Archiwum kategorii: ZŻ nr 33e maj 2017

Henryk Jaskuła: Dziennik osobisty z rejsu solo non-stop dookoła świata 1979-1980, jachtem „Dar Przemyśla”.

W latach 1979 – 1980 Henryk Jaskuła na jachcie Dar Przemyśla, jako trzeci na świecie po Anglikach Robinie Knox-Johnstonie na jachcie Suahili i Chay Blythu na jachcie British Steel, samotnie opłynął Ziemię bez zawijania do portów. Rejs trwał 344 dni (12 VI 1979 – 20 V 1980), rozpoczął i zakończył się w Gdyni. Pomimo upływu 37. lat, mimo podejmowanych prób przez polskich żeglarzy rejs taki nie został powtórzony i ciągle stanowi rozpalające wyobraźnię wyzwanie…                                             (zs)                        ____________________________________________________________________________________________________

Jaskula_Henryk

(fragmenty)

Dzień 1.   12 VI 1979, wtorek

12.07 (GMT 10.07)  Start.  Główki Basenu Jachtowego w Gdyni.

14.20.  Hel w zasięgu ręki. Morze uczy tęsknić i kochać. Wszystkich kocham, absolutnie wszystkich. Jestem szczęśliwy, bo nie ma w moim sercu ani krzty nienawiści. Jeżeli jeszcze wczoraj, czy przedwczoraj odgrażałem się, że kogoś obsmaruję, tak dziś, dwie godziny po wyjściu z Gdyni, wszystko poszło w niepamięć, wszystko poszło za burtę serca i jachtu.

Jestem szczęśliwy bo mam tak bardzo dużo prawdziwych przyjaźni, chyba nie ma w tym kraju drugiego takiego zwykłego człowieka, który by miał tyle serc do konsumpcji…

22.00. Rozewie, kiedy cię zobaczę znów? Ty najmilsza polska latarnio, stojąca na najpiękniejszym wzgórzu, zawsze łatwo rozpoznawalna z morza…

Po 22-giej wiatr zamarł do zera, na silniku odskoczyłem dalej od Rozewia, stanąłem w dryfie pod samym bezanem i poszedłem spać, zapaliwszy przedtem białe światło na topie…

(…)

Dzień 344.   19 V 1980, poniedziałek 

…O 18.45 trawers Helu (gdy zobaczyłem Rozewie na trawersie , łzy stanęły mi w oczach). Jest jeszcze dzień, pod genuą, bezanem i silnikiem pruję prosto do Gdyni i postanawiam wejść do portu. Konstelacja za Helem poszła gdzieś w kierunku Jastarni. Minąłem stojącego Zenita. Okręt wojenny , patrolowiec, podszedł na pełnym gazie; wymiana salutów.

Syreną woła mnie Konstelacja. Nic nie słyszę w słuchawce bo silnik warczy, ale mówię, że będę wchodził do Gdyni zaraz. Dogania mnie Konstelacja, Józek Werstler i Staszek Ląg krzyczą przez tubę, że nie wolno wchodzić.

– Chcecie trzymać mnie tu przez całą noc, przed portem? Wejdę, a jutro wyjdę żeby wejść do powitania – proponuję.

– Nie, nie można, jest ustalone, że masz wchodzić jutro o 11-tej.

Zerwałem wszelkie rozmowy, wyłączyłem UKF-ke. Stałem za sterem i widziałem tylko Gdynię przed sobą, dokąd ciągnęła mnie nieprzeparta siła. Nie reagowałem na sygnały syreną Konstelacji.

Dogonili mnie, zbliżyli się na odległość głosową. Józek przez tubę krzyczy do mnie:

– Heniu, wytrzymałeś tyle, wytrzymaj jeszcze tę ostatnią noc.

To mi przemówiło. Zwolniłem. Poddałem się. Odeszliśmy milę w kierunku Jastarni, aby zejść z toru, Konstelacja stanęła na kotwicy, ja za nią, w dryfie. Zrzuciłem żagle, ale silnik chodził całą noc na biegu jałowym.

 

Dzień 345.    20 V 1980, wtorek

   Tego zapisu nie ma w Dzienniku Osobistym, który urywa się na dniu 344.

Całą noc, za rufą Konstelacji nieco z boku, żeby mi nie zasłaniała widoku, przesiedziałem w kopicie, wpatrzony w światła Gdyni, tego portu, z którego wyszedłem przed rokiem, a do którego gnałem ze wszystkich sił najdłuższą istniejącą drogą, dookoła całego świata. A teraz nie pozwalają mi wejść z marszu, bo taki jest program powitania. Jasne, rozumiem to, nie mam pretensji ani żalu.

Przed zapadnięciem zmroku Mietek Nyczek, z rufy Konstelacji udzielał mi obszernych informacji o planowanym przyjęciu, z telewizją i oficjelami na czele. Słuchałem cierpliwie, nic mi to nie przeszkadzało. Wszelako było to coś jak dalsza część locji, z którą trzeba się zapoznać przed wejściem do poru. Do mojej Gdyni wchodzę bez locji o każdej porze i w każdych warunkach, w głowie i w sercu mam locję Gdyni, ale teraz wejście obramowane jest nieistniejącymi w nawigacji znakami i mieliznami. Więc słuchałem uważnie. Absolutnie spokojny. Ja już byłem w Gdyni, tylko moja skóra, w kokpicie, i jacht czekaliśmy na zielone światło.

O godzinie 13.20 na kliwrze II i bezanie jacht wszedł w główki portu jachtowego w Gdyni, o 13.25 podałem cumy do rąk dwóm przygotowanym marynarzom i stanęliśmy przy kei naprzeciw Szkoły Morskiej.  W „Dzienniku Jachtowym” figurowało, że był to 345 dzień, ale kalendarzowych było 344.

Henryk Jaskuła

_____________________________________________________________________________________________________

Henryk Jaskuła – ur. 22.10.1923r., w Radziszewie; wsławił się pierwszym polskim rejsem dookoła świata bez zawijania do portów na trasie Gdynia – Gdynia  (1979-1980), na jachcie Dar Przemyśla.

________________________

F O T O (z arch H. Jaskuły)

clip_image002 Powrót Henryka Jaskuły Darem Przemyśla z rejsu solo non-stop dookoła

                                                                     świata.

24 V 1980-crop  Powitanie w rodzinnym Przemyślu.

 

Wojciech Wejer: E-mail z Kanady

Wojtek Wejer a

 

E-mail do Zeszytów Żeglarskich od Wojtka Wejera, z dn. 6. kwietnia 2017r:

 

 

… Akurat dzisiaj powróciłem z uroczystości rozdania nagród i mam kilka zdjęć. Pełny ilustrowany raport jest na:
https://www.oceancruisingclub.org/8-home/latest-news/2775-the-occ-agm-and-awards-weekend-delights-attendees.html
Ten cały dokument możesz ściągnąć właśnie stamtąd.
Dinner_crowd_adj

Atmosfera uroczystości była czysto rodzinna jednakże z pełnym wzajemnym szacunkiem a jednocześnie według zasad Angielskich.
Rozpoczęto uroczystość modlitwą i toastem ku czci Królowej.

 

 

VictorWejer_adj

 

Podczas swojej przemowy za otrzymanie nagrody niemal ledwo trzymałem okulary na końcu nosa.

 

 

Poznałem tam wielu znanych żeglarzy z niemal całego świata a z lotniska zostałem odebrany samochodem przez ex. Komandora Klubu.
Taki honor to tylko chyba raz w życiu.
P1010420

 

Miejsce uroczystości odbyło się w Greenlands wybudowane w XVII wieku gdzie w 2012 Królowa Elżbieta II celebrowała swój jubileusz zaraz obok miasteczka regatowego Henley-on-Thames.

 

OCC-scan_Victor

 

 

To co o mnie tam napisano to spróbuje przetłumaczyć dla ciebie w przeciągu kilku następnych dni.

 

 

Cheers, Wojtek Wejer.

————————————————

Tłumaczenie (W. Wejer) uzasadnienia nagrody:

Ocean Cruising Club Nagroda Zasługi jest przyznana dla Victora Wejera za jego wybitny serwis, obszerną radę dla międzynarodowych Arktycznych żeglarzy i jego odległe wspomaganie jachtów na Northwest Passage.

Kanadyjczyk Victor Wejer był instrumentem sukcesu i bezpieczeństwa wielu przejść Northwest Passage. Victor dostarczał darmowe informacje pogody, lodów i udzielał porad odnośnie trasy wielu jachtom (42 jachty od 2006r do 2016r), włączywszy pierwszy jacht który przepłynął Cieśninę Fury & Hecla (2016r). Wejer dostarczał krytyczne informacje jako rzeczoznawca bez rekompensaty dla tych którzy zwracali się o poradę, jak również ostrzegając marzycieli i niedowiarków w sprawach dotyczących niebezpiecznego przedsięwzięcia. On również jest zainteresowany wyprawami NW Passage które odbyły się w XIX wieku. Dla wielu, jest przyjacielem jak również doradcą, biorąc pod uwagę załogę i wytrzymałość jachtu.

Przykład Victora, jego bezcenne rady, jest cytowany od wczesnej informacji od członka OCC:

„Ja otrzymywałem wiele zapytań od różnych poszukiwaczy przygód którzy chcieli pokonać NW Passage. Dla większości mocno radziłem aby się trzymać od tego z daleka. Każdy musi mieć właściwą świadomość. To nie jest przygoda, to jest niebezpieczna wyprawa dla nieprzygotowanego jachtu i załogi. Doskonałe przejście nie powinno mieć historii do opowiadania. Bez problemu.  Bez kwestii. Bez klęski. Wszystkie lodowe wejścia zostały wykorzystane. Jak jeden z Arktycznych odkrywców powiedział „przygoda is symbolem braku kompetencji”.

Poprzez lata Victor Wejer zbierał informacje dotyczące metody, schronienia, kotwicowisk, warunków lodowych i wyposażenia od żeglarzy, którzy z powodzeniem zakończyli wyprawę jak i od tych którzy nie zdołali tego dokonać w swoich zmaganiach, aby żeglować w tym unikalnym i często nie do przewidzenia akwenie.

Victor zebrał różne informacje i stworzył bardzo wartościowy zestaw, który jest wznawiany z nowymi informacjami. Jego Przewodnik dla Jachtów Northwest Passage można ściągnąć z witryny Royal Cruising Club Pilot Foundation.

_____________________________________________________________________________________________________Wojciech Wiktor Wejerur. 1942r, w Warszawie, inżynier mechanik (University of Alberta, Edmonton, Kanada), z Polski wyjechał w 1967r, od 1969r w Kanadzie; żeglował w Szczecinie w klubie Pogoń i w JK AZS; z powodzeniem startował w regatach – Cadet, Finn; w Kanadzie praca w Arktyce w przemyśle naftowym; od wielu lat wspomaga w nawigacji żeglarzy pływających w Arktyce, przez Northwest Passage; autor locji żeglarskich rejonów arktycznych; w 2015 nominowany do nagrody Ocean Cruising Club: Merit Award i nagrodzony.

Bogdan Sobiło: recenzja

352x500J. Radomski, Burgas i Bosman. Psy z „Czarnego Diamentu”, Jastrzębie Zdrój – Gdańsk 2012, ss. 215; cena 25 zł; ISBN 978-83-7823-080-9;

Kapitan Jerzy Radomski mimo niezwykłych dokonań, nie jest powszechnie rozpoznawanym żeglarzem w Polsce. Warto więc przypomnieć Czytelnikom, że zbudował w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku oceaniczny jacht. Czarny Diament powstał w Jastrzębiu – Zdroju, gdzie Kapitan mieszkał i pracował jako elektryk w kopalni. Dzisiaj do zdobycia swojego jachtu wystarczy mieć pieniądze, a w tamtych zamierzchłych czasach oczywiście także pieniądze. Ale prócz nich trzeba było pokonać mnóstwo biurokratycznych barier, zawiść małostkowych bliźnich (tu mimo upływu czasu zmiany raczej niewielkie), niechęć totalitarnego państwa i całego społeczeństwa do tzw. inicjatywy prywatnej. Kapitan Radomski wszystkie te bariery pokonał. Miał marzenie, które mimo wszystkich przeciwności konsekwentnie realizował. Pływał po morzach i oceanach przez 32 lata! Bohater tego  najdłuższego w historii polskiego żeglarstwa rejsu doczekał się wielu nagród, m. in. Srebrnego Sekstantu, Rejsu Roku, Kolosów. Można by je jeszcze wymieniać długo, długo, długo.

Swoją opowieść zaczyna Autor od marzenia 14 latka z Działdowa, który zapragnął zobaczyć morze. Zamiast prosić dorosłych o pieniądze, zbierał złom i butelki, a za zgromadzone fundusze pojechał do Gdyni. W morzu oczywiście zakochał się bezgranicznie i na zawsze. Pewnie całe dalsze życie Kapitana jest konsekwencją tego młodzieńczego zauroczenia. Przemierzając morza i oceany, zawinął do setek portów, poznał tysiące ludzi, przeżył przygody, którymi by można obdzielić setki innych osób. Ale narracja skupia się nie  na nim samym, jego przeżyciach, napotkanych ludziach czy wydarzeniach, ale na wiernych towarzyszach podróży, dwóch psach – Burgasie i Bosmanie. Żeglarze często w długie rejsy, zwłaszcza samotne zabierają zwierzęta. Ale nikt z nich – o ile mi wiadomo – nie opisał swoich przygód w taki sposób, że w samym centrum opowieści jest zwierzę, nie człowiek.

Podarowany w Bułgarii Burgas spędził z Kapitanem prawie 13 lat. Ze wzruszeniem i emocjami, mimo upływu lat, wspomina Kapitan wydarzenie z początku rejsu, kiedy Czarny Diament wylądował na rafie Morza Czerwonego. Pewnie nie jeden żeglarz poddałby się  w tej sytuacji, ale nie Radomski. Wraz z kolegą przez 67 dni mozolnie wyrąbywał kanał w rafie, przez który ostatecznie jacht wrócił na pełne morze! To właśnie podczas tej katorżniczej pracy Burgas spłoszył szczekaniem piratów i w ten sposób pewnie uratował życie swemu panu. A pan obiecał swemu wybawcy „dożywocie” i słowa dotrzymał. Następcą Burgasa był Bosman, który znalazł się na pokładzie jachtu dzięki synowi Kapitana. Swoją drogą, opis spotkania ojca i syna po wielu latach rozłąki należy do najbardziej wzruszających fragmentów książki.

Obydwa psy różniły się wyglądem i temperamentem, ale były jednakowo kochane przez swojego pana. Radosny i skory do zabaw Bosman mógłby pewnie występować w cyrku. Jedną ze sztuczek, jakie opanował, było wspinanie się po drabinie!

Reasumując, książka osobista, pełna pogody, autoironii i poczucia humoru, świetnie napisana, pełna dystansu do siebie i świata, a przede wszystkim miłości. Obowiązkowa lektura każdego miłośnika czworonogów, oceanicznych żeglarzy i wszelkiej maści marzycieli o Wielkiej Wędrówce.

Post scriptum: Kapitan Radomski w kilku miejscach zapowiada wielokrotnie kontynuację opowieści. Trzymamy za słowo Kapitanie!

Bogdan Sobiło

_____________________________________________________________________________________________________

Bogdan Sobiło – ur. 1967 r. w Wolinie. Studiował historię i filologię klasyczną na  Uniwersytecie Jagiellońskim. Kapitan jachtowy. Mieszka w Libiążu.