Ludomir Mączka: Zapiski-notatki z rejsu „Marii”.

Ludomir Mączka, wbrew powszechnej opinii, pisał dużo i systematycznie: były to listy do przyjaciół i znajomych; z wyjazdów zawodowych, z rejsów, listy z Afryki do kolegi geologa. Wysyłał widokówki z wypraw, rejsów gęsto zapisane na odwrocie, ba nawet napisał artykuł – głos w dyskusji na temat walorów estetycznych, wychowawczych żeglarstwa. Pozostawił po sobie skrupulatnie prowadzone, niemalże dzień po dniu, zapiski – notatki z rejsu „Marii”.

Wyłania się z nich postać żeglarza zatroskanego o sprawy rejsu, jachtu, załogi, ale też obserwatora zafascynowanego otoczeniem, przyrodą, ludźmi, człowieka z egzystencjalnymi rozterkami, który, niczym literacki „niespieszny przechodzień”, wplata rozmaite dygresje wydobyte z głębi własnego intelektu. Dzięki uprzejmości Wojciecha Jacobsona, który olbrzymim zaangażowaniem i wytrwałością gromadził i zachował spuściznę po Przyjacielu, przedstawiamy fragment ludkowych notatek z rejsu „Marii”, z okresu żeglugi na wyspy Galapagos, w lutym1975r. W większości prezentowanych zapisków, pozostawiono niepoprawiony, pisany na gorąco tekst, bez nadmiernej ingerencji w charakter i styl.
                                                                                                                                                      (zs)

_______________________________________________________________________________________________________

Ludomir Mączka

ZAPISKI – NOTATKI Z REJSU „MARII”.

22.02.75
Jesteśmy koło Galapagos. Española ca 30 Mm na W od nas. Już ją widać. Dalsze 40 Mm i będzie Santa Maria – czyli Charles czyli Isla Floreana. Wczoraj Luis1 „zapodał” przez radio – „może Was nie wywalą na zbitą twarz”, bo idziemy tam bez wiz. Będziemy twierdzić, że po wodę – „por emergencia”. Może coś pomoże Rolf – ten znajomy z radia. Wczoraj w nocy trochę mżył deszczyk, ale krótko. Weszliśmy już w pasat NE – ale słaby.
Osiągnąłem cel marzeń. Płynę na Galapagos – to poezja. Na tyłku mam odparzenia – od siedzenia – to proza życia i w ogóle to roboty jest wciąż kupa. Jurek2 przekłada i dba o żarcie, i resztę rzeczy, i goni do roboty. Dobrze, że oszczędzam baterię i tylko rozmawiam godzinkę dziennie – głównie z Luisem i kto się włączy. Przez to radio to ciągle tak jakbym był w Limie. Wieczorna wizyta u Luisa, czasem ktoś z jego przyjaciół z Limy włączy się do rozmowy. Dziś poszyłem grota – na przetarciach, Jurek skleił skafander (zamek), Kaziu zrobił porządne światło kompasowe i umocował alternator na równo (podłożył podkładki pod płytę). Zobaczymy. Wczoraj odmyliśmy dno – Luis mówi, że jest dużo rekinów ale nie wiedzieliśmy. Woda przeźroczysta, ciepła i błękitna i pusto ani rybki. Mam już trochę reise fieber. Jak wyjdą Galapagos.

23.02
Rejon Galapagos
Na razie archipelag. W nocy podeszliśmy pod Españolę. Teraz jest gęsty deszcz. Wiatr na odmianę NNW (?) 3ºB – fali nie ma. Do Santa Maria jakieś poniżej 40 Mm, tylko że nie widać dalej niż 2-3 Mm, a są jakieś prądy które noszą. Jednak nawigacja tutaj to już sztuka. Trzeba mieć szczęście i natchnienie. Zobaczymy czy nas na zbity pysk nie wyrzucą (?). Teraz taka uwaga z innej branży. W naszej i różnej innej prasie piszą o wolnych, demokratycznych i w ogóle szczęśliwych państwach Indian w Peru, Meksyku itd. Prawda jest chyba nie całkiem taka, to wyświechtany slogan dziennikarzy i demagogia. To były jak najbardziej niewolnicze państwa. Podbój przez Inków nastąpił niedawno. Inkowie już znali metody naszego przesiedlania przyłączonych narodów i stosowali z bezwzględnością. Nie wiem jak to wyglądało u Majów – ale samo za siebie mówi to że zarówno z Pizzarem jak i Cortezem szły w ciemiężycieli oddziały Indian z podbitych szczepów. A, że „wyzwoliciele” okazali się nie lepsi od poprzedników, to też historia Europy dostarczyła wiele przykładów. To taka okrutna dygresja. Historia jest „sztuką stosowaną” jak mówi Wiktor Ostrowski3. To, co piszę, to w dużym stopniu poglądy Luisa. Chyba słuszne. W tej chwili to kulminacyjny punkt rejsu – od początku marzyłem o Galapagos. No i po tych iluś tam latach (ok. 40-tu) się spełniły. I teraz zostaję bez marzeń, bez następnego wielkiego marzenia. Bogatszy w doświadczenia, wrażenia, uboższy o kolejny wielki (jak dla mnie) cel. No bo cóż po tym, po powrocie – wyżyć się w geologii w Polsce trudno. Są zagadnienia ale dla naukowców. Robót na miarę Zambii – geofizyki jak w Barotse, czy Mongolii u nas się nie robi, a praca która nie jest przyjemnością i przygodą jest po prostu pracą. Będę jak emeryt, który żyje ale bez celu. Zostaną drobne cele. Hiszpański, angielski – to kontakt ze światem. Zresztą chyba problem się rozwiąże sam z czasem. Bo to wszystko bazuje na jakiej takiej jeszcze kondycji i dobrym trawieniu. Ale to już niedługo. Po 50-tce to już mocno z góry. Mam na tym tle uraz, nie da się ukryć. Boję się niedołężności i kalectwa. Mam cholerny szacunek np. dla Ziomka Ostrowskiego4, który w moim wieku jakoś pogodził się z kalectwem bo Fijoł5 był młodszy, łatwiej mu chyba było. Pada deszcz – Jurek moknie na wierzchu – deszcz ciągły. Ja siedzę przy stoliku nawigacyjnym. Nagniotki na tyłku przestały mi dokuczać, więc porządkuję swoje sprawy. Moje poglądy na szypra na jachcie też uległy ewolucji. Niedawno jeszcze, wg mojej opinii, szyper powinien być najlepszym i najsprawniejszym żeglarzem na jachcie. Powoli życie nauczyło mnie, że to byłoby dobrze ale jest co najmniej bardzo trudne. I wolę pływać z żeglarzami lepszymi od siebie. To uczy samokrytyki, no i jest na pewno bezpieczniejszą formą żeglugi. Oczywiście w moim wypadku to czysty kapitalizm. Jestem szyprem bo sobie te posadę kupiłem. Jak kiedyś można było kupić rangę i posadę np. pułkownika. To nie znaczy, że sobie tej posady nie cenię i nie sprzedałbym ją (jak na razie – choć może się zdarzyć). To daje jakąś pełnię wyżycia się. Choć kwestia jakichś wielkich decyzji (nawet małych) jest załatwiana raczej zbiorowo. Cel minimum – nie psujemy sobie przyjemności.

23.02 Niedziela – właściwie 24.02 – Poniedziałek
Cisza na morzu. Księżyc w pełni i trochę chmur. Temp. ok. 28ºC. Gładka woda, łagodna fala. W dzień był deszcz – gęsty, ciepły. Słaba widzialność. Españolę straciliśmy z oczu. Wiatr słaby – nawet z W. Silny prąd – WNW – do 1 1/2 knota. Potem się przejaśniło. Teraz stoimy w ciszy. Czarna ściana Santa Maria (ok. 640m) z zaokrąglonymi kopcami wulkanów. Wszystkie jakby przechylone na E – wysepka Watson – z przeświecającą dziurą z jednej strony. Właściwie tego nie da się opisać. To jest najwyższy punkt rejsu. Marzenie spełnione – i ta noc zostanie mi zawsze w oczach. Może później przyjdzie rozczarowanie. Ale tak sobie właśnie wyobrażałem spotkanie Galapagos. Nawigacyjnie osiągnąłem Galapagos – w 3 tygodnie po wyjściu z Callao. Czy też uda się krajoznawczo – zobaczymy jutro. I żal, że teraz to już właściwie tylko dopełnienie rejsu. Na pewno Wielka Rafa, Oceania i tak będą ciekawe, piękne ale to już co innego. I dla tej jednej nocy koło Galapagos warto było marzyć i przeżyć tę resztę.

24.02
O 15:30 LT weszliśmy do Zatoki Pocztowej. Było prawie bezwietrznie, woda 26º, powietrze 28º, w jachcie 30º, w słońcu 42ºC. Obeszliśmy Santa Marię od E i zakotwiczyliśmy na głębokości 7(?)m. Winda kotwiczna działa jak trzeba. Stoimy na łańcuchu 10m – to cieszy. W wodzie stadka i pojedyncze foki, delfiny. Kazio widział wieloryba, mnóstwo ptaków. Jurek zna je po imieniu – taki śmieszny, mały, prawie czarny ptaszek, który podskakuje i biega po wodzie machając skrzydłami, jakby dla utrzymania równowagi (wasserlaüfer – Jurek ma niemiecką książkę). Foki są ciekawe; że też nie jest im gorąco w takiej wodzie. Pięknie wyglądają fregaty – chyba ładniej od albatrosów. Jurek wreszcie pokazał mi albatrosy. Przedtem rozróżnialiśmy tylko pelikany i albatrosy. Fregaty jak tokują to mają takie duże czerwone wole – coś czerwonego widziałem. To na odpowiedzialność Jurka. Skały wyglądają pięknie – od szarych przez rdzawe do czarnych. Lawy, tufy, popioły – cały ten piroklastyczny kram pocięty przez deszcze i zwietrzały, łupiący i sypiący się. Stożki wulkaniczne, jakieś żyły i potoki krasowe wymywane przez wietrzenie. Pusto – błękitnie i gorąco. Jurek i Kazik popłynęli Stynką na brzeg. Ja siedzę na łódce. Kąpiel w locji nie zalecana – są rekiny. Jurek widział w wodzie. Co prawda Kaziu twierdzi, że to coś innego i popłynął na brzeg (200m) „na piechotę” – ja odmówiłem. Zresztą Luis też przez radio nie radził. Zatoka jest otwarta od Nordu; od E i NE osłonięta płyciznami na których łamie się fala – widać białe grzywy i słychać przybój – od W przylądkiem Daylight. Brzegi porośnięte krzakami, rzadkimi – prześwietlonymi słońcem. Teraz to są jeszcze zielone po deszczach. Sterczące stożki mniej zielone. Tak sobie to na podstawie książek wyobrażałem. Naleciało trochę natrętnych much. Słońce zaszło za chmury. Lekko kropi – jest parno i gorąco, aż ciągnie do wody.

                                                                                                                                Ludomir Mączka

__________________
1 Luis – Luis Calderon, radioamator z Limy, lekarz i człowiek światowy. Luis uruchomił i ustawił amatorską radiostację Ludka. Radiostacja była kupiona taxfree jeszcze w strefie kanału Panamskiego (maj 1974) i nigdy nie używana. O Luisie pisał A. J. Pisz w książce „Marią” przez Pacyfik”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1982, str.54-57.                                                                             (wj)

2 Jurek i dalej wymieniany w tekście Kazik to załoga jachtu „Maria”, na tym etapie podróży: Antoni Jerzy Pisz – płynął na „Marii” na trasie Peru – Australia, 09.1974 – 06.1976, Kazimierz Jasica – płynął na „Marii” na trasie Peru – Australia – Nowa Zelandia – Australia, 09.1974 – 05.1977.                                                                                                                                                            (zs)

3 Wiktor Ostrowski (1905 – 1922) – inż. bud., alpinista (dokonał pierwszych wejść wspinaczkowych w Tatrach, wyprawy w Alpy, Andy, Patagonia, Kaukaz), podróżnik, fotografik; żołnierz spod Monte Cassino; zaprzyjaźniony z Ludomirem Mączka od 1965r. (od czasu wizyty s/y „Śmiały” w Buenos Aires).                                                                                                                                      (zs)

4 Ziemowit Ostrowski (1926 – 2011) żołnierz Armii Krajowej; jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, sędzia regatowy, mierniczy, inspektor techniczny PZŻ, członek honorowy PZŻ, członek honorowy AZS, członek honorowy Jacht Klubu AZS; w JK AZS Szczecin (pierwotnie w AZM) od 1948r.                                                                                                                                                          (zs)

5 Fijoł – Bogdan Fijałkowski, j. kpt. ż. w., kolega klubowy Ludka (żeglowali, m.in. na „Witeziu II”).                                                (wj)   _______________________________________________________________________________________________________

Ludomir Mączka(1926 – 2006) żeglarz, geolog. Na jachcie „Maria” w latach 1973-1991 żeglował w rejsie wokółziemskim. W latach 1984-1988, na jachcie „Vagabond 2”, wraz z W. Jacobsonem, i na różnych odcinkach innymi żeglarzami, przepłynął Przejściem Północno-Zachodnim (NWP). Laureat wielu nagród, m.in. Rejs Roku -1984,1988, 2003, Kolosy -2001, Conrad-2003.                                                                                                                                                                                                              (zs)

 

clip_image002

„Maria” na kotwicowisku przy wyspie Santa Cruz; Galapagos 1975 r, foto: A. J. Pisz

clipa_image002

„Maria” na tle wyspy Crossman (Cuatro Hermanos); Galapagos, 1975 r, foto: A. J. Pisz

clipc_image002

Ludek i delfiny koło Galapagos; 1975 r, foto: A. J. Pisz

clipd_image002

Legwany galapagoskie; Galapagos 1975 r, foto: A. J. Pisz