mrówy”, rodzina i przyjaciele rozsypali w Oceanie Spokojnym w pobliżu portu Tofino…

                                                                                                                     Wojciech Jacobson

_____________________________________________________________________________________________________

Wojciech Jacobson – ur. 1929 r.; jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, uczestnik wyprawy „Marią” od początku, od momentu przygotowań jachtu do rejsu. Prowadził jacht „Vagabond II” z Le Havre do Vancouver w Kanadzie – rejs został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku za 1985 rok, a kapitan prestiżową nagrodą „Srebrny Sekstant”. W latach 1985 – 1988 razem, m. in., z L. Mączką i J. Kurbielem, na jachcie „Vagabond II”, przepłynął Przejściem Północno-Zachodnim (NWP – Arktyka, płn. Kanada). Wyczyn żeglarski na miarę światową został uhonorowany I nagrodą Rejs Roku 1988 i „Srebrnym Sekstantem”. Za współpracę z kanadyjską szkołą pod żaglami – Class Afloat, wyróżniony nagrodą Derek Zavitz Memorial Award – „za postawę godną naśladowania” (1998). Nagroda Conrady – 2009, Honorowy Ambasador Szczecina – 2011, członek honorowy PZŻ, AZS, członek Bractwa Wybrzeża.

 

F O T O 

Kuter rybacki „Ella Maude”. Fot. z arch Sł. Woronkowicza

 

 „Pathfinder III”. Fot. I. Zembal

 

Jerzy „Mrówa” Łubisz i Ludek Mączka. Fot. z arch. J. Łubisza

Jerzy „Mrówa” Łubisz. Fot. z arch J. Łubisza

 

Ludek Mączka na kutrze „Ella Maude”, 1989 r. Fot. J. Łubisz