Do Maryi Trębickiej
Ameryka 1853.
(…)
Zawsze są takie wiatry, takie żagle, takie serca, takie ręce, tacy ludzie, takie niewidzialne cherubiny, co w pomoc przychodzą bezinteresownym, czystym, spokojnym kierunkom.
Płyń odważnie żeglarzu, niech cię dowcipniś wyszydza –
I niech sternik strudzony rękę opuszcza zwątloną… ciągle… ciągle
Muszą się brzegi pokazać…
Choćby brzegu nie było, terazby z morza wystąpił…
Schiller tak gdzieś mówi o Kolumbie, kiedy 30 lat mając, siwizną okryty, przepłynął ten ocean, któremu się dziś zdaje, że nas dzieli. Widziałem rekiny ogromne – i mewy, którym osłabiają skrzydła od przestworów drogi, i opuszczają je na falę dla chwilowego spoczynku, nim do skał gdzie sterczących wrócić mogą… to wszystko – ta przepaść z wałami piętrzącemi się do pół masztów, tak, że okręt skrzypi na wszystkie strony od ścisku fal – to słońce czerwone, za płaszczyzną ruchomą zachodzące tyle i tyle razy – te noce najreligijniej przerażające cichością lub burzą – powiadają ludzie, że to nas dzieli. Powiadają, mówią ci, którzy powiadają. (…)
Mam atelier z widokiem na cmentarz – także mały ogródek w domu – w miesiące gorące – jak dziś – kolibry z południa przylatują i krążą około kwiatów. Znam jednego artystę, niebardzo i cenionego na świecie i u siebie, któremu za rysunek tej wielkości co pół tego listu płacą 20 franków na monetę francuską – przy drożyźnie więc tutejszej może żyć i innym być użyteczny, a jest komu – i to mu zastępuje całą historyę serca – jest w tem wielki dramat. (…)
Do Maryi Trębickiej
10 kwietnia 1853.
(…)
Musiałem rzucić się na ten Ocean,
Nie abym szukał Ameryki – ale
Ażebym nie był tam… O! wierz mi, Pani,
Że dla zabawki nie szuka się grobu
Na półokręgu przeciwległym globu.
I… dotąd, dotąd skorzystałem tylko
Z tego, co podróż daje dwumiesięczna
Przez te obszary, zaprawdę, straszliwe,
Straszliwe, mówię, dla płynących w sposób,
Jaki dla takich jak ja przystał osób.
Dnie były głodu, pragnienia i inne,
Dnie moru, dzieci konały niewinne
Dla mleka matek, które niewczas psowa.
Widziałem także okręty rozbite
I twarze majtków wątpiących o naszym,
Widziałem marność ludzką tak jak nigdy!
(…)
Do J. Bohdana Zaleskiego
1855
(…)
Wyjeżdżając do Ameryki, miałem 2 gwinee, to jest, jakoby np. 2 napoleony w złocie z małą różnicą, i z tem pojechałem i wydebarkowałem z jednym napoleonem w kieszeni.
*
W parę tygodni po wydebarkowaniu zraniłem tak prawą rękę drzewem jadowitem, które między kości weszło i tam rozkładać się musiało, aby wyjść z ciała, że leżałem, niezdatny do niczego, jęcząc – Ludzie nieznani, i ubodzy, którzy na tymże poznali mię okręcie, na którym płynąłem, przyszli do mnie, prosząc, ażebym u nich leżał i wyzdrowienia czekał – przyjąłem – choroba długo trwała, myślałem, że trzeba główny palec ręki prawej uciąć – to jest, całą sztukę mechaniczną, jaką umiem. Kiedy wyzdrowiałem, widząc, że usługują mi, a sami (co zwyczaj tam u ubogich) myją posadzkę co tydzień, ażeby być w udziale ich prostoty szanownej, myłem posadzkę i chodziłem boso, bawiąc się z ich dziećmi.
(…)
*
Skoro rękę moją prawą zachował mi Bóg, w dniach pierwszych, kiedy rysować mogłem, uczułem, że nic mi nie brak, że jestem bogaty..! Człowiek, kiedy niebezpieczeństwa prawdziwego ujdzie, dopiero wie, co jest dar Boży –
*
Malowałem w następstwie dla kapitana okrętu Czarny-rycerz (black-warrior)* część kajuty okrętu, który chodził z New-York do Hawanny – ta i inne pierwsze roboty pokryły sumkę, jaką byłem winny moim gospodarzom, i zapłaciłem im.
*
Modelowałem potem dla rzeźbiarza płaskorzeźby, za które nic mi nie zapłacono.
*
Rysowałem w następstwie, należąc do redakcyi Almanachu Ekspozycyi Uniwersalnej, i płacono mi od 25 do 30 franków dziennie… Ten rodzaj roboty, gdybym go mógł ustalić przez osiedlenie się w Ameryce, dałby mi pozycyę – ale na to trzeba było albo mieć dom, to jest, ożenić się i ustalić – albo należeć do sekty jakiej – inaczej odbyt niestały, publiczność niestała.
Nie mogłem drugiego przez wiarę.
Nie mogłem pierwszego przez nadzieję i miłość.
*
Powoli, powoli, oddalenie drugo-biegunowe spowodowało melancholię organiczną i marazm taki, że salwując resztkę sił ambarkowałem się i tu przybyłem.
Kiedy tak płynąłem na okręcie żaglowym 62 dni, w zimie, w jednym tużurku – widząc 2 okręty rozbite, na własne oczy jeden – z dwoma napoleonami w kieszeni – ze strzaskanym poprzecznikiem masztu, z czterema pogrzebami obok – z 4 razy zdartemi żaglami – wylądowałem i… po kilku dniach kawałeczek maleńki drzewa rani mi palec i o mało całkiem nie niweczy człowieka…
*
Kiedy to powracałem najpogodniejszem morzem jedenaście dni, wylądowałem i… wieczerzając połykam źle kruszyneczkę chleba, krztuszę się tak, i tak to długo trwa, iż ratują mię, bo o mało się nie zadusiłem.
(…)
Cyprian
—————————————————————
Maria Trębicka (1821-1896) – bliska przyjaciółka wielkiej miłości Norwida Marii Kalergis. Trębicka poznała Norwida we Florencji i przez wiele lat korespondowała z nim.
Józef Bohdan Zaleski (1802-1886) – poeta okresu romantyzmu.
* „Black-warrior” („Czarny Rycerz”) – o poszukiwaniu resztek kadłuba pozostałych po okręcie „Black-warrior”, w tak nietypowy sposób związanym z polskim poetą epoki romantyzmu, pisze Zbigniew Kosiorowski w: EDUKACJA HUMANISTYCZNA nr 1 (26), 2012, Szczecin 2012, „Z eksploracji morskich archetypów: wraki. Studium przypadku”, ss. 63-78 https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Edukacja_Humanistyczna/Edukacja_Humanistyczna-r2012-t-n1_(26)/Edukacja_Humanistyczna-r2012-t-n1_(26)-s63-78/Edukacja_Humanistyczna-r2012-t-n1_(26)-s63-78.pdf
___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________Cyprian Kamil Norwid (1821 – 1883) – poeta, prozaik, grafik, malarz, rzeźbiarz. 12 grudnia 1852 roku Norwid w Londynie wsiadł na żaglowiec (full rigged packet ship) „Margaret Evans” i wyruszył w podróż do Ameryki. Do Nowego Jorku żaglowiec dopłynął 11 lutego 1853 roku. Ponad roczny pobyt w Ameryce upłynął artyście wśród problemów zdrowotnych i w narastającej tęsknocie za krajem, ale też spełnił się w dobrze płatnej, stałej pracy jako rysownik; odbył też wycieczkę w interior do rezerwatu Indian i do pierwotnych lasów. Podróż powrotną do Europy odbył poeta wraz z księciem Lubomirskim – i dzięki jego finansowej pomocy – na pokładzie statku żaglowo-parowego „Pacific”, wyruszając z Nowego Jorku 24. czerwca 1854r i przypływając 5. lipca do Liverpoolu.