Archiwum kategorii: ZŻ nr 34e sierpień 2017

Anna Kaniecka-Mazurek: recenzja

vela_cover-page-001Małgorzata Krautschneider, The Vela, New York 2017.

Książka naszej klubowej koleżanki, Małgosi Krautschneider pt.: Moja Islandia ’77 – rejs Velą (polski tytuł książki przygotowywanej do druku w USA w języku angielskim; polskie tłumaczenie: Andrzej Wojtasik – przyp. red.) , to opowieść o niezwykłej podróży i nietuzinkowej miłości. Miłości dwojga członków wyprawy do siebie nawzajem i miłości do żeglarstwa.

Gośka jako młoda, ale już doświadczona żeglarka, poznała wówczas nikomu nieznanego, czeskiego żeglarza żółtodzioba – Rudę. Tak to bywa, zakochali się w sobie i postanowili pożeglować razem na maleńkim jachcie tam, gdzie jeszcze nie byli, i gdzie w ogóle rzadko kto wtedy docierał, a już na pewno nie na tak małym jachcie. Popłynęli  na Islandię. Było to przedsięwzięcie szalone i tylko tacy młodzi zapaleni żeglarze mogli się tego podjąć. S/Y Vela miała zaledwie 23 stopy długości! Wspomnienia Małgosi opublikowane 40 lat po wyprawie, oprócz wartości kronikarskiej w dziejach polskiego żeglarstwa dodatkowo mają walor obyczajowy, bo wiemy jak skończyło się małżeństwo naszych przyjaciół, Małgosi i Rudy. Niestety nie przetrwało próby czasu. Wątek charakteru, zestawu cech stanowiących o istocie niebywałego zjawiska jakim jest słynny  czeski żeglarz Rudolf Krautschneider, jest bardzo ważnym elementem tej książki. Autorka stara się być obiektywna, przedstawia Rudę poprzez jego konkretne działania, czyny, decyzje, przytacza je często w formie anegdoty. Po prostu opisuje rejs. Krok po kroku, dzień po dniu. Od początku przygotowań aż do powrotu do Szczecina. Nie komentuje. Nie próbuje narzucać wniosków. Opowiada, wspomina, wydobywa z pamięci po latach, jako dojrzała kobieta, matka dorosłych córek, które też oczywiście żeglują!

Książka „Moja Islandia’77 – rejs Velą” opowiada historię bardzo trudnego rejsu, w który wyruszyli we trójkę: Małgosia (wówczas Szyndler), Rudolf Krautschneider i pewien młody Czech. Wypłynęli ze Szczecina 21 czerwca 1977 roku, dotarli na Islandię pod koniec lipca, a do Szczecina wrócili 17 września, po przepłynięciu 4406 mil. Ile sztormów po drodze przeżyli, ile razy śmierć zaglądała im w oczy (wcale nie przesadzam!), o tym przeczytacie w książce Małgosi. Ja tylko powiem, że „żeglarskiego mięsa” pomimo, że to kobieca narracja jest tu bardzo dużo, bo to był naprawdę cholernie ciężki rejs… nie tylko dla bosmana, jak w znanej szancie o dziesiątce w skali Beauforta. Było to przedsięwzięcie doprawdy karkołomne, ze względu na wielkość jachtu  i jakość sprzętu jakim dysponowali. Ale hart ducha załogi i umiejętności żeglarskie autorki i jej przyszłego męża, przesądziły o powodzeniu tego pionierskiego przedsięwzięcia. To nie mogło się udać, ale się udało! Znamienny jest opis pożegnania Małgosi z mamą tuż przed rejsem. Mówiąc oględnie, Gosia nie chciała matki martwić i zataiła na czym wybiera się na Islandię…

Książka Małgorzaty Krautschneider to pozbawiona ckliwości podróż po krainie wspomnień. Wspomnień z lat durnej i chmurnej młodości, jednak młodości pełnej ideałów i marzeń. Lata siedemdziesiąte ubiegłego stulecia przyniosły Polsce wysyp żeglarskich dokonań. Otworzyły się drzwi na Zachód i żeglarze raz po raz przez te lekko uchylone drzwi wypływali. Organizowali odważne, często pionierskie rejsy. Rejsy, które spełniały ich marzenia o wolności, o podróżach, o poznawaniu szerokiego świata. Rejs na Veli był przedsięwzięciem całkowicie prywatnym, od początku do końca zorganizowanym własnymi siłami i środkami, na własnym jachcie. VELA_OKLADKA3-page-002A jacht Rudy już na starcie plasował ten rejs w kategorii ewentualnych rekordów, choć Krautschneiderowi o żadne rekordy nie chodziło. Chciał żeglować, a na większą jednostkę w tamtym czasie po prostu nie było go stać. Za to swoim osobistym urokiem zaczarował naszą koleżankę Małgosię, no i popłynęła z nim w rejs… przez życie.

Zapraszam do tej wyjątkowej lektury! Książka jest świetnie napisana, więc będzie to też lektura przyjemna – tyle, że po zimnych akwenach i momentami mrożąca krew w żyłach. Polecam.

Anna Kaniecka-Mazurek

_____________________________________________________________________________________________________

Anna Kaniecka-Mazurek absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Szczecińskim. Drukowała w szczecińskim dwumiesięczniku kulturalnym „Pogranicza”. Ostatnio wydała książkę Kobieta/Mężczyzna. Niepotrzebne skreślić. Żegluje w Jacht Klubie AZS w Szczecinie.

Małgorzata Krautschneider: „The Vela” (fragmenty)

Małgorzata Krautschneider

ROZDZIAŁ 1      Pożeglować na Islandię

Zawsze marzyłam o dalekich rejsach. Chociaż w latach siedemdziesiątych po morzach żeglowało już wiele polskich jachtów, dla mnie marzenie to wydawało się bardzo nierealistyczne. Tak było aż do czasu, gdy spotkałam czeskiego drwala, który przybył do Polski z niewielkim jachtem i złożył mi propozycję wzięcia udziału w rejsie na Islandię.

Żyłam w kraju, w którym panował komunizm – władze nie zachęcały obywateli do zagranicznych wyjazdów. Nawet gdyby było to możliwe, czułam, że taka wyprawa to niebezpieczne przedsięwzięcie.

Moje doświadczenie było wystarczające, by stwierdzić, że łódź, którą dysponuję jest za mała i za słaba, żeby móc wyruszyć nią na wyprawę przez ocean. W twarzach znajomych żeglarzy dostrzegałam potwierdzenie moich wątpliwości. Miałam poczucie odizolowania, bo przyjaciele widocznie uznali mój pomysł za kuriozalny i taktownie milczeli. Dla mnie natomiast była to kwestia ambicji i honoru. Nie umiałam też odmówić tej okazji mojemu partnerowi, właścicielowi łodzi, który mieszkał w Czechosłowacji. Być może jego podejście do żeglowania było tak „naiwne”, właśnie dlatego, że pochodził z kraju bez dostępu do morza.

Chociaż to on był kapitanem naszej łodzi, moja wiedza i umiejętności były w tym czasie większe niż jego. Miałam za to mniej odwagi.

Kości zostają rzucone

Gdy decyzja zapadła, nabrałam większej pewności siebie. Zaczęłam przygotowania do wyprawy. Z książek, z wykresów, od ludzi – uczyłam się wszystkiego o Islandii. Moja przyjaciółka Teresa poznała mnie z pewnym Islandczykiem, naukowcem, który udzielił mi wielu rad. Zabawne, że po tym, gdy przyszedł, żeby zobaczyć naszą łódź, już nigdy się ze mną nie skontaktował.

W tym czasie „kapitan” trudził się przy wyrębie drzew w czeskich górach. Ja też pracowałam, ale moje zarobki były bardzo skromne. Moim wkładem do realizacji naszego wspólnego celu mogła być tylko moja wiedza i praca.

Wiosną zajęłam się naprawą łodzi, wymieniłam stary takielunek i zrobiłam wszystko co niezbędne, żeby przygotować ją do wyprawy.

Wreszcie zjawił się Ruda z Pavlem i razem wybraliśmy się, by kupić prowiant. Polska gospodarka tkwiła wówczas w kryzysie, półki sklepowe były więc niemal puste. Zdołaliśmy zaopatrzyć się jedynie w trzy rodzaje konserw. Całą żywność na naszą wyprawę musieliśmy kupić w Polsce, bo zakupy po drodze byłyby dla nas zbyt kosztowne.

Po zakończeniu przygotowań – wreszcie postawiliśmy żagle. Spędziliśmy na morzu trzy miesiące, osiągnęliśmy nasz cel, doświadczyliśmy wielu trudów, niebezpiecznych wyzwań i przygód.

Mieliśmy wiele szczęścia. To cud, że przeżyliśmy. Z naszej wyprawy wyniosłam wiedzę, że człowiek może wytrzymać znacznie więcej, niż się przypuszcza.

Jestem wdzięczna losowi za ten rejs, który miał całkowicie zmienić moje życie. Po naszej wyprawie na Islandię poślubiłam kapitana i armatora Veli i założyliśmy rodzinę. Zaczęłam doceniać „normalne” życie na lądzie. Z biegiem czasu nieraz miałam okazję pomagać innym w realizacji ich żeglarskich marzeń.                         (tłum. Andrzej Wojtasik)

vela_chapter 1-page-001vela_chapter 1-page-002

unnamed.jpgvela Vela w ładowni statku Hammersborg w drodze z Norwegii do Szczecina. Fot. z arch. M. R. Krautschneider

Vela w JK AZS, przed nią Lolo po pr w głębi mój Fiord i Jadran Vela na przystani JK AZS w Szczecinie. Fot. z arch. J. Tyszkiewicza

IMG_4551 Vela – zimowanie w śniegu. Fot. z arch. M. R. Krautschneider

I  kolejny fragment książki Małgorzaty Krautschneider.

ROZDZIAŁ 10     Bosman

Wreszcie przyszedł czas na inspekcję rygorystycznego bosmana, będącego postrachem wszystkich żeglarzy.

Wydawało się, że to już ostatni krok przed wypłynięciem na otwarte morze. Nie było to łatwe. Wizyta przerodziła się w prawdziwą potyczkę słowną, która nie miała nic wspólnego z wyposażeniem naszego jachtu w środki bezpieczeństwa. Była to prawdziwa ideologiczna bitwa  między bosmanem i Rudą.

Najwyraźniej dla bosmana byliśmy zjawiskiem na tyle dziwnym, że nie mógł zrozumieć, co robimy. Było dlań niepojęte, aby taka niewielka czeska łódź mogła wyruszyć na morze.

Bosman zaczął przesłuchanie, a jego pytania były wyjątkowo głupie: „A ty – kim jesteś?” albo „Dlaczego miałbym pozwolić Czechom wypływać na pełne morze?”.

Jego pytania z wolna zaczęły nabierać prywatnego charakteru. Dość szybko stało się jasne, co mu się nie podoba: oto polska dziewczyna, płynie gdzieś razem z „tymi Czechami”, którzy są, „jak wiadomo tchórzami” (bo nie walczyli podczas II wojny światowej), a  ponadto „jedzą knedliki i w ogóle nie są prawdziwymi mężczyznami; to mięczaki!”.

Bosman był wyrazicielem opinii wielu Polaków, którzy nie byli najlepszego zdania o Czechach, i nawet nie starał się ukrywać swojej pogardy dla nich. Byłam zbulwersowana jego brakiem taktu, ale Ruda, skonfrontowany z takim przeciwnikiem, był najwyraźniej w swoim żywiole.

Nie miał zamiaru ustąpić mu pola! Mówiąc szczerze, wręcz prowokował bosmana. Dolewał alkohol, dalej tocząc dyskusję. Noc zdawała się nie mieć końca, a zdeterminowany bosman postanowił dowieść, że Ruda i ja nie pasujemy do siebie. Skupił się na różnicach w naszej edukacji:

„Masz wyższe wykształcenie, prawda?” –  zwrócił się do mnie.

„Tak” – potwierdziłam z zakłopotaniem. Nie podobało mi się porównywanie mojego wykształcenia z wykształceniem Rudy. Był to dla mnie drażliwy temat, bo Ruda lubił kpić ze mnie z tego właśnie powodu.

„Jesteś więc magistrem inżynierem” – konstatował bosman, wpędzając mnie w poczucie winy.

„A ty? – spytał Rudę. – Jak to jest z tobą?”.

„Jestem tylko zwykłym drwalem” – odparł Ruda tak skromnie, jak tylko potrafił. Lecz wiedziałam, jak bardzo zadowolony jest ze swojej odpowiedzi.

„A więc ukończyłeś szkołę zawodową?” – pełen nadziei bosman kontynuował śledztwo.

„Nie – odpowiedział specjalnie smutnym głosem Ruda. – Nie ukończyłem nawet podstawówki”.  Byłam czerwona ze wstydu, a to nie był jeszcze koniec przedstawienia.

„Och, mój Boże!” – zawołał zbulwersowany bosman i wzniósł oczy ku niebu.

„Więc nie jesteś nawet pracownikiem wykwalifikowanym?” – spytał rozwścieczony.

„Owszem, nie jestem” – odparł z dumą Ruda dobrze się bawiąc!

„No to już jest kompletne dno!” – wykrzyknął głośno oburzony bosman –  „Jesteś… kompletnym zerem!”

Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do takich żartów Rudy. Dla mnie, to wcale nie była zabawna sytuacja. Myślałam, że mój partner będzie się bronił. Wiedziałam od  niego, że wyuczył się fachu tapicera. Poza tym Ruda  imał się różnych zawodów i imponował mi swoją wiedzą na każdy temat. O mezaliansach czytałam tylko w przedwojennych romansach. Nie pierwszy raz zresztą wezbrało się we mnie uczucie chronienia go przed niesprawiedliwością która go spotyka.

Świtało. Bosman był zupełnie pijany. Trudno było stwierdzić, czy lubi nas czy nienawidzi; w końcu jednak przybił nam swoją pieczątkę potwierdzając zgodę na wypłynięcie.

Było mi go żal. Z pewnością był dobrym człowiekiem, a niektóre z pytań wynikały z jego głębokiej troski o nas, zwłaszcza o mnie.

Z podobnym zachowaniem spotykałam się na przejściach granicznych podróżując pociągiem do Czech. Wopiści i celnicy z niezadowoleniem wbijali mi w paszport pieczątkę komentując: „To nie mogła pani znaleźć sobie chłopaka w Polsce?” albo „Czy pani wie, że oni nie tylko jedzą knedliki, ale i piją denaturat?” –  (mieli na myśli fernet – popularny w Czechach likier).

Zastanawiałam się wtedy, czy cechą charakterystyczną moich rodaków jest zaborczość wobec kobiet, czy też – być może, jak wolałabym myśleć – swoiście rozumiana rycerskość. (tłum. Andrzej Wojtasik)

vela_chapter 10-page-001vela_chapter 10-page-002

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

IMG_4275

Trasa rejsu Veli w 1977r. (mapka pochodzi z książki R. Krautschneidera, Lide a Ocean, wydanej w 1990r. w wydawnictwie „Polarka” M. Krautschneider; autorka szkicu – Ruzena Ecsiova).

DSC00484 DSC00485

The Faroe Islands, Lighthouse Bordan on Nolsoy.                 Iceland, the entrance to Seydisfordur. (rys. A. Wojtasik)

Vela 16 IMG_4557

„Moja islandzka rodzina”: Ina, Fjola i ja                                          „Moja norweska rodzina”: An-Karin, Ruda, ja i Sverre

w Seydisjodur, Islandia. Fot. z arch. M. i R. Krautschneider.         w Hestvika, Norwegia. Fot. z arch. M.R.Krautschneider.

__________________________________________________________________________________________________________________________ Małgorzata Krautschneiderw połowie lat siedemdziesiątych XX w.  ukończyła Wydział Rybactwa Morskiego  w Akademii Rolniczej w Szczecinie. Pracowała jako hydrobiolog, prowadziła biuro turystyczne Czech Service. W latach 1978-2002 związana z czeskim żeglarzem Rudą Krautschneiderem przebywała w Czechach i w Polsce; później od 2007r. w USA. 

 

                                                                                                           

 

 

 

 

 

ZŻ 34e sierpień 2017

THE VELA

Małgorzata Krautschneider opisuje żeglarski świat, który wokół niej był i który chłonęła całymi siłami swej dziewczęcej młodości. Przez pryzmat osobistych doświadczeń, przez środowisko w którym dorastała i wychowała się opisuje niełatwą i nie zawsze kolorową, spokojną  dla niej rzeczywistość lat spędzonych w ówczesnej Polsce.

Żegluga na małym jachcie do odległej Islandii z ledwo poznanym czeskim, mało doświadczonym żeglarzem, odmieniła jej życie osobiste, zbliżyła z czeskim otoczeniem kulturowym, by wreszcie po latach zaprowadzić za Ocean i pozwolić osiąść wśród nowojorskiej Polonii. Mały jacht „Vela” z okładki książki Małgorzaty Krautschneider, jak wiele innych dużych i małych  jachtów, był świadkiem ludzkich emocji, rodzących się uczuć, namiętności; łączył bratnie dusze, serca mające się ku sobie.

Dziś „Vela” znalazła drugą młodość, nowe życie. Zakupił ją żeglarz z Czech; zadbał, wyremontował i żegluje na „Veli” w Chorwacji….            (zs)

vela_cover-page-001

_____________________________________________________________________________________________________

Małgorzata Krautschneider:                        ARTYKUŁY

„Zawsze marzyłam o dalekich rejsach. (…) marzenie to wydawało się bardzo nierealistyczne. Tak było aż do czasu, gdy spotkałam czeskiego drwala, który przybył do Polski z niewielkim jachtem…”

__________________________________________________________________________

Wiktor Wejer:                                                        LISTY

 „…Poznałem tam wielu znanych żeglarzy z niemal całego świata, a z lotniska zostałem odebrany samochodem przez ex. Komandora Klubu…”

_________________________________________________________________________

Jan Protasowicz:                                             WIERSZE

„…Żeglować i puszczać się daleko na morze, …”   invent

_________________________________________________________________________

F O T O:  Widokówka z rejsu.

     Vela 18

Bogdan Sobiło: recenzja.

inshore-skipper-okladka-300dpi-cmyk_origCunliffe, Inshore skipper. Podręcznik Międzynarodowego Stowarzyszenia Szkół Żeglarskich. Zgodny z programem Day Skipper Royal Yachting Association, tłum. M. Czarnomska, Wydawnictwo NAUTICA, Warszawa 2017, ss. 191; cena 49,90 zł; ISBN978-83-946425-3-2;

Żeglowanie zmusza człowieka do odkrywania samego siebie.

Tom Cunliffe należy do najbardziej znanych brytyjskich instruktorów żeglarstwa. Jest autorem szeregu podręczników opracowanych zgodnie z programami Royal Yachting Association. Dzięki wydawnictwu NAUTICA polscy żeglarze mogli zapoznać się z dwoma: 200 rad dla skippera oraz Żegluj jak ekspert.

Jednym z powodów popularności podręczników Toma jest jego osobisty stosunek do omawianych kwestii, i szerzej, brak oporów przed dzieleniem się z Czytelnikiem prywatnymi wrażeniami, przemyśleniami, refleksjami. Jego książki, choć zawsze zawierają solidną porcję wiedzy nigdy nie są nudne, sztampowe czy napisane „na stopień”.

Najnowsza książka Cunliffe’a, wydana w Polsce zaledwie w rok po brytyjskiej premierze składa się z piętnastu rozdziałów, słownika terminów i dwóch załączników. Podstawowym założeniem Autora jest przygotowanie Czytelnika do samodzielnego prowadzenia jachtu morskiego. Z tego powody Cunliff wychodzi od spraw podstawowych, jak budowa jachtu morskiego, przygotowania do wyjścia z portu, stawianie żagli i obsługa urządzeń pokładowych, podstawy nawigacji, elementy meteorologii, manewry awaryjne etc. Całość napisana jest stylem osobistym, przystępnym dla każdego odbiorcy. Autor często odwołuje się do swojego niezwykle bogatego doświadczenia, także błędów jakie sam popełnił. Przy okazji daje mnóstwo praktycznych rad. Na przykład omawiając zwrot przez rufę zaleca, aby genuę przerzucać z burty na burtę na napiętych szotach, ponieważ w przeciwnym razie grozi to owinięciem żagla wokół sztagu (tzw. „tulipan”). Autor nigdzie nie dąży do wyczerpania zagadnienia, dzięki czemu nigdy nie wyczerpuje cierpliwości i zainteresowania Czytelnika. Podaje, jakby mimochodem, mnóstwo praktycznych wskazówek, wynikających ze swej wieloletniej praktyki kapitana, instruktora i egzaminatora. Dzięki temu książkę czyta się niemal jak powieść kryminalną, a po zakończeniu lektury zastanawiamy się, kiedy ukaże się kolejny tom cyklu. Raz po raz napotykamy też podczas lektury przykłady angielskiego humoru. Omawiając przygotowania do wyjścia w morze Tom pisze: Dopuszczenie do tego, aby na morzu skończyło się paliwo do silnika jest poważnym błędem porównywalnym z niesprawdzeniem ilości ginu w butelce.

Aby nie pisać panegiryku ku czci Autora zamiast recenzji, pozwolę sobie na kilka uwag krytycznych. Na rys. 21 zabrakło nabrzeża. Twierdzenie, że możliwe jest odejście od kei przy wietrze dociskającym na szpringu rufowym, i to długim trudno uznać za słuszne (s. 14). Wykład na temat różnych manewrów odejścia mogłyby rozjaśnić rysunki i zdjęcia, których w tej części jest zdecydowanie zbyt mało. Wbrew opisowi na s. 15 rysunek 2.3 przedstawia różne warianty zacumowania przy kei, a nie manewry odejścia. Także opis odejścia nie jest jasny dla początkującego żeglarza. Na rys. 4.2 zabrakło oznaczenia halsów. Stary brytyjski system odwzorowania geodezyjnego to OSGB 1936, a nie 1935. Departament Obrony USA wyłączył GPS w czasie operacji Pustynna Burza, czyli w 1991, a nie rok wcześniej, jak utrzymuje Autor. Na rys, 7.2 w objaśnieniu powinno być „pod małym kątem”. Prędkość wiatru jest podawana w skali Beauforta, węzłach albo metrach na sekundę, ale nigdy w kilometrach na sekundę (s. 111). Odbiorniki systemu Navtex od dawna wyposażone są w wyświetlacz zamiast drukarki (s. 119). Przy omawianiu poprawek dla portów dołączonych (s. 130) różnice czasu wystąpienia HW podane są w tym przypadku dla godzin 0000 i 1200, a nie 1000 i 1200. Co do dewiacji (s. 143), to pominięty został wpływ urządzeń elektronicznych oraz elektrycznych kabestanów na wskazania kompasu magnetycznego. W czasie płynięcia we mgle należy wyłączać silnika raz na jakiś czas,  a nie tylko „spowalniać jacht” (s. 150). Sygnały dźwiękowe statków w drodze w warunkach ograniczonej widzialności nie są nadawane „co kilka minut”, ale zgodnie z Prawidłem 35 MPZZM nie rzadziej niż raz na 2 minuty. W Słowniku zabrakło pojawiających się wcześniej w tekście terminów: „kąt martwy”, „kontrkurs”, „trawers”.

Kilka zastrzeżeń trzeba niestety wysunąć wobec tłumaczenia i redakcji polskiej wersji książki. Zadania spolszczenia książki podjęła się doświadczona żeglarka i tłumaczka, kapitan Magdalena Czarnomska, mająca w swym dorobku szereg tłumaczeń oraz własne, autorskie dzieła. Nagminne są anglicyzmy, obce idiomatyce języka polskiego. Zamiast używania form bezosobowych, tłumaczka pozostawia dosłowne frazy angielskie: „musisz”, „powinieneś” zamiast „należy”, „powinno się” itp. Niełatwą kwestią w tłumaczeniu literatury żeglarskiej jest zastosowanie odpowiedniej terminologii. Tradycyjnie niezaciskająca się pętla używana  m. in do cumowania staje się w polskiej wersji „węzłem ratowniczym”, chociaż taką nazwę nadano temu węzłowi w Polsce dopiero w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku i nigdzie na świecie nie jest tak nazywany. Mimo powszechnego w polskiej literaturze stosowania określenia „porty zasadnicze”, Tłumaczka używa „porty standardowe”. Na s. 27 zamiast „widnokręgu” pojawia się „horyzont”.. Nieprawidłowo wydrukowano jako „96” głębokość 9,6m (s. 28). Kilka razy napotkać można rażące błędy językowe, takie jak „w danym okresie czasu”, „w dniu dzisiejszym” czy bardzo rozpowszechniony we współczesnej polszczyźnie pleonazm „tylko i wyłącznie”. Zamiast „w tablicach” pojawia się na s. 37 wyrażenie „na tablicach”. Objaśnienie rysunku 6.2 powinno brzmieć „Sterowanie według kompasu”, a nie „Na kurs”. Z kolei na rys. 6.4  deklinacja wynosi nie 45˚, ale 10˚ E. Sformułowanie „Przyrządy do kreślenia linii kierunkowych” jest co najmniej niefortunne (.s 81). W polszczyźnie kurs się „wykreśla”, a nie „nakreśla” (s. 82). Mało szczęśliwe jest też sformułowanie „rejony żeglugowe”, zamiast np. „akweny”. Nie wiem, czym jest skrót „FZ” na s. 85. Nieco dalej pojawia się „progres”, zamiast „postępu”. Obca polszczyźnie, także językowi nautyki, jest kolejna kalka z angielskiego „pozycja estymowana”. Ekierka nawigacyjna jest obecnie powszechnie nazywana przez początkujących żeglarzy „trójkątem nawigacyjnym”, co nie znaczy, że jest to określenie  właściwe. Odpowiednikiem angielskiego określenia „cyclonic” w polskich prognozach pogody jest „wiatr niżowy” lub „wiatr cykloniczny” (s. 117). Niezbyt zrozumiale brzmi zdanie ze s. 170: „jacht straci stabilność żeglowania – grot upłynniał jego ruch przez fale”. Żagle się „zrzuca”, „zdejmować” można w  języku polskim np. części garderoby, chociaż i te czasem można zrzucić. Na następnej stronie zabrakło „się” po „zrównuje”.

Mimo niewielu w sumie usterek i potknięć Autora, Tłumaczki oraz polskiej redakcji podręcznik godny jest polecenia wszystkim żeglarzom, nie tylko tym początkującym. Każdy skipper, bez względu na akwen, po którym pływa czy wielkość jachtu powinien pamiętać o zasadzie: Na morzu jako dowódcy to my jesteśmy zawsze ostatecznie odpowiedzialni za swoje błędy.

Czekamy teraz na polską wersję największego bestsellera Cunliffe’a – Yachtmaster.

Bogdan Sobiło

_____________________________________________________________________________________________________

Bogdan Sobiło – ur. 1967 r. w Wolinie. Studiował historię i filologię klasyczną na  Uniwersytecie Jagiellońskim. Kapitan jachtowy. Mieszka w Libiążu.

 

Wojciech Wejer: E-mail z Kanady

Wojtek Wejer a

 

E-mail do Zeszytów Żeglarskich od Wojtka Wejera, z dn. 6. kwietnia 2017r:

 

 

… Akurat dzisiaj powróciłem z uroczystości rozdania nagród i mam kilka zdjęć. Pełny ilustrowany raport jest na:
https://www.oceancruisingclub.org/8-home/latest-news/2775-the-occ-agm-and-awards-weekend-delights-attendees.html
Ten cały dokument możesz ściągnąć właśnie stamtąd.
Dinner_crowd_adj

Atmosfera uroczystości była czysto rodzinna jednakże z pełnym wzajemnym szacunkiem a jednocześnie według zasad Angielskich.
Rozpoczęto uroczystość modlitwą i toastem ku czci Królowej.

 

 

VictorWejer_adj

 

Podczas swojej przemowy za otrzymanie nagrody niemal ledwo trzymałem okulary na końcu nosa.

 

 

Poznałem tam wielu znanych żeglarzy z niemal całego świata a z lotniska zostałem odebrany samochodem przez ex. Komandora Klubu.
Taki honor to tylko chyba raz w życiu.
P1010420

 

Miejsce uroczystości odbyło się w Greenlands wybudowane w XVII wieku gdzie w 2012 Królowa Elżbieta II celebrowała swój jubileusz zaraz obok miasteczka regatowego Henley-on-Thames.

 

OCC-scan_Victor

 

 

To co o mnie tam napisano to spróbuje przetłumaczyć dla ciebie w przeciągu kilku następnych dni.

 

 

Cheers, Wojtek Wejer.

————————————————

Tłumaczenie (W. Wejer) uzasadnienia nagrody:

Ocean Cruising Club Nagroda Zasługi jest przyznana dla Victora Wejera za jego wybitny serwis, obszerną radę dla międzynarodowych Arktycznych żeglarzy i jego odległe wspomaganie jachtów na Northwest Passage.

Kanadyjczyk Victor Wejer był instrumentem sukcesu i bezpieczeństwa wielu przejść Northwest Passage. Victor dostarczał darmowe informacje pogody, lodów i udzielał porad odnośnie trasy wielu jachtom (42 jachty od 2006r do 2016r), włączywszy pierwszy jacht który przepłynął Cieśninę Fury & Hecla (2016r). Wejer dostarczał krytyczne informacje jako rzeczoznawca bez rekompensaty dla tych którzy zwracali się o poradę, jak również ostrzegając marzycieli i niedowiarków w sprawach dotyczących niebezpiecznego przedsięwzięcia. On również jest zainteresowany wyprawami NW Passage które odbyły się w XIX wieku. Dla wielu, jest przyjacielem jak również doradcą, biorąc pod uwagę załogę i wytrzymałość jachtu.

Przykład Victora, jego bezcenne rady, jest cytowany od wczesnej informacji od członka OCC:

„Ja otrzymywałem wiele zapytań od różnych poszukiwaczy przygód którzy chcieli pokonać NW Passage. Dla większości mocno radziłem aby się trzymać od tego z daleka. Każdy musi mieć właściwą świadomość. To nie jest przygoda, to jest niebezpieczna wyprawa dla nieprzygotowanego jachtu i załogi. Doskonałe przejście nie powinno mieć historii do opowiadania. Bez problemu.  Bez kwestii. Bez klęski. Wszystkie lodowe wejścia zostały wykorzystane. Jak jeden z Arktycznych odkrywców powiedział „przygoda is symbolem braku kompetencji”.

Poprzez lata Victor Wejer zbierał informacje dotyczące metody, schronienia, kotwicowisk, warunków lodowych i wyposażenia od żeglarzy, którzy z powodzeniem zakończyli wyprawę jak i od tych którzy nie zdołali tego dokonać w swoich zmaganiach, aby żeglować w tym unikalnym i często nie do przewidzenia akwenie.

Victor zebrał różne informacje i stworzył bardzo wartościowy zestaw, który jest wznawiany z nowymi informacjami. Jego Przewodnik dla Jachtów Northwest Passage można ściągnąć z witryny Royal Cruising Club Pilot Foundation.

_____________________________________________________________________________________________________Wojciech Wiktor Wejerur. 1942r, w Warszawie, inżynier mechanik (University of Alberta, Edmonton, Kanada), z Polski wyjechał w 1967r, od 1969r w Kanadzie; żeglował w Szczecinie w klubie Pogoń i w JK AZS; z powodzeniem startował w regatach – Cadet, Finn; w Kanadzie praca w Arktyce w przemyśle naftowym; od wielu lat wspomaga w nawigacji żeglarzy pływających w Arktyce, przez Northwest Passage; autor locji żeglarskich rejonów arktycznych; w 2015 nominowany do nagrody Ocean Cruising Club: Merit Award i nagrodzony.