Marek Słodownik: Dezetą na Rugię


Ten rejs przygotowywany był szczególnie długo, bo aż dwa lata. I nie wynikało to ze szczególnych trudności piętrzących się przed załogą, ale z dopasowania terminów ludzi stanowiących załogę. Sam rejs Dezetą na Rugię to w zasadzie nic nowego, szlaki przecierali żeglarze ze szczecińskiego HOM już w początku lat 90. ubiegłego wieku. To akwen ciekawy turystycznie i nawigacyjnie, a infrastruktura dla żeglarzy wręcz zachęca, by tam pożeglować. Rejs został zrealizowany dzięki otrzymaniu Nagrody Miasta Gdyni „Wiecznie Młodzi” imienia Aleksandra Doby przez kpt Henryka Wolskiego. Nagroda finansowa w wysokości 15.000 złotych została wykorzystana w celu przygotowania jachtu do rejsu i realizację wyprawy.

Założenia wyprawy

Rejs trzytygodniowy został podzielony na dwa niezależne etapy, których wspólnym mianownikiem była postać kapitana Henryka Wolskiego. W pierwszym, tygodniowym, na pokładzie żeglowała rodzina Kapitana, a wyprawa miała charakter trzypokoleniowy. Był to etap o charakterze rodzinnym, nieco wypoczynkowym, choć przed załogą postawiono konkretny cel dostarczenia jachtu do Stralsundu, który to cel został zrealizowany. Ten etap był zaledwie przygotowaniem do zasadniczej części wyprawy, aby druga załoga nie traciła czasu na dopłynięcie i mogła skoncentrować się na realizacji założonego – złożonego i ambitnego – planu.

Etap drugi, dwutygodniowy, to zasadnicza część wyprawy, a jego cele scharakteryzowano dokładnie w aplikacji konkursowej przedstawionej Kapitule Kolosów podczas ostatniej edycji imprezy w marcu 2024 roku. Nasz rejs to wyprawa z podtekstem archeologicznym, z zamiarem dotarcia do stanowisk archeologicznych w Ralswiek i na Kap Arkona. W załodze znalazł się doktor archeologii, który stanowił źródło merytorycznej wiedzy, ponadto kapitan Henryk Wolski stanowił kopalnię historycznej wiedzy na temat dawnych Słowian, ich wypraw, podbojów i zwyczajów.

Realizacja celów wyprawy

W założeniach wyprawy zaprezentowanych w prezentacji aplikacyjnej wskazano dwa cele główne oraz kilka pobocznych. Cele główne ujęto następująco:

Dotarcie do stanowisk archeologicznych położonych nieopodal miejscowości Ralswiek, przypuszczalnego miejsca bitwy pod Svold z 999 roku (inne prawdopodobne miejsca tej bitwy to: cieśnina Øresund na północ od wyspy Ven lub w Zatoce Greifswaldzkiej), a także przepłynięcie szlakiem handlowym Ranów, którego ważnymi punktami były Altwarp i Stralsund.

Dotarcie do Kap Arkona – cypla na północnym skraju Rugii, najważniejszego grodu Ranów i dawnej ich twierdzy. Arkona była również ośrodkiem kultu słowiańskiego boga Świętowita (połabskie: Svątevit). Dziś po dawnej potędze Słowian nie pozostało wiele, ale właśnie te ślady chcemy zbadać, zdokumentować, a zebrany materiał wykorzystać do publikacji o charakterze popularnonaukowym.

Rejs i załoga

Rejs podzielono na dwa etapy, w obu dowodził Henryk Wolski. Cała wyprawa miała charakter niekomercyjny, etap pierwszy miał charakter rodzinny, ponieważ na pokładzie znalazła się córka i wnuczki kapitana, a w etapie drugim udział wzięli przyjaciele Henryka Wolskiego.

Ze Szczecina pierwsza załoga dopłynęła do Stralsundu, gdzie na pokład wsiadła ekipa rejsu eksploracyjnego. W tej wyprawie wzięli udział żeglarze starsi wiekiem, najstarszy ma 79 lat, średnia wieku była powyżej siedemdziesiątki, ale na części ekspedycji żeglowali także młodzi żeglarze stanowiący uzupełnienie międzypokoleniowej mozaiki.

Wykorzystując fakt żeglowania na Dezecie postanowiliśmy zajrzeć na akweny niedostępne dla większych jachtów wykorzystując atuty naszego jachtu w postaci niewielkiego zanurzenia. Plan rejsu zakładał żeglugę wodami wewnętrznymi ze Szczecina przez Wolgast i Peenemünde do Stralsundu, następnie eksplorację wewnętrznych wód Rugii, pobyt w Ralswiek, gdzie przed laty odnaleziono wrak okrętu „Bialy Kon”, a następnie wizytę na wyspie Hiddensee. Tam zapaść miała decyzja odnośnie ewentualnego opłynięcia przylądka Arkona. Ponieważ wiatr był silny – 50 B, ale z korzystnego kierunku SW, kapitan zdecydował o wyruszeniu na trasę otwartymi wodami.

Mimo silnego wiatru nie było zafalowania, bo jacht trzymał się bardzo blisko brzegu. Dzięki temu z bliska obejrzeliśmy klify Arkony i skarpę, na której przed wiekami znajdowało się grodzisko Ranów, czyli dawnych Słowian, a także przepiękne klify Sagard będące częścią parku narodowego.

Ostatni odcinek, od przylądka Königsstuhl, okazał się sporym wyzwaniem, bo wypływając na nieosłonięte wody narażaliśmy się na żeglugę pod wiatr i pod stromą, krótką falę.

Z Sassnitz pożeglowaliśmy wzdłuż wschodniego brzegu Rugii na wyspę Ruden, gdzie uzyskaliśmy pozwolenie na krótki postój, a stamtąd do Peenemünde i powrót tą samą drogą do Szczecina.

Realizacja przedrejsowych założeń przebiegała bez problemów żeglarskich, technicznych i organizacyjnych. Załoga była doskonale przygotowana do rejsu, a na pokładzie znajdował się doktor archeologii, który wziął na siebie ciężar przygotowania kilku wystąpień na temat Ranów, ich historii, ekspansji i zagłady. Wyjaśniał także wszystkie wątpliwe kwestie związane z odwiedzanymi stanowiskami archeologicznymi. W Ralswiek odwiedziliśmy nieczynne już stanowiska archeologiczne, spenetrowaliśmy je w miarę dostępności, a w miejscowym Centrum Informacji spotkaliśmy się z badaczami prowadzącymi przed laty wykopaliska. Przepłynęliśmy również starym szlakiem handlowym ze Stralsundu do Altwarp i Stepnicy wykonując po drodze dokumentację fotograficzną.

Na przylądku Arkona próbowaliśmy zwiedzić pozostałości grodziska Ranów, ale okazało się zamknięte i niedostępne dla turystów. Miejscowe Centrum Informacji przekazało nam zamówione wcześniej materiały informacyjne i umożliwiło spotkanie z zaproszonymi archeologami, którzy przed laty prowadzili tutaj prace wykopaliskowe. Zebraliśmy materiały, wykonaliśmy dokumentację fotograficzną, obecnie nasze zbiory są systematyzowane i będą wykorzystywane do publikacji oraz do prezentacji multimedialnych przygotowywanych na potrzeby spotkań promocyjnych kierowanych do środowiska żeglarskiego.

Bezpośrednia obserwacja grodziska i rozmowy z miejscowymi badaczami prowadzą do wniosków mówiących, że grodzisko na przylądku Arkona to unikatowe stanowisko archeologiczne zachodniego Bałtyku, wymaga jednak przeprowadzenia pilnych i wszechstronnych badań archeologicznych ponieważ obecnie jest ono zagrożone dalszą destrukcją w wyniku osuwania się do morza wysokiego na ok. 45 metrów klifu, który pozostaje bez wzmocnienia/zabezpieczenia od czasu odkrycia grodziska w 2. połowie XIX wieku. W czasie rekonesansu nie były prowadzone badania archeologiczne, nie stwierdzono także istnienia infrastruktury niezbędnej dla funkcjonowania misji archeologicznej. Od strony morza, na skraju klifu jest wyraźnie widoczny przekrój potężnego obronnego wału drewniano-ziemnego, który powstał ok. 1100 r. w wyniku rozbudowy grodziska. Przedpole grodziska w większości jest wykorzystywane rolniczo, przecięte szlakiem turystycznym, drogą dojazdową; znajduje się tu także latarnia morska wykorzystywana do celów turystycznych i komercyjnych.

Zarówno wypad lądowy jak i etap rejsu umożliwiły obserwację zarówno z lądu jak i od strony morza stanu zachowania grodziska z 1. płowy IX w., położonego na krawędzi klifu półwyspu Arkona. Wyjątkowy charakter tego obiektu wynika z ważnej roli, jaką gród ten pełnił na terenie zachodniej Słowiańszczyzny. Był on najważniejszym centrum politycznym, handlowym, militarnym i sakralnym zachodniosłowiańskich Ranów. Jego znaczenie potwierdzają ówczesne źródła pisane, zwłaszcza relacja duńskiego kronikarza Saxo Grammaticusa. Czerpał on wiadomości bezpośrednio od arcybiskupa Absaloma, który w 1168 roku uczestniczył w zdobyciu Arkony osobiście kierując niszczeniem świątyni i posągu Świętowita.

Jacht i warunki bytowania

Popłynęliśmy Dezetą „Sum” POL 3144 ze szczecińskiego JK AZS. Mimo 38 sezonów na karku jacht prezentuje się znakomicie, głównie dzięki staraniom jej klubowego opiekuna, Michała Jósewicza. Dezeta spisała się w rejsie na medal, to jacht prosty w obsłudze i niezawodny. Podzielenie ożaglowania na dwa maszty powoduje łatwość w doborze optymalnej powierzchni żagli. Małe zanurzenie pozwala dotrzeć wszędzie tam, gdzie większe jachty nie dopłyną.

Już przed rejsem wiadomo było, że łatwo nie będzie. Dezeta to jacht bez kabiny, byliśmy więc bezpośrednio narażeni na kaprysy pogody. Dzięki specjalnemu namiotowi rozwijanemu w porcie nad pokładem na noc, mogliśmy wszyscy spać na pokładzie, co dla wielu z nas było powrotem do lat młodości i standardów obozowych sprzed wielu lat.

Mieliśmy wprawdzie tradycyjne namioty, ale nie każdy port pozwalał na rozbijanie obozowiska, a ponadto tak było wygodniej. Dzięki deskom rozkładanym na ławkach stworzyliśmy dwupiętrowe spanie dla załogi. Mankamentem był codzienny klar wymagający żelaznej dyscypliny w panowaniu nad swoimi prywatnymi rzeczami, ale załoga szybko osiągnęła w tym zakresie rutynę pozwalająca na sprawne przygotowanie jachtu do żeglugi. Spanie na podłodze, pod ławkami współtowarzyszy było dostatecznie wygodne, trochę ciężko było się z takiej koi wydostać, natomiast w deszczu było tam zupełnie sucho, pierwszą nawałnicę brali na siebie „spacze” z wyższej kondygnacji.

Gotowaliśmy na dwupalnikowej turystycznej kuchence zasilanej jednorazowymi kartuszami, łatwymi w przechowywaniu. Wysokokaloryczne paliwo pozwalało przyrządzać gotowaną strawę niezależnie od warunków, oczywiście tylko w porcie. Władze portów były do nas nastawione wyjątkowo przychylnie i pozwalały na wystawienie skrzyń z zapleczem kambuzowym na keję, tam można było spokojnie gotować. Menu nawiązywało silnie do klimatu lat 70.: konserwy, półprodukty, często także produkty gotowe do spożycia, wymagające tylko podgrzania. Załoga jadała na brzegu lub na jachcie, zależnie od warunków, czasem wykorzystywaliśmy stoły turystyczne. Wygód nie było, ale też nie w ich poszukiwaniu wybraliśmy właśnie ten typ jachtu.

Bezpieczeństwo i manewry

Załoga miała standardowe środki bezpieczeństwa: kapoki i koła ratunkowe.

Silnik na tym akwenie jest niezbędnym elementem wyposażenia jachtu, oprócz manewrów w ciasnych portach wspomagał także żeglugę w wąskich przesmykach torów wodnych w niesprzyjających warunkach pogodowych, a także wykorzystywany był na pełnym morzu do żeglugi pod wiatr.

Na naszej łodzi mieliśmy także cztery wiosła służące do manewrów portowych w słabych wiatrach. Do Breege weszliśmy paradnie na wiosłach budząc niemałe zaciekawienie miejscowych żeglarzy.

Podczas żeglugi używaliśmy pełnego zestawu żagli, a przy wzroście siły wiatru żeglowaliśmy bez grota. Po wypłynięciu na otwarte wody pomiędzy Rugią i wyspą Ruden, kiedy wiało 60 B, żeglowaliśmy w pełnym bajdewindzie na samym foku. Dezeta jest znakomitym jachtem do żeglowania nawet w tych warunkach, wprawdzie na pokład wdzierały się czasem fale, jednak ani na chwilę załoga nie czuła się zagrożona warunkami. Przy wiatrach baksztagowych stawialiśmy foka i grota, ten zestaw dawał wystarczająco dużą powierzchnię żagla, a także zapewniał spokojną żeglugę, bez ostrzenia wywoływanego bezanem umieszczonym blisko rufy.

Pomoce nawigacyjne

Rugia to akwen interesujący nawigacyjnie, stanowiący doskonały poligon dla nawigatorów. Liczne wąskie tory wodne, nabieżniki, ciekawe podejścia do portów powodują, że trzeba być uważnym. Każdorazowe zejście z precyzyjnie toru wodnego skutkuje natychmiastowymi kłopotami. Nawet żeglując bez miecza już kilka metrów od boi szuraliśmy po piasku, a wiele miejsc oznaczonych bojami kardynalnymi kryje w sobie rafy kamienne. Jest to akwen trudny, ale doskonały do żeglowania, ciekawy nautycznie i wymagający nawigacyjnie.

Nasz rejs nie miał charakteru wyczynu żeglarskiego, ale rekordowa odnotowana prędkość jachtu to 7,2 węzła, co dla 8,5-metrowej długości jachtu można uznać za wynik bardzo satysfakcjonujący.

Co na Rugii warto zobaczyć?

Turystycznie to ciekawe miejsce, jednak podczas krótkiego rejsu trzeba wybierać spośród wielu atrakcji. Bardzo interesujące są miejscowe kurorty: Binz, Sellin czy Putbus. Inne od naszych nadmorskich miejscowości, bez paździerzowych bud i radosnej tanecznej muzyki. Przystrzyżone drzewa, odnowione na biało elewacje domów, czystość i elegancja, to naprawdę warto zobaczyć. Ciekawostką jest Prora, nazistowski dom wczasowy dla 20 tysięcy wczasowiczów stanowiący swoiste memento. Stralsund kusi historią hanzeatyckiego miasta i nowoczesnym Ozeaneum, ponadto nie sposób pominąć wspaniale odrestaurowanego „Gorch Focka” z 1933 roku. Mniej znane, ale nie mniej ciekawe, są także niewielkie porciki ze swym specyficznym wakacyjnym klimatem braku pośpiechu i tradycyjnej żeglarskiej elegancji. Schaprode, Breege albo Kloster na wyspie Hiddensee pozwalają przenieść nas w przeszłość o kilkadziesiąt lat, w miejsce, gdzie królują stare domy kryte strzechą, kocie łby na ulicach i niewielkie protestanckie kościółki z koncertami. Bezsprzecznie miejscem, którego nie można pominąć jest przylądek Arkona z dwiema latarniami morskimi, udostępnionymi, tajnymi nie tak jeszcze dawno, bunkrami NRD-owskiego „Marwoja” i muzeum ratownictwa morskiego.

Wnioski

Nagroda finansowa towarzysząca Nagrodzie „Wiecznie Młodzi” im. Aleksandra Doby w istotny sposób przyczyniła się do obniżenia kosztów całej wyprawy, dzięki niemu mogliśmy doposażyć jacht we wszystkie zaplanowane elementy wpływające na bezpieczeństwo, na bieżąco regulować opłaty portowe, a także zapewnić załodze odpowiednie warunki bytowania na jachcie dzięki ponoszeniu na bieżąco opłat portowych. Warto zaznaczyć, że Rugia jest akwenem relatywnie drogim, koszt przeciętnej mariny wynosił około 30 euro za noc, stąd pozyskane środki finansowe wsparły znacząco nasz budżet. Dzięki dodatkowemu wsparciu budżetu dostępne stały się wycieczki do Ozeaneum w Stralundzie, Parku Narodowego Jasmud, a także kompleksu bunkrów na przylądku Arkona. Ponadto ze środków z grantu regulowaliśmy opłaty za przejazdy autobusowe w drodze na wycieczki lądowe.

Wyprawa odbyła się zgodnie z założonym harmonogramem, wszystkie założone jej cele zostały zrealizowane, a przebieg pokazał, że jest to ciekawy sposób na dokonywanie eksploracji oraz pozyskiwania materiałów popularyzatorskich. Dzięki różnorodnym zainteresowaniom członków załogi rejs stworzył ciekawą okazję do wymiany doświadczeń żeglarskich, wzbogacenia wiedzy historyczno-archeologicznej oraz stanowił inspirację do dalszych poszukiwań. Od lewej: kpt Henryk Wolski, Michał Jósewicz 

Owocem wyprawy są także liczne materiały informacyjne, bogate archiwum fotograficzne oraz dokumentacja, które posłużą do przygotowania kolejnych wystąpień publicznych i publikacji rozłożonych w czasie. Dzięki Nagrodzie mogliśmy w pełni zrealizować zakładany plan rejsu, a pozyskane środki finansowe znacznie ułatwiły pełną jego realizację. Inspiracyjny charakter wyprawy, jej bogaty plon i atmosfera na jachcie, skłaniają nas do rozwinięcia poszukiwań w omawianym obszarze i prawdopodobnie niebawem przystąpimy do realizacji kolejnej wyprawy żeglarskiej z podtekstem naukowym, której celem będzie poszukiwanie legendarnej Winety – grodu i portu z latarnią morską lokalizowaną w okolicach ujścia Odry.

                                                                                                                           Marek Słodownik

Fot. M. Słodownik
________________________________________________________________________________________________________Marek Słodownik – dziennikarz (Instytut Dziennikarstwa Uniwersytet Warszawski, Mass media Communication w University of Westminster) zajmujący się tematyką żeglarską (ponad 1000 opublikowanych materiałów, w tym artykułów o wielkich regatach oceanicznych, wywiadów ze światowymi sławami żeglarskimi, reportaży i analiz). Autor książek o żeglarstwie, wystaw żeglarskich, różnych akcji, np. „Kino Żeglarskie”, „Ratujmy Dezety”, „Rok Zaruskiego”, „Rok Prasy Morskiej”, członek Rady Konkursu „Kolosy”. Żegluje od 1973 roku.